–
Jak się czujesz, kochanie? – spytałem przekraczając próg sali,
w której leżała Rosie. – Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem,
jutro mają cię wypisać – Powiedziałem odgarniając jej kosmyk
włosów za ucho.
–
Czuję się znakomicie – zaśmiała się
skradając mi całusa. – Co prawda jestem lekko obolała, ale ten
ból jest niczym w porównaniu do tych dwóch małych kruszynek –
Oznajmiła poprawiając się na niewygodnym łóżku. – To dobrze,
że jutro już będziemy w domu… Wszyscy razem, cała
czwórka…
–
Tak, masz rację – przyznałem. –
Nawet John zwolnił mnie z jutrzejszego treningu, dasz wiarę? –
Wyszczerzyłem się.
–
Spróbowałby nie! – mruknęła.
–
Miałby wtedy do czynienia z młodą
mamuśką, więc lepiej, żeby nie zaczynał – powiedziałem cicho.
Na szczęście Rosie tego nie usłyszała, bo w tym momencie
otworzyły się drzwi. Do sali weszła lekarka. Uśmiechnąłem się
szeroko na widok moich maluchów.
–
Próbujemy karmić? – zadała to
pytanie Rosie, a ona bez wahania pokiwała głową. Lekarka podała
jej Philippa, po chwili w moich ramionach wylądowała Ariana.
Pocałowałem ją w nosek wpatrując się w nią, jak w obrazek. Była
idealna. Tak samo, jak Philipp, który aktualnie pobierał pokarm od
Rose. – Bardzo dobrze wam idzie – Pochwaliła ją siwowłosa
kobieta. Rosie z czułością pogłaskała małego po główce.
–
Ariana ma moje oczka – spostrzegłem
czując przypływ dumy. – Moja mała księżniczka – Połaskotałem
ją po stópce, a ona posłała mi coś na kształt uśmiechu.
Wzruszony pociągnąłem nosem. Byłem cholernie szczęśliwy i nikt
nie był w stanie mi tego odebrać.
–
Zamiana – usłyszawszy głos lekarki
podałem Arianę Rose, a w moje ramiona powędrował Philipp. –
Mały był chyba bardziej głodny – Spostrzegła po chwili.
–
Wie pani, w końcu to mężczyzna… Wie,
co dobre! – oznajmiłem, a Rosaline posłała mi piorunujące
spojrzenie. Kobieta zasłoniła usta dłonią, by stłumić chichot.
–
Zostawię państwa na chwilę z
maluchami… Cieszcie się do woli tymi wspólnymi, pierwszymi
minutami – powiedziała wychodząc. Z synkiem w ramionach usiadłem
obok kobiety mojego życia.
–
Jesteś szczęśliwy? – spytała Rosie
wpatrując się w nasze małe kopie.
–
Kochanie… Nigdy nie byłem szczęśliwszy
– odpowiedziałem szczerze dając Philippowi buziaka w czółko. W
końcu stworzyliśmy rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Rodzinę, o
jakiej zawsze marzyłem…
Londyn,
12.02.2020 r.
–
A kici kici pici! A kto jest najpiękniejszą dziewczynką na
świecie, no kto? – usłyszawszy pytanie Davida, który nachylał
się nad łóżeczkiem Ariany parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na
Kepę, a ten jedynie przewrócił oczami wskazując na Johna.
–
A kto jest najprzystojniejszym
chłopczykiem na świecie, no kto? – pytał mój stuknięty
braciszek łaskocząc Philippa po brzuszku.
–
On na starość już całkiem zwariował
– stwierdziła Toni obserwując całą scenę z rozbawieniem.
– A myślałam, że bardziej się nie da.
–
Cieszmy się i radujmy, że nie ma tutaj
Edena – powiedziałam. – Nie chcę wiedzieć, co by się wtedy
działo.
–
Zapewne nic dobrego – rzekł Kepa. Po
chwili David wziął swoją chrześnicę na ręce i zaczął
robić do niej miny, co mała przyjmowała głośnymi piskami. John
oczywiście poszedł w jego ślady. – Chyba mamy zapewnioną
całodobową opiekę nad maluchami – Stwierdził po namyśle.
–
Jużbyście chcieli! – krzyknął John.
– O, Boże, trening! – Wrzasnął i z przerażeniem spojrzał na
zegarek. Podał swojego chrześniaka Toni i złapał się za serce. –
Co ze mnie za trener?
–
Najlepszy na świecie! – powiedział
David oddając mi małą. – Ale chyba faktycznie czas się zbierać!
– Wskazał na Kepę, a on niechętnie pożegnał się ze mną i z
dziećmi.
–
Frank urwie mi głowę – jęknął
John.
–
Sam spóźniał się na swoje treningi,
gdy urodziła się Patricia – przypomniałam mu. – Ale zmykajcie,
my sobie poradzimy! – Wskazałam na Toni, która usypiała małego.
–
Dokładnie, mamy w tym wprawę –
uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili męskie towarzystwo opuściło
mieszkanie moje i Kepy. – Zdajesz sobie sprawę, że jak wybierzesz
się z maluchami na trening to wszyscy oszaleją?
–
Zdaję – mruknęłam pod nosem
zmieniając Arianie pieluszkę. – Chociaż nie wiem, czy można
bardziej…
–
Och, co racja to racja!
Londyn,
17.02.2020 r.
Z
głębokiego snu wyrwał mnie płacz maluchów. Jak oparzony zerwałem
się z łóżka modląc się, by przypadkiem nie obudzić
Rosie. Spojrzałem na nią, ale na szczęście spała, jak kamień.
Zarwała dwie poprzednie noce, więc nie dziwiłem się temu. Teraz
moja kolej! Na palcach udałem się do pokoju bliźniaków, by
sprawdzić co się dzieje. Nachyliłem się nad łóżeczkiem
Philippa i już wiedziałem, co się stało. Sprawnie zmieniłem mu
pieluszkę, za co nagrodził mnie bezzębnym uśmiechem. Zaśmiałem
się cicho zbliżając się do łóżeczka Ariany. U niej było
wszystko w porządku, pewnie obudziła się za sprawą płaczu
braciszka. Delikatnie wziąłem ją na ręce i usadowiłem się na
wygodnym fotelu. Maluchy wpatrywały się we mnie uważnie ssąc
smoczki. Westchnąłem kładąc głowę na oparciu. Wychowywanie
bliźniaków wcale nie było łatwą rzeczą, ale dzięki Bogu jakoś
dawaliśmy radę. Dzieliliśmy się obowiązkami, w nocy wstawaliśmy
na zmianę. Mimo że po nieprzespanych nocach byłem wrakiem na
porannych treningach to nie narzekałem. John i Frank rozumieli
i nie mieli do mnie pretensji. Koledzy również byli życzliwi i nie
robili mi wyrzutów ze względu na powiązania rodzinne. Zresztą
sami byliśmy jedną, wielką rodzinąi każdy był gotowy
zrobić wszystko dla drugiego. Spojrzałem na maluchy z miłością.
Były z
nami kilkanaście dni, a już wywróciły nasz świat do góry
nogami. Ale nie zamieniłbym tej rzeczywistości na żadną inną. W
końcu miałem to, o czym marzyłem od dziecka. Miałem u swego
boku ukochaną kobietę, która znosiła moje humory oraz akceptowała
moje wady. Miałem przy sobie Arianę i Philippa. Moje dwa małe
szczęścia. Przeprowadzka do Londynu była najlepszą decyzją, jaką
podjąłem w całym moim życiu. Dzięki niej zyskałem wszystko.
Poznałem Rosie, zostałem tatą, grałem w jednym z najlepszych
klubów na świecie… Przywołałem w głowie moje pierwsze
spotkanie z Rosaline i zaśmiałem się cicho. Ariana i Philipp
byli owocem tego uczucia, które połączyło nas od początku. Byli
częścią mnie i częścią Rosie. Ze zdumieniem odkryłem, że
zasnęli w moich ramionach. Ostrożnie położyłem moje maleństwa w
łóżeczkach ocierając łzę. Miałem wszystko i byłem cholernym
szczęściarzem.
Londyn,
Cobham Training Centre, 08.03.2020 r.
Przekroczyłam
próg Cobham pchając wózek z miesięcznymi bliźniakami. Teraz
wszystko było inaczej. Ale zdecydowanie lepiej. Pomachałam
Gianfranco Zoli, który dzięki Bogu nie odszedł z Chelsea. Jego
cenne doświadczenie pomagało Johnowi oraz Frankowi w
prowadzeniu pierwszej drużyny. Poprawiłam maluchom kocyki i ciężko
opadłam na siedzenie. Był słoneczny dzień, w powietrzu czuć było
nadchodzącą wiosnę, dlatego postanowiłam, że dziś po raz
pierwszy odwiedzę z dziećmi Kepę na treningu. W końcu
kiedyś musiał nastąpić ten dzień, w którym poznają swoich
świrniętych wujków. Pierwszy zobaczył nas Eden.
–
Przyszła Rosaline z dziećmi! –
wrzasnął i przybiegł do nas w podskokach. Ariana i Philipp
poznali już wcześniej Edena i całą jego rodzinkę, jednak Belg za
każdym razem zachowywał się tak, jakby widział ich po raz
pierwszy. – Jak się miewają dziś moje maluszki? –
Zaszczebiotał przyprawiając je o wesołe oraz głośne piski.
–
Te maluszki są moje! – krzyknął
David. – Ty masz swoje dzieci! – Prychnął i trącił go w
ramię.
–
Ale nie takie małe! – odpyskował.
–
Trzeba się było postarać! A, właśnie!
Co z domniemaną czwartą ciążą Natachy?
–
Fałszywy alarm – mruknął Hazard, a
ja parsknęłam śmiechem widząc jego zmartwioną minę. – Ale ja
jeszcze nie skończyłem swojej roboty!
–
Biedna Natacha – powiedział cicho
David, ale Eden jednak go usłyszał. Po chwili ganiali się po
boisku obrzucając się wyzwiskami. Jak dzieci!
–
Cześć wam – przywitał się Frank
siadając obok. Poznanie z jego rodziną maluchy również miały już
za sobą. – Co was dziś do nas sprowadza?
–
Nie mogłam już wysiedzieć w domu –
jęknęłam posyłając uśmiech Azpiemu. Po chwili wokół mnie
zebrała się cała drużyna. Bliźniaki patrzyły zaciekawione na
całe towarzystwo.
–
Pewnie oceniają, który z was jest
największym kretynem – powiedział Kepa uśmiechając się
szeroko.
–
To wyjaśnia, dlaczego najdłużej
zatrzymały wzrok na tobie, tatusiu – oznajmiła Abi, która
zjawiła się obok. Parsknęłam przybijając jej piątkę. Niedawno
wpadła do nas w odwiedziny i została na trochę dłużej. Kiedy
Kepa był na treningach dzięki niej i Toni wszystko było dla mnie
łatwiejsze.
–
Bardzo śmieszne, gówniarzu – Kepa
posłał jej oburzone spojrzenie, a ona wystawiła mu język.
–
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia
Kobiet! – wydarł się Emerson i wręczył mi oraz Abi po
tulipanie. Siostra Kepy zarumieniła się słodko, a ja wyszczerzyłam
zęby w uśmiechu widząc minę Hiszpana.
–
Dziękuję – wyszeptała zarumieniona
przyjmując od niego kwiat.
–
Piękny kwiat dla pięknej pani –
rzekł. Szczęka Kepy zaczęła niebezpiecznie drżeć.
–
Kepcio, wyluzuj! – zakrzyknął David.
– Przecież Emerson nie zbałamuci twojej siostry!
–
Spokój panowie! – zagrzmiał John. –
Czas wracać do treningu!
–
Tak jest panie trenerze! – zasalutował
Eden.
–
Nie mam zamiaru nikogo bałamucić! A już
na pewno nie ciebie, Abi – zwrócił się do niej Włoch, a ona
jedynie pokiwała głową. – Tej ślicznotce również należą się
najlepsze życzenia – Mówiąc to nachylił się nad wózkiem i
pocałował Arianę w czoło. Philippa pogłaskał po głowie i
oddalił się z piłką przy nodze.
–
Narzeczona, siostra, córka… No po
prostu pięknie! – fuknął pod nosem Kepa.
–
Arrizabalaga! – warknęłam. – Zepnij
ten zgrabny tyłek i do roboty! Pokiwał głową i pobiegł do
bramki. Abi usiadła obok opierając głowę na moim ramieniu. – Co
tam, zakochałaś się? – Spytałam spostrzegając, że cały czas
wpatruje się w kwiat otrzymany od Emersona.
–
Może troszkę – zaśmiała się, a ja
poczochrałam ją po włosach.
–
I dobrze! Tak między nami to niezłe z
niego ciacho – szepnęłam konspiracyjnie, a ona parsknęła
śmiechem. – Ale nie mów nic Kepie, bo jeszcze zrezygnuje ze
ślubu.
–
Och, po moim trupie. Prawda, maluszki? –
spytała, a w odpowiedzi otrzymała podwójne mruknięcie.
Uśmiechnęłam
się pod nosem obejmując wzrokiem całe towarzystwo. Rodzina.
Dosłownie i w przenośni. Jedno słowo o tak wielkim
znaczeniu. Miłość, zaufanie, bezpieczeństwo, walka, emocje,
Chelsea. Po prostu rodzina. Po prostu wszystko…
***
Witam!
Z góry przepraszam za tę przerwę, ale teraz taki okres, że wszyscy na uczelni powariowali :D Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny, prawdopodobnie po sesji i egzaminach, czyli na początku lutego (o ile zdam :D). Chyba, że uda się napisać coś wcześniej :) Na przykład pracę magisterską...
(I weź tu się skup na meczu, czy coś...)
<33
Pozdrawiam ;*