Wraz
z Johnem, Toni oraz bliźniakami czekałam na rozpoczęcie spotkania
pomiędzy Chelsea a zespołem z Watford. Ten mecz miał zdecydować o
wszystkim. Była to przedostatnia kolejka Premier League. Niebiescy
od połowy marca utrzymywali się na czele tabeli wyprzedzając
swoich najgroźniejszych rywali, czyli Manchester City oraz
Liverpool. Dzisiejsze spotkanie miało rozstrzygnąć, kto zostanie
Mistrzem Anglii. Nerwowe oczekiwanie oraz napiętą atmosferę czuć
było w powietrzu. Dziewczyny wraz z pociechami siedziały w loży
VIP, ja jednak z tego zrezygnowałam, bowiem chciałam być bliżej
boiska oraz chłopaków. Miałam ogromną nadzieję, że Chelsea
wyjdzie z tego spotkania zwycięsko. Wierzyłam w nich i wierzyłam w
to, że dziś, po raz siódmy będą świętować tytuł Mistrzów
Kraju. Dwa miesiące temu moi rodzice wrócili z podróży dookoła
świata z mnóstwem wspomnień oraz pozytywnej energii. Gdy poznali
Kepę zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia, a moja
rodzicielka stwierdziła, że to po niej odziedziczyłam gust. Doszło
również do spotkania mojej rodziny z rodziną Kepy. Obawiałam się
tego, jednak zupełnie niepotrzebnie. Kepa trzymał rękę na pulsie
i skutecznie mnie uspokajał, szczególnie wtedy, gdy na własnej
skórze odczuwał skutki mojego poddenerwowania. Powoli dobiegł
również koniec roku szkolnego bliźniaków. Sytuacja Summer została
unormowana, ale dopiero po interwencji Johna, który chcąc nie chcąc
dowiedział się o wszystkim poprzez telefon od nauczycielki mojej
chrześnicy. Mało brakowało, a puściłby szkołę z dymem, ale na
szczęście Toni wykazała się rozsądkiem. Niestety chłopcy z jej
klasy podburzani przez głównego winowajcę naśmiewali się z niej
coraz bardziej i nic sobie z tego nie robili. Summer Rose przeżywała
ciężkie chwile, ale z naszym wsparciem doszła do siebie. Oglądanie
komedii z Kepą oraz wspólne zajadanie lodów wprawiało ją w
dobry nastrój i stwierdziła, że w przyszłości doskonale
sprawdzi się w roli taty. Nigdy nie zapomnę uśmiechu, jaki wkradł
się na jego usta w tamtej chwili. Sama szczerzyłam się, jak
idiotka na samo wspomnienie. Cóż, może kiedyś… Otrząsnęłam
się ze swoich myśli, gdy sędzia gwizdnął po raz pierwszy
rozpoczynając mecz o wszystko. Rywale walczyli o utrzymanie pozycji
w połowie tabeli, więc nie było mowy o gładkim zwycięstwie. Gra
toczyła się od jednego rzutu różnego do drugiego, co jednak nie
przekładało się na wynik. Po trzydziestu pięciu minutach mogłam
śmiało stwierdzić, że ani trochę nie podobał mi się ten mecz.
Piłkarzom puszczały nerwy, były faule oraz niepotrzebne dyskusje z
sędzią, które tylko podsycały tę niezdrową atmosferę. Pod
koniec pierwszej połowy Pedro niefortunnie sfaulował przeciwnika w
polu karnym. Arbiter bez chwili wahania podyktował jedenastkę, a ja
mocno zacisnęłam kciuki obserwując Kepę przygotowującego się do
obrony. Po chwili piłka została rzucona w światło bramki, a
Hiszpan doskonale ją wyczuł i obronił! Wrzasnęłam z uciechy
wpadając w ramiona Johna.
–
Jest najlepszy! – pisnęłam
rozradowana. Toni parsknęła śmiechem, ale nic nie powiedziała. –
O Boże, jak on to zrobił!
–
Klasa sama w sobie – John z uznaniem
pokiwał głową, a sędzia dał znak, że pierwsza połowa właśnie
dobiegła końca. Remis do szatni. Miałam nadzieję, że w kolejnych
czterdziestu pięciu minutach gry skuteczność Niebieskich znacznie
się poprawi. Byłem kłębkiem nerwów, podobnie, jak John. Toni
próbowała choć trochę nas uspokoić, ale po kilku nieudanych
próbach poddała się skupiając uwagę na dzieciach. Wytknęłam
jej język, na co jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i odpłaciła
się tym samym. Parsknęłam śmiechem, ale mój kochany braciszek
przywrócił mnie do rzeczywistości sprzedając mi dość mocnego
kuksańca w żebra. – Wychodzą! – Wrzasnął przekrzykując
tłum.
–
Widzę! – prychnęłam. Pierwsze minuty
drugiej połowy były senne, piłkarze Chelsea nie potrafili przebić
się przez obrońców Watford. Modliłam się, aby ktoś w końcu
strzelił gola. Kilka sekund później sędzia, po faulu na Marcosie
odgwizdał rzut wolny. Do jego wykonania ustawił się sam
poszkodowany oraz David. Zacisnęłam mocno kciuki, aby to właśnie
Brazylijczyk posłał piłkę w światło bramki. Tak też się
stało. Luiz huknął, jak miał to w zwyczaju dając Chelsea
prowadzenie. Krzyknęłam z uciechy wraz z całym stadionem bijąc
przyjacielowi brawo. Jego pierwszy gol w sezonie! Parę razy, po tym
jak przeciwnicy otrząsnęli się ze starty groźnie zrobiło się
pod bramką Kepy. Hiszpan jednak popisał się świetnymi
interwencjami powodując szeroki uśmiech na mojej twarzy. Do końca
meczu pozostało zaledwie kilka chwil. Jeśli Niebiescy utrzymają to
jednobramkowe prowadzenie… Kibice eksplodowali z radości, gdy Eden
podwyższył wynik spotkania na 2-0. Pisnęłam zakrywając usta
dłonią. Gwizdek sędziego oznaczający koniec meczu. Piłkarze
wpadający sobie w ramiona. Krzyk, wiwat, brawa, owacje na stojąco.
Hymn. Oszalałam ze szczęścia uwieszając się na Johnie. Chelsea
wygrała. Chelsea na własnym stadionie, w domu zapewniła sobie
tytuł Mistrza Anglii. Czy mogło istnieć coś wspanialszego…?
–
Rosie! – wrzasnął Kepa pojawiając się przede mną. – Migiem
widzę cię na murawie, raz dwa, tip top! – Powiedział chwytając
mnie za rękę. – Wiem, że do tej pory celebrowała tytuł Mistrza
Anglii, jako twoja siostra, ale… – Zaczął zwracając się do
Johna.
–
Ale w tym roku zrobi to będąc twoją
dziewczyną – dokończył mój brat posyłając mu uśmiech.
–
Już niedługo – mruknęła pod nosem
Toni, a John zakrył jej usta dłonią. Spojrzałam na nich,
zdziwiona ich zachowaniem.
–
Śmigaj na murawę młoda, wiem, że
zawsze marzyłaś o takiej chwili! – krzyknął John popychając
mnie do przodu.
–
Jesteście dziwni – skomentowałam, po
czym zeszłam za Kepą na murawę, na której roiło się już od
partnerek piłkarzy wraz z dziećmi.
–
Ciocia Rosie!!! – Samy podbiegł do
mnie na swoich krótkich nóżkach i przytulił się do mojej nogi. –
To już trzecie mistrzostwo tatusia! – Powiedział podekscytowany,
a ja pogłaskałam go po blond główce.
–
Chwali się przed tobą, że nauczył się
liczyć – parsknął Eden trzymając na rękach Leo. Obok Natachy
dumnie kroczył Yannis. Martina z Carlotą spacerowały po murawie
trzymając za rękę Adrianę oraz Azpiego.
–
Eden! – oburzyła się Natacha. –
Jeszcze jedno słowo, a… – Zaczęła, ale nie pozwolił jej
skończyć.
–
Daj spokój, chyba należy mi się
nagroda za dzisiejsze spotkanie – mrugnął do niej poruszając
brwiami, a ja parsknęłam śmiechem widząc zażenowaną Natachę.
–
I tak go kochasz – zwróciłam się do
niej, co potwierdziła nadal piorunując męża wzrokiem. – Och,
kochanie uroczo wyglądasz z dzieckiem na rękach! – Pisnęłam
widząc Samy’ego wtulonego w szyję Kepy.
–
Wiem – potwierdził skromnie. – Nie
mogę się doczekać, aż będę tak chodził z naszymi dziećmi –
Szepnął skradając mi całusa. Spojrzałam na niego ckliwie, na co
jedynie zaśmiał się pod nosem. Chwilę później na specjalnie
przygotowanej scenie piłkarze, z Azpim jako kapitanem wznieśli do
góry Puchar za zdobycie Mistrzostwa Anglii. Na stadionie po raz
kolejny zabrzmiał nasz hymn, który zaczęłam głośno śpiewać
razem z kibicami. Nie próbowałam ukryć łez wzruszenia, bo i po
co? Ciężko harowali na ten sukces, więc zasłużyli by celebrować
tę chwilę wraz z najbliższymi. Gdy Puchar powędrował w ręce
Kepy, a on gestem dłoni wskazał na mnie, przekazując, że to
właśnie mi go dedykuje poczułam się tak, jakbym unosiła się nad
ziemią. Ten dzień nie mógł być cudowniejszy…
–
Kepa, gdzie ty mnie ciągniesz? – mruknęłam potykając się na
chodniku. – Nic nie widzę! – Poskarżyłam się.
–
To zrozumiałe skoro masz opaskę na
oczach – zaśmiał się głośno, a ja na oślep próbowałam
trącić go w ramię, jednak nie trafiłam. – Próbujesz bić się
z powietrzem?
–
Kepa!
–
No już, już, nie gniewaj się… Już
prawie jesteśmy na miejscu – oznajmił. Położył swoje dłonie
na moich biodrach prowadząc mnie naprzód. – Gwarantuję ci, że
tę randkę będziesz pamiętała przez całe życie – Powiedział
zatrzymując się w pewnym momencie.
–
Jesteś niezwykle tajemniczy –
stwierdziłam. Byłam cholernie ciekawa tego, co wymyślił tym
razem. Miałam ochotę zerwać z oczu tę przeklętą opaskę, ale
Kepa wyjawił mi, że muszę uzbroić się w cierpliwość.
Prychnęłam, jak rozjuszona kotka. Gdyby to było takie proste!
–
Jesteśmy na miejscu – mruknął. –
Może pomogę ci ściągnąć ze stóp szpilki? – Zaproponował.
–
Czemu? – spytałam zdezorientowana. –
Kepa, gdzie my jesteśmy?
–
Tak jakby na trawie, więc może być ci
trochę niewygodnie – rzekł i nie czekając na moją decyzję
pozbył się niepraktycznego obuwia.
–
Na trawie? Zaraz! Przyprowadziłeś mnie
na stadion? – dopytałam cicho.
–
Może tak, może nie – odparł ponownie
mnie prowadząc. Po upływie kilku chwil znowu się zatrzymaliśmy. –
Już – Westchnął oddychając ciężko. Nic z tego nie rozumiałam.
– Jesteś gotowa?
–
Jestem! Jeszcze jedna chwila
niepewności, a przysięgam, że… – nie dokończyłam bowiem w
końcu pozbył się opaski z moich oczu. Pisnęłam zaszokowana.
Oczywiście, że znajdowaliśmy się na Stamford Bridge. Stałam
naprzeciwko trybun, z widoczną na krzesełkach nazwą stadionu. Pod
nią na białym płótnie rozpościerał się wielki niebieski napis:
„Zostaniesz moją żoną?”. Uchyliłam usta nie mogąc
wydobyć z siebie słowa. Łzy popłynęły zanim zdołałam je
powstrzymać. Zakryłam twarz dłońmi nie wiedząc, jak poradzić
sobie z tymi nowymi emocjami.
–
Rosie? – dobiegł mnie głos Kepy. –
Wiem, że jesteś w szoku, ale… Tak jakby klęczę przed tobą
czekając na odpowiedź – Mruknął. Jego słowa natychmiast mnie
otrzeźwiły. Odwróciłam się lekko spoglądając na niego. Klękał.
Trzymał w dłoni aksamitne czerwone pudełko z pięknym, błyszczącym
pierścionkiem w środku. Patrzył na mnie niepewnie.
–
Tak! O Boże, tak, tak, tak! –
krzyknęłam jednocześnie podskakując w miejscu. – Tak, Kepa,
zostanę twoją żoną! – Pisnęłam ocierając łzy. Na darmo.
Rozpłakałam się od nowa, gdy zobaczyłam łzy w jego oczach, w
chwili gdy wkładał mi pierścionek na palec. – Jest piękny –
Wyszeptałam oczarowana.
–
Nawet najpiękniejszy pierścionek nie
jest w stanie przyćmić twojego blasku – szepnął scałowując
moje łzy. – Rosie… W tym momencie uczyniłaś mnie
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – Powiedział z pełnym
przekonaniem.
–
A ty uczyniłeś mnie najszczęśliwszą
kobietą… – rzuciłam mu się na szyję wdychając jego zapach. –
Kocham cię, Kepa.
–
A ja kocham ciebie, wariatko – zaśmiał
się. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku pełnym
miłości. – Chcesz odpowiednio uczcić nasze zaręczyny? –
Wymruczał mi do ucha ściskając moje pośladki.
–
Tylko jedno ci w głowie! – oburzyłam
się, jednak pod wpływem dotyku jego ust na mojej szyi poddałam
się. Jęknęłam czochrając jego włosy.
–
Tak właśnie myślałem – westchnął
sprawnym ruchem pozbywając się mojej sukienki.
–
Nie myśl, tylko działaj – ponagliłam
go odpinając guzik po guziku jego koszulę. Parę sekund później
obok naszej garderoby znalazły się również jego spodnie. Pchnął
mnie lekko, a ja wygodnie położyłam się na murawie. Zawisł nade
mną obdarzając moje ciało pocałunkami. Dotykiem dłoni
doprowadzał mnie do szaleństwa. Spragnieni siebie nawzajem
odrzuciliśmy na bok bieliznę, aby zatracić się w sobie bez
zbędnych przeszkód.
–
Zaczęliśmy na podłodze… – zanucił,
po czym złączył nasze ciała w jedność. Jęknęłam pod wpływem
intensywności tego doznania. Było nam tak dobrze, było tak
znajomo, było tak po naszemu… Nasze oddechy oraz głośne
westchnienia mieszały się ze sobą prosząc o więcej. Byliśmy
tylko my, zamknięci w uścisku pożądania oraz miłości.
Szeptaliśmy swoje imiona patrząc sobie głęboko w oczy. Nad nami
jasno świecił księżyc, gwiazdy migotały na niebie, tak jakby
chciały uczynić tę chwilę jeszcze bardziej magiczną. Nasze
stłumione jęki rozkoszy zmieszały się w jeden, gdy po długim
czasie zaczęliśmy szczytować w tym samym momencie. Kepa opadł na
mnie owijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca. Pogładziłam
z czułością jego policzek ciesząc się jego bliskością. – Qué
bueno es sentir que suspiro de nuevo… Que tu roce y mi roce juntos
forman fuego… – Zaśpiewał, lekko przy tym fałszując.
Zaśmiałam się obejmując go mocno.
–
Delicada llama que nunca se apaga*…
***
Witam!
Udany ten przeskok w czasie, prawda? ^^
* Jak dobrze jest czuć, że znów wzdycham, że Twoje i moje otarcie tworzą ogień... Delikatny płomień, który nigdy nie zgaśnie...
Pozdrawiam ;*
Jak tutaj zrobiło się słodko i romantycznie. 😍 Wprost rozpłynęłam się czytając końcowy fragment. Lepiej być chyba nie mogło. Dlatego też ten przeskok w czasie jest wprost idealny.
OdpowiedzUsuńZaczęło się jednak od ogromnego szczęścia dla naszych bohaterów. Chelsea zdobyła mistrzostwo, ku olbrzymiej radości Rosaline. W dodatku w składzie mistrzowskiej drużyny znajdował się jej ukochany, co na pewno jeszcze bardziej napawało ją dumą.
Poza tym możliwość świętowania takiego sukcesu w towarzystwie najbliższych i przyjaciół, było na pewno niezapomnianym przeżyciem.
Jednak na Rose czekała jeszcze jedna niespodzianka, którą zapamięta do końca swojego życia.
Kepa postanowił się jej oświadczyć! I to w jakim miejscu. Tym, które dla obydwojga ma olbrzymie znaczenie. Chyba żadne inne nie byłoby bardziej odpowiednie.
Decydując się na ten poważny krok, tylko potwierdził siłę łączącego ich uczucia. Które okazało się niezwykle silne i tym na całe życie. Teraz pozostało już tylko cieszyć się ich szczęściem i oczekiwać ślubu. Z ogromną nadzieją, że nic już ich nie poróżni. 😊
Oglądanie meczy z trybun w wykonaniu Johna i Rosalie są po prostu boskie! Ta dwójka jest wręcz nie do podrobienia! Ja to się chichram jak Toni gdy o nich czytam :D Oczywiście musieli dać czadu w najważniejszym meczu sezonu. Jednak ich szalone kibicowanie znów na coś się zdało i mogli świętować Mistrzostwo Anglii :)
OdpowiedzUsuńŚwiętowanie jako siostra, a świętowanie jako dziewczyna (narzeczona/żona) to jednak jest różnica :) Brat to brat, wiadome, ale szczęście ukochanego to coś kompletnie innego. Kepa zaliczył udany sezon (oby też tak było w rzeczywistości ^^) i niespodziewanie znalazł miłość swojego życia. Nic więcej dziwnego, że nie zwlekał z ważnymi sprawami :)
Oczywiście od samego początku można było wyczuć, że coś się szykuje. Niezawodna Toni prawie wypaplała wszystko, ale o dziwo to John ją uciszył ;o A sądziłam, że on jest większą paplą! Wracając jednak do najważniejszego ... Kepa chciał zrobić niespodziankę Rosalie, która z początku była do tego sceptycznie nastawiona. I nie ma co się dziwić, w końcu prowadził ją po omacku po Londynie :D Ich przekomarzania były urocze "Próbujesz bić się z powietrzem?" <333
Kepa oświadczył się Rosalie ... w jej ukochanym miejscu na ziemi :) Aż brak mi słów, żeby to we właściwy sposób skomentować! Naszła mnie jednak refleksja ... po tylu latach z Andreą nawet na myśl mu nie przyszło, aby się jej oświadczyć. A z Rosalie od razu miał pewność, że jest tą jedyną :) Dobrze że zdecydował się na ten transfer do Londynu! Oczywiście nie byliby sobą gdyby nie odfajkowali kolejnego miejsca xD Czy oni w ogóle wiedzą do czego służy łóżko? ^^ "Zaczęliśmy na podłodze … " te piosenka kojarzy mi się tylko i wyłącznie z nimi! Miałam nosa wysyłając Ci ją :D Podłoga = murawa!
"tak znajomo" "tak po naszemu" ja bym się tu odniosła do wszystkiego, nie do ich miłośnych przygód :D Po prostu do ich życia! Powinni kierować się swoimi uczuciami i robić to, co sprawia im radość. Początek mieli skomplikowany, ale miłość znalazła odpowiednią, krętą bo krętą, drogę do siebie :) Insynuacje o domniemanym potomstwu są naturalne, bo przecież obydwoje mają smykałkę do dzieciaczków, a te ich po prostu ubóstwiają :)
Ach jak zwykle wyszedł mi misz masz ale wiesz, że wtedy jestem najbardziej szczera :D
Okej, ja zacznę od końca. Nie wiem, czy pamiętasz, ale kilka rozdziałów temu napisała, że jeszcze tylko brakuje by Rose i Kepa kochali się na murawie. Tak więc widzę, że Kepa postanowił mnie nie zawieść i odhaczył prawie wszystkie miejsca na stadionie. No może po za gabinetem dyrektora, ale na to jeszcze przyjdzie czas.
OdpowiedzUsuńAle tak ogólnie to tak strasznie, strasznie się cieszę, że Kepa oświadczył się Rosaline. Już tak po znaczących uśmieszkach Toni wiedziałam, co się święci. Nasza para osiągnęła już chyba apogeum szczęścia i lepiej być nie może. A nie! Przepraszam — jeszcze mogą pojawić się małe Kepiątka.
Pomysł z oświadczynami na stadionie genialny. Na początku myślałam, że Kepa oświadczy się po wygranym meczu, ale wymyślił to zdecydowanie lepiej. Nie dziwię się, że Rose była w szoku i na początku nie wiedziała, co powiedzieć. Ja też pewnie bym nie wiedziała i pewnie z wrażenia jeszcze bym odmówiła xd
A tak na marginesie, to super, że sprawa z Summer się rozwiązała. Nikt nie może tolerować prześladowania w szkole i trzeba z tym walczyć na wszystkie możliwe sposoby.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Wróciłam 😊 Ale zrobiło się uroczo i miło. Cały ten rozdział znacznie poprawił mi, mój dzisiejszy smutny nastrój po powrocie do szarej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńNajpierw wygrana Mistrzostw Anglii , a potem cudowne oświadczyny Kepy.
Jejku Rose musiała być całkowicie zaskoczona takim obrotem sprawy.
Dziewczyna te oświadczyny na pewno zapamięta do końca życia.
Teraz pozostało nam już tylko czekać na ślub i maleństwa. Zarówno Rose jak i Kepa znakomicie sprawdzą się w roli rodziców. Oni są do tego wprost stworzeni.
Powiedz mi tylko czy my już zbliżamy się do końca, że zrobiło się tak sielski? Czy jeszcze szykujesz jakieś problemy naszym bohaterom ?
Pozdrawiam i idę nadrabiać dalej 😊