sobota, 17 listopada 2018

Dwudziesty szósty

Londyn, Stamford Bridge, 04.05.2019 r.

 Wraz z Johnem, Toni oraz bliźniakami czekałam na rozpoczęcie spotkania pomiędzy Chelsea a zespołem z Watford. Ten mecz miał zdecydować o wszystkim. Była to przedostatnia kolejka Premier League. Niebiescy od połowy marca utrzymywali się na czele tabeli wyprzedzając swoich najgroźniejszych rywali, czyli Manchester City oraz Liverpool. Dzisiejsze spotkanie miało rozstrzygnąć, kto zostanie Mistrzem Anglii. Nerwowe oczekiwanie oraz napiętą atmosferę czuć było w powietrzu. Dziewczyny wraz z pociechami siedziały w loży VIP, ja jednak z tego zrezygnowałam, bowiem chciałam być bliżej boiska oraz chłopaków. Miałam ogromną nadzieję, że Chelsea wyjdzie z tego spotkania zwycięsko. Wierzyłam w nich i wierzyłam w to, że dziś, po raz siódmy będą świętować tytuł Mistrzów Kraju. Dwa miesiące temu moi rodzice wrócili z podróży dookoła świata z mnóstwem wspomnień oraz pozytywnej energii. Gdy poznali Kepę zakochali się w nim od pierwszego wejrzenia, a moja rodzicielka stwierdziła, że to po niej odziedziczyłam gust. Doszło również do spotkania mojej rodziny z rodziną Kepy. Obawiałam się tego, jednak zupełnie niepotrzebnie. Kepa trzymał rękę na pulsie i skutecznie mnie uspokajał, szczególnie wtedy, gdy na własnej skórze odczuwał skutki mojego poddenerwowania. Powoli dobiegł również koniec roku szkolnego bliźniaków. Sytuacja Summer została unormowana, ale dopiero po interwencji Johna, który chcąc nie chcąc dowiedział się o wszystkim poprzez telefon od nauczycielki mojej chrześnicy. Mało brakowało, a puściłby szkołę z dymem, ale na szczęście Toni wykazała się rozsądkiem. Niestety chłopcy z jej klasy podburzani przez głównego winowajcę naśmiewali się z niej coraz bardziej i nic sobie z tego nie robili. Summer Rose przeżywała ciężkie chwile, ale z naszym wsparciem doszła do siebie. Oglądanie komedii z Kepą oraz wspólne zajadanie lodów wprawiało ją w dobry nastrój i stwierdziła, że w przyszłości doskonale sprawdzi się w roli taty. Nigdy nie zapomnę uśmiechu, jaki wkradł się na jego usta w tamtej chwili. Sama szczerzyłam się, jak idiotka na samo wspomnienie. Cóż, może kiedyś… Otrząsnęłam się ze swoich myśli, gdy sędzia gwizdnął po raz pierwszy rozpoczynając mecz o wszystko. Rywale walczyli o utrzymanie pozycji w połowie tabeli, więc nie było mowy o gładkim zwycięstwie. Gra toczyła się od jednego rzutu różnego do drugiego, co jednak nie przekładało się na wynik. Po trzydziestu pięciu minutach mogłam śmiało stwierdzić, że ani trochę nie podobał mi się ten mecz. Piłkarzom puszczały nerwy, były faule oraz niepotrzebne dyskusje z sędzią, które tylko podsycały tę niezdrową atmosferę. Pod koniec pierwszej połowy Pedro niefortunnie sfaulował przeciwnika w polu karnym. Arbiter bez chwili wahania podyktował jedenastkę, a ja mocno zacisnęłam kciuki obserwując Kepę przygotowującego się do obrony. Po chwili piłka została rzucona w światło bramki, a Hiszpan doskonale ją wyczuł i obronił! Wrzasnęłam z uciechy wpadając w ramiona Johna.
Jest najlepszy! – pisnęłam rozradowana. Toni parsknęła śmiechem, ale nic nie powiedziała. – O Boże, jak on to zrobił!
Klasa sama w sobie – John z uznaniem pokiwał głową, a sędzia dał znak, że pierwsza połowa właśnie dobiegła końca. Remis do szatni. Miałam nadzieję, że w kolejnych czterdziestu pięciu minutach gry skuteczność Niebieskich znacznie się poprawi. Byłem kłębkiem nerwów, podobnie, jak John. Toni próbowała choć trochę nas uspokoić, ale po kilku nieudanych próbach poddała się skupiając uwagę na dzieciach. Wytknęłam jej język, na co jedynie spiorunowała mnie wzrokiem i odpłaciła się tym samym. Parsknęłam śmiechem, ale mój kochany braciszek przywrócił mnie do rzeczywistości sprzedając mi dość mocnego kuksańca w żebra. – Wychodzą! – Wrzasnął przekrzykując tłum.
Widzę! – prychnęłam. Pierwsze minuty drugiej połowy były senne, piłkarze Chelsea nie potrafili przebić się przez obrońców Watford. Modliłam się, aby ktoś w końcu strzelił gola. Kilka sekund później sędzia, po faulu na Marcosie odgwizdał rzut wolny. Do jego wykonania ustawił się sam poszkodowany oraz David. Zacisnęłam mocno kciuki, aby to właśnie Brazylijczyk posłał piłkę w światło bramki. Tak też się stało. Luiz huknął, jak miał to w zwyczaju dając Chelsea prowadzenie. Krzyknęłam z uciechy wraz z całym stadionem bijąc przyjacielowi brawo. Jego pierwszy gol w sezonie! Parę razy, po tym jak przeciwnicy otrząsnęli się ze starty groźnie zrobiło się pod bramką Kepy. Hiszpan jednak popisał się świetnymi interwencjami powodując szeroki uśmiech na mojej twarzy. Do końca meczu pozostało zaledwie kilka chwil. Jeśli Niebiescy utrzymają to jednobramkowe prowadzenie… Kibice eksplodowali z radości, gdy Eden podwyższył wynik spotkania na 2-0. Pisnęłam zakrywając usta dłonią. Gwizdek sędziego oznaczający koniec meczu. Piłkarze wpadający sobie w ramiona. Krzyk, wiwat, brawa, owacje na stojąco. Hymn. Oszalałam ze szczęścia uwieszając się na Johnie. Chelsea wygrała. Chelsea na własnym stadionie, w domu zapewniła sobie tytuł Mistrza Anglii. Czy mogło istnieć coś wspanialszego…?

 – Rosie! – wrzasnął Kepa pojawiając się przede mną. – Migiem widzę cię na murawie, raz dwa, tip top! – Powiedział chwytając mnie za rękę. – Wiem, że do tej pory celebrowała tytuł Mistrza Anglii, jako twoja siostra, ale… – Zaczął zwracając się do Johna.
Ale w tym roku zrobi to będąc twoją dziewczyną – dokończył mój brat posyłając mu uśmiech.
Już niedługo – mruknęła pod nosem Toni, a John zakrył jej usta dłonią. Spojrzałam na nich, zdziwiona ich zachowaniem.
Śmigaj na murawę młoda, wiem, że zawsze marzyłaś o takiej chwili! – krzyknął John popychając mnie do przodu.
Jesteście dziwni – skomentowałam, po czym zeszłam za Kepą na murawę, na której roiło się już od partnerek piłkarzy wraz z dziećmi.
Ciocia Rosie!!! – Samy podbiegł do mnie na swoich krótkich nóżkach i przytulił się do mojej nogi. – To już trzecie mistrzostwo tatusia! – Powiedział podekscytowany, a ja pogłaskałam go po blond główce.
Chwali się przed tobą, że nauczył się liczyć – parsknął Eden trzymając na rękach Leo. Obok Natachy dumnie kroczył Yannis. Martina z Carlotą spacerowały po murawie trzymając za rękę Adrianę oraz Azpiego.
Eden! – oburzyła się Natacha. – Jeszcze jedno słowo, a… – Zaczęła, ale nie pozwolił jej skończyć.
Daj spokój, chyba należy mi się nagroda za dzisiejsze spotkanie – mrugnął do niej poruszając brwiami, a ja parsknęłam śmiechem widząc zażenowaną Natachę.
I tak go kochasz – zwróciłam się do niej, co potwierdziła nadal piorunując męża wzrokiem. – Och, kochanie uroczo wyglądasz z dzieckiem na rękach! – Pisnęłam widząc Samy’ego wtulonego w szyję Kepy.
Wiem – potwierdził skromnie. – Nie mogę się doczekać, aż będę tak chodził z naszymi dziećmi – Szepnął skradając mi całusa. Spojrzałam na niego ckliwie, na co jedynie zaśmiał się pod nosem. Chwilę później na specjalnie przygotowanej scenie piłkarze, z Azpim jako kapitanem wznieśli do góry Puchar za zdobycie Mistrzostwa Anglii. Na stadionie po raz kolejny zabrzmiał nasz hymn, który zaczęłam głośno śpiewać razem z kibicami. Nie próbowałam ukryć łez wzruszenia, bo i po co? Ciężko harowali na ten sukces, więc zasłużyli by celebrować tę chwilę wraz z najbliższymi. Gdy Puchar powędrował w ręce Kepy, a on gestem dłoni wskazał na mnie, przekazując, że to właśnie mi go dedykuje poczułam się tak, jakbym unosiła się nad ziemią. Ten dzień nie mógł być cudowniejszy…

 – Kepa, gdzie ty mnie ciągniesz? – mruknęłam potykając się na chodniku. – Nic nie widzę! – Poskarżyłam się.
To zrozumiałe skoro masz opaskę na oczach – zaśmiał się głośno, a ja na oślep próbowałam trącić go w ramię, jednak nie trafiłam. – Próbujesz bić się z powietrzem?
Kepa!
No już, już, nie gniewaj się… Już prawie jesteśmy na miejscu – oznajmił. Położył swoje dłonie na moich biodrach prowadząc mnie naprzód. – Gwarantuję ci, że tę randkę będziesz pamiętała przez całe życie – Powiedział zatrzymując się w pewnym momencie.
Jesteś niezwykle tajemniczy – stwierdziłam. Byłam cholernie ciekawa tego, co wymyślił tym razem. Miałam ochotę zerwać z oczu tę przeklętą opaskę, ale Kepa wyjawił mi, że muszę uzbroić się w cierpliwość. Prychnęłam, jak rozjuszona kotka. Gdyby to było takie proste!
Jesteśmy na miejscu – mruknął. – Może pomogę ci ściągnąć ze stóp szpilki? – Zaproponował.
Czemu? – spytałam zdezorientowana. – Kepa, gdzie my jesteśmy?
Tak jakby na trawie, więc może być ci trochę niewygodnie – rzekł i nie czekając na moją decyzję pozbył się niepraktycznego obuwia.
Na trawie? Zaraz! Przyprowadziłeś mnie na stadion? – dopytałam cicho.
Może tak, może nie – odparł ponownie mnie prowadząc. Po upływie kilku chwil znowu się zatrzymaliśmy. – Już – Westchnął oddychając ciężko. Nic z tego nie rozumiałam. – Jesteś gotowa?
Jestem! Jeszcze jedna chwila niepewności, a przysięgam, że… – nie dokończyłam bowiem w końcu pozbył się opaski z moich oczu. Pisnęłam zaszokowana. Oczywiście, że znajdowaliśmy się na Stamford Bridge. Stałam naprzeciwko trybun, z widoczną na krzesełkach nazwą stadionu. Pod nią na białym płótnie rozpościerał się wielki niebieski napis: „Zostaniesz moją żoną?”Uchyliłam usta nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Łzy popłynęły zanim zdołałam je powstrzymać. Zakryłam twarz dłońmi nie wiedząc, jak poradzić sobie z tymi nowymi emocjami.
Rosie? – dobiegł mnie głos Kepy. – Wiem, że jesteś w szoku, ale… Tak jakby klęczę przed tobą czekając na odpowiedź – Mruknął. Jego słowa natychmiast mnie otrzeźwiły. Odwróciłam się lekko spoglądając na niego. Klękał. Trzymał w dłoni aksamitne czerwone pudełko z pięknym, błyszczącym pierścionkiem w środku. Patrzył na mnie niepewnie.
Tak! O Boże, tak, tak, tak! – krzyknęłam jednocześnie podskakując w miejscu. – Tak, Kepa, zostanę twoją żoną! – Pisnęłam ocierając łzy. Na darmo. Rozpłakałam się od nowa, gdy zobaczyłam łzy w jego oczach, w chwili gdy wkładał mi pierścionek na palec. – Jest piękny – Wyszeptałam oczarowana.
Nawet najpiękniejszy pierścionek nie jest w stanie przyćmić twojego blasku – szepnął scałowując moje łzy. – Rosie… W tym momencie uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – Powiedział z pełnym przekonaniem.
A ty uczyniłeś mnie najszczęśliwszą kobietą… – rzuciłam mu się na szyję wdychając jego zapach. – Kocham cię, Kepa.
A ja kocham ciebie, wariatko – zaśmiał się. Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku pełnym miłości. – Chcesz odpowiednio uczcić nasze zaręczyny? – Wymruczał mi do ucha ściskając moje pośladki.
Tylko jedno ci w głowie! – oburzyłam się, jednak pod wpływem dotyku jego ust na mojej szyi poddałam się. Jęknęłam czochrając jego włosy.
Tak właśnie myślałem – westchnął sprawnym ruchem pozbywając się mojej sukienki.
Nie myśl, tylko działaj – ponagliłam go odpinając guzik po guziku jego koszulę. Parę sekund później obok naszej garderoby znalazły się również jego spodnie. Pchnął mnie lekko, a ja wygodnie położyłam się na murawie. Zawisł nade mną obdarzając moje ciało pocałunkami. Dotykiem dłoni doprowadzał mnie do szaleństwa. Spragnieni siebie nawzajem odrzuciliśmy na bok bieliznę, aby zatracić się w sobie bez zbędnych przeszkód.
Zaczęliśmy na podłodze… – zanucił, po czym złączył nasze ciała w jedność. Jęknęłam pod wpływem intensywności tego doznania. Było nam tak dobrze, było tak znajomo, było tak po naszemu… Nasze oddechy oraz głośne westchnienia mieszały się ze sobą prosząc o więcej. Byliśmy tylko my, zamknięci w uścisku pożądania oraz miłości. Szeptaliśmy swoje imiona patrząc sobie głęboko w oczy. Nad nami jasno świecił księżyc, gwiazdy migotały na niebie, tak jakby chciały uczynić tę chwilę jeszcze bardziej magiczną. Nasze stłumione jęki rozkoszy zmieszały się w jeden, gdy po długim czasie zaczęliśmy szczytować w tym samym momencie. Kepa opadł na mnie owijając sobie kosmyk moich włosów wokół palca. Pogładziłam z czułością jego policzek ciesząc się jego bliskością. – Qué bueno es sentir que suspiro de nuevo… Que tu roce y mi roce juntos forman fuego… – Zaśpiewał, lekko przy tym fałszując. Zaśmiałam się obejmując go mocno.
Delicada llama que nunca se apaga*…


***

Witam! 

Udany ten przeskok w czasie, prawda? ^^



* Jak dobrze jest czuć, że znów wzdycham, że Twoje i moje otarcie tworzą ogień... Delikatny płomień, który nigdy nie zgaśnie...

Pozdrawiam ;*

4 komentarze:

  1. Jak tutaj zrobiło się słodko i romantycznie. 😍 Wprost rozpłynęłam się czytając końcowy fragment. Lepiej być chyba nie mogło. Dlatego też ten przeskok w czasie jest wprost idealny.
    Zaczęło się jednak od ogromnego szczęścia dla naszych bohaterów. Chelsea zdobyła mistrzostwo, ku olbrzymiej radości Rosaline. W dodatku w składzie mistrzowskiej drużyny znajdował się jej ukochany, co na pewno jeszcze bardziej napawało ją dumą.
    Poza tym możliwość świętowania takiego sukcesu w towarzystwie najbliższych i przyjaciół, było na pewno niezapomnianym przeżyciem.
    Jednak na Rose czekała jeszcze jedna niespodzianka, którą zapamięta do końca swojego życia.
    Kepa postanowił się jej oświadczyć! I to w jakim miejscu. Tym, które dla obydwojga ma olbrzymie znaczenie. Chyba żadne inne nie byłoby bardziej odpowiednie.
    Decydując się na ten poważny krok, tylko potwierdził siłę łączącego ich uczucia. Które okazało się niezwykle silne i tym na całe życie. Teraz pozostało już tylko cieszyć się ich szczęściem i oczekiwać ślubu. Z ogromną nadzieją, że nic już ich nie poróżni. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądanie meczy z trybun w wykonaniu Johna i Rosalie są po prostu boskie! Ta dwójka jest wręcz nie do podrobienia! Ja to się chichram jak Toni gdy o nich czytam :D Oczywiście musieli dać czadu w najważniejszym meczu sezonu. Jednak ich szalone kibicowanie znów na coś się zdało i mogli świętować Mistrzostwo Anglii :)
    Świętowanie jako siostra, a świętowanie jako dziewczyna (narzeczona/żona) to jednak jest różnica :) Brat to brat, wiadome, ale szczęście ukochanego to coś kompletnie innego. Kepa zaliczył udany sezon (oby też tak było w rzeczywistości ^^) i niespodziewanie znalazł miłość swojego życia. Nic więcej dziwnego, że nie zwlekał z ważnymi sprawami :)
    Oczywiście od samego początku można było wyczuć, że coś się szykuje. Niezawodna Toni prawie wypaplała wszystko, ale o dziwo to John ją uciszył ;o A sądziłam, że on jest większą paplą! Wracając jednak do najważniejszego ... Kepa chciał zrobić niespodziankę Rosalie, która z początku była do tego sceptycznie nastawiona. I nie ma co się dziwić, w końcu prowadził ją po omacku po Londynie :D Ich przekomarzania były urocze "Próbujesz bić się z powietrzem?" <333
    Kepa oświadczył się Rosalie ... w jej ukochanym miejscu na ziemi :) Aż brak mi słów, żeby to we właściwy sposób skomentować! Naszła mnie jednak refleksja ... po tylu latach z Andreą nawet na myśl mu nie przyszło, aby się jej oświadczyć. A z Rosalie od razu miał pewność, że jest tą jedyną :) Dobrze że zdecydował się na ten transfer do Londynu! Oczywiście nie byliby sobą gdyby nie odfajkowali kolejnego miejsca xD Czy oni w ogóle wiedzą do czego służy łóżko? ^^ "Zaczęliśmy na podłodze … " te piosenka kojarzy mi się tylko i wyłącznie z nimi! Miałam nosa wysyłając Ci ją :D Podłoga = murawa!
    "tak znajomo" "tak po naszemu" ja bym się tu odniosła do wszystkiego, nie do ich miłośnych przygód :D Po prostu do ich życia! Powinni kierować się swoimi uczuciami i robić to, co sprawia im radość. Początek mieli skomplikowany, ale miłość znalazła odpowiednią, krętą bo krętą, drogę do siebie :) Insynuacje o domniemanym potomstwu są naturalne, bo przecież obydwoje mają smykałkę do dzieciaczków, a te ich po prostu ubóstwiają :)
    Ach jak zwykle wyszedł mi misz masz ale wiesz, że wtedy jestem najbardziej szczera :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, ja zacznę od końca. Nie wiem, czy pamiętasz, ale kilka rozdziałów temu napisała, że jeszcze tylko brakuje by Rose i Kepa kochali się na murawie. Tak więc widzę, że Kepa postanowił mnie nie zawieść i odhaczył prawie wszystkie miejsca na stadionie. No może po za gabinetem dyrektora, ale na to jeszcze przyjdzie czas.
    Ale tak ogólnie to tak strasznie, strasznie się cieszę, że Kepa oświadczył się Rosaline. Już tak po znaczących uśmieszkach Toni wiedziałam, co się święci. Nasza para osiągnęła już chyba apogeum szczęścia i lepiej być nie może. A nie! Przepraszam — jeszcze mogą pojawić się małe Kepiątka.
    Pomysł z oświadczynami na stadionie genialny. Na początku myślałam, że Kepa oświadczy się po wygranym meczu, ale wymyślił to zdecydowanie lepiej. Nie dziwię się, że Rose była w szoku i na początku nie wiedziała, co powiedzieć. Ja też pewnie bym nie wiedziała i pewnie z wrażenia jeszcze bym odmówiła xd
    A tak na marginesie, to super, że sprawa z Summer się rozwiązała. Nikt nie może tolerować prześladowania w szkole i trzeba z tym walczyć na wszystkie możliwe sposoby.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Wróciłam 😊 Ale zrobiło się uroczo i miło. Cały ten rozdział znacznie poprawił mi, mój dzisiejszy smutny nastrój po powrocie do szarej rzeczywistości.
    Najpierw wygrana Mistrzostw Anglii , a potem cudowne oświadczyny Kepy.
    Jejku Rose musiała być całkowicie zaskoczona takim obrotem sprawy.
    Dziewczyna te oświadczyny na pewno zapamięta do końca życia.
    Teraz pozostało nam już tylko czekać na ślub i maleństwa. Zarówno Rose jak i Kepa znakomicie sprawdzą się w roli rodziców. Oni są do tego wprost stworzeni.
    Powiedz mi tylko czy my już zbliżamy się do końca, że zrobiło się tak sielski? Czy jeszcze szykujesz jakieś problemy naszym bohaterom ?
    Pozdrawiam i idę nadrabiać dalej 😊

    OdpowiedzUsuń