Stadion
Olimpijski w Baku. Finał Ligi Europy 2019. Chelsea kontra Barcelona.
W towarzystwie Izabel z nerwami napiętymi do granic możliwości
obserwowałam grę Niebieskich oraz z niepokojem patrzyłam na wynik
spotkania. Chłopcy z Londynu przegrywali jedną bramką, a do końca
pozostało zaledwie dwadzieścia pięć minut! Wiedziałam, że
wygrywając Mistrzostwo Anglii zapewnili sobie awans do Ligi
Mistrzów, ale odniesienie zwycięstwa w tym finale było dla nich
szalenie ważne. Dla mnie i Izabel również. Natacha oraz Adriana
zrezygnowały z wyjazdu do Azji, ale nie dziwiłam się im. Opieka na
dziećmi robiła swoje. Teraz z pewnością oglądały ten mecz w
telewizji obgryzając paznokcie. Skupiałam uwagę na grze, co jakiś
czas zerkając w kierunku bramki Kepy. Spisywał się dziś
znakomicie, jednak przy golu strzelonym przez przeciwnika nie miał
szans. Sezon temu Barcelona wyeliminowała Chelsea z Ligi Mistrzów,
więc miałam nadzieję na małą zemstę. Zresztą odpadnięcie
zespołu z Katalonii z tej elitarnej rozgrywki napawało mnie
satysfakcją i z wielką radością chciałam celebrować ich
dzisiejszą porażkę. Dziesięć minut przed końcem meczu sympatycy
Chelsea na czele ze mną i Izabel wrzasnęli z radości, gdy piłkę
do bramki wpakował Eden. Był remis. Jeszcze tylko jeden gol…
Piłkarze Barcelony zaczęli faulować coraz bardziej. Wrzeszczałam
ile sił w płucach, aby przekrzyczeć kibiców Katalończyków, co
jednak nie było łatwym zadaniem. Do ich uciszenia przydałoby się
jedno celne trafienie. Parę sekund przed końcem spotkania sędzia
podyktował Chelsea rzut rożny. Zacisnęłam mocno kciuki, gdy piłka
podana przez Williana trafiła prosto pod nogi Mateo. Ten nie wahając
ani chwili idealnie trafił do bramki Stegena dając Niebieskim
prowadzenie oraz zwycięstwo w finale! Wpadłam w ramiona Izabel
wariując ze szczęścia. Widziałam dumę malującą się na jej
twarzy, co absolutnie mnie nie dziwiło. W końcu jej mąż strzelił
gola na wagę zwycięstwa! Na boisku Niebiescy gratulowali piłkarzom
Barcelony, jednak później zaczęli po sobie skakać świętując
wygraną. Radość, jaką właśnie odczuwałam była nie do
opisania. Kiedy puchar za zwycięstwo w finale powędrował w ręce
Azpiego nawet nie próbowałam ukryć łez. Byłam z nich dumna.
Podołali pokonując faworyzowanych od samego początku
Katalończyków. Kilka chwil później udałam się
z Izabel oraz innymi partnerkami piłkarzy na murawę. Nie oglądając się za siebie wpadłam wprost w ramiona narzeczonego.
z Izabel oraz innymi partnerkami piłkarzy na murawę. Nie oglądając się za siebie wpadłam wprost w ramiona narzeczonego.
–
Gratuluję, kochanie! – pisnęłam i
pocałowałam go w usta. – Jestem z ciebie cholernie dumna! –
Krzyknęłam przytulając się do niego.
–
Dziękuję, było warto – zaśmiał się
dając mi całusa w policzek. – Ten puchar oraz medal są dla
ciebie, Rosie – Powiedział. – Sama jesteś moją największą
nagrodą – Dodał po kilku sekundach. Pociągnęłam nosem czując
ogarniające mnie zewsząd wzruszenie.
–
Kocham cię, Kepa!
Londyn,
06.08.2019 r.
–
Toni… Powiedz mi, ale szczerze… Przytyłam? – spytałam
bratową, która popijała kawę przeglądając katalogi z sukniami
ślubnymi. Miałam akurat przerwę w pracy i korzystając z
niej przekładałam z miejsca na miejsce kolorowe wazony.
–
Czy ja wiem? – zamyśliła się
lustrując moją sylwetkę uważnym wzrokiem. – Może troszkę –
Dodała po chwili zastanowienia.
–
Gdzie? – dopytałam nie próbując
ukryć uśmiechu, który wkradł się na moje usta.
–
Na brzuszku – odpowiedziała marszcząc
brwi zdziwiona moim zachowaniem. Kiedy dotarł do niej sens
wypowiedzianych przez siebie słów zerwała się z krzesła. –
Rosie! Jesteś w ciąży?! – Pisnęła zakrywając usta dłonią.
–
Ja… Chyba tak – wykrztusiłam. –
Przed pracą zrobiłam dwa testy ciążowe i oba wyszły pozytywnie…
Poza tym czuję to – Zaśmiałam się. – Za dwa dni mam wizytę u
ginekologa, będziesz mi towarzyszyć?
–
Oczywiście, że tak! – w podskokach
podbiegła do mnie i przytuliła z całych sił. – Jeśli to
faktycznie prawda to gratuluję ci z całego serca!
–
Dziękuję! Dowiedziałaś się, jako
pierwsza – powiedziałam odwzajemniając jej uścisk. – Tylko nie
wypaplaj Johnowi, bo oszaleje!
–
Za kogo ty mnie masz, co? – oburzyła
się.
–
Hej! Przed oświadczynami Kepy prawie się
wygadałaś – przypomniałam jej, na co jedynie wytknęła mi
język. – Dobrze, że John w porę zatkał ci usta.
–
Przecież nie mogłabym zepsuć wam tej
chwili! Poza tym później skutecznie mnie uciszył – westchnęła
błogo.
–
Toni!!!
–
Jak widać, wy też nie próżnowaliście!
– odpyskowała, a ja chcąc nie chcąc musiałam przyznać jej
rację. – Czy to nie cudowne, że nosisz w sobie małego Kepę? –
Rozmarzyła się, a ja odruchowo dotknęłam lekko wystającego
brzuszka.
–
Albo małą… – powiedziałam cicho.
Oprzytomniałam dopiero wtedy, gdy uświadomiłam sobie, że moja
przerwa dobiegła końca. Za dwa dni będę mieć pewność…
Londyn,
08.08.2019 r.
Z
widocznym na twarzy napięciem wpatrywałam się ekran monitora.
Lekarka w skupieniu wykonywała badanie, co chwilę marszcząc
brwi, a ja każdą mijającą sekundą denerwowałam się coraz
bardziej. Toni cierpliwie trzymała mnie za rękę w skupieniu
obserwując poczynania kobiety. Westchnęłam ciężko, gdy kolejna
minuta upłynęła w niepewności. Za niedługo będzie po
wszystkim. Za niedługo dowiem się prawdy, dowiem się, czy noszę
pod sercem owoc naszego uczucia. Uczucia mojego i Kepy…
–
Proszę spojrzeć – po kilku minutach
ciszy odezwała się lekarka. – O, tutaj – Wskazała, a ja
drżąc z emocji wykonałam polecenie.
–
To dziecko? – spytałam ledwo
słyszalnie.
–
Dzieci – poprawiła mnie uśmiechając
się.
–
Słucham? Może pani powtórzyć? –
dopytałam będąc pewna, że się przesłyszałam.
–
Nie jedno dziecko… Dwoje dzieci –
powtórzyła cierpliwie pokazując mi na ekranie dwa punkciki
wykonujące ruchy. Dopiero teraz zauważyłam…
–
O, Boże, Rosie! – pisnęła Toni
mocniej ściskając moją dłoń.
–
Ja… – zaczęłam, ale nie byłam w
stanie powiedzieć nic więcej. Zafascynowana wpatrywałam się w te
małe punkty chcąc zapamiętać, jak najwięcej z tej magicznej,
jedynej i niepowtarzalnej chwili. – To naprawdę moje dzieci… –
Szepnęłam.
–
Tak – pani doktor pokiwała głową. –
To pani dzieci. Trzynasty tydzień, więc jeszcze nie można ustalić
płci, ale w przyszłym miesiącu zapewne będzie to możliwe –
Mówiła dalej, a mnie było stać jedynie na kiwanie głową
na znak, że rozumiem. Nadal byłam w szoku, nadal nie mogłam w to
uwierzyć. Dzieci. Bliźniaki. – Chce pani posłuchać bicia ich
serc? – Zadała pytanie.
–
Oczywiście – wydukałam. Zamknęłam
oczy oddychając głęboko. Po chwili usłyszałam bicie malutkich
serduszek moich dzieci. Tego było już dla mnie za wiele. Łzy,
które od momentu zobaczenia tych malutkich punkcików na ekranie
gromadziły się w moich oczach teraz spływały mi z twarzy,
chowając się w moich włosach. Z czułością dotknęłam brzuszka
wsłuchując się w najpiękniejszą i najbardziej wzruszającą
melodię na świecie...
Z
uśmiechem przemierzałam ulice Londynu kierując się do mieszkania,
które od momentu zaręczyn dzieliłam z Kepą. Zgodnie
stwierdziliśmy, że tak będzie dla nas najlepiej. Nie mogłam
wymarzyć sobie lepszego dnia na powiedzenie Kepie o tym, że
zostaniemy rodzicami. Dokładnie rok temu, jak burza wpadł do mojej
kwiaciarni prosząc o bukiet dla Andreii. Dokładnie rok temu
sprawił, że nie mogłam przestać o nim myśleć, marzyć, śnić.
Ten rok przyniósł tak wiele niespodziewanych zmian. Odnalazłam w
Kepie miłość. Odnalazłam w nim mężczyznę, z którym chcę
dzielić każdą sekundę życia. Odnalazłam w nim przyjaciela,
kochanka. Odnalazłam w nim samą siebie. Dzięki niemu naprawdę
poznałam, co znaczy miłość. Dzięki niemu nauczyłam się kochać.
Nauczyłam się nie poddawać, tylko walczyć o swoje do samego
końca. Pierścionek zdobiący mój palec oraz dzieci żyjące w moim
brzuchu były tego doskonałym dowodem. Zbliżając się do
mieszkania z ulgą dostrzegłam zaparkowany na parkingu samochód
Kepy. W podskokach pokonałam schody wchodząc do środka.
–
Cześć, kochanie! – krzyknął
pojawiając się przede mną w uroczym fartuszku. – Kolacja zaraz
będzie gotowa – Oznajmił całując mnie w policzek.
–
To dobrze, bo zgłodniałam –
powiedziałam uśmiechając się szeroko.
–
W takim razie postaram się, aby była
jak najszybciej – zaśmiał się znikając w kuchni. Sama udałam
się do sypialni i przemyciłam zdjęcie z badania do kieszeni moich
dżinsów. Gdy weszłam do jadali spostrzegłam udekorowany stół,
na którego środku stał wazon z herbacianymi różami.
–
Pamiętałeś… – westchnęłam, kiedy
postawił przede mną parujący talerz.
–
O tym, że wręczyłem ci herbacianą
różę w ramach przeprosin za nasz pierwszy pocałunek? – spojrzał
na mnie unosząc jedną brew ku górze. – Z perspektywy czasu
zastanawiam się, jak mogłem w ogóle za to przepraszać!
–
Nie wiem, ale miałam ochotę cię wtedy
zabić – powiedziałam nawijając makaron na widelec.
–
Szczerość to podstawa – stwierdził
zajmując się jedzeniem. Delektowaliśmy się nim w ciszy,
która była przerywana jedynie brzękiem sztućców. – Smakowało
ci? – Spytał, gdy skończyłam jeść.
–
Oczywiście – potwierdziłam gładząc
się po brzuchu. Naszym dzieciom też smakowało… – Kepa… –
Zaczęłam, kiedy wstałam od stołu. – Muszę ci coś powiedzieć.
–
Zamieniam się w słuch – podszedł do
mnie, a ja niepewnie zagryzłam dolną wargę. – Coś się stało,
Rosie?
–
Na jakiś czas musimy wstrzymać się z
planowaniem ślubu – oznajmiłam obserwując jego reakcję. Zbladł
w jednej chwili.
–
Dlaczego? Co się stało? Nie chcesz za
mnie wyjść? O, Boże! Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że chcesz
ode mnie odejść? – zaczął panikować, a ja nie mogąc się
powstrzymać parsknęłam śmiechem.
–
Oczywiście, że nie! Skąd ten pomysł?
– prychnęłam.
–
W takim razie nic już z tego nie
rozumiem – westchnął bezradnie, a ja niewiele myśląc chwyciłam
jego dłoń w swoją i położyłam na lekko zaokrąglonym brzuszku.
Wzięłam głęboki oddech.
–
Jestem w ciąży, Kepa. Za pół roku
zostaniemy rodzicami – wyznałam czekając na jego reakcję.
Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, marszczył brwi, na
przemian otwierał i zamykał usta. – Kepa? – Spytałam
niepewnie.
–
Rosie… Naprawdę? – wydukał, a jego
oczy momentalnie się zaszkliły. – Jesteś w ciąży?
–
Jestem – potwierdziłam pokazując mu
badanie ultrasonograficzne. – Bliźniaki – Dodałam po chwili, a
on zalał się łzami wpatrując się w zdjęcie ukazujące mu nasze
dzieci.
–
Nie wiem, co powiedzieć… –
wychrypiał, a po chwili porwał mnie w ramiona okręcając mnie
wokół własnej osi. – Kocham cię, Rosie! – Wykrzyczał, a ja
zaśmiałam się w głos. – Co ja mówię, kocham was! – Poprawił
się odstawiając mnie na ziemię. Klęknął przede mną i podniósł
do góry mój podkoszulek. Z czułością pocałował mnie w odkryty
brzuch, a ja poczochrałam go po włosach.
–
A my kochamy ciebie, tatusiu…
Londyn,
09.08.2019 r.
Wraz
z Kepą czekałam na Johna, aby przekazać mu radosną nowinę. Po
przekroczeniu progu Toni uściskała mojego narzeczonego za wszystkie
czasy. Kepa przyjął gratulacje z dumnym uśmiechem na twarzy
dziękując jej. Po godzinie nerwowego oczekiwania do domu wszedł
zmęczony John.
–
Och, cześć wam – przywitał się, gdy
nas zobaczył. – Co was do nas sprowadza? – Spytał ziewając.
–
Chęć zobaczenia mojego ukochanego
braciszka? – odpowiedziałam, a Toni parsknęła do swojej szklanki
z sokiem.
–
Wyszczekana, jak zwykle – John jedynie
przewrócił oczami siadając na kanapie. – No, co tam?
–
Chcemy ci coś powiedzieć – oznajmiłam
w końcu, a podekscytowana bratowa podskakiwała w miejscu, jak
wariatka. John spojrzał na nas z pytajnikami w oczach. – Jestem w
ciąży, braciszku… Zostaniesz wujciem! – Przekazałam mu, a on
zapiszczał, jak mała dziewczynka. Kepa stłumił wybuch śmiechu.
–
Naprawdę?! – wyjąkał wstając. –
Gratuluję wam! – Objął nas mocno szczerząc się szeroko.
–
To bliźniaki – rzucił Hiszpan, gdy
John uspokoił się na chwilę.
–
Bliźniaki? – powtórzył patrząc na
nas z szeroko otwartymi ustami. – Bliźniaki?!
–
Tak! – na potwierdzenie pokazałam mu
zdjęcie USG, a on zaczął oglądać je z każdej możliwej strony.
–
Jakbym cofnęła się w czasie! –
westchnęła Toni zaglądając zza jego ramienia. – Ach, panowie,
dwa celne strzały za pierwszym razem!
–
Ma się w sobie to coś – John dumnie
wypiął pierś do przodu klepiąc Kepę po ramieniu. Parsknęłam
śmiechem obserwując reakcję mężczyzny mojego życia.
–
Tak, to niewątpliwy sukces –
skomentował obejmując mnie. – Chcieliśmy was również o
coś prosić… – Zaczął, a ja kiwnęłam głową, by mówił
dalej. – Zgodzicie się zostać rodzicami chrzestnymi jednego z
dzieci? – Spytał, a małżeństwo zgodnie pokiwało głowami.
–
To dla nas zaszczyt! – wychlipała
Toni. – Dziękujemy wam!
–
Moja mała dziewczynka – westchnął
John czochrając mnie po włosach. – Moja mała dziewczynka będzie
miała swoje małe dzieci…
–
Już ma – wtrąciła Toni, a ja
zaśmiałam się głośno. Dzieci moje i Kepy. Nasze dzieci…
Obserwując
śpiącą Rosie dziękowałem Bogu, że rok temu wszedłem do jej
kwiaciarni. Nigdy bym nie przypuszczał, że to jedno wydarzenie tyle
zmieni w moim życiu. Przeprowadzka do Londynu okazała się być dla
mnie strzałem w dziesiątkę. Wygrałem z Chelsea dwa trofea,
odnalazłem kobietę swoich marzeń, za pół roku zostanę tatą
bliźniaków… Położyłem dłoń na jej lekko zaokrąglonym
brzuszku, a ona westchnęła przez sen. Nie mogłem uwierzyć we
własne szczęście oraz w to, w jaki błogostan wprowadza mnie ta
kobieta. To dzięki niej nauczyłem się kochać, to dzięki niej
zrozumiałem, czym naprawdę jest miłość. Kochałem w niej
wszystko. Kochałem jej błyszczące zielone oczy, kochałem kolor
jej włosów, kochałem jej szczery uśmiech oraz głośny śmiech.
Kochałem jej zaangażowanie, jej doping, który zawsze dodaje i
będzie dodawał mi skrzydeł. Kochałem budzić się wtulony w nią,
kochałem widzieć ją rozespaną, kochałem zasypiać u jej boku.
Kochałem jej usta oraz to, gdy w zdziwieniu marszczyła nos.
Kochałem jej dobre serce, kochałem jej dobroć, czułość,
delikatność, opiekuńczość. Kochałem obserwować ją w
towarzystwie dzieci. Kochałem ją za to, że pokochała mnie.
Kochałem ją za to, że obdarowała mnie największym z możliwych
szczęść. Z czułością pogłaskałem jej ciążowy brzuch dając
znać dzieciom, że zawsze, do końca będę opiekował się nimi i
ich mamą...
***
Witam!
Bardzo podoba mi się ten rozdział i mam nadzieję, że po przeczytaniu go będziecie miały podobne odczucia :)
Końcówkę pisało mi się dość ciężko, ale to wszystko przez Kepę i jego pozy do zdjęć... :D
(Dobra robota! :D)
Pozdrawiam ;*