Londyn,
Stamford Bridge, 04.11.2018 r.
W
towarzystwie Izabel, Natachy oraz Adriany oglądałam mecz pomiędzy
Chelsea a Crystal Palace. Pierwsza połowa spotkania obfitowała
w wiele emocji, czego dowodem była bramka strzelona w trzydziestej
drugiej minucie przez Alvaro Moratę. Tradycyjnie przerwę
spędziłyśmy na plotkach nie zwracając uwagi na otaczający nas
tłum.
–
Och,
Rosie… Ta informacja na pewno cię zainteresuje – zaczęła
tajemniczo Natacha, a ja spojrzałam na nią zaciekawiona. – Samy
się zakochał – Kiedy to mówiła kąciki jej ust niebezpiecznie
drżały.
–
Och!
– jęknęłam zdruzgotana. – Która miała czelność zająć
moje miejsce? – Parsknęłam.
–
Jakaś
koleżanka z przedszkola… Nie chce wyjawić nam jej imienia, a za
każdym, gdy próbuje to natychmiast milknie – oznajmiła. –
Oczywiście Eden stroi sobie z niego żarty, czym wprowadza go w
zażenowanie!
–
Biedny
Samy – mruknęłam, a po chwili uśmiechnęłam się szeroko
wyobrażając sobie zarumienionego trzylatka. – Chyba nie chcę
wiedzieć, jakimi tekstami częstuje go twój wspaniały mąż –
Stwierdziłam po chwili, a siedzące obok Izabel z Adrianą parsknęły
głośnym chichotem.
–
Masz
rację, nie chcesz wiedzieć – przytaknęła. – Z kolei Leo jest
na etapie twierdzenia, że dziewczyny to samo zło… Jak tu nie
zwariować? – Załamała ręce szukając w nas współczucia.
–
A
Yannis? – dopytała żona Azpiego. – Bo wiesz… Moja Martina nie
przestaje o nim mówić…
–
To
cudownie się składa! Bo Yannis też ciągle o nią wypytuje… Może
kiedyś zostaniemy rodziną – zachichotała, a ja wymieniłam
rozbawione spojrzenie z Izabel. Piętnaście minut przerwy zleciało
nam bardzo szybko. Pierwsze minuty drugiej połowy były niezwykle
senne. Ożywiłam się dopiero wtedy, kiedy rywale doprowadzili do
wyrównania. Mój chłopak nie miał najmniejszych szans, by obronić
tego gola. Aż wyczułam jego złość! – Ach, ten rozgniewany
młodzieniec… – Szepnęła pani Hazard, za co trzepnęłam ją w
ramię.
–
Ani
słowa więcej – ostrzegłam ją, bowiem wiedziałam do czego pije.
Umilkła na chwilę, by po kilkudziesięciu sekundach wrzasnąć z
uciechy. Tak, Eden wchodził na boisko. Nim się spostrzegłam
zaliczył asystę, a drugiego gola w tym spotkaniu strzelił Alvaro.
Przybiłyśmy sobie piątki wymieniając uśmiechy. Pięć minut
później Niebiescy za sprawą Pedro prowadzili już 3-1! Na
szczęście ten wynik utrzymał się do końca meczu. Jedenasta
kolejka Premier League, a Chelsea nadal była niepokonana.
Wyszczerzyłam się szeroko do Kepy, który w odpowiedzi posłał mi
całusa i zniknął w tunelu. Opuściłam stadion w
towarzystwie dziewczyn, z którymi dyskutowałam jeszcze przez pewien
czas, dopóki piłkarze nie zaczęli pojawiać się na parkingu.
Pożegnałam się ze wszystkimi uściskiem, po czym wsiadłam do
samochodu Hiszpana. – Gratuluję kolejnego udanego występu –
Cmoknęłam go w policzek, na co zaśmiał się głośno. – Jaką
chcesz nagrodę? – Poruszyłam charakterystycznie brwiami, a on
ścisnął moje kolano.
–
Ty
jesteś moją nagrodą, Rosaline – powiedział dodając gazu.
Radość, którą w tym momencie poczułam była nie do opisania…
Londyn,
09.11.2018 r.
Po
skończonej pracy błyskawicznie udałam się do mieszkania, aby
wziąć szybki prysznic. Włożyłam wcześniej przygotowane ciuchy,
poprawiłam makijaż, podkręciłam włosy prostownicą i byłam
gotowa do wyjścia. Oczywiście mój wspaniały braciszek, jak zawsze
się spóźniał. Po co się tak spieszyłam?! Opadłam na kanapę
biorąc do ręki prezent urodzinowy, który dziś rano dostałam od
moich kochanych bliźniaków. Album z dwudziestoma czterema
zdjęciami, ukazującymi mnie wraz z nimi, począwszy od ich
narodzin, a skończywszy na wczorajszym oglądaniu meczu. Trafili w
dziesiątkę! Chłopcy z Chelsea również podarowali mi
wspaniały prezent w postaci kolejnego wygranego meczu w Lidze Europy
oraz awansu do fazy pucharowej. Z powodu ich wyjazdu do Białorusi
nie widziałam się z Kepą przez dwa dni, jednak już za chwilę
miałam wpaść w jego ramiona…
–
Rosie!
Jesteś gotowa?! – niespodziewane pojawienie się Johna sprawiło,
że podskoczyłam na kanapie przerażona.
–
Zwariowałeś
imbecylu? – prychnęłam podnosząc się z wygodnego siedzenia. Gdy
przechodziłam obok trzepnęłam go w głowę. – Może choć trochę
przez to zmądrzejesz – Rzuciłam przez ramię.
–
Za
to ty nigdy nie dorośniesz! – odpyskował, a ja pokazałam mu
język. – O tym właśnie mówię – Jęknął wychodząc z
mieszkania. Zamknęłam za nami drzwi i w podskokach ruszyłam do
jego samochodu. – Uprzedzając twoją chęć rzucenia się na Kepę
muszę ci powiedzieć, że jest już u nas w domu – Powiedział
zajmując miejsce kierowcy.
–
Dlaczego?
– mruknęłam zapinając pas.
–
Bo
dlatego – odparł włączając się do ruchu. – I nie zadawaj
więcej pytań! – Ostrzegł patrząc na mnie groźnie.
–
Dobrze,
już dobrze! Nie musisz sztyletować mnie spojrzeniem! Mam dopiero
dwadzieścia cztery lata, chcę jeszcze pożyć – oznajmiłam.
–
Dla
mnie i tak na zawsze pozostaniesz uroczą sześciolatką, szczerzącą
się bez dwóch jedynek – parsknął głośnym śmiechem, a ja
spojrzałam na niego oburzona.
–
To
ty mi je wybiłeś! – krzyknęłam. – I chwaliłeś się tym
przed kolegami! Naprawdę nie wiem, co miałeś wtedy w głowie…
–
Uwielbiałem
ci dokuczać, zresztą ty wcale lepsza nie byłaś! Pamiętam, jak w
ramach małej zemsty podbiłaś mi oko, a ja musiałem się z tego
gęsto tłumaczyć!
–
I
tak mnie kochasz – uśmiechnęłam się do niego triumfalnie, na co
tylko przytaknął wjeżdżając na teren swojej posiadłości. –
Ach, imprezę urodzinową czas zacząć!
Wchodząc
do środka słyszałam muzykę, rozmowy oraz głośne śmiechy. W
przestronnym holu było gęsto od ludzi. Kepa, Toni, Frank, niestety
bez Christine, Eden z Natachą, Azpi z Adrianą, Mateo z Izabel
i oczywiście David z dziewczyną, której nie widziałam od bardzo
dawna. Przywitałam się ze wszystkimi dziękując, że skorzystali
z zaproszenia.
–
Och,
Wiewióreczko, jak moglibyśmy się nie pojawić? – spytał David
popijając drinka. Rozbawiona Bruna jedynie przewróciła oczami i
poczochrała jego bujne loki.
–
No
właśnie, Marcheweczko! W końcu nie codziennie kończy się
dwadzieścia cztery lata… Kiedy ty tak wyrosłaś? – szepnął
Eden ocierając niewidzialne łzy. Natacha prychnęła pod nosem, a
reszta zaśmiała się głośno. Kepa objął mnie ramieniem i
poprowadził do salonu, w którym na samym środku stało ogromne,
przewiązane wstążką pudełko.
–
To
prezent od nas wszystkich – wyjaśnił, a ja zdezorientowana
spojrzałam na całe towarzystwo, które szczerzyło się szeroko.
–
Mam
się bać? – mruknęłam.
–
Sama
musisz to ocenić! – krzyknął Frank. – Rozwiąż!
Niepewnie
podeszłam do pudełka i drżącą ręką chwyciłam wstążkę.
Stojąca obok Toni chichotała, jak opętana obserwując moje
poczynania. Kiedy tasiemka opadła na podłogę, nie wiedziałam, co
robić dalej.
–
NIESPODZIANKA!!!
– odskoczyłam na bok, gdy z pudełka wyskoczył czarnoskóry
mężczyzna.
–
Didier!!!
– pisnęłam zaskoczona. Nie mogłam uwierzyć w to, co stało się
przed chwilą. Gdy odzyskałam rezon uszczęśliwiona rzuciłam mu
się na szyję. Objął mnie mocno uśmiechając się szeroko.
–
Cześć,
Złota Rybko! – parsknął i odstawił mnie na ziemię. –
Najlepsze życzenia! – Ucałował moje policzki.
–
Dziękuję!
Wam dziękuję! – powiedziałam głośno przytulając się do Kepy.
Zaśmiał się serdecznie i pocałował mnie w skroń.
–
Dla
ciebie wszystko! – oznajmił chwytając drinka.
–
Jesteś
najlepszym urodzinowym prezentem – odezwałam się do Didiera, a on
objął mnie w pasie. – Ale dla lepszego efektu mogłeś wyskoczyć
w samych bokserkach – Żartobliwie szturchnęłam go w żebra, a on
zaśmiał się gromko.
–
Chciałem
to zrobić – mruknął nachylając się. – Ale podejrzewam, że
ten młodzieniec… – Wskazał na Kepę. – Mógłby mieć coś
przeciwko… – Dodał konspiracyjnym szeptem, na co parsknęłam
śmiechem.
–
Cudownie
was tu widzieć we trzech! – zapiszczałam, gdy dołączyli do nas
John z Frankiem. – Kocham was!
–
Wiemy
– przytaknął Didier. – Ale nie mów tego głośno, bo nie
chcemy zginąć z rąk rozgniewanego Hiszpana!
–
Już
moja w tym głowa, aby nic wam nie zrobił! – zapewniłam ich
sięgając po alkohol. – Wybaczą panowie, idę podyskutować z
żeńską częścią towarzystwa. A wy zajmijcie się Kepą! –
Powiedziałam, ale jęknęłam, gdy zobaczyłam, jakie wymieniają
między sobą spojrzenia. – Tylko bez kazań, proszę!
Po
odśpiewaniu tradycyjnego Sto lat
zdmuchnęłam świeczki na torcie, patrząc Kepie w oczy.
Doskonale wiedziałam, czego pragnę, więc miałam ogromną
nadzieję, że moje życzenie się spełni… Kiedy zjedliśmy po
kawałku towarzystwo od razu sięgnęło po większą dawkę
alkoholu. Jak to dobrze, że przynajmniej nie grają jutro meczu!
Starałam się zamienić słowo z każdym, tak aby nikt nie poczuł
się urażony. Chociaż z drugiej strony wszyscy się tutaj doskonale
znali, więc nie było mowy o niezręczności.
–
Mam
nadzieję, że dziś nie będę musiał opiekować się Davidem –
powiedział Eden podsuwając mi drinka pod nos. Parsknęłam do
szklanki, a on spojrzał na mnie zniesmaczony.
–
Nie
przypominaj mi o tym, gdy piję! – warknęłam krztusząc się. –
Swoją drogą, jak możesz nabijać się ze swojego synka? –
Spytałam.
–
Och,
daj spokój! Wcale się z niego nie nabijam! – zaczął się
bronić, a ja z powątpiewaniem pokręciłam głową.
–
Kiedy
odbierał go wczoraj z przedszkola to za każdym razem, gdy
przechodziła obok nich jakaś dziewczynka pytał, czy to ona! –
prychnęła Natacha. – Nie patrz tak na mnie, Samy wszystko mi
powiedział!
–
Mały
kapuś – westchnął pod nosem. – Zobaczycie, jeszcze kiedyś mi
za to podziękuje!
–
Jakoś
w to wątpię – stwierdziłam, a on obrażony udał się w kierunku
Davida. Udałam się do kuchni, w której zastałam Johna, Franka,
Didiera i Kepę… – Błagam, powiedzcie, że go nie
przesłuchujecie!
–
Skąd
ten pomysł? – John ze zdziwieniem zmarszczył brwi. – Po prostu…
Dobrze nam w swoim towarzystwie – Zachichotał.
–
Kiedy
zdążyliście się tak urządzić? – spytałam dostrzegając w
jakim stanie znajduje się cała czwórka.
–
Rosie!
Widzisz, co oni narobili?! – w okamgnieniu obok mnie pojawił się
David. – Opróżnili dwie flaszki wódki! Sami! Beze mnie! Jak
mogliście? – Fuknął oburzony.
–
Cho
no tu! – wybełkotał Didier wyciągając kolejną flaszkę. –
Nie mogliśmy o tobie zapomnieć! Davidowi od razu zaświeciły się
oczy, a ja wybuchnęłam śmiechem widząc minę Edena, który zjawił
się w kuchni.
–
Miłej
zabawy! – mówiąc to opuściłam pomieszczenie wchodząc do
salonu, w którym przy akompaniamencie muzyki Azpi tańczył z Mateo.
Ich drugie połówki patrzyły na nich z szeroko otwartymi
ustami. – Bez alkoholu tego nie przetrwacie! – Krzyknęłam, a
niezawodna Toni wcisnęła im w dłonie szklanki z kolorowym
trunkiem. – Pijemy za nas! – Zarządziłam, co moje towarzyszki
natychmiast podchwyciły. Stuknęłyśmy się szklanymi naczyniami
wypijając do dna. – Takie urodziny to ja rozumiem!
–
Baby
we can do it, we can do it all night… Put you’re body right in to
it and we doing alright…! – w ułamku sekundy obok mnie
pojawił się śpiewający i zalany w trupa Kepa. – Baby
we can do it, we can do it all night – Wymruczał mi do ucha
przygryzając jego płatek. Odwróciłam się do niego nagradzając
jego uroczy śpiew pocałunkiem.
–
Jak
wytrzeźwiejesz, kochanie! – cmoknęłam go w nos, a on spojrzał
na mnie niepocieszony.
–
Dam
radę w tym stanie!
–
Och,
nie wątpimy w to! – zachichotała Toni, a ja niewiele myśląc
dołączyłam do niej.
–
Pijemy!!!
– zarządził Didier otwierając butelkę szampana, której
zawartość wylądowała na nas. Pisnęłyśmy zanosząc się głośnym
śmiechem. Oczywiście nie mogłyśmy mu odmówić, więc chwilę
później przyjęłyśmy od niego wypełnione kieliszki. Wypiliśmy
zdrowie wszystkich tutaj obecnych, nawet Johna i Franka, którzy
polegli pod kuchennym stołem. Nie mam pojęcia, do której trwała
moja urodzinowa impreza… Wiem tylko, że była najwspanialsza pod
słońcem!
Hiszpania,
Ondarroa, 13.11.2018 r.
–
Przypomnij mi, dlaczego zgodziłam się na ten szalony pomysł? –
mruknęłam wpatrując się w rodzinny dom mojego ukochanego.
–
Kochanie…
– zaczął Kepa obejmując mnie mocno. – Lepszego terminu nie
będzie… A musimy mieć to za sobą – Westchnął
zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Wiedziałam, że miał
rację. Wiedziałam, że kolejna przerwa reprezentacyjna doskonale
temu sprzyja, ale cholernie się bałam. Nie jego siostry, z którą
już zdążyłam się poznać i załapać świetny kontakt. Nie
jego taty, który nie ujrzawszy mnie na oczy już zdążył mnie
zaakceptować. Bałam się jego mamy. Bałam się tego, że nigdy nie
pogodzi się z tym, że Kepa zostawił Andreę dla mnie. – Wszystko
będzie dobrze, zobaczysz – Zapewnił ściskając mocno moją dłoń.
–
Powątpiewam…
– szepnęłam zagryzając dolną wargę. – A jeśli twoja mama
mnie nie polubi? Co wtedy? – Panikowałam.
–
Rosie…
Ona cię pokocha, jestem o tym przekonany. Dajmy jej tylko trochę
czasu, dobrze? Na pewno dostrzeże, że jesteś wyjątkową osobą,
która pokochała jej syna… Uszczęśliwiasz mnie Rosie, więc to
powinno być dla niej najważniejsze. Skinęłam głową na znak
zgody. – Ufasz mi?
–
Ufam
– wychrypiałam robiąc krok w przód. Po krótkiej chwili Kepa
otworzył drzwi. Z duszą na ramieniu weszłam do środka. Raz
kozie śmierć, czy jakoś tak…
***
Witam!
Impreza urodzinowa Rose udana, tak samo, jak prezent dla niej :)
Nie mogłam się powstrzymać i zakończyłam w takim momencie ^^ Nie zabijajcie! :D Jeszcze jeden "normalny" rozdział, a później mały przeskok w czasie :)
I skoro jest to opowiadanie o Chelsea, to nie mogło zabraknąć tutaj tego Pana! <3
(Który dziś postanowił zakończyć swoją bogatą i piękną sportową karierę)
Dziękuję, Mistrzu! <3
Pozdrawiam ;*
Dzisiaj będzie trochę krótko, bo jest już późno, a mnie chyba bierze jakieś chorubsko.
OdpowiedzUsuńSamy i dziewczyny? Nie ma nic słodszego niż zakochane dzieciaki. Kocham wszystkie przygody takich maluchów, bo one zawsze rozwalają system.
Coś tak czułąm, że impreza urodzinowa Rosaline nie będzie normalna. Z taką bandą to było niemożliwe. No bo kurczę, jacy normalni faceci pakują kolegę jako prezent. I serio dobrze, że jednak nie wybrali tej wersji z slipkami, bo mogłoby się zrobić cokolwiek dziwnie. I Kepa byłby zazdrosny.
Rose boi się pierwszego spotkania z rodziną Kepy. I oczywiście ma ku temu powody, każda dziewczyna by się bała. Ale raczej wątpię, by spotkało ją coś nieprzyjemnego. A gdy mama Kepy pozna Rosaline, to na pewno od razu ją pokocha. Tylko boję się, że Andrea pojawi się niespodziewanie i coś napsuje.
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Samy przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Jak uroczo. 😍 W dodatku wścibski Eden za wszelką cenę próbuje poznać tożsamość wybranki swojego syna. 😂 Ta akcja w przedszkolu musiała być przezabawna. Samy to się dopiero ma z tym swoim tatą. 🤣
OdpowiedzUsuńRose miała cudowne urodziny. Podczas których mogła spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi i Kepą. Czego można chcieć więcej. Choć na pewno na drugi dzień wszyscy odczuwali skutki tej szalonej zabawy. 😃
Zwłaszcza Jonh i Frank, którzy skończyli zabawę w dość nietypowym miejscu. 😁😂
Ale można im wybaczyć, bo pomysł z Didierem jako prezent był genialny. Sprawili Rose ogromną niespodziankę, która ucieszyła ją bardziej niż wszystko inne.
No i mimo spotkania całej trójki razem. Kepa nadal żyje i obyło się nawet bez większych wykładów.
Nadszedł czas poznania się Rose z rodzicami jej ukochanego. O ile nie martwię się o spotkanie z jego tatą, tak co do mamy nie jestem przekonana. Oby tylko obyło się bez większej niechęci i szybko przekonała się do naszej Rose, która jest wspaniałą dziewczyną. Mam nadzieję, że pani Arrizabalaga to dostrzeże i nie będzie nadal po stronie Andrei.
Czekam z ogromną niecierpliwością na przebieg tego spotkania. 😊
A ja nadal twierdzę, że Didier powinien wyskoczyć w samych bokserkach :(
OdpowiedzUsuńAle zacznijmy od początku! Biedny Sammy. Chłopiec się nam zakochał, a niedojrzały emocjonalnie tatuś się z niego śmieje! Ciekawe jak Eden podrywał Natashę :P Jestem pewna, że byłoby się z czego śmiać. Ale pani Hazard to złota kobieta o wielkim sercu. Z tyloma facetami pod jednym dachem i z tyloma "męskimi problemami ... w tym ten najstarszy jest najgorszy ^^
Mamy największe święto w roku w Londynie, czyli urodziny Rosalie :) Na pewno Eden z Davidem zacierali łapki z uciechy! Oczywiście mieliśmy popis "dyskusji" naszego ulubionego rodzeństwa, pokazujący nam, że John nigdy nie dorośnie :P Oni obydwoje są nie do podrobienia! To chyb a to nazwisko ^^
Ale na Rosalie czekała niespodzianka :D Ja osobiście padłabym na zawał, gdyby ktoś tak nagle i z wrzaskiem wyskoczyłby mi z pudełka! Także brawo Rosie haha ^^ I tak, rozpaczam że był w pełni ubrany xD Ale fakt, Kepa fuczałby pod nosem, a tego przecież nie chcemy w tak ważnym dniu :)
No ale tak ... cóż ... weź zostaw chłopów samych, w towarzystwie butelek wódki. I nie ma co zbierać! Cudowna integracja, nie ma co xD Ale że biednego Davida wcześniej nie zawołali? Toż to wstyd! Gdyby tak dziewczyny się urządziły to dopiero wiedzieliby co powiedzieć :P Ale one sobie dobrze poradziły :)
Impreza się udała, wszyscy zostali oblani szampanem i dobrze się bawili :) I David nie zaliczył zgonu ... a to już powód do radości dla wszystkich :D
Ja tu w imprezowym nastroju i aż zaliczyłam szok czytając końcówkę. Na dodatek przerwałaś w nieodpowiednim momencie! ^^ Rosalie stanie twarzą w twarz z panią mamusią ;o Fakt, lepiej mieć już to za sobą, no ale ... jak ja mam teraz wytrzymać do następnego, co? :D
Samy się zakochał :) Jakie to jest słodkie. Dzieciaki w tym wieku są takie urocze :)
OdpowiedzUsuńRosaline miała przecudne urodziny. Spędzone w z Kepą i w towarzystwie rodziny i przyjaciół.
A prezent od chłopaków , po prostu meeeega :)
Impreza udała się wyśmienicie. I na szczęście na drugi dzień nie było meczu :D Bo już widzę całe to towarzystwo na boisku :D
Trener już na pewno urwałby im głowę ;)
Nie dziwię się Rose, że ma obawy przed poznaniem rodziny swojego ukochanego. Jego mama była strasznie związana z Andreą i ma do niej ogromny żal. Ale jestem pewna że gdy tylko pozna Rosę. Od razu ją polubi i wszystko jakoś się ułoży. Do tego dziewczyna ma po swojej stronie siostrę Kepy. Która na pewno wstawi się za nią :)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I pozdrawiam :)