piątek, 9 listopada 2018

Dwudziesty czwarty

Londyn, Stamford Bridge, 04.11.2018 r.

 W towarzystwie Izabel, Natachy oraz Adriany oglądałam mecz pomiędzy Chelsea a Crystal Palace. Pierwsza połowa spotkania obfitowała w wiele emocji, czego dowodem była bramka strzelona w trzydziestej drugiej minucie przez Alvaro Moratę. Tradycyjnie przerwę spędziłyśmy na plotkach nie zwracając uwagi na otaczający nas tłum.
Och, Rosie… Ta informacja na pewno cię zainteresuje – zaczęła tajemniczo Natacha, a ja spojrzałam na nią zaciekawiona. – Samy się zakochał – Kiedy to mówiła kąciki jej ust niebezpiecznie drżały.
Och! – jęknęłam zdruzgotana. – Która miała czelność zająć moje miejsce? – Parsknęłam.
Jakaś koleżanka z przedszkola… Nie chce wyjawić nam jej imienia, a za każdym, gdy próbuje to natychmiast milknie – oznajmiła. – Oczywiście Eden stroi sobie z niego żarty, czym wprowadza go w zażenowanie!
Biedny Samy – mruknęłam, a po chwili uśmiechnęłam się szeroko wyobrażając sobie zarumienionego trzylatka. – Chyba nie chcę wiedzieć, jakimi tekstami częstuje go twój wspaniały mąż – Stwierdziłam po chwili, a siedzące obok Izabel z Adrianą parsknęły głośnym chichotem.
Masz rację, nie chcesz wiedzieć – przytaknęła. – Z kolei Leo jest na etapie twierdzenia, że dziewczyny to samo zło… Jak tu nie zwariować? – Załamała ręce szukając w nas współczucia.
A Yannis? – dopytała żona Azpiego. – Bo wiesz… Moja Martina nie przestaje o nim mówić…
To cudownie się składa! Bo Yannis też ciągle o nią wypytuje… Może kiedyś zostaniemy rodziną – zachichotała, a ja wymieniłam rozbawione spojrzenie z Izabel. Piętnaście minut przerwy zleciało nam bardzo szybko. Pierwsze minuty drugiej połowy były niezwykle senne. Ożywiłam się dopiero wtedy, kiedy rywale doprowadzili do wyrównania. Mój chłopak nie miał najmniejszych szans, by obronić tego gola. Aż wyczułam jego złość! – Ach, ten rozgniewany młodzieniec… – Szepnęła pani Hazard, za co trzepnęłam ją w ramię.
Ani słowa więcej – ostrzegłam ją, bowiem wiedziałam do czego pije. Umilkła na chwilę, by po kilkudziesięciu sekundach wrzasnąć z uciechy. Tak, Eden wchodził na boisko. Nim się spostrzegłam zaliczył asystę, a drugiego gola w tym spotkaniu strzelił Alvaro. Przybiłyśmy sobie piątki wymieniając uśmiechy. Pięć minut później Niebiescy za sprawą Pedro prowadzili już 3-1! Na szczęście ten wynik utrzymał się do końca meczu. Jedenasta kolejka Premier League, a Chelsea nadal była niepokonana. Wyszczerzyłam się szeroko do Kepy, który w odpowiedzi posłał mi całusa i zniknął w tunelu. Opuściłam stadion w towarzystwie dziewczyn, z którymi dyskutowałam jeszcze przez pewien czas, dopóki piłkarze nie zaczęli pojawiać się na parkingu. Pożegnałam się ze wszystkimi uściskiem, po czym wsiadłam do samochodu Hiszpana. – Gratuluję kolejnego udanego występu – Cmoknęłam go w policzek, na co zaśmiał się głośno. – Jaką chcesz nagrodę? – Poruszyłam charakterystycznie brwiami, a on ścisnął moje kolano.
Ty jesteś moją nagrodą, Rosaline – powiedział dodając gazu. Radość, którą w tym momencie poczułam była nie do opisania…

Londyn, 09.11.2018 r.

 Po skończonej pracy błyskawicznie udałam się do mieszkania, aby wziąć szybki prysznic. Włożyłam wcześniej przygotowane ciuchy, poprawiłam makijaż, podkręciłam włosy prostownicą i byłam gotowa do wyjścia. Oczywiście mój wspaniały braciszek, jak zawsze się spóźniał. Po co się tak spieszyłam?! Opadłam na kanapę biorąc do ręki prezent urodzinowy, który dziś rano dostałam od moich kochanych bliźniaków. Album z dwudziestoma czterema zdjęciami, ukazującymi mnie wraz z nimi, począwszy od ich narodzin, a skończywszy na wczorajszym oglądaniu meczu. Trafili w dziesiątkę! Chłopcy z Chelsea również podarowali mi wspaniały prezent w postaci kolejnego wygranego meczu w Lidze Europy oraz awansu do fazy pucharowej. Z powodu ich wyjazdu do Białorusi nie widziałam się z Kepą przez dwa dni, jednak już za chwilę miałam wpaść w jego ramiona…
Rosie! Jesteś gotowa?! – niespodziewane pojawienie się Johna sprawiło, że podskoczyłam na kanapie przerażona.
Zwariowałeś imbecylu? – prychnęłam podnosząc się z wygodnego siedzenia. Gdy przechodziłam obok trzepnęłam go w głowę. – Może choć trochę przez to zmądrzejesz – Rzuciłam przez ramię.
Za to ty nigdy nie dorośniesz! – odpyskował, a ja pokazałam mu język. – O tym właśnie mówię – Jęknął wychodząc z mieszkania. Zamknęłam za nami drzwi i w podskokach ruszyłam do jego samochodu. – Uprzedzając twoją chęć rzucenia się na Kepę muszę ci powiedzieć, że jest już u nas w domu – Powiedział zajmując miejsce kierowcy.
Dlaczego? – mruknęłam zapinając pas.
Bo dlatego – odparł włączając się do ruchu. – I nie zadawaj więcej pytań! – Ostrzegł patrząc na mnie groźnie.
Dobrze, już dobrze! Nie musisz sztyletować mnie spojrzeniem! Mam dopiero dwadzieścia cztery lata, chcę jeszcze pożyć – oznajmiłam.
Dla mnie i tak na zawsze pozostaniesz uroczą sześciolatką, szczerzącą się bez dwóch jedynek – parsknął głośnym śmiechem, a ja spojrzałam na niego oburzona.
To ty mi je wybiłeś! – krzyknęłam. – I chwaliłeś się tym przed kolegami! Naprawdę nie wiem, co miałeś wtedy w głowie…
Uwielbiałem ci dokuczać, zresztą ty wcale lepsza nie byłaś! Pamiętam, jak w ramach małej zemsty podbiłaś mi oko, a ja musiałem się z tego gęsto tłumaczyć!
I tak mnie kochasz – uśmiechnęłam się do niego triumfalnie, na co tylko przytaknął wjeżdżając na teren swojej posiadłości. – Ach, imprezę urodzinową czas zacząć!

 Wchodząc do środka słyszałam muzykę, rozmowy oraz głośne śmiechy. W przestronnym holu było gęsto od ludzi. Kepa, Toni, Frank, niestety bez Christine, Eden z Natachą, Azpi z Adrianą, Mateo z Izabel i oczywiście David z dziewczyną, której nie widziałam od bardzo dawna. Przywitałam się ze wszystkimi dziękując, że skorzystali z zaproszenia.
Och, Wiewióreczko, jak moglibyśmy się nie pojawić? – spytał David popijając drinka. Rozbawiona Bruna jedynie przewróciła oczami i poczochrała jego bujne loki.
No właśnie, Marcheweczko! W końcu nie codziennie kończy się dwadzieścia cztery lata… Kiedy ty tak wyrosłaś? – szepnął Eden ocierając niewidzialne łzy. Natacha prychnęła pod nosem, a reszta zaśmiała się głośno. Kepa objął mnie ramieniem i poprowadził do salonu, w którym na samym środku stało ogromne, przewiązane wstążką pudełko.
To prezent od nas wszystkich – wyjaśnił, a ja zdezorientowana spojrzałam na całe towarzystwo, które szczerzyło się szeroko.
Mam się bać? – mruknęłam.
Sama musisz to ocenić! – krzyknął Frank. – Rozwiąż!
Niepewnie podeszłam do pudełka i drżącą ręką chwyciłam wstążkę. Stojąca obok Toni chichotała, jak opętana obserwując moje poczynania. Kiedy tasiemka opadła na podłogę, nie wiedziałam, co robić dalej.
NIESPODZIANKA!!! – odskoczyłam na bok, gdy z pudełka wyskoczył czarnoskóry mężczyzna.
Didier!!! – pisnęłam zaskoczona. Nie mogłam uwierzyć w to, co stało się przed chwilą. Gdy odzyskałam rezon uszczęśliwiona rzuciłam mu się na szyję. Objął mnie mocno uśmiechając się szeroko.
Cześć, Złota Rybko! – parsknął i odstawił mnie na ziemię. – Najlepsze życzenia! – Ucałował moje policzki.
Dziękuję! Wam dziękuję! – powiedziałam głośno przytulając się do Kepy. Zaśmiał się serdecznie i pocałował mnie w skroń.
Dla ciebie wszystko! – oznajmił chwytając drinka.
Jesteś najlepszym urodzinowym prezentem – odezwałam się do Didiera, a on objął mnie w pasie. – Ale dla lepszego efektu mogłeś wyskoczyć w samych bokserkach – Żartobliwie szturchnęłam go w żebra, a on zaśmiał się gromko.
Chciałem to zrobić – mruknął nachylając się. – Ale podejrzewam, że ten młodzieniec… – Wskazał na Kepę. – Mógłby mieć coś przeciwko… – Dodał konspiracyjnym szeptem, na co parsknęłam śmiechem.
Cudownie was tu widzieć we trzech! – zapiszczałam, gdy dołączyli do nas John z Frankiem. – Kocham was!
Wiemy – przytaknął Didier. – Ale nie mów tego głośno, bo nie chcemy zginąć z rąk rozgniewanego Hiszpana!
Już moja w tym głowa, aby nic wam nie zrobił! – zapewniłam ich sięgając po alkohol. – Wybaczą panowie, idę podyskutować z żeńską częścią towarzystwa. A wy zajmijcie się Kepą! – Powiedziałam, ale jęknęłam, gdy zobaczyłam, jakie wymieniają między sobą spojrzenia. – Tylko bez kazań, proszę!

 Po odśpiewaniu tradycyjnego Sto lat zdmuchnęłam świeczki na torcie, patrząc Kepie w oczy. Doskonale wiedziałam, czego pragnę, więc miałam ogromną nadzieję, że moje życzenie się spełni… Kiedy zjedliśmy po kawałku towarzystwo od razu sięgnęło po większą dawkę alkoholu. Jak to dobrze, że przynajmniej nie grają jutro meczu! Starałam się zamienić słowo z każdym, tak aby nikt nie poczuł się urażony. Chociaż z drugiej strony wszyscy się tutaj doskonale znali, więc nie było mowy o niezręczności.
Mam nadzieję, że dziś nie będę musiał opiekować się Davidem – powiedział Eden podsuwając mi drinka pod nos. Parsknęłam do szklanki, a on spojrzał na mnie zniesmaczony.
Nie przypominaj mi o tym, gdy piję! – warknęłam krztusząc się. – Swoją drogą, jak możesz nabijać się ze swojego synka? – Spytałam.
Och, daj spokój! Wcale się z niego nie nabijam! – zaczął się bronić, a ja z powątpiewaniem pokręciłam głową.
Kiedy odbierał go wczoraj z przedszkola to za każdym razem, gdy przechodziła obok nich jakaś dziewczynka pytał, czy to ona! – prychnęła Natacha. – Nie patrz tak na mnie, Samy wszystko mi powiedział!
Mały kapuś – westchnął pod nosem. – Zobaczycie, jeszcze kiedyś mi za to podziękuje!
Jakoś w to wątpię – stwierdziłam, a on obrażony udał się w kierunku Davida. Udałam się do kuchni, w której zastałam Johna, Franka, Didiera i Kepę… – Błagam, powiedzcie, że go nie przesłuchujecie!
Skąd ten pomysł? – John ze zdziwieniem zmarszczył brwi. – Po prostu… Dobrze nam w swoim towarzystwie – Zachichotał.
Kiedy zdążyliście się tak urządzić? – spytałam dostrzegając w jakim stanie znajduje się cała czwórka.
Rosie! Widzisz, co oni narobili?! – w okamgnieniu obok mnie pojawił się David. – Opróżnili dwie flaszki wódki! Sami! Beze mnie! Jak mogliście? – Fuknął oburzony.
Cho no tu! – wybełkotał Didier wyciągając kolejną flaszkę. – Nie mogliśmy o tobie zapomnieć! Davidowi od razu zaświeciły się oczy, a ja wybuchnęłam śmiechem widząc minę Edena, który zjawił się w kuchni.
Miłej zabawy! – mówiąc to opuściłam pomieszczenie wchodząc do salonu, w którym przy akompaniamencie muzyki Azpi tańczył z Mateo. Ich drugie połówki patrzyły na nich z szeroko otwartymi ustami. – Bez alkoholu tego nie przetrwacie! – Krzyknęłam, a niezawodna Toni wcisnęła im w dłonie szklanki z kolorowym trunkiem. – Pijemy za nas! – Zarządziłam, co moje towarzyszki natychmiast podchwyciły. Stuknęłyśmy się szklanymi naczyniami wypijając do dna. – Takie urodziny to ja rozumiem!
Baby we can do it, we can do it all night… Put you’re body right in to it and we doing alright…! – w ułamku sekundy obok mnie pojawił się śpiewający i zalany w trupa Kepa. – Baby we can do it, we can do it all night – Wymruczał mi do ucha przygryzając jego płatek. Odwróciłam się do niego nagradzając jego uroczy śpiew pocałunkiem.
Jak wytrzeźwiejesz, kochanie! – cmoknęłam go w nos, a on spojrzał na mnie niepocieszony.
Dam radę w tym stanie!
Och, nie wątpimy w to! – zachichotała Toni, a ja niewiele myśląc dołączyłam do niej.
Pijemy!!! – zarządził Didier otwierając butelkę szampana, której zawartość wylądowała na nas. Pisnęłyśmy zanosząc się głośnym śmiechem. Oczywiście nie mogłyśmy mu odmówić, więc chwilę później przyjęłyśmy od niego wypełnione kieliszki. Wypiliśmy zdrowie wszystkich tutaj obecnych, nawet Johna i Franka, którzy polegli pod kuchennym stołem. Nie mam pojęcia, do której trwała moja urodzinowa impreza… Wiem tylko, że była najwspanialsza pod słońcem!

Hiszpania, Ondarroa, 13.11.2018 r.

 – Przypomnij mi, dlaczego zgodziłam się na ten szalony pomysł? – mruknęłam wpatrując się w rodzinny dom mojego ukochanego.
Kochanie… – zaczął Kepa obejmując mnie mocno. – Lepszego terminu nie będzie… A musimy mieć to za sobą – Westchnął zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Wiedziałam, że miał rację. Wiedziałam, że kolejna przerwa reprezentacyjna doskonale temu sprzyja, ale cholernie się bałam. Nie jego siostry, z którą już zdążyłam się poznać i załapać świetny kontakt. Nie jego taty, który nie ujrzawszy mnie na oczy już zdążył mnie zaakceptować. Bałam się jego mamy. Bałam się tego, że nigdy nie pogodzi się z tym, że Kepa zostawił Andreę dla mnie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – Zapewnił ściskając mocno moją dłoń.
Powątpiewam… – szepnęłam zagryzając dolną wargę. – A jeśli twoja mama mnie nie polubi? Co wtedy? – Panikowałam.
Rosie… Ona cię pokocha, jestem o tym przekonany. Dajmy jej tylko trochę czasu, dobrze? Na pewno dostrzeże, że jesteś wyjątkową osobą, która pokochała jej syna… Uszczęśliwiasz mnie Rosie, więc to powinno być dla niej najważniejsze. Skinęłam głową na znak zgody. – Ufasz mi?
Ufam – wychrypiałam robiąc krok w przód. Po krótkiej chwili Kepa otworzył drzwi. Z duszą na ramieniu weszłam do środka. Raz kozie śmierć, czy jakoś tak… 


***

Witam!

Impreza urodzinowa Rose udana, tak samo, jak prezent dla niej :) 
Nie mogłam się powstrzymać i zakończyłam w takim momencie ^^ Nie zabijajcie! :D Jeszcze jeden "normalny" rozdział, a później mały przeskok w czasie :) 

I skoro jest to opowiadanie o Chelsea, to nie mogło zabraknąć tutaj tego Pana! <3 



(Który dziś postanowił zakończyć swoją bogatą i piękną sportową karierę)

Dziękuję, Mistrzu! <3 

Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. Dzisiaj będzie trochę krótko, bo jest już późno, a mnie chyba bierze jakieś chorubsko.
    Samy i dziewczyny? Nie ma nic słodszego niż zakochane dzieciaki. Kocham wszystkie przygody takich maluchów, bo one zawsze rozwalają system.
    Coś tak czułąm, że impreza urodzinowa Rosaline nie będzie normalna. Z taką bandą to było niemożliwe. No bo kurczę, jacy normalni faceci pakują kolegę jako prezent. I serio dobrze, że jednak nie wybrali tej wersji z slipkami, bo mogłoby się zrobić cokolwiek dziwnie. I Kepa byłby zazdrosny.
    Rose boi się pierwszego spotkania z rodziną Kepy. I oczywiście ma ku temu powody, każda dziewczyna by się bała. Ale raczej wątpię, by spotkało ją coś nieprzyjemnego. A gdy mama Kepy pozna Rosaline, to na pewno od razu ją pokocha. Tylko boję się, że Andrea pojawi się niespodziewanie i coś napsuje.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  2. Samy przeżywa swoje pierwsze zauroczenie. Jak uroczo. 😍 W dodatku wścibski Eden za wszelką cenę próbuje poznać tożsamość wybranki swojego syna. 😂 Ta akcja w przedszkolu musiała być przezabawna. Samy to się dopiero ma z tym swoim tatą. 🤣
    Rose miała cudowne urodziny. Podczas których mogła spędzić czas ze swoimi przyjaciółmi i Kepą. Czego można chcieć więcej. Choć na pewno na drugi dzień wszyscy odczuwali skutki tej szalonej zabawy. 😃
    Zwłaszcza Jonh i Frank, którzy skończyli zabawę w dość nietypowym miejscu. 😁😂
    Ale można im wybaczyć, bo pomysł z Didierem jako prezent był genialny. Sprawili Rose ogromną niespodziankę, która ucieszyła ją bardziej niż wszystko inne.
    No i mimo spotkania całej trójki razem. Kepa nadal żyje i obyło się nawet bez większych wykładów.
    Nadszedł czas poznania się Rose z rodzicami jej ukochanego. O ile nie martwię się o spotkanie z jego tatą, tak co do mamy nie jestem przekonana. Oby tylko obyło się bez większej niechęci i szybko przekonała się do naszej Rose, która jest wspaniałą dziewczyną. Mam nadzieję, że pani Arrizabalaga to dostrzeże i nie będzie nadal po stronie Andrei.
    Czekam z ogromną niecierpliwością na przebieg tego spotkania. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja nadal twierdzę, że Didier powinien wyskoczyć w samych bokserkach :(
    Ale zacznijmy od początku! Biedny Sammy. Chłopiec się nam zakochał, a niedojrzały emocjonalnie tatuś się z niego śmieje! Ciekawe jak Eden podrywał Natashę :P Jestem pewna, że byłoby się z czego śmiać. Ale pani Hazard to złota kobieta o wielkim sercu. Z tyloma facetami pod jednym dachem i z tyloma "męskimi problemami ... w tym ten najstarszy jest najgorszy ^^
    Mamy największe święto w roku w Londynie, czyli urodziny Rosalie :) Na pewno Eden z Davidem zacierali łapki z uciechy! Oczywiście mieliśmy popis "dyskusji" naszego ulubionego rodzeństwa, pokazujący nam, że John nigdy nie dorośnie :P Oni obydwoje są nie do podrobienia! To chyb a to nazwisko ^^
    Ale na Rosalie czekała niespodzianka :D Ja osobiście padłabym na zawał, gdyby ktoś tak nagle i z wrzaskiem wyskoczyłby mi z pudełka! Także brawo Rosie haha ^^ I tak, rozpaczam że był w pełni ubrany xD Ale fakt, Kepa fuczałby pod nosem, a tego przecież nie chcemy w tak ważnym dniu :)
    No ale tak ... cóż ... weź zostaw chłopów samych, w towarzystwie butelek wódki. I nie ma co zbierać! Cudowna integracja, nie ma co xD Ale że biednego Davida wcześniej nie zawołali? Toż to wstyd! Gdyby tak dziewczyny się urządziły to dopiero wiedzieliby co powiedzieć :P Ale one sobie dobrze poradziły :)
    Impreza się udała, wszyscy zostali oblani szampanem i dobrze się bawili :) I David nie zaliczył zgonu ... a to już powód do radości dla wszystkich :D
    Ja tu w imprezowym nastroju i aż zaliczyłam szok czytając końcówkę. Na dodatek przerwałaś w nieodpowiednim momencie! ^^ Rosalie stanie twarzą w twarz z panią mamusią ;o Fakt, lepiej mieć już to za sobą, no ale ... jak ja mam teraz wytrzymać do następnego, co? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Samy się zakochał :) Jakie to jest słodkie. Dzieciaki w tym wieku są takie urocze :)
    Rosaline miała przecudne urodziny. Spędzone w z Kepą i w towarzystwie rodziny i przyjaciół.
    A prezent od chłopaków , po prostu meeeega :)
    Impreza udała się wyśmienicie. I na szczęście na drugi dzień nie było meczu :D Bo już widzę całe to towarzystwo na boisku :D
    Trener już na pewno urwałby im głowę ;)
    Nie dziwię się Rose, że ma obawy przed poznaniem rodziny swojego ukochanego. Jego mama była strasznie związana z Andreą i ma do niej ogromny żal. Ale jestem pewna że gdy tylko pozna Rosę. Od razu ją polubi i wszystko jakoś się ułoży. Do tego dziewczyna ma po swojej stronie siostrę Kepy. Która na pewno wstawi się za nią :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń