Odetchnęłam
z ulgą, gdy przekroczyłam próg mieszkania. Dzisiejszy dzień w
pracy wyjątkowo dał mi w kość. Od rana w kwiaciarni panował
niesamowity ruch, jednak nie narzekałam, tylko cieszyłam się,
kiedy widziałam znajome oraz nowe twarze. Byłam dumna ze swojej
pracy, a zadowolone uśmiechy klientów uświadamiały mnie, że
jestem dobra w tym, co robię. Byłam pewna, że pracy pośród
pachnących kwiatów nie zamieniłabym na żadną inną. To była
moja pasja i wiedziałam, że spełniam się w tym zajęciu.
Uśmiechnęłam się ciepło na wspomnienie małego chłopca, który
wszedł do kwiaciarni wraz z mamą, aby kupić bukiet kwiatów dla
swojej babci obchodzącej, jak mi później zdradził tego dnia
urodziny. Po lekkim ogarnięciu się oraz wstawieniu do piekarnika
przygotowanej chwilę wcześniej zapiekanki rzuciłam się na kanapę
włączając telewizor. Przeskakiwałam po kanałach, aż w końcu
natknęłam się na Przyjaciół, czyli mój ukochany serial. Głośno
zaśmiewałam się z ich żartów, gdy usłyszałam dzwonek.
Zdziwiłam się, bo nie spodziewałam się żadnych gości.
–
Summer? Co się stało? – zapytałam
natychmiast, kiedy otworzyłam drzwi. Odsunęłam się, aby ją
przepuścić. Rzuciła plecak na podłogę i spojrzała na mnie ze
łzami w oczach. – Skarbie… – Przytuliłam ją mocno do siebie,
a ona stłumiła szloch w moich ramionach. Jeśli ktoś skrzywdził
córkę mojego brata, moją bratanicę, a zarazem chrześnicę to na
długo mnie zapamięta!
–
Ciociu, Rosie… – pociągnęła nosem
odsuwając się ode mnie na milimetr. – Mogę dziś u ciebie
zostać? – Wyszeptała uciekając wzrokiem w bok.
–
Oczywiście, że tak! – zapewniłam ją.
– Ale musisz mi powiedzieć, co się stało – Powiedziałam
stanowczo, a ona pokiwała głową. Weszła do salonu, a ja wręczyłam
jej szklankę jej ulubionego, grejpfrutowego soku. Usiadłam obok i
zachęciłam, aby zwierzyła mi się z tego, co leży jej na sercu.
–
Chodzi o to… – podjęła. – Moja
klasa za mną przepada, mam kilka bliskich koleżanek oraz jedną
przyjaciółkę od serca. Chłopców jest mniej i wydawało mi się,
że wszystko jest między nami dobrze, ale dziś dowiedziałam się,
że jeden mnie nie lubi. I to bardzo… – Mówiła, a ja
zastanawiałam się, co czego dąży. – Usłyszałam, jak naśmiewa
się ze mnie i z mojej wagi… I jak opowiada to innym na
korytarzu. Gdy mijałam ich na przerwach to śmiali się ze mnie i
wytykali palcami… – Wychlipała, a we mnie zagotowało się ze
złości. Jakim prawem?! Objęłam ją mocno i zaczęłam głaskać
po włosach.
–
Summer, kochanie… – zaczęłam. –
Jesteś śliczną, mądrą i wspaniałą młodą dziewczyną, której
ciało cały czas się rozwija… Nie możesz przejmować się ich
gadaniem, rozumiesz? Dzieciaki w szkole bywają okrutne i nie dbają
o to, czy kogoś ranią, czy nie. Nie mam pojęcia, dlaczego uwzięli
się na ciebie, bo absolutnie nie mają powodów. Masz dopiero
dwanaście lat, dojrzewasz… Poza tym uprawiasz sport, grając w
młodzieżówce Chelsea, więc dbasz o siebie. Skarbie, jesteś
cudowna i nie myśl o sobie inaczej, dobrze? – Starałam się ją
pocieszyć, ale sama doskonale wiedziałam, jak to jest. – Mówiłaś
o tym tacie, albo mamie? – Dopytałam znając już odpowiedź.
–
Nie… – odpowiedziała. – Wiesz,
jaki jest tata – Zaśmiała się ocierając łzy. Och, oczywiście,
że wiedziałam. Gdyby poznał prawdę to zrównałby budynek szkoły
z ziemią, albo i gorzej. – Mama pojechała w odwiedziny do swoich
rodziców, więc przyszłam do ciebie… – Wyjaśniła.
–
Umówmy się, że na razie to pozostanie
naszą tajemnicą, dobrze? A jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie to
wtedy powiemy o wszystkim twoim rodzicom. Zgoda? – zadałam
pytanie, a ona zgodziła się bez wahania. – Zadzwonię teraz do
Johna i powiem mu, że zostajesz u mnie na noc, i że robimy sobie
babski wieczór, co ty na to? – Poruszyłam charakterystycznie
brwiami, a ona pisnęła uradowana. Po rozmowie zaprosiłam Summer do
kuchni, aby wspólnie zjeść obiadokolację w postaci mojej
zapiekanki.
–
Jest pyszna! – pochwaliła mnie, za co
podziękowałam jej uśmiechem. Wieczorem zakopałyśmy się pod moją
kołdrą oglądającą komedie i zaśmiewając się do łez. Moja
Summer zdecydowanie zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
Londyn,
25.10.2018 r.
Szykowałem
się właśnie do wyjścia, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi.
Zmarszczyłem czoło, bo to zdecydowanie nie była właściwa pora na
odwiedziny. Za dwie i pół godziny graliśmy kolejny mecz w
Lidze Europy. Tym razem naszym przeciwnikiem był zespół z
Białorusi. Gdybym się spóźnił, to Maurizio z pewnością urwałby
mi głowę. Dzwonek nie ustawał, więc z niechęcią otworzyłem
intruzowi drzwi.
–
Abigaíl? – spytałem zszokowany widząc
na progu moją młodszą siostrę.
–
Tak, to ja! – odparła radośnie i
rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem jej uścisk czochrając ją
po włosach. – Kepa!!!
–
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać
– zaśmiałem się głośno z jej miny. – Co ty tutaj właściwie
robisz?
–
Przyjechałam odwiedzić mojego głupiego
braciszka po to, aby pierwszy raz zobaczyć na żywo jego grę w
Chelsea? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja pstryknąłem
ją w nos. – No i oczywiście poznać twoją ukochaną Rosie! Chcę
jej osobiście podziękować, że uwolniła cię ze szponów Andreii
– Powiedziała niewinnie.
–
Jesteś niemożliwa, Abi –
stwierdziłem. – Rodzice wiedzą, że jesteś w Londynie? –
Wolałem dopytać, bo z nastolatkami to nigdy nic nie wiadomo.
–
Oczywiście! – odparła. – Masz
śpiewające pozdrowienia od swoich pupili! – Przekazała, a
ja wyszczerzyłem się szeroko.
–
Abi, musimy się zbierać, jeśli nie
chcesz patrzeć, jak trener pozbawia twojego brata głowy –
zarządziłem chwytając plecak.
–
Głowy, czy czegoś innego? –
zachichotała, a ja posłałem jej oburzone spojrzenie. – Już nic
więcej nie mówię!
–
Bogu niech będą dzięki – westchnąłem
zamykając za nami drzwi.
Londyn,
Stamford Bridge, 25.10.2018 r.
Siedziałam
na stałym miejscu czekając aż rozpocznie się mecz pomiędzy
Chelsea a BATE Borysów. Tym razem byłam sama, bo nikomu nie
chciało się mi towarzyszyć. John wykręcił się pracą mówiąc,
że opracował jakąś super strategię na kolejny mecz Aston Villi,
a Toni w domu spędzała czas z bliźniakami. Jak na razie sytuacja w
szkole Summer się ustabilizowała, ale w razie czego pilnie stałam
na posterunku. Rozglądnęłam się na boki w poszukiwaniu
Izabel bądź Adriany, lecz zamiast nich dostrzegłam młodą
dziewczynę wpatrującą się we mnie z jawnym zainteresowaniem. Te
rysy twarzy oraz pewną sylwetkę rozpoznałabym na końcu świata.
–
Cześć! – podeszła do mnie
uśmiechając się szeroko. – Na żywo jesteś jeszcze ładniejsza
– Oznajmiła mrugając do mnie. – Och, wybacz mi tę
bezpośredniość! Jestem Abigaíl, siostra Kepy – Wyjaśniła
podając mi rękę.
–
Och, cześć – wyjąkałam speszona. –
A ja jestem Rosaline, dziewczyna twojego brata – Przedstawiłam
się, zupełnie niepotrzebnie zresztą.
–
Mam ochotę paść ci do stóp za to, że
przegoniłaś Andreę – zażartowała, a ja zaśmiałam się
głośno.
–
Może nie rób tego przy ludziach –
ostudziłam jej zapał. – Czyli mam rozumieć, że mnie lubisz? –
Wyszczerzyłam się czując, jak opuszcza mnie początkowe spięcie.
–
Oczywiście! – potwierdziła. –
Wpadłam do Kepy z niezapowiedzianymi odwiedzinami… Chciałam
zobaczyć jego występ oraz cię poznać… – Powiedziała.
–
Cieszę się – uśmiechnęłam się do
niej. – I też jest mi bardzo miło.
–
Obie jesteśmy młodszymi siostrzyczkami,
więc musimy trzymać się razem – zachichotała, a ja jej
zawtórowałam. Była przesympatyczna!
–
Zaczyna się – szturchnęłam ją w
ramię obserwując piłkarzy wychodzących z tunelu. Gdy Abi
dostrzegła Kepę pomachała mu krzycząc głośno. Ten jedynie
pokręcił głową ustawiając się w szeregu z kolegami. Kiedy
sędzia obwieścił początek spotkania z uwagą zaczęłyśmy
śledzić jego przebieg. Chelsea już w drugiej minucie objęła
prowadzenie za sprawą Rubena Loftus-Cheeka. Stadion zawył z
uciechy, a my wraz z nim. Sześć minut później było już 2-0.
Piłkę w siatce ponownie umieścił młody Anglik. W zasadzie było
to jednostronne widowisko. Chelsea kontrolowała przebieg spotkania
nie pozwalając rywalom zbliżyć się w pole karne. Do szatni
zawodnicy The Blues schodzili z dwubramkowym prowadzeniem. Całe
piętnaście minut przerwy przegadałam z Abigaíl. Wymieniłyśmy
się informacjami na swój temat poznając się lepiej. Szczerze
powiedziawszy to kamień spadł mi z serca. Miałam jedynie nadzieję,
że ich mama również w pełni mnie zaakceptuje. Nim się
obejrzałyśmy piłkarze ponownie znaleźli się na murawie. Niecałe
dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Ruben ustrzelił
hat-tricka. Czułam, że wygraną mamy w kieszeni. Kibice śpiewali
oraz dopingowali swoich ulubieńców, a ja modliłam się o koniec
spotkania. W siedemdziesiątej dziewiątej minucie meczu to
zawodnicy BATE dali swoim kibicom powód do radości. Kompletnie
niekryty piłkarz wpadł w pole karne i zdobył gola. Kepa był w tej
sytuacji bezradny.
–
Co za ciołek! – krzyknęła jego
siostra, a ja parsknęłam śmiechem. – To ja tutaj przyjeżdżam,
a on ma czelność puścić gola?!
–
Może lepiej mu o tym nie wspominaj –
poradziłam jej.
–
Pewnie masz rację – westchnęła. Do
końca meczu nie wydarzyło się już nic szczególnego. Chelsea
wygrała 3-1, jednocześnie umacniając się na pozycji lidera w
tabeli swojej grupy. Czekając na Kepę Abigaíl zaczęła nawiązywać
znajomości z piłkarzami, co spotkało się ze srogim wyrazem twarzy
Hiszpana, gdy opuścił szatnię. – Jeszcze parę tygodni temu nie
rozumiałeś Johna, a teraz zachowujesz się, jak on! –
Stwierdziłam dając mu całusa w policzek. Zaśmiał się
tylko ciągnąc siostrę do wyjścia. Chciałam się z nimi pożegnać,
aby mogli pobyć sami, jednak oboje kategorycznie zaprzeczyli.
Chcieli spędzić ze mną ten czas, co było bardzo miłe. Zjedliśmy
kolację w mieszkaniu Kepy, a później obejrzeliśmy horror.
Arrizabalaga siedział pośrodku obejmując nas i śmiejąc się z
naszych przerażonych min oraz pisków. Zdecydowanie był to bardzo
miły wieczór. Rodzinny…
Londyn,
31.10.2018 r.
Siedziałam
w domu brata w towarzystwie Toni i Christine czekając, aż John
wyszukuje się do wyjścia. Dziś, na Stamford Bridge w ramach
Pucharu Ligi Angielskiej Chelsea podejmowała Derby County, czyli
zespół prowadzony przez Franka. Powrót Legendy do Domu…
Trzymałam w ramionach malutką Patricię łaskocząc jej stópki.
Nagradzała mnie za to bezzębnym uśmiechem, który powodował
ciepło na mojej duszy. Początkowo miałam zostać z Toni i
Christine, by pomóc im w opiece nad małą, jednak nie mogłam
odpuścić sobie zobaczenia tego meczu na żywo, co oczywiście
zrozumiały. Summer i Georgie spędzali czas z Islą oraz Luną na
zabawie. Moja chrześnica po kryjomu raz jeszcze podziękowała mi za
wsparcie, którego jej udzieliłam. Z tego, co mi mówiła na razie
dzieciaki przestały jej dokuczać. I miałam nadzieję, że tak
pozostanie!
–
Może postarasz się o swoje z Kepą? –
spytała Christine obserwując moje zabawy z jej malutką córeczką.
–
Och, Christine nie zapędzaj się –
powiedziałam. – John dopiero, co zaakceptował mój związek, więc
nie chcę narażać go na dodatkowe stresy – Oznajmiłam
wystawiając język do brata, który akurat pojawił się w salonie.
–
Hej! Byłbym świetnym wujciem,
nieprawdaż?
–
Kim jesteś i co zrobiłeś z moim mężem?
– spytała Toni obdarzając go pocałunkiem w policzek.
–
No właśnie? Wcześniej udzieliłeś nam
błogosławieństwa na ślub, a teraz na dzieci… Co z tobą?
– spojrzałam na niego szukając oznak jakiejkolwiek choroby. John
prychnął pod nosem, po czym kazał mi się zbierać. Pocałowałam
malutką w nosek żegnając się z pozostałym towarzystwem. Po
meczu, wraz z Frankiem mieliśmy jeszcze na chwilę wrócić do domu
brata.
Londyn,
Stamford Bridge, 31.10.2018 r.
Z
mocno bijącym sercem czekałam na rozpoczęcie meczu oraz na wejście
Franka na stadion. Kibice przygotowali wspaniałą oprawę, która
miała na celu pokazanie, że Chelsea oraz Stamford Bridge zawsze
będą dla Franka Domem. Mimo wszystko miałam nadzieję, że to
Niebiescy wyjdą zwycięsko z tego spotkania i awansują do kolejnej
rundy. W ubiegłą niedzielę na wyjeździe pokonali zespół z
Burnley, a Kepa zachował czyste konto. W tym spotkaniu nie było go
w kadrze meczowej, jednak siedział wraz z innymi piłkarzami przede
mną. Ścisnęłam dłoń Johna czekając, aż zawodnicy wyjdą z
tunelu. Stało się to po kilku minutach. Na końcu wyszedł Frank,
który klaszcząc w dłonie witał się z kibicami. Skandując na
stojąco Super Frankie rozpłakałam się, jak wariatka. Ta
chwila dla mnie, jak i dla wszystkich sympatyków Chelsea była
niezwykła oraz magiczna. Wiedziałam, że dla Franka również…
John pogładził mnie po włosach uśmiechając się szeroko. Czułam,
że w ich głowach kotłuje się pomysł, aby w przyszłości
zostać trenerami Chelsea, co bardzo mnie cieszyło. Kiedy sędzia
rozpoczął spotkanie opadłam na miejsce oglądając je w
skupieniu. The Blues objęli prowadzenie w piątej minucie za sprawą
strzelenia samobójczego gola. Jednak pięć minut później piłkarze
Franka wyrównali wynik. Widać było, że tak łatwo nie sprzedadzą
skóry. W pewnym momencie, oczywiście uważnie śledząc mecz
zaczęłam bawić się futrzanym kapturem kurtki Kepy. Obejrzał się
przez ramię, a ja posłałam mu niewinny uśmiech.
–
Szkoda, że nie grasz – szepnęłam
nachylając się.
–
Wiem, nie masz kogo podziwiać –
powiedział skromnie, a John chrząknął dając do zrozumienia, że
nas słyszy. Przewróciłam oczami, rozbawiając tym Kepę. W
dwudziestej drugiej minucie Chelsea prowadziła 2-1 za sprawą
kolejnego samobója, lecz parę chwil później zawodnicy Derby
ponownie wyrównali. Pod koniec pierwszej połowy spotkania piłkę
do siatki wpakował Fábregas, więc ponownie objęliśmy
prowadzenie. Wynik 3-2 utrzymał się już do końca. Chelsea nie
powalała swoją grą, jednak najważniejsze było to, że
awansowaliśmy do kolejnej rundy! Frank wszedł na murawę żegnając
się z kibicami, a ja odruchowo pociągnęłam nosem nucąc nasz
hymn. Kepa spojrzawszy na mnie zaśmiał się głośno.
–
Nie śmiej się ze mnie, bo jeszcze
zadławisz się tą gumą – parsknęłam. – Serio, co ty z tym
masz? Pamiętam, że jak po meczu, w którym dostałeś w twarz,
robiąc sobie selfie też ciągle ją żułeś…
–
Chcę mieć świeży oddech, gdy porwę
cię w ramiona i będę całował do utraty tchu – wymruczał
przygryzając płatek mojego ucha. Zarumieniłam się po same cebulki
włosów.
–
Kepa! – warknęłam trącając go w
ramię.
–
Właśnie, Kepa… – odezwał się
John. – Wiem, że jest już późno, ale może wpadniesz do nas do
domu? Frank zostaje jeszcze chwilę zanim pojedzie z piłkarzami…
–
Oczywiście – przytaknął Arrizabalaga
schodząc do szatni.
–
No, co? – spytał mój braciszek. –
Kepa już prawie należy do naszej rodziny, więc… Pogawędka ze
mną i z Frankiem na pewno dobrze mu zrobi – Mrugnął do mnie
machając do kibiców.
–
John! – krzyknęłam za nim, ale mnie
zbagatelizował. Nie ma to, jak starszy, nadopiekuńczy braciszek,
naprawdę! Dzięki Bogu, że jeszcze nie sprowadził Didiera…
Westchnęłam głośno kierując się do wyjścia. Kepa już
prawie należy do naszej rodziny… Mimowolnie uśmiechnęłam
się do swoich myśli czekając na trzech mężczyzn zajmujących w
moim sercu specjalne miejsce. Takie chwile, jak ta mogłyby trwać
wiecznie…
***
Witam!
Wyrobiłam się wcześniej z napisaniem tego rozdziału, dlatego publikuję go przed dzisiejszym meczem Chelsea z Crystal Palace :) Ach, już się nie mogę doczekać :D
A może by tak nie wprowadzać już żadnych problemów...? ^^
(Ja też płakałam, jak wariatka)
<3
Pozdrawiam ;*
Strasznie szkoda zrobiło mi się Summer.
OdpowiedzUsuńDzieci potrafią być naprawdę okrutne, zwłaszcza jak już się na kogoś uprą. Nic więc dziwnego, że dziewczynce zrobiło się przykro. Na szczęście mogła liczyć na pomoc i wsparcie Rose, co w tamtym momencie było jej ogromnie potrzebne. Oby tylko ta sytuacja w szkole się na dobre ustabilizowała i dali jej spokój.
Abigail wpadła z niezapowiedzianą wizytą do Kepy. Pod pretekstem obejrzenia jego gry na żywo, ale pewnie w głównej mierze chodziło o poznanie Rosaline. Mała spryciula.😁
Cieszę się, że dziiweczyny się polubiły i Rosaline może liczyć na przychylność członków rodziny swojego ukochanego. Na pewno się jej to przyda w starciu z mamą z Kepy.
Powrót Franka na stadion Chelsea na pewno był dla wszystkich sporym przeżyciem i godną zapamiętania chwilą. Nic więc dziwnego, że Rose się wzruszyła.
W dodatku miała okazję obejrzeć mecz w towarzystwie Kepy i Johna. Który jak na starszego brata przystało nie mógł sobie odmówić kilku komentarzy na temat czułych gestów wymienianych między nią a Kepą. Przed którym to kolejna pogawędka. 😂 On to nie ma łatwego życia.
Czekam na kolejny rozdział w pełni popierając pomysł, aby nie wprowadzać żadnych problemów do życia Rosaliny i Kepy. Choć to raczej niemożliwe. 🤣
Jeju, biedna Summer. Bycie obiektem żartów nigdy nie jest fajne, a dzieciaki zawsze muszą znaleźć sobie kozła ofiarnego. Jak nie ten to tamtem, a tym razem trafiło na nią. Że zawsze może liczyć na wsparcie Rosaline. Taka ciocia to prawdziwy skarb. Zawsze doradzi, przytuli. Mam nadzieję, że sytuacja naprawdę się już uspokoiła i Summer nie będzie miała więcej problemów.
OdpowiedzUsuńPojawiła się również Abigail. Która dla odmiany wydaje mi się wyjątkowo wesołą, pozytywnie zwariowaną osóbką. Od razu ją polubiłam. Szczególnie po jej tekście o Andrei. Abigail doskonale wie, co jest najlepsze dla jej starszego brata.
Strasznie się cieszę, że ona i Rose nawiązały taki dobry kontakt. Kepa uzyskał juz aprobatę rodziny Rosaline, to teraz Rosaline musi uzyskać aprobatę rodziny Kepa. I na pewno uczyniła już ku temu milowy krok.
John ostatnio przechodzi samego siebie. Chyba naprawdę zaakceptował Kepę, bo inaczej nie wyrażałby tak chętnie swojej aprobaty dla ewentualnego zostania wujkiem. Czyżby coś było na rzeczy?
W każdym razie teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Ja nie rozumiem, dlaczego dzieciaki są tak okrutne. Zawsze znajdą idiotyczny powód, aby dogryźć innym. A to nadwaga, a to okulary, a to tańsze ciuchy ... nic tylko kazać im klęczeć na grochu przez godzinę! Nie rozumieją, że sprawiają komuś przykrość. Bezstresowe wychowanie ^^ biedna Summer stała się ofiarą żartów swojego kolegi. Aż mi się przykro zrobiło czytając ten fragment :( Na szczęście ciocia Rosie zawsze pomoże i da wsparcie, bo tatuś puściłby budę z dymem ;o
OdpowiedzUsuńAbigail zrobiła bratu niespodziankę :) Dobra, niech się cwaniara przyznaje! Chciała poznać Rosalie! :D Jej bezpośredniość jest przezabawna, ale przynajmniej pomiędzy dziewczynami nie panowała niezręczna atmosfera. Od razu złapały dobry kontakt, co dla wszystkich na pewno jest bardzo ważne :)
John zwariował ... to już oficjalnie! Albo go ktoś podmienił! Najpierw się wściekał i fochał, a teraz teksty o ślubach, dzieciach i przynależnościach do rodziny. Ja bym go zbadała ;o Ten koniec kariery dziwnie na niego wpływa!
Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie :) Przed naszą parą jeszcze przekonanie mamy Kepy do Rosalie, a potem niech się sobą w spokoju nacieszą. Oczywiście wujcio John to kusząca perspektywa, ale niech on się sam za powiększenie rodziny bierze! Się zatrzymał na bliźniakach :D
Rozmowa Johna, Franka z Kepą może być dość ciekawa haha. Tylko żeby się z wrażenia nie opili ;D
Dzieci potrafią być straszne. To co teraz potrafi się dziać w szkołach mnie przeraża. Fajnie, ze wprowadziłas tutaj taki poboczny watek, zawsze to coś nowego 💁♀️
OdpowiedzUsuńWspółczuję Summer 😓 to musiało być dla niej przykre. Mam nadzieję, ze wszystko się wyjasni, a ona nie zostanie kozłem ofiarnym.
Rose zostaje zaakceptowana przez Abigail, a Kepa przez Johna 😎 czy może być piękniej?
To było jasne, że dziewczyny od razu znajdą wspólny język. Szczegolnie, ze mają wspolnego wroga👉Andreę 😂 a to jednoczy! Poza tym Rose nie da się nie lubić
Trudniej miał Kepa, ale i on sprostał zadaniu 😁 John nawet dał mu pozwolenie na dziecko, wtf, sama nie mogę w to uwierzyć 🙀 i w ogóle już traktuja go jak członka rodziny.
Super! Serio bomba, ze w koncu wszystko zaczęło się układać.
Pozdrawiam,
N
Niektóre dzieciaki potrafią być niestety okrutne. Strasznie mi żal Summer. To na pewno było dla niej przykre. Dobrze że mogła liczyc na wsparcie Rose. I dobrze że jak narazie wszystko się uspokoiło.
OdpowiedzUsuńAbigail zrobiła bratu świetną niespodziankę. I od razu polubiła Rose. To było zresztą z gory wiadome. W końcu mają wspólnego wroga w postaci Andrei.
John dający pozwolenie Kepie na dziecko. No padlam po prostu 😂 co tu się wydarzyło. Ja to nie poznaje ostatnio.
Fajny taki spokój i cisza. Ale jak znam Ciebie długo nie potrwa😉
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.