niedziela, 4 listopada 2018

Dwudziesty trzeci

Londyn, 22.10.2018 r.

 Odetchnęłam z ulgą, gdy przekroczyłam próg mieszkania. Dzisiejszy dzień w pracy wyjątkowo dał mi w kość. Od rana w kwiaciarni panował niesamowity ruch, jednak nie narzekałam, tylko cieszyłam się, kiedy widziałam znajome oraz nowe twarze. Byłam dumna ze swojej pracy, a zadowolone uśmiechy klientów uświadamiały mnie, że jestem dobra w tym, co robię. Byłam pewna, że pracy pośród pachnących kwiatów nie zamieniłabym na żadną inną. To była moja pasja i wiedziałam, że spełniam się w tym zajęciu. Uśmiechnęłam się ciepło na wspomnienie małego chłopca, który wszedł do kwiaciarni wraz z mamą, aby kupić bukiet kwiatów dla swojej babci obchodzącej, jak mi później zdradził tego dnia urodziny. Po lekkim ogarnięciu się oraz wstawieniu do piekarnika przygotowanej chwilę wcześniej zapiekanki rzuciłam się na kanapę włączając telewizor. Przeskakiwałam po kanałach, aż w końcu natknęłam się na Przyjaciół, czyli mój ukochany serial. Głośno zaśmiewałam się z ich żartów, gdy usłyszałam dzwonek. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałam się żadnych gości.
Summer? Co się stało? – zapytałam natychmiast, kiedy otworzyłam drzwi. Odsunęłam się, aby ją przepuścić. Rzuciła plecak na podłogę i spojrzała na mnie ze łzami w oczach. – Skarbie… – Przytuliłam ją mocno do siebie, a ona stłumiła szloch w moich ramionach. Jeśli ktoś skrzywdził córkę mojego brata, moją bratanicę, a zarazem chrześnicę to na długo mnie zapamięta!
Ciociu, Rosie… – pociągnęła nosem odsuwając się ode mnie na milimetr. – Mogę dziś u ciebie zostać? – Wyszeptała uciekając wzrokiem w bok.
Oczywiście, że tak! – zapewniłam ją. – Ale musisz mi powiedzieć, co się stało – Powiedziałam stanowczo, a ona pokiwała głową. Weszła do salonu, a ja wręczyłam jej szklankę jej ulubionego, grejpfrutowego soku. Usiadłam obok i zachęciłam, aby zwierzyła mi się z tego, co leży jej na sercu.
Chodzi o to… – podjęła. – Moja klasa za mną przepada, mam kilka bliskich koleżanek oraz jedną przyjaciółkę od serca. Chłopców jest mniej i wydawało mi się, że wszystko jest między nami dobrze, ale dziś dowiedziałam się, że jeden mnie nie lubi. I to bardzo… – Mówiła, a ja zastanawiałam się, co czego dąży. – Usłyszałam, jak naśmiewa się ze mnie i z mojej wagi… I jak opowiada to innym na korytarzu. Gdy mijałam ich na przerwach to śmiali się ze mnie i wytykali palcami… – Wychlipała, a we mnie zagotowało się ze złości. Jakim prawem?! Objęłam ją mocno i zaczęłam głaskać po włosach.
Summer, kochanie… – zaczęłam. – Jesteś śliczną, mądrą i wspaniałą młodą dziewczyną, której ciało cały czas się rozwija… Nie możesz przejmować się ich gadaniem, rozumiesz? Dzieciaki w szkole bywają okrutne i nie dbają o to, czy kogoś ranią, czy nie. Nie mam pojęcia, dlaczego uwzięli się na ciebie, bo absolutnie nie mają powodów. Masz dopiero dwanaście lat, dojrzewasz… Poza tym uprawiasz sport, grając w młodzieżówce Chelsea, więc dbasz o siebie. Skarbie, jesteś cudowna i nie myśl o sobie inaczej, dobrze? – Starałam się ją pocieszyć, ale sama doskonale wiedziałam, jak to jest. – Mówiłaś o tym tacie, albo mamie? – Dopytałam znając już odpowiedź.
Nie… – odpowiedziała. – Wiesz, jaki jest tata – Zaśmiała się ocierając łzy. Och, oczywiście, że wiedziałam. Gdyby poznał prawdę to zrównałby budynek szkoły z ziemią, albo i gorzej. – Mama pojechała w odwiedziny do swoich rodziców, więc przyszłam do ciebie… – Wyjaśniła.
Umówmy się, że na razie to pozostanie naszą tajemnicą, dobrze? A jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie to wtedy powiemy o wszystkim twoim rodzicom. Zgoda? – zadałam pytanie, a ona zgodziła się bez wahania. – Zadzwonię teraz do Johna i powiem mu, że zostajesz u mnie na noc, i że robimy sobie babski wieczór, co ty na to? – Poruszyłam charakterystycznie brwiami, a ona pisnęła uradowana. Po rozmowie zaprosiłam Summer do kuchni, aby wspólnie zjeść obiadokolację w postaci mojej zapiekanki.
Jest pyszna! – pochwaliła mnie, za co podziękowałam jej uśmiechem. Wieczorem zakopałyśmy się pod moją kołdrą oglądającą komedie i zaśmiewając się do łez. Moja Summer zdecydowanie zasługiwała na wszystko, co najlepsze.

Londyn, 25.10.2018 r.

 Szykowałem się właśnie do wyjścia, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem czoło, bo to zdecydowanie nie była właściwa pora na odwiedziny. Za dwie i pół godziny graliśmy kolejny mecz w Lidze Europy. Tym razem naszym przeciwnikiem był zespół z Białorusi. Gdybym się spóźnił, to Maurizio z pewnością urwałby mi głowę. Dzwonek nie ustawał, więc z niechęcią otworzyłem intruzowi drzwi.
Abigaíl? – spytałem zszokowany widząc na progu moją młodszą siostrę.
Tak, to ja! – odparła radośnie i rzuciła mi się na szyję. Odwzajemniłem jej uścisk czochrając ją po włosach. – Kepa!!!
Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać – zaśmiałem się głośno z jej miny. – Co ty tutaj właściwie robisz?
Przyjechałam odwiedzić mojego głupiego braciszka po to, aby pierwszy raz zobaczyć na żywo jego grę w Chelsea? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja pstryknąłem ją w nos. – No i oczywiście poznać twoją ukochaną Rosie! Chcę jej osobiście podziękować, że uwolniła cię ze szponów Andreii – Powiedziała niewinnie.
Jesteś niemożliwa, Abi – stwierdziłem. – Rodzice wiedzą, że jesteś w Londynie? – Wolałem dopytać, bo z nastolatkami to nigdy nic nie wiadomo.
Oczywiście! – odparła. – Masz śpiewające pozdrowienia od swoich pupili! – Przekazała, a ja wyszczerzyłem się szeroko.
Abi, musimy się zbierać, jeśli nie chcesz patrzeć, jak trener pozbawia twojego brata głowy – zarządziłem chwytając plecak.
Głowy, czy czegoś innego? – zachichotała, a ja posłałem jej oburzone spojrzenie. – Już nic więcej nie mówię!
Bogu niech będą dzięki – westchnąłem zamykając za nami drzwi.

Londyn, Stamford Bridge, 25.10.2018 r.

 Siedziałam na stałym miejscu czekając aż rozpocznie się mecz pomiędzy Chelsea a BATE Borysów. Tym razem byłam sama, bo nikomu nie chciało się mi towarzyszyć. John wykręcił się pracą mówiąc, że opracował jakąś super strategię na kolejny mecz Aston Villi, a Toni w domu spędzała czas z bliźniakami. Jak na razie sytuacja w szkole Summer się ustabilizowała, ale w razie czego pilnie stałam na posterunku. Rozglądnęłam się na boki w poszukiwaniu Izabel bądź Adriany, lecz zamiast nich dostrzegłam młodą dziewczynę wpatrującą się we mnie z jawnym zainteresowaniem. Te rysy twarzy oraz pewną sylwetkę rozpoznałabym na końcu świata.
Cześć! – podeszła do mnie uśmiechając się szeroko. – Na żywo jesteś jeszcze ładniejsza – Oznajmiła mrugając do mnie. – Och, wybacz mi tę bezpośredniość! Jestem Abigaíl, siostra Kepy – Wyjaśniła podając mi rękę.
Och, cześć – wyjąkałam speszona. – A ja jestem Rosaline, dziewczyna twojego brata – Przedstawiłam się, zupełnie niepotrzebnie zresztą.
Mam ochotę paść ci do stóp za to, że przegoniłaś Andreę – zażartowała, a ja zaśmiałam się głośno.
Może nie rób tego przy ludziach – ostudziłam jej zapał. – Czyli mam rozumieć, że mnie lubisz? – Wyszczerzyłam się czując, jak opuszcza mnie początkowe spięcie.
Oczywiście! – potwierdziła. – Wpadłam do Kepy z niezapowiedzianymi odwiedzinami… Chciałam zobaczyć jego występ oraz cię poznać… – Powiedziała.
Cieszę się – uśmiechnęłam się do niej. – I też jest mi bardzo miło.
Obie jesteśmy młodszymi siostrzyczkami, więc musimy trzymać się razem – zachichotała, a ja jej zawtórowałam. Była przesympatyczna!
Zaczyna się – szturchnęłam ją w ramię obserwując piłkarzy wychodzących z tunelu. Gdy Abi dostrzegła Kepę pomachała mu krzycząc głośno. Ten jedynie pokręcił głową ustawiając się w szeregu z kolegami. Kiedy sędzia obwieścił początek spotkania z uwagą zaczęłyśmy śledzić jego przebieg. Chelsea już w drugiej minucie objęła prowadzenie za sprawą Rubena Loftus-Cheeka. Stadion zawył z uciechy, a my wraz z nim. Sześć minut później było już 2-0. Piłkę w siatce ponownie umieścił młody Anglik. W zasadzie było to jednostronne widowisko. Chelsea kontrolowała przebieg spotkania nie pozwalając rywalom zbliżyć się w pole karne. Do szatni zawodnicy The Blues schodzili z dwubramkowym prowadzeniem. Całe piętnaście minut przerwy przegadałam z Abigaíl. Wymieniłyśmy się informacjami na swój temat poznając się lepiej. Szczerze powiedziawszy to kamień spadł mi z serca. Miałam jedynie nadzieję, że ich mama również w pełni mnie zaakceptuje. Nim się obejrzałyśmy piłkarze ponownie znaleźli się na murawie. Niecałe dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Ruben ustrzelił hat-tricka. Czułam, że wygraną mamy w kieszeni. Kibice śpiewali oraz dopingowali swoich ulubieńców, a ja modliłam się o koniec spotkania. W siedemdziesiątej dziewiątej minucie meczu to zawodnicy BATE dali swoim kibicom powód do radości. Kompletnie niekryty piłkarz wpadł w pole karne i zdobył gola. Kepa był w tej sytuacji bezradny.
Co za ciołek! – krzyknęła jego siostra, a ja parsknęłam śmiechem. – To ja tutaj przyjeżdżam, a on ma czelność puścić gola?!
Może lepiej mu o tym nie wspominaj – poradziłam jej.
Pewnie masz rację – westchnęła. Do końca meczu nie wydarzyło się już nic szczególnego. Chelsea wygrała 3-1, jednocześnie umacniając się na pozycji lidera w tabeli swojej grupy. Czekając na Kepę Abigaíl zaczęła nawiązywać znajomości z piłkarzami, co spotkało się ze srogim wyrazem twarzy Hiszpana, gdy opuścił szatnię. – Jeszcze parę tygodni temu nie rozumiałeś Johna, a teraz zachowujesz się, jak on! – Stwierdziłam dając mu całusa w policzek. Zaśmiał się tylko ciągnąc siostrę do wyjścia. Chciałam się z nimi pożegnać, aby mogli pobyć sami, jednak oboje kategorycznie zaprzeczyli. Chcieli spędzić ze mną ten czas, co było bardzo miłe. Zjedliśmy kolację w mieszkaniu Kepy, a później obejrzeliśmy horror. Arrizabalaga siedział pośrodku obejmując nas i śmiejąc się z naszych przerażonych min oraz pisków. Zdecydowanie był to bardzo miły wieczór. Rodzinny…

Londyn, 31.10.2018 r.

 Siedziałam w domu brata w towarzystwie Toni i Christine czekając, aż John wyszukuje się do wyjścia. Dziś, na Stamford Bridge w ramach Pucharu Ligi Angielskiej Chelsea podejmowała Derby County, czyli zespół prowadzony przez Franka. Powrót Legendy do Domu… Trzymałam w ramionach malutką Patricię łaskocząc jej stópki. Nagradzała mnie za to bezzębnym uśmiechem, który powodował ciepło na mojej duszy. Początkowo miałam zostać z Toni i Christine, by pomóc im w opiece nad małą, jednak nie mogłam odpuścić sobie zobaczenia tego meczu na żywo, co oczywiście zrozumiały. Summer i Georgie spędzali czas z Islą oraz Luną na zabawie. Moja chrześnica po kryjomu raz jeszcze podziękowała mi za wsparcie, którego jej udzieliłam. Z tego, co mi mówiła na razie dzieciaki przestały jej dokuczać. I miałam nadzieję, że tak pozostanie!
Może postarasz się o swoje z Kepą? – spytała Christine obserwując moje zabawy z jej malutką córeczką.
Och, Christine nie zapędzaj się – powiedziałam. – John dopiero, co zaakceptował mój związek, więc nie chcę narażać go na dodatkowe stresy – Oznajmiłam wystawiając język do brata, który akurat pojawił się w salonie.
Hej! Byłbym świetnym wujciem, nieprawdaż?
Kim jesteś i co zrobiłeś z moim mężem? – spytała Toni obdarzając go pocałunkiem w policzek.
No właśnie? Wcześniej udzieliłeś nam błogosławieństwa na ślub, a teraz na dzieci… Co z tobą? – spojrzałam na niego szukając oznak jakiejkolwiek choroby. John prychnął pod nosem, po czym kazał mi się zbierać. Pocałowałam malutką w nosek żegnając się z pozostałym towarzystwem. Po meczu, wraz z Frankiem mieliśmy jeszcze na chwilę wrócić do domu brata.

Londyn, Stamford Bridge, 31.10.2018 r.

 Z mocno bijącym sercem czekałam na rozpoczęcie meczu oraz na wejście Franka na stadion. Kibice przygotowali wspaniałą oprawę, która miała na celu pokazanie, że Chelsea oraz Stamford Bridge zawsze będą dla Franka Domem. Mimo wszystko miałam nadzieję, że to Niebiescy wyjdą zwycięsko z tego spotkania i awansują do kolejnej rundy. W ubiegłą niedzielę na wyjeździe pokonali zespół z Burnley, a Kepa zachował czyste konto. W tym spotkaniu nie było go w kadrze meczowej, jednak siedział wraz z innymi piłkarzami przede mną. Ścisnęłam dłoń Johna czekając, aż zawodnicy wyjdą z tunelu. Stało się to po kilku minutach. Na końcu wyszedł Frank, który klaszcząc w dłonie witał się z kibicami. Skandując na stojąco Super Frankie rozpłakałam się, jak wariatka. Ta chwila dla mnie, jak i dla wszystkich sympatyków Chelsea była niezwykła oraz magiczna. Wiedziałam, że dla Franka również… John pogładził mnie po włosach uśmiechając się szeroko. Czułam, że w ich głowach kotłuje się pomysł, aby w przyszłości zostać trenerami Chelsea, co bardzo mnie cieszyło. Kiedy sędzia rozpoczął spotkanie opadłam na miejsce oglądając je w skupieniu. The Blues objęli prowadzenie w piątej minucie za sprawą strzelenia samobójczego gola. Jednak pięć minut później piłkarze Franka wyrównali wynik. Widać było, że tak łatwo nie sprzedadzą skóry. W pewnym momencie, oczywiście uważnie śledząc mecz zaczęłam bawić się futrzanym kapturem kurtki Kepy. Obejrzał się przez ramię, a ja posłałam mu niewinny uśmiech.
Szkoda, że nie grasz – szepnęłam nachylając się.
Wiem, nie masz kogo podziwiać – powiedział skromnie, a John chrząknął dając do zrozumienia, że nas słyszy. Przewróciłam oczami, rozbawiając tym Kepę. W dwudziestej drugiej minucie Chelsea prowadziła 2-1 za sprawą kolejnego samobója, lecz parę chwil później zawodnicy Derby ponownie wyrównali. Pod koniec pierwszej połowy spotkania piłkę do siatki wpakował Fábregas, więc ponownie objęliśmy prowadzenie. Wynik 3-2 utrzymał się już do końca. Chelsea nie powalała swoją grą, jednak najważniejsze było to, że awansowaliśmy do kolejnej rundy! Frank wszedł na murawę żegnając się z kibicami, a ja odruchowo pociągnęłam nosem nucąc nasz hymn. Kepa spojrzawszy na mnie zaśmiał się głośno.
Nie śmiej się ze mnie, bo jeszcze zadławisz się tą gumą – parsknęłam. – Serio, co ty z tym masz? Pamiętam, że jak po meczu, w którym dostałeś w twarz, robiąc sobie selfie też ciągle ją żułeś…
Chcę mieć świeży oddech, gdy porwę cię w ramiona i będę całował do utraty tchu – wymruczał przygryzając płatek mojego ucha. Zarumieniłam się po same cebulki włosów.
Kepa! – warknęłam trącając go w ramię.
Właśnie, Kepa… – odezwał się John. – Wiem, że jest już późno, ale może wpadniesz do nas do domu? Frank zostaje jeszcze chwilę zanim pojedzie z piłkarzami…
Oczywiście – przytaknął Arrizabalaga schodząc do szatni.
No, co? – spytał mój braciszek. – Kepa już prawie należy do naszej rodziny, więc… Pogawędka ze mną i z Frankiem na pewno dobrze mu zrobi – Mrugnął do mnie machając do kibiców.
John! – krzyknęłam za nim, ale mnie zbagatelizował. Nie ma to, jak starszy, nadopiekuńczy braciszek, naprawdę! Dzięki Bogu, że jeszcze nie sprowadził Didiera… Westchnęłam głośno kierując się do wyjścia. Kepa już prawie należy do naszej rodziny… Mimowolnie uśmiechnęłam się do swoich myśli czekając na trzech mężczyzn zajmujących w moim sercu specjalne miejsce. Takie chwile, jak ta mogłyby trwać wiecznie…


***

Witam!

Wyrobiłam się wcześniej z napisaniem tego rozdziału, dlatego publikuję go przed dzisiejszym meczem Chelsea z Crystal Palace :) Ach, już się nie mogę doczekać :D

A może by tak nie wprowadzać już żadnych problemów...? ^^



(Ja też płakałam, jak wariatka) 
<3 

Pozdrawiam ;* 

5 komentarzy:

  1. Strasznie szkoda zrobiło mi się Summer.
    Dzieci potrafią być naprawdę okrutne, zwłaszcza jak już się na kogoś uprą. Nic więc dziwnego, że dziewczynce zrobiło się przykro. Na szczęście mogła liczyć na pomoc i wsparcie Rose, co w tamtym momencie było jej ogromnie potrzebne. Oby tylko ta sytuacja w szkole się na dobre ustabilizowała i dali jej spokój.
    Abigail wpadła z niezapowiedzianą wizytą do Kepy. Pod pretekstem obejrzenia jego gry na żywo, ale pewnie w głównej mierze chodziło o poznanie Rosaline. Mała spryciula.😁
    Cieszę się, że dziiweczyny się polubiły i Rosaline może liczyć na przychylność członków rodziny swojego ukochanego. Na pewno się jej to przyda w starciu z mamą z Kepy.
    Powrót Franka na stadion Chelsea na pewno był dla wszystkich sporym przeżyciem i godną zapamiętania chwilą. Nic więc dziwnego, że Rose się wzruszyła.
    W dodatku miała okazję obejrzeć mecz w towarzystwie Kepy i Johna. Który jak na starszego brata przystało nie mógł sobie odmówić kilku komentarzy na temat czułych gestów wymienianych między nią a Kepą. Przed którym to kolejna pogawędka. 😂 On to nie ma łatwego życia.
    Czekam na kolejny rozdział w pełni popierając pomysł, aby nie wprowadzać żadnych problemów do życia Rosaliny i Kepy. Choć to raczej niemożliwe. 🤣

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, biedna Summer. Bycie obiektem żartów nigdy nie jest fajne, a dzieciaki zawsze muszą znaleźć sobie kozła ofiarnego. Jak nie ten to tamtem, a tym razem trafiło na nią. Że zawsze może liczyć na wsparcie Rosaline. Taka ciocia to prawdziwy skarb. Zawsze doradzi, przytuli. Mam nadzieję, że sytuacja naprawdę się już uspokoiła i Summer nie będzie miała więcej problemów.
    Pojawiła się również Abigail. Która dla odmiany wydaje mi się wyjątkowo wesołą, pozytywnie zwariowaną osóbką. Od razu ją polubiłam. Szczególnie po jej tekście o Andrei. Abigail doskonale wie, co jest najlepsze dla jej starszego brata.
    Strasznie się cieszę, że ona i Rose nawiązały taki dobry kontakt. Kepa uzyskał juz aprobatę rodziny Rosaline, to teraz Rosaline musi uzyskać aprobatę rodziny Kepa. I na pewno uczyniła już ku temu milowy krok.
    John ostatnio przechodzi samego siebie. Chyba naprawdę zaakceptował Kepę, bo inaczej nie wyrażałby tak chętnie swojej aprobaty dla ewentualnego zostania wujkiem. Czyżby coś było na rzeczy?
    W każdym razie teraz z jeszcze większą niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie rozumiem, dlaczego dzieciaki są tak okrutne. Zawsze znajdą idiotyczny powód, aby dogryźć innym. A to nadwaga, a to okulary, a to tańsze ciuchy ... nic tylko kazać im klęczeć na grochu przez godzinę! Nie rozumieją, że sprawiają komuś przykrość. Bezstresowe wychowanie ^^ biedna Summer stała się ofiarą żartów swojego kolegi. Aż mi się przykro zrobiło czytając ten fragment :( Na szczęście ciocia Rosie zawsze pomoże i da wsparcie, bo tatuś puściłby budę z dymem ;o
    Abigail zrobiła bratu niespodziankę :) Dobra, niech się cwaniara przyznaje! Chciała poznać Rosalie! :D Jej bezpośredniość jest przezabawna, ale przynajmniej pomiędzy dziewczynami nie panowała niezręczna atmosfera. Od razu złapały dobry kontakt, co dla wszystkich na pewno jest bardzo ważne :)
    John zwariował ... to już oficjalnie! Albo go ktoś podmienił! Najpierw się wściekał i fochał, a teraz teksty o ślubach, dzieciach i przynależnościach do rodziny. Ja bym go zbadała ;o Ten koniec kariery dziwnie na niego wpływa!
    Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie :) Przed naszą parą jeszcze przekonanie mamy Kepy do Rosalie, a potem niech się sobą w spokoju nacieszą. Oczywiście wujcio John to kusząca perspektywa, ale niech on się sam za powiększenie rodziny bierze! Się zatrzymał na bliźniakach :D
    Rozmowa Johna, Franka z Kepą może być dość ciekawa haha. Tylko żeby się z wrażenia nie opili ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzieci potrafią być straszne. To co teraz potrafi się dziać w szkołach mnie przeraża. Fajnie, ze wprowadziłas tutaj taki poboczny watek, zawsze to coś nowego 💁‍♀️
    Współczuję Summer 😓 to musiało być dla niej przykre. Mam nadzieję, ze wszystko się wyjasni, a ona nie zostanie kozłem ofiarnym.
    Rose zostaje zaakceptowana przez Abigail, a Kepa przez Johna 😎 czy może być piękniej?
    To było jasne, że dziewczyny od razu znajdą wspólny język. Szczegolnie, ze mają wspolnego wroga👉Andreę 😂 a to jednoczy! Poza tym Rose nie da się nie lubić
    Trudniej miał Kepa, ale i on sprostał zadaniu 😁 John nawet dał mu pozwolenie na dziecko, wtf, sama nie mogę w to uwierzyć 🙀 i w ogóle już traktuja go jak członka rodziny.
    Super! Serio bomba, ze w koncu wszystko zaczęło się układać.
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Niektóre dzieciaki potrafią być niestety okrutne. Strasznie mi żal Summer. To na pewno było dla niej przykre. Dobrze że mogła liczyc na wsparcie Rose. I dobrze że jak narazie wszystko się uspokoiło.
    Abigail zrobiła bratu świetną niespodziankę. I od razu polubiła Rose. To było zresztą z gory wiadome. W końcu mają wspólnego wroga w postaci Andrei.
    John dający pozwolenie Kepie na dziecko. No padlam po prostu 😂 co tu się wydarzyło. Ja to nie poznaje ostatnio.
    Fajny taki spokój i cisza. Ale jak znam Ciebie długo nie potrwa😉
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń