niedziela, 23 grudnia 2018

Trzydziesty

Londyn, 07.12.2019 r.

 Z markotną miną wpatrywałam się w towarzystwo, które John zaprosił na swoją imprezę urodzinową. Jęknęłam bezgłośnie, gdy niezawodny David wcisnął mi do ręki szklankę z sokiem pomarańczowym.
Wypchaj się z tym soczkiem – syknęłam. – Torturujecie mnie! Urządzacie karaoke, dzikie tańce, wyjecie, jakby obdzierano was ze skóry, a ja… A ja biedna mam to przetrwać na trzeźwo?! – Oburzyłam się.
Nikt ci nie kazał zachodzić w ciążę – odparł mrugając do mnie. Trzepnęłam go w głowę na tyle mocno, na ile mogłam sobie pozwolić.
To wina Kepy – mruknęłam wbijając w ukochanego oskarżycielskie spojrzenie.
Co jest moją winą? – zapytał podchodząc do mnie. Podchodząc… Chwiejąc się! – Nie patrz tak na mnie, to John mnie tak urządził!
Nieprawda! – krzyknął mój stuknięty braciszek. – Nie wlewałem ci alkoholu do gardła na siłę!
To raczej Kepa wlewał coś do gardła Ros… – zaczął Eden, a ja zakrztusiłam się pitym właśnie sokiem. – Wtedy też się tak krztusisz? – Poruszył charakterystycznie brwiami, a ja miałam ochotę eksplodować.
Czy z łaski swojej możesz przestać interesować się moim życiem seksualnym? – spytałam słodko, z trudem wstając z kanapy.
Wszystko w porządku? – zainteresował się mój narzeczony. W kąciku jego ust czaił się diaboliczny uśmieszek. Doskonale wiedziałam, o czym teraz myśli!
Tak – odparłam siląc się na spokój. – Idę poszukać sobie normalniejszego towarzystwa – Prychnęłam zmierzając w stronę Toni oraz Christine, które znęcały się nad Frankiem próbując wyciągnąć z niego jakiekolwiek informacje.
Nic wam nie powiem – szedł w zaparte. – John też nie piśnie ani słówka, prawda przyjacielu?! – Zawołał, a ja spojrzałam na przyjaciółki zdegustowana.
Zalali się w trupa, nie ma co na nich liczyć – westchnęła pani Lampard. – Przydałby ci się teraz alkohol, prawda?
Nawet nie wiesz, jak bardzo! – jęknęłam łapiąc się za brzuch. Skrzywiłam się nieznacznie myśląc, że nie zostanie to przez nikogo zauważone, ale nie doceniłam Toni i jej sokolego wzroku. – Wszystko w porządku! – Uspokoiłam ją. – Po prostu… Maluchy za bardzo szaleją – Wyjaśniłam.
Chcesz odpocząć? Położyć się? – spytała z troską, a ja twierdząco pokiwałam głową. – Bez obaw, nie powiem nic Kepie – Dodała widząc moje spojrzenie. – Zresztą… Jest w takim stanie, że jego obecność w niczym ci nie pomoże.
Oni wszyscy są w takim stanie! – powiedziałam bezgłośnie wchodząc do swojego pokoju w domu brata. – Ale przynajmniej ponabijam się jutro z Kepy i z jego kaca – Zaśmiałam się na samą myśl. Christine i Toni popatrzyły po sobie porozumiewawczo, po czym zostawiły mnie samą. Myślałam, że przez hałas panujący na dole nie zasnę, ale zapadłam w sen, gdy tylko moja głowa dotknęła miękkiej poduszki. Zdecydowanie tego potrzebowałam…

Londyn, 11.12.2019 r.

 Ze względu na lekkie ciążowe dolegliwości zdecydowałam, że dzisiejszy mecz Ligi Mistrzów pomiędzy Chelsea a Valencią obejrzę w domu. Przeczuwałam, że nie będzie to łatwe spotkanie. Ba! To było spotkanie o wszystko. Niebiescy po pierwszym wygranym meczu, jednym remisie oraz trzech porażkach z rzędu znacznie skomplikowali sobie sytuację w grupie. Wierzyłam w nich. Wierzyłam, że są w stanie odnieść zwycięstwo i awansować dalej. Wiedziałam, jak ważne jest to dla nich wszystkich, dla Kepy… Usadowiłam się wygodnie na kanapie, tak by wielki brzuch nie zasłaniał mi telewizora i w skupieniu wysłuchałam hymnu Champions League, który rozbrzmiał na Stamford Bridge. Ciarki przeszły mi po plecach, gdy sędzia gwizdnął po raz pierwszy. Wstąpiła we mnie nadzieja, że wszystko ułoży się po naszej myśli, gdy Niebiescy od początku przejęli kontrolę nad piłką. A, gdy strzelili gola nie posiadałam się z radości. Przecież jeszcze nic nie jest stracone, wszystko może się wydarzyć… I wydarzyło się. Parę minut przed końcem pierwszej połowy spotkania goście doprowadzili do wyrównania. Jęknęłam bezgłośnie obserwując Kepę, który bezradnie wyciągnął piłkę z siatki. Czułam jego złość, wiedziałam, jak wysokie stawia sobie cele, wiedziałam, że chce być najlepszy w swoim fachu. Przymknęłam powieki głaszcząc się po brzuchu. Bliźniaki wyczuwając mój dotyk zaczęły się rozpychać walcząc o dominację.
Jeśli to ma pomóc w odniesieniu zwycięstwa, to możecie kopać mnie z całych sił – powiedziałam cicho obserwując piłkarzy wchodzących na murawę. Drugą połowę czas zacząć! Starałam się oddychać miarowo, tak jak uczyli mnie w szkole rodzenia, jednak widząc to, co się dzieje nie byłam w stanie zapanować nad przyspieszonym oddechem oraz emocjami, które mną targały. Druga połowa zupełnie nie przypominała tej pierwszej. Piłkarze Chelsea jakby zapadali się w sobie. Nie atakowali, tylko cofali się z piłką. Wyglądali tak, jakby stracili całkowitą nadzieję, tak jakby się poddali. Z przerażeniem patrzyłam, jak Kepa w odstępie niecałych piętnastu minut puścił trzy gole. Serce biło mi niesłychanie szybko, miałam wrażenie, że tłucze mi się o żebra, jakby protestowało, jakby chciało wyrazić swój sprzeciw. Zaklęłam siarczyście pod nosem słysząc ostatni gwizdek sędziego. Piłkarze Valencii zaczęli skakać po sobie celebrując awans do rundy pucharowej. Natomiast Niebiescy… Żal było na nich patrzeć! Spoglądali po sobie niepewnie, nie rozumiejąc, co właśnie się stało. Moje spojrzenie powędrowało w kierunku Kepy. Stał z rękami na biodrach. Pustym wzrokiem wpatrywał się w kolegów oraz w kibiców, którzy opuszczali stadion. Po chwili zwiesił głowę i udał się do szatni. Starłam łzę, która spłynęła mi po policzku. Do cholery jasnej, nie tak to miało wyglądać!

 Czekałam na Kepę wpatrując się w sufit. Próbowałam zasnąć, ale niepokój o jego stan skutecznie mi to uniemożliwił. Przekręcałam się z boku na bok, co chwilę dotykając brzucha, tak jakby miało mi to przynieść jakiekolwiek ukojenie. W końcu, gdy wskazówki zegara ukazały północ usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Przełknęłam głośno ślinę czekając na dalszy rozwój sytuacji. Kepa wszedł do sypialni najciszej, jak potrafił.
Nie śpię – oznajmiłam zapalając lampkę. – Czekałam na ciebie – Westchnęłam.
Niepotrzebnie – uciął siadając na łóżku. – Chcesz się zadawać z takim nieudacznikiem, jak ja? – Parsknął nie patrząc na mnie.
Kepa, co ty mówisz? – wyjąkałam zaskoczona. – Przecież to nie twoja wina!
Puściłem cztery gole, więc jest to moja wina! – wybuchnął. Przetrwałam ten atak lekko dotykając jego ramienia. – Zostaw mnie, proszę! – Jęknął.
Nie zostawię cię, bo nie tego potrzebujesz w tej chwili – powiedziałam stanowczo. – Kepa, spójrz na mnie – Poprosiłam łagodnie.
Nie wiesz, czego potrzebuję – warknął. Po kilku sekundach zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. – Przepraszam, Rosie, jestem taki beznadziejny!
Kepa… – zaczęłam zmuszając go, by na mnie spojrzał. Jego oczy były zaczerwienione. Zabolało mnie serce. Zabolała mnie dusza. – Kepa…
Nic nie mów – uciął wychodząc z sypialni. Westchnęłam ciężko opadając na poduszki. To będzie długa i nieprzespana noc…

Londyn, 12.12.2019 r.

 Po przebudzeniu odruchowo spojrzałam na miejsce obok. Było puste. Jęknęłam sięgając po telefon znajdujący się na szafce, by sprawdzić godzinę. Kilka minut po dziewiątej. Westchnęłam uruchamiając internet, aby przeczytać najnowsze informacje. Zbladłam w jednej sekundzie. „Maurizio Sarri zwolniony z funkcji trenera The Blues!” Wyskoczyłam z łóżka, jakby się paliło. Znalazłam Kepę w salonie. Siedział skulony na kanapie obracając telefon w dłoni.
Już wiesz? – zapytał cicho, a ja pokiwałam głową. – To też moja wina!
Kochanie, co ty wygadujesz? Wczorajsza przegrana to przegrana całej drużyny, nie tylko twoja! Nie możesz się również obwiniać o zwolnienie Maurizio, bo to kompletny absurd!
Gdybyśmy wygrali, gdybym nie przepuścił czterech goli, to zachowałby posadę!
Ale stało się inaczej. Kepa, posłuchaj mnie… – zaczęłam siadając obok niego. – To właśnie jest polityka Chelsea. To jest polityka Romana. Gdy widzi, że coś jest nie tak, gdy widzi odpadnięcie z Ligi Mistrzów w takim stylu, to od razu przechodzi do działania nie patrząc na konsekwencje. W tamtym sezonie wygraliście Mistrzostwo Anglii oraz Ligę Europy, więc jego apetyt znacznie się zwiększył, ale w tym sezonie nic nie idzie po jego myśli. Zdecydował się zwolnić Maurizio, bo to tak bardzo w jego stylu. Darzę go sympatią oraz wielkim szacunkiem, ale czasami nie rozumiem jego decyzji. Pamiętasz, co stało się z Roberto? Jako pierwszy wygrał z Chelsea Ligę Mistrzów, Roman go ubóstwiał, bo w końcu dał mu upragnione trofeum, a gdy rok później Chelsea pod jego dowodzeniem odpadła w fazie grupowej, tak jak wy teraz, nie wahał się ani chwili. Zwolnił go. – Powiedziałam oddychając z trudem. – Nie obwiniaj się, proszę cię!
Jestem beznadziejny – brnął w zaparte. – Okej, może to nie moja wina, tylko wynik całej drużyny, jednak dałem sobie wbić cztery gole! Jak mam stać się jednym z najlepszych popełniając tak rażące błędy?
Kepa – szepnęłam przytulając się do jego dłoni. – Jesteś jeszcze młodym bramkarzem, ciągle się rozwijasz, uczysz się… Jestem przekonana, że pewnego dnia staniesz się legendą tego klubu, tak samo jak Petr… Jestem pewna, że staniesz się legendą, tak jak twój idol Iker… Tylko nie możesz się załamywać, jasne? – Spojrzałam na niego srogo, a on pokiwał głową. – Ufasz mi?
Ufam ci, Rosie i dziękuję ci – powiedział cicho obejmując mnie. Wplątałam dłonie w jego włosy delikatnie je czochrając. – Jesteś najwspanialsza!

 – Musimy wam coś powiedzieć – oznajmił John wskazując na siebie i na Franka. Razem z Toni, Christine oraz Kepą popatrzyliśmy na nich wyczekująco. Siedzieliśmy w salonie, w domu mojego braciszka, a ci dwaj stali nad nami z założonymi rękami.
Czyżby wielka tajemnica w końcu miała wyjść na jaw? – mruknęła Toni głaszcząc mnie po brzuchu. Uśmiechnęłam się na ten gest.
Tak – odparł Frank. – John, może ty zaczniesz? – Zaproponował patrząc na swojego przyjaciela. Mój braciszek przejął pałeczkę. Co tu się dzieje?!
Zdaję sobie sprawę, że wszyscy ostatnio zauważyli nasze dziwne zachowanie… Lecz był ku temu powód. Jestem… A w zasadzie byłem do dzisiejszego poranka asystentem trenera Aston Villi. Tak samo, jak Frank do dzisiejszego poranka był trenerem Derby…
Byliście? Nic z tego nie rozumiem – Christine posłała im zdezorientowane spojrzenie przytulając Patricię do piersi.
Od paru miesięcy, w tajemnicy, przygotowywałem się do objęcia, kiedyś w przyszłości posady trenera… – kontynuował John, a ja uchyliłam usta.
Nie! – pisnęłam, czując do czego zmierza. Pozostali spojrzeli na mnie zdziwieni.
Tak – powiedział Frank uśmiechając się szeroko.
Robiłem dodatkowe kursy, jednak nie przypuszczałem, że szansa objęcia tak wielkiego klubu pojawi się tak szybko…
O Boże – wyrwało się Kepie, do którego dotarło, co zamierzał powiedzieć John.
Roman powiadomił nas dziś rano o zwolnieniu Maurizio… I zaproponował nam, mi i Frankowi posady… Mi, jako pierwszego trenera. Frankowi, jako mojego asystenta. Nie wahaliśmy się ani chwili. Tak więc…
Zostałeś trenerem Chelsea! – wybuchła Toni łapiąc się za serce. Christine zareagowała podobnie wpatrując się z niedowierzaniem w swojego męża.
Tak, zostałem trenerem Chelsea – potwierdził John spoglądając na nas uważnie. Toni rzuciła mu się na szyję, ja pisnęłam z radości, a Kepa zbladł. Nie mógł wydusić z siebie słowa, za co go nie winiłam. W końcu nie codziennie dowiaduje się, że jego przyszły szwagier, wujek jego dzieci będzie również jego trenerem. Do spółki z Frankiem.
Jestem w szoku – przyznał po paru minutach głębokiej zadumy. Parsknęłam śmiechem widząc jego minę. Frank przyniósł z kuchni szampana specjalnie zakupionego na tę okazję. John wcisnął mi do ręki szklankę z sokiem. Zgrzytnęłam zębami.
Gratuluję wam! – pisnęła Christine racząc się trunkiem. Po chwili wraz z córeczką tonęła w objęciach Franka. 
Tak, tak, ja również! – oznajmił Kepa. – Pewnie nie mam co liczyć na taryfę ulgową?
Nigdy w życiu – parsknął John, a ja uderzyłam go w ramię. – Żartuję, żartuję! Wyobrażacie sobie miny innych, gdy się dowiedzą? – Rozmarzył się.
Na pewno będą wniebowzięci! – prychnął pod nosem mój narzeczony. – Tak jak ja, oczywiście!
Pogłaskałam go po głowie dodając mu otuchy, po czym spojrzałam na Johna i Franka.
I poczułam cholerną dumę. Czułam, że nadchodzi początek czegoś nowego. Czegoś dobrego. Posłałam bratu uśmiech ocierając łzę. Odwzajemnił go nie mówiąc nic więcej. Rozumieliśmy się bez słów. A słowa w takiej chwili były zbędne…


***

Witam!

Zaskoczyłam? :D Mam wielką nadzieję, że tak! ^^ 

Wesołych Świąt, Kochane! <3 


(Ja bym nie pogardziła takim prezentem od Kepy hihi ^^ <3) 

Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. No tak ... dzika impreza, a Rosie musi siedzieć grzecznie na kanapie z soczkiem w ręce! Na dodatek nikt nie chciał jej towarzyszyć w tej abstynencji :( Zdrajcy! Nawet ukochany, który zaczął się niebezpiecznie chwiać ... jak statek na podczas sztormu, który i tak go czeka kolejnego dnia ^^ Oczywiście nie mogło się obyć bez zbereźnych tekstów podbitego Edena ... ten to jest nie do podrobienia :D
    Christine i Toni nadal próbują na wszelkie sposoby wycisnąć ze swoich mężczyzn powód ich dziwnego zachowaniu. Ani prośbą, ani groźną, ani abstynencją, ani obietnicą pełnej pasji nocy ... znaczy tak się tylko domyślam ^^ A okazało się, że te dwa ćwoki się po prostu edukowały! Cóż, z jednej strony ich rozumiem. Co, jeśli oblaliby te wszystkie kursy? Wstyd na cały Londyn! A tak, sprawili niesamowitą niespodziankę wszystkim :D No ... nie licząc Kepy, któremu nie do końca spodobała się wizja trenowania pod czujnym okiem szwagra ... biedaczysko aż zbladło! :D Ciekawi mnie czy dzięki tym posadom John i Frank choć trochę zmądrzeją ^^
    A teraz przejdę do najbardziej chwytającej za serce sceny. Biedny Kepa wpadł nam prawie w depresję z powodu przegranego meczu. Dość ważnego meczu! Oczywiście to nie była jedynie jego wina, ale na pewno pół nocy zadręczał się tym, że może miał szansę wybronić te strzały ... tylko że na boisku nie miał czasu na jakiekolwiek kalkulacje. Załamał się totalnie przez co początkowo odrzucił Rose. Sądzę jednak, że potrzebował tych kilku godzin w samotności. To była po prostu ludzka reakcja. Ale gdy ochłonął, zrozumiał że potrzebuje jej wsparcia. Na całe szczęście Rosie jest wyrozumiała, w końcu ma ogromne doświadczenie w postaci Johna. Bo któż miał nie pocieszyć Kepę lepiej, jak nie jego ukochana :) Jeszcze przyjdzie dzień w którym wzniesie ten puchar! ^^ (aż mi się Ramos przypomniał z mojego opowiadania hahaha "ja im wszystkim zrobię dzień żałoby!")

    Wesołych Świąt!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rose nie miała łatwo podczas imprezy urodzinowej Johna. 😁 Nie dość, że musiała zachować pełną abstynencję to w dodatku znosić całe zwariowane towarzystwo, które pod wpływem procentów zrobiło się jeszcze bardziej nieznośne. 😂
    Eden i jego teksty. <3 On jest po prostu chodzącym mistrzem. Aż się bliźniaki z tego wszystkiego zbuntowały i dały swojej mamie nieźle popalić. Na szczęście wystarczyło tylko odpocząć, bo już się bałam jakiś niespodziewanych komplikacji.
    Potem niestety nie było już tak wesoło. Chelsea przegrała mecz, a w dodatku odpadła z dalszych rozgrywek Ligi Mistrzów. Czym Kepa był naprawdę załamany. Zaczął się obwiniać i wątpić w swoje umiejętności.
    Zrobiło mi się go strasznie szkoda. ☹️
    Nawet Rosaline nie była w stanie go pocieszyć. Poranek okazał się jednak dużo lepszy. Choć zaczął się dość szokującą wiadomością o zwolnieniu trenera. Co tylko dobiło piłkarza.
    Dobrze, że Rose wpłynęła mimo wszystko na Kepę, a ten przestał się w końcu obwiniać o całe zło tego świata. Ta sytuacja po raz kolejny pokazuje, jak nasza para troszczy się o siebie i wspiera.
    Tajemnica Johna i Franka wyszła w końcu na jaw! Nieźle sobie to wymyślili! 😄 A w dodatku otrzymali taką niespodziewaną szansę objęcia posady w ukochanym klubie. Jestem pewna, że świetnie sobie poradzą i wszyscy będą zadowoleni. No może poza piłkarzami. 😂 Na pewno będą w szoku, gdy się o tym dowiedzą.
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. 🙂

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedna Rosaline. Żeby przeżyć urodzinową imprezę Johna na trzeźwo trzeba mieć naprawdę silną wolę. Ale czego się nie robi dla dzieci, nieprawdaż?
    Zresztą na szczęście zawsze pozostało jej towarzystwo pozostałych kobiet, które skutecznie podtrzymywały ją na duchu.
    Eden jak zwykle rozwalił system <3. No i bliźniaki nieźle dały mamie popalić. Są coraz większe, więc mają też coraz mniej miejsca. I koniecznie chcą dać o sobie znać.
    Przegrany mecz w Lidze Mistrzów trochę zachwial idealnym życiem naszej parki. Kepa naprawdę to przeżył. Biedaczek obwiniał się o wszystko, łącznie z zwolnieniem trenera. A to zupełnie bez sensu. Czasami się przegrywa. Trzeb przełknąć tę żabę i iść dalej.
    Ale jak widać Kepa musiał swoje wypłakać, bo nawet Rose nie była wstanie go pocieszyć. Dobrze, że rano mu przeszło.
    No i na końcu okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. John został trenerem ! I to pierwszym trenerem nie byle jakiego klubu. Na pewno świetnie sobie poradzi na tym stanowisku i wszyscy będą z niego dumni.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie współczuję Rosaline 🤣 musiała przeżyć dziką imprezę Johna ba trzeźwo. To zapewne było nie lada wyzwanie dla niej. Ale zdrowie dzieciaków jest przecież najważniejsze.
    Eden to mistrz i ja proszę o więcej xd
    Przegramy mecz to napewno nie bylo dla Kepy nic miłego. Chłopak obwinia się. A przecież to nie tylko jego wina.
    Nawet oberwało się biednej Rose.
    Dziewczynie napewno musiało być przykro. Patrzeć na jego cierpienie.
    John trenerem klubu. Wow ,zaskoczyłaś mnie. Kompletnie się tego nie spodziewałam. Zresztą nasi bohaterowie chyba też. Jestem pewna ,że to właściwa osoba na właściwym miejscu.
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. A w wolnej chwili zapraszam na pierwszy rozdział 😊

    OdpowiedzUsuń