niedziela, 16 grudnia 2018

Dwudziesty dziewiąty

Hiszpania, Ondarroa, 03.10.2019 r.

 – Wszystkiego najlepszego, kochanie! – krzyknęła mama Kepy wchodząc do salonu z tortem w rękach. – Niech się spełnią twoje marzenia! – Dodała odstawiając ciasto na stolik.
Moje marzenia już się spełniły… – powiedział spoglądając na mnie i na mój już sporych rozmiarów brzuch. – Chociaż… Nie wszystkie, więc niech będzie – Mówiąc to zdmuchnął dwadzieścia pięć kolorowych świeczek.
Jesteś już tak stary, że to aż nieprzyzwoite – oznajmiła Abi, a jej starszy brat spiorunował ją wzrokiem. Sama parsknęłam śmiechem, wygodnie moszcząc się na kanapie.
Nie śmiej się ze mnie, sama będziesz mieć tyle lat za nieco ponad miesiąc! – zwrócił się do mnie, a ja w odpowiedzi wystawiłam mu język.
Braciszku… Kobietom nie wypomina się wieku! – prychnęła Abi, siadając obok mnie i podając mi talerzyk z kawałkiem pysznego tortu.
Dziękuję! – uśmiechnęłam się do niej szeroko i zaczęłam pałaszować deser.
Aż ci się uszy trzęsą – powiedział kpiąco Hiszpan. – Ale masz rację, jedz, niczego sobie nie odmawiaj… W końcu wyglądasz, jak mały uroczy słonik…
Kepa! – krzyknęłam oburzona, a mój sprzymierzeniec, czyli Abi rzuciła w niego poduszką. – Nie zapędzaj się!
Tylko żartowałem! – niewinnie uniósł ręce do góry.
Synu… Nie żartuj sobie tak z ciężarnej kobiety – zwrócił się do niego pan Peio. – I nie zapominaj o tym, że Rosie nosi pod sercem bliźniaki!
Uwierz mi, tato… Nigdy o tym nie zapomnę, John chwali się tym na prawo i lewo – mruknął, a ja chcąc nie chcąc przyznałam mu rację. – Ale Abi! Korzystając z tego, że jesteśmy tu wszyscy razem, oficjalnie chcielibyśmy cię poprosić, abyś została mamą chrzestną naszej małej księżniczki – Kepa zwrócił się do siostry, a ona uradowana klasnęła w dłonie. Posłałam jej uśmiech, który odwzajemniła. Po chwili jednak mocno nas wyściskała dziękując po tysiąckroć.
A kto będzie tatą chrzestnym? – spytała, a pani María spojrzała na nią srogo. – Tak tylko pytam!
David – odpowiedział jej Kepa. – A dlaczego pytasz? – Przyjrzał się jej uważnie.
Tak tylko… – wzruszyła ramionami. – Myślałam, że może ten przystojny Włoch… Emerson! – Rozmarzyła się, a ja nie wytrzymałam i spostrzegłszy minę Kepy parsknęłam głośnym śmiechem.
Po moim trupie! – zagrzmiał siadając obok mnie. Abi spojrzała na niego zdziwiona, ale nie powiedziała nic więcej. – Jak się czujesz? – Zapytał gładząc mój zaokrąglony brzuch. – Jak się czujecie? – Poprawił się szybko, a ja zmierzwiłam mu włosy.
Najcudowniej na świecie – odparłam, patrząc na jego bliskich. To była prawda. Czułam się tutaj, jak w domu, pan Peio i pani María traktowali mnie, jak członka rodziny… Nie mogło być lepiej. – Te urodziny znacznie różnią się od tych zeszłorocznych, ale…
Są zdecydowanie lepsze… Bo mam ciebie. I dzieci – szepnął, nachylając się, by pocałować mój brzuch. Tym gestem spowodował najszczerszy uśmiech w moim życiu…

Londyn, 10.10.2019 r.

 Leniwie otworzyłam powieki, gdy promienie słoneczne wpadły do sypialni przez odsłonięte rolety. Mruknęłam niezadowolona, przecierając zaspane oczy. Kiedy spostrzegłam, że Kepy nie ma obok, niechętnie wstałam z ciepłego łóżka wsuwając stopy w kapcie. Udałam się do kuchni, w której zastałam przygotowane śniadanie oraz karteczkę na lodówce z informacją, że już udał się na trening. Spojrzałam na zegarek odnotowując w myślach, że mam jeszcze trochę czasu do otworzenia kwiaciarni. Odruchowo sięgnęłam po kawę, jednak szybko odstawiłam pojemnik na miejsce. Lekarka kategorycznie zabroniła mi picia kawy, co przyjęłam niechętnie, ale zdrowie naszych maluszków było dla mnie najważniejsze. Zrobiłam sobie herbatę i zaczęłam delektować się jedzeniem zrobionym przez mojego narzeczonego. Narzeczonego, który za bardzo nie pochwalał faktu, że nadal pracuję. Nie przemawiały do niego tłumaczenia, że ciąża to nie choroba oraz to, że jeszcze czułam się na siłach, by wykonywać swoje obowiązki. Rozumiałam jego troskę, ale nie byłam stworzona do leżenia, jak kłoda w łóżku, gdy nie było to konieczne. Mój kochany braciszek wziął w tej sprawie stronę Kepy, co przyjęłam oburzeniem. Na szczęście miałam u swego boku Toni, która od czasu do czasu towarzyszyła mi i umilała czas w kwiaciarni. Chociaż na nią mogłam liczyć! Po pół godzinie weszłam do miejsca mojej pracy, a bratowa zjawiła się niedługo później.
Zwariuję z Johnem, zwariuję! – powiedziała na wstępie, opadając ciężko na fotel. – Inaczej… On zwariował!
Co tym razem? – zapytałam przypinając sobie plakietkę z imieniem do koszuli. – Nadal nie chce wyjawić, co knuje wraz z Frankiem?
Oczywiście, że nie! – parsknęła. – Robi się coraz gorszy!
Da się? – prychnęłam robiąc jej kawę. – Nie mam zielonego pojęcia, co oni znów wymyślili…
Z ich pomysłów nigdy nie wychodziło nic dobrego, więc… – westchnęła. – Christine dostaje szału z Frankiem i absolutnie się jej nie dziwię!
Może niedługo się dowiemy, co tym razem wpadło im do główek – mruknęłam.
Oby! – wyraziła nadzieję. – Czasami mam go dość!
Tylko czasami? – zdziwiłam się, a ona zaśmiała się głośno. – Ja mam dość kazań jego i Kepy odnośnie tego, że nie powinnam już pracować… Ileż można słuchać tego samego?
Po prostu… Nie przejmujmy się naszymi facetami. Nie warto! – zawołała upijając łyk kawy. Przyznałam jej rację, szykując bukiet dla klienta.
Termin mam dopiero na luty, więc dopóki czas pozwoli, dopóty będę pracować – oznajmiłam.
I takie podejście do sprawy mi się podoba!

Londyn, 09.11.2019 r.

 Tegoroczne urodziny świętowałam w gronie najbliższych, ze względu na jutrzejszy, wyjazdowy mecz Chelsea. David i Eden zgodnie stwierdzili, że picie przed podróżą oraz ważnym spotkaniem nie skończyłoby się dla nich dobrze, na co zareagowałam zdziwieniem. Zastanawiałam się, kto ich podmienił, bowiem nigdy nie zwracali uwagi na takie szczegóły.
Po prostu oszczędzają siły na moją imprezę urodzinową – powiedział John, gdy skończył jeść pierwszy kawałek tortu.
Twoje urodziny są za miesiąc – przypomniałam gładząc się po brzuchu. Szósty miesiąc dawał mi w kość, ale nie narzekałam. Maluchom najwyraźniej podobało się w środku, bo nie raz, nie dwa dawały upust swojej radości wymierzając mi mocne kopniaki. Ale cudownie było czuć ich ruchy, obserwować, jak rosną, jak się rozwijają… Nie mogłam się doczekać momentu, w którym po raz pierwszy wezmę je w swoje ramiona…
Wiem – mruknął. – Ale to będzie wielka chwila!
Oczywiście, mężusiu – Toni pocałowała go w policzek. – W końcu nie codziennie kończy się trzydzieści dziewięć lat – Dodała słodko, a Kepa parsknął śmiechem.
Stary, ale wciąż jary! – mówiąc to wypiął dumnie pierś do przodu, a ja zażenowana zakryłam twarz w dłoniach.
Powiedz lepiej, co knujesz z Frankiem! – zarządziłam wymachując w jego stronę deserowym widelczykiem. – Nie idzie z wami wytrzymać!
Wszystko w swoim czasie! – oznajmił tajemniczo. – Nic wam nie powiem, choćbyście nie wiem, jak prosili!
Dobrze, już dobrze – wywróciłam oczami, wiedząc że i tak nic nie wskóram.
Strach się bać – mruknął pod nosem Kepa, a Toni w pełni go poparła.
Nie ma czego! – zapewnił John uśmiechając się szeroko. Wymieniłam z bratową zaniepokojone spojrzenia. Nie ma się czego bać? Otóż wcale nie byłam tego taka pewna…

 Późnym wieczorem leżałam wtulona w silne ramiona Kepy. Delektowałam się jego bliskością, zapachem, obecnością…
Myślałaś już nad imionami? – zapytał w pewnym momencie.
Myślałam… A ty?
Ja również, ale dla dziewczynki – powiedział. Spojrzałam na niego w oczekiwaniu, a on westchnął przeciągle odwlekając tę chwilę.
Kepa! – trąciłam go w ramię, tracąc cierpliwość.
Ariana Abigaíl – oznajmił. – Podoba ci się?
Oczywiście, że tak! – pisnęłam całując go w policzek. – Ja wymyśliłam imię dla chłopca i mam nadzieję, że tobie również się spodoba… – Zaczęłam, nerwowo przygryzając dolną wargę.
Rosie!
Philipp John – rzekłam. – Co ty na to?
Kepa uśmiechnął się szeroko, po czym podwinął swoją koszulkę, służącą mi za piżamę.
Cześć, Ariana, cześć Philipp… – szepnął całując mnie w sporych rozmiarów brzuch. Wzruszona otarłam łzę, która spłynęła mi po policzku. – Tu tatuś… Właśnie z mamusią wybraliśmy wam imiona i mamy nadzieję, że się wam spodobają – Dzieci chyba go usłyszały, bo poczułam mocne kopnięcie. – Rozumiem, że tak – Zaśmiał się. – Obiecuję wam, że nigdy was nie zawiodę, że zawsze będę przy was, cokolwiek by się nie działo… Obiecuję, że nigdy niczego nie będzie wam brakowało. Obiecuję, że zapewnię wam bezpieczeństwo i ochronę od pierwszych chwil… Obiecuję, że wraz z mamusią stworzymy wam prawdziwy dom. Że będziemy się wami opiekować, nie zważając na nic. Obiecuję, że będziemy wspaniałą rodziną. Trochę szaloną, ale… Wierzę, że nie będziecie mieć żadnego uszczerbku na psychice przez świrniętych wujków… Nie mogę się już doczekać, aż pojawicie się na świecie, nie mogę doczekać się chwili, w której wezmę was w ramiona i przytulę was do serca… – Mówił, a ja pociągnęłam nosem.
Kepa… – jęknęłam wzruszona. – Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego tatusia dla moich dzieci – Wychrypiałam gładząc jego policzek.
A ja nie mogłem sobie wymarzyć lepszej mamusi – odparł złączając nasze dłonie. Przytuliłam się do niego, będąc w pełni świadoma, że to właśnie w tych ramionach pragnę się budzić do końca świata…


***

Witam! 

W kolejnym rozdziale dowiecie się, co takiego knuje John wraz z Frankiem :) Mam nadzieję, że choć trochę Was zaskoczę haha :D 



(Z przymrużeniem oka ;))

Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. Ogromnie się cieszę, że Kepie i Rose tak dobrze się układa. A przede wszystkim, że ciąża przebiega bez żadnych komplikacji. Oby tak pięknie było do samego końca.
    Zachowanie Johna i Franka jest coraz bardziej podejrzane. Co też oni knują, że nikomu nie chcą uchylić nawet małego rąbka tajemnicy. Nie mogę się już doczekać, aż to się wyjaśni.
    Rosie na pewno nie może już słuchać narzekań Kepy i brata odnośnie jej dalszej pracy. Jednak można ich trochę zrozumieć. W końcu martwią się o nią, a że są przy tym niezwykle irytujący to już inna sprawa. 🤣 Dobrze, że przynajmniej Toni ma po swojej stronie. Inaczej by tam z nimi zwariowała.
    Ariana i Philipp <3 Przepiękne imiona dla cudownych dzieci.
    Jestem pewna, że cała czwórka stworzy ze sobą wspaniałą rodzinę. Deklaracja Kepy tylko to potwierdza. Jak on pięknie mówił. 😍 Prawie się na koniec rozpłynęłam.
    Czekam z dużą ciekawością na następny rozdział. Dużo weny. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA ^^ Ten mem jest genialny :D Ale w przypadku Rosalie nie zadziałał hihi.
    Kepa i jego żarciki z ciężarnej kobiety ^^ jeszcze chwila, a to byłyby jego ostatnie urodziny! Ale nie ma to jak urodziny w gronie najbliższych i najukochańszych osób :) To była doskonała okazja, aby poprosić siostrę o bycie Matką Chrzestną jednego z maluszków :) Tyle że nam się Kepuś troszkę zeźlił, bo Abi zawiesiła oczko na jego koledze z drużyny, który nie za dobrze mu się kojarzy jeśli chodzi o stosunki damsko - męskie hihi ^^ Od razu skojarzył mi się z Johnem!!! :D Się widzi czyjeś, a nie swoje :P
    John i Frank coś kombinują ^^ A skoro potrafią utrzymać języki za zębami (lol szacun ^^) i są w stanie oprzeć się atakowi swoich żon, to to musi być serio grubsza sprawa! Nie ma to jak faceci się zejdą i mają wspólną tajemnicę. Czekam na rozwiązanie tej zagadki :P
    Końcówka niesamowicie mnie rozczuliła <3 Ariana i Philipp John to idealne imiona dla bobasków! Boże, przecież wszyscy zwariują na ich punkcie ;o A najbardziej David! Dlatego słowa Kepy "Wierzę, że nie będziecie mieć żadnego uszczerbku na psychice przez świrniętych wujków ..." będą mieć jak najbardziej odzwierciedlenia w przyszłości :D Przemowa Kepy do dzieciaków była bardzo wzruszająca. Na pewno będzie wspaniałym ojcem i rzeczywiście Rosalie nie mogłaby sobie lepszego wymarzyć dla swoich dzieciaczków. Zresztą, to działa również odwrotnie :) Będą na pewno wspaniałą i szaloną rodzinką! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Z przyjemnością czytam o spokojnym, wręcz sielankowym życiu naszej pary. Po tym wszystkim co przeszli naprawdę mają prawo do szczęścia i spokoju. Mam nadzieję, że nic już im nie będzie przeszkadzało.
    Kepa jest niereformowalny xd Żeby tak ciężarnej kobiecie dogryzać? To się nie godzi! Czy on naprawdę chce oberwać kapciem? Bo coś czuję, że Rosaline w końcu straci cierpliwości ( hormony) i nie obejdzie się bez rękoczynów.
    Abi startuje do kolegi z drużyny Kepy? Niech uważa bo z tak nastawionym starszym bratem może nie mieć łatwo. Ba, wręcz przeciwnie. Teraz Kepa będzie musiał pilnować narzeczonej, córki i jeszcze siostry. Ma totalnie przerąbane z tymi babami.
    John coś kombinuje. Strasznie ciekawi mnie co. Jest totalnie nieobliczalny, więc coś czuję, że będę zwijała się ze śmiechu. Ewentualnie wzdychała rozczulona.
    Ariana i Philipp <3 Kocham te imiona. Wiesz, że ja nadal nie mogę się zdecydować, co do imion dla dzieci Stephana? Żadne mi kurczę nie pasują. Tym bardziej podziwiam, że Ty się na coś zdecydowałaś. I to do tego był to doskonały wybór.
    Za długość tego komentarza przepraszam, ale kiedy wszystko dzieje się dobrze, to dla odmiany ja zwykle nie wiem co napisać. Dużo weny więc życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam czytać jak im się tak układa. I wszystko pomiędzy nimi już jest dobrze.
    Uroczy mały słonik?🤣 oj Kepa,Kepa. Ten to ma pomysły.
    Abi i Emerson? W Kepie chyba obudziły się jakieś mordercze instynkty na sama myśl o tym 😂
    Jestem strasznie ciekawa co kombinuje John. I tak mnie zaskoczysz na pewno. Bo nie mam zielonego pojęcia o co chodzi.
    Ariana i Philipp cudowne imiona wybrałaś. Już mi pasują do tych małych istotek 🤩
    Przepraszam że dziś krótko. Ale lecę do pracy W której mam istne urwanie głowy przed świętami.
    Pozdrawiam Cię cieplutko. Z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział . I zapraszam też do siebie na nowy rozdział . I prolog czegoś nowego. I też mam Philippa😁 jakoś zgralysmy się z imionami 😁

    OdpowiedzUsuń