–
Wszystkiego najlepszego, kochanie! – krzyknęła mama Kepy wchodząc
do salonu z tortem w rękach. – Niech się spełnią twoje
marzenia! – Dodała odstawiając ciasto na stolik.
–
Moje marzenia już się spełniły… –
powiedział spoglądając na mnie i na mój już sporych rozmiarów
brzuch. – Chociaż… Nie wszystkie, więc niech będzie – Mówiąc
to zdmuchnął dwadzieścia pięć kolorowych świeczek.
–
Jesteś już tak stary, że to aż
nieprzyzwoite – oznajmiła Abi, a jej starszy brat spiorunował ją
wzrokiem. Sama parsknęłam śmiechem, wygodnie moszcząc się na
kanapie.
–
Nie śmiej się ze mnie, sama będziesz
mieć tyle lat za nieco ponad miesiąc! – zwrócił się do mnie, a
ja w odpowiedzi wystawiłam mu język.
–
Braciszku… Kobietom nie wypomina się
wieku! – prychnęła Abi, siadając obok mnie i podając mi
talerzyk z kawałkiem pysznego tortu.
–
Dziękuję! – uśmiechnęłam się do
niej szeroko i zaczęłam pałaszować deser.
–
Aż ci się uszy trzęsą – powiedział
kpiąco Hiszpan. – Ale masz rację, jedz, niczego sobie nie
odmawiaj… W końcu wyglądasz, jak mały uroczy słonik…
–
Kepa! – krzyknęłam oburzona, a mój
sprzymierzeniec, czyli Abi rzuciła w niego poduszką. – Nie
zapędzaj się!
–
Tylko żartowałem! – niewinnie uniósł
ręce do góry.
–
Synu… Nie żartuj sobie tak z ciężarnej
kobiety – zwrócił się do niego pan Peio. – I nie zapominaj o
tym, że Rosie nosi pod sercem bliźniaki!
–
Uwierz mi, tato… Nigdy o tym nie
zapomnę, John chwali się tym na prawo i lewo – mruknął, a ja
chcąc nie chcąc przyznałam mu rację. – Ale Abi! Korzystając z
tego, że jesteśmy tu wszyscy razem, oficjalnie chcielibyśmy cię
poprosić, abyś została mamą chrzestną naszej małej księżniczki
– Kepa zwrócił się do siostry, a ona uradowana klasnęła w
dłonie. Posłałam jej uśmiech, który odwzajemniła. Po chwili
jednak mocno nas wyściskała dziękując po tysiąckroć.
–
A kto będzie tatą chrzestnym? –
spytała, a pani María spojrzała na nią srogo. – Tak tylko
pytam!
–
David – odpowiedział jej Kepa. – A
dlaczego pytasz? – Przyjrzał się jej uważnie.
–
Tak tylko… – wzruszyła ramionami. –
Myślałam, że może ten przystojny Włoch… Emerson! –
Rozmarzyła się, a ja nie wytrzymałam i spostrzegłszy minę Kepy
parsknęłam głośnym śmiechem.
–
Po moim trupie! – zagrzmiał siadając
obok mnie. Abi spojrzała na niego zdziwiona, ale nie powiedziała
nic więcej. – Jak się czujesz? – Zapytał gładząc mój
zaokrąglony brzuch. – Jak się czujecie? – Poprawił się
szybko, a ja zmierzwiłam mu włosy.
–
Najcudowniej na świecie – odparłam,
patrząc na jego bliskich. To była prawda. Czułam się tutaj, jak w
domu, pan Peio i pani María traktowali mnie, jak członka rodziny…
Nie mogło być lepiej. – Te urodziny znacznie różnią się od
tych zeszłorocznych, ale…
–
Są zdecydowanie lepsze… Bo mam ciebie.
I dzieci – szepnął, nachylając się, by pocałować mój brzuch.
Tym gestem spowodował najszczerszy uśmiech w moim życiu…
Londyn,
10.10.2019 r.
Leniwie
otworzyłam powieki, gdy promienie słoneczne wpadły do sypialni
przez odsłonięte rolety. Mruknęłam niezadowolona, przecierając
zaspane oczy. Kiedy spostrzegłam, że Kepy nie ma obok, niechętnie
wstałam z ciepłego łóżka wsuwając stopy w kapcie. Udałam
się do kuchni, w której zastałam przygotowane śniadanie oraz
karteczkę na lodówce z informacją, że już udał się na trening.
Spojrzałam na zegarek odnotowując w myślach, że mam jeszcze
trochę czasu do otworzenia kwiaciarni. Odruchowo sięgnęłam po
kawę, jednak szybko odstawiłam pojemnik na miejsce. Lekarka
kategorycznie zabroniła mi picia kawy, co przyjęłam niechętnie,
ale zdrowie naszych maluszków było dla mnie najważniejsze.
Zrobiłam sobie herbatę i zaczęłam delektować się jedzeniem
zrobionym przez mojego narzeczonego. Narzeczonego, który za bardzo
nie pochwalał faktu, że nadal pracuję. Nie przemawiały do niego
tłumaczenia, że ciąża to nie choroba oraz to, że jeszcze czułam
się na siłach, by wykonywać swoje obowiązki. Rozumiałam jego
troskę, ale nie byłam stworzona do leżenia, jak kłoda w łóżku,
gdy nie było to konieczne. Mój kochany braciszek wziął w tej
sprawie stronę Kepy, co przyjęłam oburzeniem. Na szczęście
miałam u swego boku Toni, która od czasu do czasu
towarzyszyła mi i umilała czas w kwiaciarni. Chociaż na nią
mogłam liczyć! Po pół godzinie weszłam do miejsca mojej pracy, a
bratowa zjawiła się niedługo później.
–
Zwariuję z Johnem, zwariuję! –
powiedziała na wstępie, opadając ciężko na fotel. – Inaczej…
On zwariował!
–
Co tym razem? – zapytałam przypinając
sobie plakietkę z imieniem do koszuli. – Nadal nie chce wyjawić,
co knuje wraz z Frankiem?
–
Oczywiście, że nie! – parsknęła. –
Robi się coraz gorszy!
–
Da się? – prychnęłam robiąc jej
kawę. – Nie mam zielonego pojęcia, co oni znów wymyślili…
–
Z ich pomysłów nigdy nie wychodziło
nic dobrego, więc… – westchnęła. – Christine dostaje szału
z Frankiem i absolutnie się jej nie dziwię!
–
Może niedługo się dowiemy, co tym
razem wpadło im do główek – mruknęłam.
–
Oby! – wyraziła nadzieję. – Czasami
mam go dość!
–
Tylko czasami? – zdziwiłam się, a ona
zaśmiała się głośno. – Ja mam dość kazań jego i Kepy
odnośnie tego, że nie powinnam już pracować… Ileż można
słuchać tego samego?
–
Po prostu… Nie przejmujmy się naszymi
facetami. Nie warto! – zawołała upijając łyk kawy. Przyznałam
jej rację, szykując bukiet dla klienta.
–
Termin mam dopiero na luty, więc dopóki
czas pozwoli, dopóty będę pracować – oznajmiłam.
–
I takie podejście do sprawy mi się
podoba!
Londyn,
09.11.2019 r.
Tegoroczne
urodziny świętowałam w gronie najbliższych, ze względu na
jutrzejszy, wyjazdowy mecz Chelsea. David i Eden zgodnie stwierdzili,
że picie przed podróżą oraz ważnym spotkaniem nie skończyłoby
się dla nich dobrze, na co zareagowałam zdziwieniem. Zastanawiałam
się, kto ich podmienił, bowiem nigdy nie zwracali uwagi na takie
szczegóły.
–
Po prostu oszczędzają siły na moją
imprezę urodzinową – powiedział John, gdy skończył jeść
pierwszy kawałek tortu.
–
Twoje urodziny są za miesiąc –
przypomniałam gładząc się po brzuchu. Szósty miesiąc dawał mi
w kość, ale nie narzekałam. Maluchom najwyraźniej podobało się
w środku, bo nie raz, nie dwa dawały upust swojej radości
wymierzając mi mocne kopniaki. Ale cudownie było czuć ich ruchy,
obserwować, jak rosną, jak się rozwijają… Nie mogłam się
doczekać momentu, w którym po raz pierwszy wezmę je w swoje
ramiona…
–
Wiem – mruknął. – Ale to będzie
wielka chwila!
–
Oczywiście, mężusiu – Toni
pocałowała go w policzek. – W końcu nie codziennie kończy się
trzydzieści dziewięć lat – Dodała słodko, a Kepa parsknął
śmiechem.
–
Stary, ale wciąż jary! – mówiąc to
wypiął dumnie pierś do przodu, a ja zażenowana zakryłam twarz w
dłoniach.
–
Powiedz lepiej, co knujesz z Frankiem! –
zarządziłam wymachując w jego stronę deserowym widelczykiem. –
Nie idzie z wami wytrzymać!
–
Wszystko w swoim czasie! – oznajmił
tajemniczo. – Nic wam nie powiem, choćbyście nie wiem, jak
prosili!
–
Dobrze, już dobrze – wywróciłam
oczami, wiedząc że i tak nic nie wskóram.
–
Strach się bać – mruknął pod nosem
Kepa, a Toni w pełni go poparła.
–
Nie ma czego! – zapewnił John
uśmiechając się szeroko. Wymieniłam z bratową zaniepokojone
spojrzenia. Nie ma się czego bać? Otóż wcale nie byłam tego taka
pewna…
Późnym
wieczorem leżałam wtulona w silne ramiona Kepy. Delektowałam się
jego bliskością, zapachem, obecnością…
–
Myślałaś już nad imionami? –
zapytał w pewnym momencie.
–
Myślałam… A ty?
–
Ja również, ale dla dziewczynki –
powiedział. Spojrzałam na niego w oczekiwaniu, a on westchnął
przeciągle odwlekając tę chwilę.
–
Kepa! – trąciłam go w ramię, tracąc
cierpliwość.
–
Ariana Abigaíl – oznajmił. – Podoba
ci się?
–
Oczywiście, że tak! – pisnęłam
całując go w policzek. – Ja wymyśliłam imię dla chłopca i
mam nadzieję, że tobie również się spodoba… – Zaczęłam,
nerwowo przygryzając dolną wargę.
–
Rosie!
–
Philipp John – rzekłam. – Co ty na
to?
Kepa
uśmiechnął się szeroko, po czym podwinął swoją koszulkę,
służącą mi za piżamę.
–
Cześć, Ariana, cześć Philipp… –
szepnął całując mnie w sporych rozmiarów brzuch. Wzruszona
otarłam łzę, która spłynęła mi po policzku. – Tu tatuś…
Właśnie z mamusią wybraliśmy wam imiona i mamy nadzieję, że się
wam spodobają – Dzieci chyba go usłyszały, bo poczułam mocne
kopnięcie. – Rozumiem, że tak – Zaśmiał się. – Obiecuję
wam, że nigdy was nie zawiodę, że zawsze będę przy was,
cokolwiek by się nie działo… Obiecuję, że nigdy niczego nie
będzie wam brakowało. Obiecuję, że zapewnię wam bezpieczeństwo
i ochronę od pierwszych chwil… Obiecuję, że wraz z mamusią
stworzymy wam prawdziwy dom. Że będziemy się wami opiekować, nie
zważając na nic. Obiecuję, że będziemy wspaniałą rodziną.
Trochę szaloną, ale… Wierzę, że nie będziecie mieć żadnego
uszczerbku na psychice przez świrniętych wujków… Nie mogę się
już doczekać, aż pojawicie się na świecie, nie mogę doczekać
się chwili, w której wezmę was w ramiona i przytulę was do
serca… – Mówił, a ja pociągnęłam nosem.
–
Kepa… – jęknęłam wzruszona. –
Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego tatusia dla moich dzieci –
Wychrypiałam gładząc jego policzek.
–
A ja nie mogłem sobie wymarzyć lepszej
mamusi – odparł złączając nasze dłonie. Przytuliłam się do
niego, będąc w pełni świadoma, że to właśnie w tych ramionach
pragnę się budzić do końca świata…
***
Witam!
W kolejnym rozdziale dowiecie się, co takiego knuje John wraz z Frankiem :) Mam nadzieję, że choć trochę Was zaskoczę haha :D
(Z przymrużeniem oka ;))
Pozdrawiam ;*
Ogromnie się cieszę, że Kepie i Rose tak dobrze się układa. A przede wszystkim, że ciąża przebiega bez żadnych komplikacji. Oby tak pięknie było do samego końca.
OdpowiedzUsuńZachowanie Johna i Franka jest coraz bardziej podejrzane. Co też oni knują, że nikomu nie chcą uchylić nawet małego rąbka tajemnicy. Nie mogę się już doczekać, aż to się wyjaśni.
Rosie na pewno nie może już słuchać narzekań Kepy i brata odnośnie jej dalszej pracy. Jednak można ich trochę zrozumieć. W końcu martwią się o nią, a że są przy tym niezwykle irytujący to już inna sprawa. 🤣 Dobrze, że przynajmniej Toni ma po swojej stronie. Inaczej by tam z nimi zwariowała.
Ariana i Philipp <3 Przepiękne imiona dla cudownych dzieci.
Jestem pewna, że cała czwórka stworzy ze sobą wspaniałą rodzinę. Deklaracja Kepy tylko to potwierdza. Jak on pięknie mówił. 😍 Prawie się na koniec rozpłynęłam.
Czekam z dużą ciekawością na następny rozdział. Dużo weny. 😊
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHA ^^ Ten mem jest genialny :D Ale w przypadku Rosalie nie zadziałał hihi.
OdpowiedzUsuńKepa i jego żarciki z ciężarnej kobiety ^^ jeszcze chwila, a to byłyby jego ostatnie urodziny! Ale nie ma to jak urodziny w gronie najbliższych i najukochańszych osób :) To była doskonała okazja, aby poprosić siostrę o bycie Matką Chrzestną jednego z maluszków :) Tyle że nam się Kepuś troszkę zeźlił, bo Abi zawiesiła oczko na jego koledze z drużyny, który nie za dobrze mu się kojarzy jeśli chodzi o stosunki damsko - męskie hihi ^^ Od razu skojarzył mi się z Johnem!!! :D Się widzi czyjeś, a nie swoje :P
John i Frank coś kombinują ^^ A skoro potrafią utrzymać języki za zębami (lol szacun ^^) i są w stanie oprzeć się atakowi swoich żon, to to musi być serio grubsza sprawa! Nie ma to jak faceci się zejdą i mają wspólną tajemnicę. Czekam na rozwiązanie tej zagadki :P
Końcówka niesamowicie mnie rozczuliła <3 Ariana i Philipp John to idealne imiona dla bobasków! Boże, przecież wszyscy zwariują na ich punkcie ;o A najbardziej David! Dlatego słowa Kepy "Wierzę, że nie będziecie mieć żadnego uszczerbku na psychice przez świrniętych wujków ..." będą mieć jak najbardziej odzwierciedlenia w przyszłości :D Przemowa Kepy do dzieciaków była bardzo wzruszająca. Na pewno będzie wspaniałym ojcem i rzeczywiście Rosalie nie mogłaby sobie lepszego wymarzyć dla swoich dzieciaczków. Zresztą, to działa również odwrotnie :) Będą na pewno wspaniałą i szaloną rodzinką! ^^
Z przyjemnością czytam o spokojnym, wręcz sielankowym życiu naszej pary. Po tym wszystkim co przeszli naprawdę mają prawo do szczęścia i spokoju. Mam nadzieję, że nic już im nie będzie przeszkadzało.
OdpowiedzUsuńKepa jest niereformowalny xd Żeby tak ciężarnej kobiecie dogryzać? To się nie godzi! Czy on naprawdę chce oberwać kapciem? Bo coś czuję, że Rosaline w końcu straci cierpliwości ( hormony) i nie obejdzie się bez rękoczynów.
Abi startuje do kolegi z drużyny Kepy? Niech uważa bo z tak nastawionym starszym bratem może nie mieć łatwo. Ba, wręcz przeciwnie. Teraz Kepa będzie musiał pilnować narzeczonej, córki i jeszcze siostry. Ma totalnie przerąbane z tymi babami.
John coś kombinuje. Strasznie ciekawi mnie co. Jest totalnie nieobliczalny, więc coś czuję, że będę zwijała się ze śmiechu. Ewentualnie wzdychała rozczulona.
Ariana i Philipp <3 Kocham te imiona. Wiesz, że ja nadal nie mogę się zdecydować, co do imion dla dzieci Stephana? Żadne mi kurczę nie pasują. Tym bardziej podziwiam, że Ty się na coś zdecydowałaś. I to do tego był to doskonały wybór.
Za długość tego komentarza przepraszam, ale kiedy wszystko dzieje się dobrze, to dla odmiany ja zwykle nie wiem co napisać. Dużo weny więc życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Uwielbiam czytać jak im się tak układa. I wszystko pomiędzy nimi już jest dobrze.
OdpowiedzUsuńUroczy mały słonik?🤣 oj Kepa,Kepa. Ten to ma pomysły.
Abi i Emerson? W Kepie chyba obudziły się jakieś mordercze instynkty na sama myśl o tym 😂
Jestem strasznie ciekawa co kombinuje John. I tak mnie zaskoczysz na pewno. Bo nie mam zielonego pojęcia o co chodzi.
Ariana i Philipp cudowne imiona wybrałaś. Już mi pasują do tych małych istotek 🤩
Przepraszam że dziś krótko. Ale lecę do pracy W której mam istne urwanie głowy przed świętami.
Pozdrawiam Cię cieplutko. Z niecierpliwością czekam ba kolejny rozdział . I zapraszam też do siebie na nowy rozdział . I prolog czegoś nowego. I też mam Philippa😁 jakoś zgralysmy się z imionami 😁