Londyn, 01.09.2018 r.
W drodze do mieszkania
Andrea trajkotała wesoło o wszystkim, co jej ślina na język
przyniesie, między innymi o tym, jak bardzo za mną tęskniła. Nie
wiem, gdzie się podziała dziewczyna, która tydzień temu obwiniała
mnie o całe zło tego świata, bo na pewno nie siedziała teraz obok
mnie. Zaciskałem dłonie na kierownicy klnąc w myślach na samego
siebie. Powinienem się cieszyć, że wróciła, że przemyślała
sobie wszystko, a zamiast tego myślałem o Rosaline. O tym, co
między nami zaszło, o tym, że mieliśmy się dziś spotkać i
szczerze porozmawiać i o jej smutnych oczach, gdy parę minut temu
zobaczyła mnie w objęciach Andreii. W co ja się wpakowałem,
do cholery? Musiałem porozmawiać z Rosaline. Musiałem. Gdy
wjechałem na parking odetchnąłem głęboko kilka razy, po czym
spojrzałem na Andreę.
– Coś się stało? –
spytała zaniepokojona. Dużo się stało. Za dużo. – Czemu nie
wysiadasz?
– Bo jestem umówiony z
Davidem – skłamałem. Częściowo.
– Akurat dziś? Kiedy
wróciłam? – zrobiła nadąsaną minę, a ja modliłem się w
duchu o cierpliwość.
– Kiedy umawiałem się na
dziś z kolegą z drużyny nie miałem pojęcia o twoim powrocie –
oznajmiłem najspokojniej, jak się tylko dało. – Mogłaś dać mi
znać, kiedy wracasz.
– Wtedy nie miałbyś
niespodzianki – mruknęła.
– Takiej, jak tego dnia,
kiedy wróciłem do domu po meczu i kiedy zamiast ciebie zastałem
jedynie karteczkę z wyjaśnieniem, że wyjechałaś, bo postanowiłaś
przemyśleć kilka spraw? – zironizowałem. Byłem wściekły i
wyżywałem się na Andreii. Wiedziałem, że będę tego żałować,
ale w tym momencie miałem to gdzieś.
– Nie musisz być aż
takim dupkiem, Kepa – wrzasnęła i wyszła z samochodu trzaskając
drzwiami. Świetnie. Brawo Arrizabalaga. Rań Rosaline, rań
Andreę... Rań wszystkich wokoło. Zanim włączyłem się do
ulicznego ruchu wysłałem Rosaline wiadomość, że nasze spotkanie
bez względu na wszystko jest aktualne. Kiedy odpisała, że będzie
czekać mimowolnie kącki moich ust powędrowały w górę. Co ona ze
mną zrobiła?
Po
przekroczeniu progu kawiarni od razu zlokalizowałem sylwetkę
Rosaline. Siedziała przy znajomym stoliku, zamyślona wpatrywała
się w okno, a w dłoniach nerwowo mięła serwetkę. Przełknąłem
głośno ślinę i podszedłem do niej. Drgnęła, gdy usłyszała
odsuwające się krzesło.
– Cześć – odezwałem
się niepewnie usadawiając się naprzeciwko niej.
– Cześć –
odpowiedziała uśmiechając się nerwowo. – Nic jeszcze nie
zamawiałam, bo nie wiem, czy pijasz kawę o tej godzinie... –
Zaczęła.
– Raczej nie, ale dziś
mogę zrobić wyjątek – zaśmiałem się mając nadzieję, że to
choć trochę rozluźni atmosferę. Odrobinę podziałało, bo lekko
się uśmiechnęła. – Latte Macchiato? – Dopytałem, a ona
pokiwała głową. Poszedłem złożyć zamówienie, a kiedy ponownie
zjawiłem się przy stoliku Rosaline, jakby zapadła się w sobie.
– Kepa... Proszę, miejmy
już tę rozmowę za sobą... – powiedziała patrząc na mnie
błagalnie. Jej oczy były takie smutne...
– Masz rację –
potwierdziłem, choć nie miałem pojęcia od czego zacząć. – To,
co zaszło między nami u ciebie w mieszkaniu... – Zacząłem –
Nie chcę powiedzieć, że to było błędem, bo tak nie twierdzę...
Chociaż mam dziewczynę i powinienem nienawidzić siebie za to, że
całowałem się... Że robiłem inne rzeczy z inną... – Mówiłem.
– Ale nie żałuję tego, Rosaline. Śmiem twierdzić, że w tamtym
momencie oboje pragnęliśmy tego, jak niczego innego, ale...
– Ale nie powinniśmy –
dokończyła. – Wiem, że masz dziewczynę, Kepa. Wiem, że gdyby
sprawy zaszły za daleko to oboje mielibyśmy wyrzuty sumienia do
końca życia... – Oznajmiła. – Jednak, ja też tego nie żałuję
i nie potrafię się zdecydować, jak nazwać naszą relację... –
Mruknęła spuszczając wzrok. Odruchowo położyłem swoją dłoń
na jej dłoni i delikatnie pogłaskałem.
– Stałaś się dla mnie
ważna w tak krótkim czasie, że sam nie potrafię tego ogarnąć –
rzekłem zgodnie z prawdą. – Dobrze się dogadujemy, dobrze
czujemy się w swoim towarzystwie... I za cholerę nie chcę tego
tracić, nie chcę tracić ciebie, Rosaline... Nie wiem, czy po tym,
co zaszło mam prawo nazywać cię przyjaciółką, bo przyjaciele
nie robią ze sobą żadnej z tych rzeczy, które my robiliśmy...
Jednak jest Andrea, ja mam Andreę... – Plątałem się. Kocham
moją dziewczynę, kocham ją. Więc dlaczego w tym momencie jestem
na nią tak cholernie wściekły? Dlaczego prawie ją zdradziłem...?
– Nie jesteś mi obojętna, Rosaline – Powiedziałem w końcu.
– Tak... Ty również nie
jesteś mi obojętny, Kepa... – wyszeptała ledwo słyszalnie. Czy
właśnie ją zraniłem? – Jednak wiem, że masz Andreę, wiem, że
ją kochasz i to, co zaszło niczego między nami nie zmienia. Po
prostu stało się i tyle – Beznamiętnie wzruszyła ramionami. –
Rozumiem to.
– Nie chcę cię
krzywdzić... – szepnąłem. – Nie chcę mieć na karku całej
drużyny, łącznie z twoim bratem... – Mruknąłem, a ona
pierwszy raz odkąd się dziś zobaczyliśmy zaśmiała się szczerze
i głośno.
– Nie musisz się o to
martwić... I nie krzywdzisz mnie. Masz mętlik w głowie, ja
również, ale może nie decydujmy teraz o niczym? Po prostu... Niech
będzie tak, jak było. A jeśli coś zacznie się zmieniać to wtedy
zaczniemy się martwić, dobrze? – spytała.
– Dobrze – przytaknąłem.
– Zbieramy się? Chyba się
zasiedzieliśmy, a zdaje się, że twoja dziewczyna dziś wróciła...
– Jakkolwiek to teraz
zabrzmi to wcale nie spieszy mi się, żeby wracać do domu... Do
niej. Chyba muszę ochłonąć, bo dalej jestem na nią wściekły –
wyrzuciłem z siebie.
– W takim razie... Może
mnie odprowadzisz? – zaproponowała nieśmiało, a ja przystałem
na tę propozycję z ochotą. Z kawiarni wyszliśmy pogrążeni w
ciszy, ale ta cisza zupełnie nam nie przeszkadzała. Była
wyjątkowa. Przy pożegnaniu niezdarnie przytuliłem dziewczynę do
siebie, co przyjęła cichym chichotem. Każde z nas poszło w swoją
stronę, każe z nas z podobnymi myślami i mętlikiem w głowach...
Londyn, 03.09.2018 r.
Krążyłam pod siedzibą
Cobham Training Centre czekając na Edena. Miał do mnie sprawę
życia i śmierci, a bezczelnie się spóźniał. Swoją drogą z
jego spraw i pomysłów nigdy nie wychodziło nic dobrego... Odetchnęłam
z ulgą, kiedy spostrzegłam piłkarzy wychodzących z treningu.
Niektórzy byli zmordowani, niektórzy nie, jeszcze inni opuszczali
to miejsce rechocząc, jak nienormalni. Oczywiście w tej ostatniej
grupie znajdował się Eden z Davidem. Czemu mnie to nie dziwiło?
Kepa przechodząc obok przystanął na moment, żeby się przywitać
i wymienić kilka uśmiechów. Czy konieczne jest wspominanie o tym,
że gdy się tak do mnie uśmiechał miękły mi kolana, a serce
chciało wyskoczyć z piersi? Chyba nie.
– Rosaline, jak dobrze, że
jesteś! – tymi słowami przywitał mnie Hazard. – Jeśli się
zgodzisz uratujesz mnie przed rozwodem – Powiedział, a stojący
obok mnie Arrizabalaga parsknął głośnym śmiechem. Cóż,
widocznie był już wprowadzony w całą sprawę.
– Czyżby pani Hazard w
końcu poszła po rozum do głowy? – spytał David, a Eden posłał
mu oburzone spojrzenie.
– Żartujesz sobie ze
mnie, prawda? Natacha nie chce się z tobą rozwodzić? – wolałam
dopytać, bo z nim to nigdy nic nie wiadomo!
– Oczywiście, że nie!
Taką mam przynajmniej nadzieję – dodał pod nosem, a ja
spojrzałam na niego zdezorientowana. – Och, chodzi o to, że
ostatnio na mnie krzyczy, że ją zaniedbuję, i że nie pamiętam o
rzeczach ważnych, co oczywiście jest nieprawdą, ale nie wypada
kłócić się z kobietą, prawda?
– Prawda... Do rzeczy,
Eden!
– Na dowód tego, że nie
zapomniałem o rocznicy naszej pierwszej randki postanowiłem zabrać
ją na kolację do restauracji, ale...
– Mam się zająć waszymi
synkami? – spytałam kończąc jego katusze. – To twoja sprawa
życia i śmierci?
– A mogłabyś?! –
rozpromienił się.
– Oczywiście! Przecież
wiesz, że ich uwielbiam! – zaśmiałam się.
– Wciąż zastanawiam się,
dlaczego...
– Eden! – krzyknęłam i
zdzieliłam go po łbie.
– Żartowałem!
– No ja myślę! –
powiedziałam poprawiając włosy. I to był mój błąd...
– Hej! Co ty masz na szyi?
– zapytał podchodząc bliżej mnie. – Kto ci to zrobił? –
Poruszył charakterystycznie brwiami, a ja jedyne na co miałam w tej
chwili ochotę to zapaść się pod ziemię ze wstydu.
– Nic nie mam i nikt mi
nic nie zrobił – oznajmiłam szukając wsparcia w Kepie, ale o tym
wsparciu mogłam pomarzyć. Stał obok i uśmiechał się, jak
ostatni dureń.
– Niech no tylko John się
dowie – parsknął David. – Niech no tylko się dowie!
– Daj spokój, Luiz –
jęknęłam. – To, o której mam u was być? – spytałam Edena,
na co udzielił mi wyczerpującej odpowiedzi. Pożegnałam się z nim
i odprowadziłam wzrokiem Davida, który cały czas rzucał mi
sugestywne spojrzenia i odwróciłam się do Kepy. – Widzisz, co
narobiłeś?
– Przepraszam, ale nie
myślałem wtedy o tym – szepnął. – Podwieźć cię? – Zaproponował, a ja zorientowałam się, że ten zdrajca Luiz właśnie
odpalił swój samochód i ruszył uśmiechając się do mnie
szeroko. Przysięgam, kiedyś go zabiję!
– Jeśli to nie problem,
to skorzystam – powiedziałam, a on otworzył mi drzwi od strony
pasażera, co przyjęłam uśmiechem. Zdawałam sobie sprawę z tego,
że raczej powinnam stronić od jego towarzystwa, ale chęć
przebywania blisko niego była silniejsza ode mnie. Nie wiem, co
przyniesie przyszłość, nie wiem, kim się dla siebie staniemy, ale
dopóki jest to możliwe chcę być obok... Chcę cieszyć się jego
bliskością, chcę z nim rozmawiać, chcę z nim żartować, śmiać
się, oddychać tym samym powietrzem... Cholera, kocham go.
***
Witam!
Wiem, że tak na dobrą sprawę z ich rozmowy nie wynikło prawie nic, ale tak ma być :D
Na szczęście mam jeszcze miesiąc wakacji, więc mam nadzieję, że wena mnie nie opuści :D Właśnie przed chwilą wymyśliłam część następnego rozdziału, więc może pojawi się w niedzielę :)
Pozdrawiam ;*
Zacznę od tego, że Andrea najpierw powinna przeprosić Kepę za swoje zachowanie. A ona udała, że wszystko jest w porządku, że tęskniła i wróciła jakby nigdy nic. Dlatego ja kompletnie nie kupuje jej pretensji, bo sama bez winy nie jest. Swoimi fochami doprowadziła do tej sytuacji i nie potrafiła nawet przyznać się do winy, zrzucając wszystko na Kepę.
OdpowiedzUsuńKepa ma mętlik w głowie, a powrót dziewczyny wcale nie jest mu na rękę. Niby kocha Andreę, ale cały czas myśli o Rosalie i nie chce jej tracić. Ta ich rozmowa była urocza ^^ niby dorośli ludzie, ale speszeni tym co zrobili. Jednak na koniec doszli do porozumienia, chociaż uważam, że jedno jak i drugie zrobiło to dla dobra ogółu. I podświadomie takie rozwiązanie wcale ich nie satysfakcjonuje :P Cóż, zobaczymy jak sytuacja się rozwinie!
Rosalie będzie się bawiła w nianię małych uroczych potworków ratując przy tym małżeństwo swojego przyjaciela <3 Ej! Ale punkt dla Edena! Pamiętał datę pierwszej randki! PIERWSZEJ RANDKI! ^^ Natacha niech nie krzyczy na niego!
I proszę ... dowód zbrodni został wykryty przez niezawodnego detektywa śledczego! Gdyby tylko wiedzieli że to Kepa hahaha. A ten jeszcze stał z boku i się szczerzył jak głupi do sera niezwykle z siebie dumny! :D
Jestem bardzo ciekawa ich reakcji ^^
Zacznę od podejrzanego zachowania Andrei. Wyjeżdżała z Londynu z ogromnym fochem na Kepę i ogólnie cały świat. Teraz wraca cała w skowronkach, jakby nic się nie stało... I jej związek z Kepą nie przechodził żadnego kryzysu. Nie ogarniam po prostu tej dziewczyny...
OdpowiedzUsuńBrawa za to dla piłkarza. Mimo niespodziewanego powrotu swojej dziewczyny. I tak postanowił się spotkać z Rosaline. (To tylko pokazuje, która jest dla niego ważniejsza. 😉)
Choć ich rozmowa za wiele nie wyjaśniła. Przynajmniej oboje utwierdzili się przekonaniu, że nie żałują niczego, co między nimi zaszło. Kepa tym razem postanowił się nie wykręcać i bezsensownie się tłumaczyć. Niewątpliwie robi postępy.
Eden pamiętał o rocznicy pierwszej randki ze swoją żoną. Jak romantycznie. 😍 Może po takim wspólnym wieczorze Natacha przestanie się czuć zaniedbywana. 😄
Spostrzegawczy David dostrzegł coś, czego nie powinien. 🤣 Rosaline może mieć przez to przechlapane... Bo jeśli John się o tym dowie, to na pewno zrobi jej wykład. 😂 Ale może Luiz wykaże się dobrym sercem i nie doniesie na swoją przyjaciółkę.
Czekam na ciąg dalszy, bo robi się coraz ciekawiej. Szczególnie w reakcjach Rosaline i Kepy. 😊
Pisałam już że Andrea mnie wkurza ? 😂
OdpowiedzUsuńZjawia się jak gdyby nigdy nic. Bez słowa przepraszam za to że zniknęła na tydzień.
I znów ma pretensje. Bo Kepa jasnowidz wiedział że księżniczka akurat dzisiaj się pojawi. I natychmiast musi zmienić swoje plany.
Dzięki Bogu tego nie zrobił. I tym samym pokazał która z nich jest dla niego wazniejsza.
Bo choćby nie wiem co mówił i co robił. Widać że jest to Rose . To o niej ciągle myśli. I to ją wybrał tego wieczora.
Kepa podczas ich spotkania nie wykręcał się głupio. I nie szukał żadnych dziwnych tłumaczeń swojego zachowania . Mimo tego że ciągle twierdzi iż kocha Andreę . Wydaje mi się że pomału zaczyna zdawać sobie sprawę z tego jak ważna jest dla niego Rose .
Eden zapamiętał datę pierwszej randki. No normalnie tylko pogratulować. Ilu facetom się to zdąża 😉
A Rose jako dobrą przyjaciółka obiecała się zająć jego dzieciakami.dla dobra jego małżeństwa 😉
Jestem ciekawa czy John dowie się o śladach " przestępstwa " na ciele swojej małej siostrzyczki 😂😂😂
Jeśli tak to będzie się działo. Oj będzie.
A Kepa mistrz . Stał i głupio się uśmiechał. Zamiast ratować dziewczynę. Z drugiej strony jak miał to zrobić.😉
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam 😊😊😊
Jak to nie wynikło nic?! Dla mnie wynikło, bo przynajmniej oboje przyznali się do tego, że nie są dla siebie nawzajem obojętni :) bo tak to każde milczało, a przychodziło do czegoś, to ignorowali to przyciąganie, a teraz wszystko jasne i najważniejsze, że zdecydowali się zostawić to w spokoju. Ja to rozumiem tak, zobaczymy co czas przyniesie :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie teraz wątek Andrei, bo zniknęła i wraca szczęśliwa jakby wygrała totolotka XD jeszcze dziwi się, jak Kepa się zachowuje...Sama jest sobie winna! Wiadomo, ze chłopak zachowuje się nie fair, bo zaczyna coś na boku, ale jakby go pilnowała i zachowywała się jak normalna dziewczyna, to byłoby inaczej!
Aha i czy mi się wydaje czy na szyi Rose zostały malinki? ;) To dowód, którego nie powinien widzieć jej brat, bo rozpęta się piekło ;o
Czekam na ciąg dalszy,
N
Jeju, przepraszam za opóźnienie, ale jakoś totalnie zapomniałam, że nie skomentowałam tego rozdziału. W każdym razie, już jestem i komentuję.
OdpowiedzUsuńZacznę może od Andrei. Przyznam, że już zupełnie nie mam pojęcia, co mam o niej myśleć. Z jednej strony zjawia się w Londynie bez żadnej zapowiedzi, wcześnie też bez słowa z niego wyjeżdża, a teraz ma jeszcze pretensje do swojego chłopaka, że ten coś sobie zaplanował. Nie powiem, trochę bez sensu i nie fajnie. Ja rozumiem, że miała być niespodzianka, ale jednak mogła wykazać się choć odrobiną wyrozumiałości w stosunku do Kepy.
Jednocześnie jednak. On też nie jest święty. Niby cały czas powtarza, jak to kocha Andreę, a jednocześnie nie może się powstrzymać, by nie całować i nie flirtować z Rose. I jeszcze sam przyznaje, że coś go ciągnie do Rosaline. I teraz może się okazać, że taka gra na dwa fronty nie wyjdzie mu na dobre.
Rosaline za to front ma tylko jeden, ale równie trudny. Wie o Andrei i też nie chciałaby by Kepa zrobił coś złego. Jednocześnie jednak nie może zaprzeczyć, że jest w nim szaleńczo zakochana. I sama nie wie, co z tym zrobić. Na razie po prostu stara się spędzać jak najwięcej czasu z mężczyzną, ale ile te ich podchody mogą jeszcze trwać.
Ostatnia scena na serio mnie rozśmieszyła. W końcu Rose dostała bardzo poważną misję, ratowania małżeństwa przyjaciela. A to, że wiąże się to z opieką nad dwójką uroczych maluchów, to inna sprawa 😉
Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin