niedziela, 13 stycznia 2019

Trzydziesty drugi

Londyn, 10.02.2020 r.

 – Jak się czujesz, kochanie? – spytałem przekraczając próg sali, w której leżała Rosie. – Rozmawiałem przed chwilą z lekarzem, jutro mają cię wypisać – Powiedziałem odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.
Czuję się znakomicie – zaśmiała się skradając mi całusa. – Co prawda jestem lekko obolała, ale ten ból jest niczym w porównaniu do tych dwóch małych kruszynek – Oznajmiła poprawiając się na niewygodnym łóżku. – To dobrze, że jutro już będziemy w domu… Wszyscy razem, cała czwórka…
Tak, masz rację – przyznałem. – Nawet John zwolnił mnie z jutrzejszego treningu, dasz wiarę? – Wyszczerzyłem się.
Spróbowałby nie! – mruknęła.
Miałby wtedy do czynienia z młodą mamuśką, więc lepiej, żeby nie zaczynał – powiedziałem cicho. Na szczęście Rosie tego nie usłyszała, bo w tym momencie otworzyły się drzwi. Do sali weszła lekarka. Uśmiechnąłem się szeroko na widok moich maluchów.
Próbujemy karmić? – zadała to pytanie Rosie, a ona bez wahania pokiwała głową. Lekarka podała jej Philippa, po chwili w moich ramionach wylądowała Ariana. Pocałowałem ją w nosek wpatrując się w nią, jak w obrazek. Była idealna. Tak samo, jak Philipp, który aktualnie pobierał pokarm od Rose. – Bardzo dobrze wam idzie – Pochwaliła ją siwowłosa kobieta. Rosie z czułością pogłaskała małego po główce.
Ariana ma moje oczka – spostrzegłem czując przypływ dumy. – Moja mała księżniczka – Połaskotałem ją po stópce, a ona posłała mi coś na kształt uśmiechu. Wzruszony pociągnąłem nosem. Byłem cholernie szczęśliwy i nikt nie był w stanie mi tego odebrać.
Zamiana – usłyszawszy głos lekarki podałem Arianę Rose, a w moje ramiona powędrował Philipp. – Mały był chyba bardziej głodny – Spostrzegła po chwili.
Wie pani, w końcu to mężczyzna… Wie, co dobre! – oznajmiłem, a Rosaline posłała mi piorunujące spojrzenie. Kobieta zasłoniła usta dłonią, by stłumić chichot.
Zostawię państwa na chwilę z maluchami… Cieszcie się do woli tymi wspólnymi, pierwszymi minutami – powiedziała wychodząc. Z synkiem w ramionach usiadłem obok kobiety mojego życia.
Jesteś szczęśliwy? – spytała Rosie wpatrując się w nasze małe kopie.
Kochanie… Nigdy nie byłem szczęśliwszy – odpowiedziałem szczerze dając Philippowi buziaka w czółko. W końcu stworzyliśmy rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Rodzinę, o jakiej zawsze marzyłem…

Londyn, 12.02.2020 r.

 – A kici kici pici! A kto jest najpiękniejszą dziewczynką na świecie, no kto? – usłyszawszy pytanie Davida, który nachylał się nad łóżeczkiem Ariany parsknęłam śmiechem. Spojrzałam na Kepę, a ten jedynie przewrócił oczami wskazując na Johna.
A kto jest najprzystojniejszym chłopczykiem na świecie, no kto? – pytał mój stuknięty braciszek łaskocząc Philippa po brzuszku.
On na starość już całkiem zwariował – stwierdziła Toni obserwując całą scenę z rozbawieniem. – A myślałam, że bardziej się nie da.
Cieszmy się i radujmy, że nie ma tutaj Edena – powiedziałam. – Nie chcę wiedzieć, co by się wtedy działo.
Zapewne nic dobrego – rzekł Kepa. Po chwili David wziął swoją chrześnicę na ręce i zaczął robić do niej miny, co mała przyjmowała głośnymi piskami. John oczywiście poszedł w jego ślady. – Chyba mamy zapewnioną całodobową opiekę nad maluchami – Stwierdził po namyśle.
Jużbyście chcieli! – krzyknął John. – O, Boże, trening! – Wrzasnął i z przerażeniem spojrzał na zegarek. Podał swojego chrześniaka Toni i złapał się za serce. – Co ze mnie za trener?
Najlepszy na świecie! – powiedział David oddając mi małą. – Ale chyba faktycznie czas się zbierać! – Wskazał na Kepę, a on niechętnie pożegnał się ze mną i z dziećmi.
Frank urwie mi głowę – jęknął John.
Sam spóźniał się na swoje treningi, gdy urodziła się Patricia – przypomniałam mu. – Ale zmykajcie, my sobie poradzimy! – Wskazałam na Toni, która usypiała małego.
Dokładnie, mamy w tym wprawę – uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili męskie towarzystwo opuściło mieszkanie moje i Kepy. – Zdajesz sobie sprawę, że jak wybierzesz się z maluchami na trening to wszyscy oszaleją?
Zdaję – mruknęłam pod nosem zmieniając Arianie pieluszkę. – Chociaż nie wiem, czy można bardziej…
Och, co racja to racja!

Londyn, 17.02.2020 r.

 Z głębokiego snu wyrwał mnie płacz maluchów. Jak oparzony zerwałem się z łóżka modląc się, by przypadkiem nie obudzić Rosie. Spojrzałem na nią, ale na szczęście spała, jak kamień. Zarwała dwie poprzednie noce, więc nie dziwiłem się temu. Teraz moja kolej! Na palcach udałem się do pokoju bliźniaków, by sprawdzić co się dzieje. Nachyliłem się nad łóżeczkiem Philippa i już wiedziałem, co się stało. Sprawnie zmieniłem mu pieluszkę, za co nagrodził mnie bezzębnym uśmiechem. Zaśmiałem się cicho zbliżając się do łóżeczka Ariany. U niej było wszystko w porządku, pewnie obudziła się za sprawą płaczu braciszka. Delikatnie wziąłem ją na ręce i usadowiłem się na wygodnym fotelu. Maluchy wpatrywały się we mnie uważnie ssąc smoczki. Westchnąłem kładąc głowę na oparciu. Wychowywanie bliźniaków wcale nie było łatwą rzeczą, ale dzięki Bogu jakoś dawaliśmy radę. Dzieliliśmy się obowiązkami, w nocy wstawaliśmy na zmianę. Mimo że po nieprzespanych nocach byłem wrakiem na porannych treningach to nie narzekałem. John i Frank rozumieli i nie mieli do mnie pretensji. Koledzy również byli życzliwi i nie robili mi wyrzutów ze względu na powiązania rodzinne. Zresztą sami byliśmy jedną, wielką rodzinąi każdy był gotowy zrobić wszystko dla drugiego. Spojrzałem na maluchy z miłością. Były z nami kilkanaście dni, a już wywróciły nasz świat do góry nogami. Ale nie zamieniłbym tej rzeczywistości na żadną inną. W końcu miałem to, o czym marzyłem od dziecka. Miałem u swego boku ukochaną kobietę, która znosiła moje humory oraz akceptowała moje wady. Miałem przy sobie Arianę i Philippa. Moje dwa małe szczęścia. Przeprowadzka do Londynu była najlepszą decyzją, jaką podjąłem w całym moim życiu. Dzięki niej zyskałem wszystko. Poznałem Rosie, zostałem tatą, grałem w jednym z najlepszych klubów na świecie… Przywołałem w głowie moje pierwsze spotkanie z Rosaline i zaśmiałem się cicho. Ariana i Philipp byli owocem tego uczucia, które połączyło nas od początku. Byli częścią mnie i częścią Rosie. Ze zdumieniem odkryłem, że zasnęli w moich ramionach. Ostrożnie położyłem moje maleństwa w łóżeczkach ocierając łzę. Miałem wszystko i byłem cholernym szczęściarzem.

Londyn, Cobham Training Centre, 08.03.2020 r.

 Przekroczyłam próg Cobham pchając wózek z miesięcznymi bliźniakami. Teraz wszystko było inaczej. Ale zdecydowanie lepiej. Pomachałam Gianfranco Zoli, który dzięki Bogu nie odszedł z Chelsea. Jego cenne doświadczenie pomagało Johnowi oraz Frankowi w prowadzeniu pierwszej drużyny. Poprawiłam maluchom kocyki i ciężko opadłam na siedzenie. Był słoneczny dzień, w powietrzu czuć było nadchodzącą wiosnę, dlatego postanowiłam, że dziś po raz pierwszy odwiedzę z dziećmi Kepę na treningu. W końcu kiedyś musiał nastąpić ten dzień, w którym poznają swoich świrniętych wujków. Pierwszy zobaczył nas Eden.
Przyszła Rosaline z dziećmi! – wrzasnął i przybiegł do nas w podskokach. Ariana i Philipp poznali już wcześniej Edena i całą jego rodzinkę, jednak Belg za każdym razem zachowywał się tak, jakby widział ich po raz pierwszy. – Jak się miewają dziś moje maluszki? – Zaszczebiotał przyprawiając je o wesołe oraz głośne piski.
Te maluszki są moje! – krzyknął David. – Ty masz swoje dzieci! – Prychnął i trącił go w ramię.
Ale nie takie małe! – odpyskował.
Trzeba się było postarać! A, właśnie! Co z domniemaną czwartą ciążą Natachy?
Fałszywy alarm – mruknął Hazard, a ja parsknęłam śmiechem widząc jego zmartwioną minę. – Ale ja jeszcze nie skończyłem swojej roboty!
Biedna Natacha – powiedział cicho David, ale Eden jednak go usłyszał. Po chwili ganiali się po boisku obrzucając się wyzwiskami. Jak dzieci!
Cześć wam – przywitał się Frank siadając obok. Poznanie z jego rodziną maluchy również miały już za sobą. – Co was dziś do nas sprowadza?
Nie mogłam już wysiedzieć w domu – jęknęłam posyłając uśmiech Azpiemu. Po chwili wokół mnie zebrała się cała drużyna. Bliźniaki patrzyły zaciekawione na całe towarzystwo.
Pewnie oceniają, który z was jest największym kretynem – powiedział Kepa uśmiechając się szeroko.
To wyjaśnia, dlaczego najdłużej zatrzymały wzrok na tobie, tatusiu – oznajmiła Abi, która zjawiła się obok. Parsknęłam przybijając jej piątkę. Niedawno wpadła do nas w odwiedziny i została na trochę dłużej. Kiedy Kepa był na treningach dzięki niej i Toni wszystko było dla mnie łatwiejsze.
Bardzo śmieszne, gówniarzu – Kepa posłał jej oburzone spojrzenie, a ona wystawiła mu język.
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet! – wydarł się Emerson i wręczył mi oraz Abi po tulipanie. Siostra Kepy zarumieniła się słodko, a ja wyszczerzyłam zęby w uśmiechu widząc minę Hiszpana.
Dziękuję – wyszeptała zarumieniona przyjmując od niego kwiat.
Piękny kwiat dla pięknej pani – rzekł. Szczęka Kepy zaczęła niebezpiecznie drżeć.
Kepcio, wyluzuj! – zakrzyknął David. – Przecież Emerson nie zbałamuci twojej siostry!
Spokój panowie! – zagrzmiał John. – Czas wracać do treningu!
Tak jest panie trenerze! – zasalutował Eden.
Nie mam zamiaru nikogo bałamucić! A już na pewno nie ciebie, Abi – zwrócił się do niej Włoch, a ona jedynie pokiwała głową. – Tej ślicznotce również należą się najlepsze życzenia – Mówiąc to nachylił się nad wózkiem i pocałował Arianę w czoło. Philippa pogłaskał po głowie i oddalił się z piłką przy nodze.
Narzeczona, siostra, córka… No po prostu pięknie! – fuknął pod nosem Kepa.
Arrizabalaga! – warknęłam. – Zepnij ten zgrabny tyłek i do roboty! Pokiwał głową i pobiegł do bramki. Abi usiadła obok opierając głowę na moim ramieniu. – Co tam, zakochałaś się? – Spytałam spostrzegając, że cały czas wpatruje się w kwiat otrzymany od Emersona.
Może troszkę – zaśmiała się, a ja poczochrałam ją po włosach.
I dobrze! Tak między nami to niezłe z niego ciacho – szepnęłam konspiracyjnie, a ona parsknęła śmiechem. – Ale nie mów nic Kepie, bo jeszcze zrezygnuje ze ślubu.
Och, po moim trupie. Prawda, maluszki? – spytała, a w odpowiedzi otrzymała podwójne mruknięcie.
Uśmiechnęłam się pod nosem obejmując wzrokiem całe towarzystwo. Rodzina. Dosłownie i w przenośni. Jedno słowo o tak wielkim znaczeniu. Miłość, zaufanie, bezpieczeństwo, walka, emocje, Chelsea. Po prostu rodzina. Po prostu wszystko…


***

Witam! 

Z góry przepraszam za tę przerwę, ale teraz taki okres, że wszyscy na uczelni powariowali :D Nie wiem, kiedy pojawi się kolejny, prawdopodobnie po sesji i egzaminach, czyli na początku lutego (o ile zdam :D). Chyba, że uda się napisać coś wcześniej :) Na przykład pracę magisterską... 


(I weź tu się skup na meczu, czy coś...)


<33

Pozdrawiam ;*