środa, 26 września 2018

Piętnasty

Londyn, 02.10.2018 r.

 Zaparkowałam swoje srebrne BMW przed siedzibą Cobham i cierpliwie czekałam, aż trening piłkarzy dobiegnie końca. David miał do mnie sprawę, ale skontaktowanie się z nim wczoraj graniczyło z cudem, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Kiedy spostrzegłam wychodzących piłkarzy wyskoczyłam z samochodu klnąc na typową październikową, angielską pogodę.
Luiz! – zawołałam, gdy spostrzegłam na horyzoncie jego bujną czuprynę.
Cześć, Wiewiórko – przywitał się ze mną buziakiem w policzek. – Przyjechałaś do Kepy? – Spytał unosząc jedną brew ku górze.
Co? – wyjąkałam zaskoczona. – Do Kepy?
Och, nie udawaj przede mną! A, właśnie… Miałem ci przekazać, żebyś spiłowała paznokcie – zaśmiał się głośno widząc moją zdezorientowaną minę. Dusząc się ze śmiechu wyjaśnił mi wszystko, a ja zarumieniłam się po same cebulki włosów.
Boże, co za wstyd – jęknęłam.
Daj spokój, my mieliśmy ubaw – powiedział z pełnym przekonaniem. – Nie martw się, nikt cię nie podejrzewa!
Ugh, Luiz!
Jesteście razem?
Jesteśmy – potwierdziłam nie mogąc ukryć szerokiego uśmiechu na twarzy. – Ale nikt oprócz Toni i Christine o tym nie wie, więc… Utrzymaj to jeszcze przez jakiś czas w tajemnicy, dobrze? – Poprosiłam go.
Jasne – odrzekł przytulając mnie mocno. – Gratulacje! Ach, maleństwo… Kiedy ty tak wyrosłaś?
Dziękuję! Ale te gadki zachowaj dla Johna! – trąciłam go w ramię. – Wczoraj przez dzień nie mogłam się z tobą skontaktować, a później byłam na randce z Kepą, a chciałam ustalić z tobą kwestię bukietu dla Bruny… – Zaczęłam kątem oka spostrzegając zbliżającego się Kepę.
Och, zdaję się na ciebie! Obgadamy szczegóły jutro, dobra?
To po co przyjeżdżałam aż tutaj?! – załamałam ręce. – Goń się, Luiz.
Przyjechałaś do Kepy – uśmiechnął się szeroko, po czym pożegnał się ze mną i wsiadł do samochodu. Doprawdy tacy przyjaciele, jak on to prawdziwy skarb!
Cześć – przywitał się ze mną bramkarz rozglądając się na boki. Skradł mi delikatnego całusa w policzek, co przyjęłam uśmiechem.
Cześć – odpowiedziałam. – Jak trening? – Spytałam. Wdaliśmy się w krótką wymianę zdań żegnając się z ostatnimi piłkarzami. Po kilku chwilach na parkingu nie było nikogo oprócz nas.
Masz jakieś plany na dziś, prawda?
Tak, właśnie mam jechać do Franka i Christine, żeby poznać i zobaczyć ich malutką… Miałam się zabrać z Johnem i Toni, ale już pojechali – wyjaśniłam. – Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
Zwariowałaś? – zaśmiał się. – Odbijemy sobie jutro – Puścił mi oczko. Pożegnaliśmy się, a ja wsiadłam do samochodu próbując go odpalić, jednak moje próby na nic się zdały. Kilka razy uderzyłam dłońmi o kierownicę wzdychając ciężko. Usłyszałam delikatne pukanie w szybę. – Coś się stało? – Zapytał Arrizabalaga szczerząc się szeroko.
Nie chce zapalić! – jęknęłam wychodząc. Kepa zadzwonił do mechanika, który zjawił się po kilkudziesięciu minutach. Ocenił sytuację, powiedział, że zajmie się tym najszybciej, jak się da, po czym odjechał wraz z moim cackiem. – Jak się teraz dostanę do Derby?
Jeśli chcesz… Mogę cię zawieźć – zaproponował niepewnie.
Naprawdę? Och, kochanie ratujesz mi życie! – pisnęłam i podziękowałam mu czułym pocałunkiem.

Derby, 02.10.2018 r.

 Droga do domu Franka i Christine minęła nam w przyjemnej atmosferze. Jednak, gdy zbliżaliśmy się do celu zauważyłam, że Kepa robi się coraz bardziej zdenerwowany. Ścisnęłam delikatnie jego dłoń chcąc dodać mu otuchy. Uśmiechnął się nieznacznie parkując samochód. Jeśli teraz denerwował się tak bardzo, to bałam się pomyśleć, co będzie, kiedy powiem o nas Johnowi…
Wszystko będzie dobrze – zapewniłam go wychodząc na świeże powietrze. Przytaknął i ruszył za mną. Z głośno bijącym sercem nacisnęłam dzwonek do drzwi, które natychmiast otworzyły starsze córki Franka. – Cześć! – Przywitałam je mocnym uściskiem, który odwzajemniły równie mocno. Kepa uczynił to samo, uprzednio się przedstawiając. Weszłam do środka witając się z bratem, bratową i bliźniakami.
O, Kepa jak miło cię widzieć! – zawołał John ściskając jego dłoń. Toni mrugnęła do mnie zza ramienia męża. Wytknęłam jej język udając się do salonu, w którym zastałam świeżo upieczonych rodziców z malutką Patricią w ramionach Christine. Pisnęłam oczarowana tym widokiem i podeszłam bliżej.
Cześć wam! Jeszcze raz bardzo wam gratuluję – powiedziałam szeptem.
Dziękujemy, Rosie – odparł Frank uśmiechając się szeroko. Christine uczyniła to samo. – Och, kogo my tu mamy! – Krzyknął widząc Kepę.
Cześć… Miło mi was w końcu poznać – oznajmił speszony całą tą sytuacją. – I serdecznie wam gratuluję!
Dziękujemy! Nie bądź taki spięty! – Christine uśmiechnęła się do niego promiennie.
Nie chcę wam przeszkadzać… W końcu panuje tutaj taka rodzinna atmosfera… – zaczął szukając u mnie wsparcia.
Och, ty już prawie należysz do tej rodziny – mruknęła Toni, tak że tylko ja i Christine ją usłyszałyśmy. Pani Lampard zaśmiała się głośno, a ja posłałam jej miażdżące spojrzenie.
Odwiozłem Rosaline, bo samochód jej się zepsuł… – wytłumaczył.
W takim razie dziękuję, że odpowiednio zająłeś się moją siostrą – wtrącił swoje trzy grosze John, a Toni nie wytrzymała. Parsknęła głośnym śmiechem mierząc mnie rozbawionym wzrokiem. John nie wiedząc, o co chodzi swojej żonie machnął ręką na jej reakcję, po czym zgarnął Franka i Kepę na rozmowę. Dodałam bramkarzowi otuchy swoim spojrzeniem, a sama zostałam z Christine i bratową. Dzieci udały się do ogrodu, aby pokopać piłkę, a my, jak zaczarowane wpatrywałyśmy się w śpiące maleństwo.

 Po upływie paru godzin, które spędziłem z Johnem, Frankiem i ich dziećmi udałem się na poszukiwania Rosaline. Odnalazłem ją w salonie, gdzie siedziała na kanapie trzymając w ramionach córeczkę przyjaciół. Z szerokim uśmiechem obserwowałem, jak pewnie ją trzyma, jak całuje jej mały nosek i delikatnie chwyta jej malutkie paluszki. Dotarło do mnie, po raz kolejny zresztą, że będzie wspaniałą mamą. Wiedziałem to od momentu, w którym zajmowaliśmy się dziećmi Edena. Jednak teraz widząc ją z niemowlęciem w ramionach poczułem, że to właśnie z nią chcę dzielić plany i marzenia do końca mojego życia. Chciałem stworzyć z nią rodzinę, być jej mężem, przykładnym ojcem… Pragnąłem takiego widoku dla nas. Pragnąłem widzieć ją tak czule obejmującą nasze dzieci… Oczyma wyobraźni widziałem nasze małe kopie. Uroczą rudą dziewczynkę i chłopca o moich oczach, którzy biegaliby po murawie w strojach z moim nazwiskiem… Chciałem tego wszystkiego tylko z Rosaline i byłem tego pewien w stu procentach. Kochałem ją do szaleństwa i po tysiąckroć dziękowałem, że dzięki niej na nowo poznałem to uczucie. Otworzyła mi oczy i dała mi siebie.
Rose ma smykałkę do opieki nad dziećmi – nagle obok siebie usłyszałem głos Johna, który przypatrywał mi się z zainteresowaniem. – Pomagała nam z bliźniakami, a teraz od czasu do czasu robi za niańkę, gdy któryś piłkarz ją o to poprosi – Powiedział.
Mówiła mi o tym – zaśmiałem się nerwowo. – Widać, że kocha dzieci – Stwierdziłem fakt oczywisty mimowolnie unosząc kąciki ust ku górze.
Mam nadzieję, że pewnego dnia spotka na swojej drodze mężczyznę, dzięki któremu będzie mogła stworzyć rodzinę, o jakiej marzy… – westchnął klepiąc mnie po ramieniu, po czym zostawił mnie samego ze swoimi myślami. Po kilku chwilach podszedłem do Rose i usiadłem obok. Mała spojrzała na mnie zaciekawiona, a ja zacząłem łaskotać ją po brzuszku, za co nagrodziła mnie bezzębnym uśmiechem.
Polubiła cię – szepnęła Rosaline.
Nie tak, jak ciebie – powiedziałem obejmując ją ramieniem. Siedzieliśmy wtuleni w siebie wpatrując się w tę malutką istotkę, która skradła wszystkim serca. – Kocham cię, Rosaline Terry – Oznajmiłem patrząc na nią z błyszczącymi iskierkami w oczach.
A ja kocham ciebie, Kepa – odparła z przekonaniem przysuwając się bliżej. Wszystkie inne słowa w takiej chwili były zbędne...


***

Witam!

Jak widzicie sielanka trwa w najlepsze :) Ale niech się cieszą, póki mogą haha :D
Kolejny za tydzień, w środę :) 

Dziś mecz Niebieskich z Liverpoolem... Mam nadzieję, że będzie wygrany :D 


(Broń tak dziś, panie Kepa :D
Edit: No i nie będzie tak bronił, bo nie gra :()

Pozdrawiam ;*

piątek, 21 września 2018

Czternasty

Londyn, 01.10.2018 r.

 Szczęśliwy i uśmiechnięty przekroczyłem próg Cobham gotowy do treningu. Cały wczorajszy dzień spędziłem z Rosaline rozkoszując się jej obecnością oraz bliskością. W końcu wyznałem jej swoje uczucia i czułem się taki wolny i beztroski. Rosaline odwróciła mój poukładany świat do góry nogami, ale byłem jej za to wdzięczny. Gdyby nie ona nigdy bym nie dostrzegł, że moja miłość do Andreii zmieniła się w zwykłe przyzwyczajenie. Jej osoba cały czas siedziała z tyłu mojej głowy, jednak starałem się tego nie roztrząsać. Wiedziałem, że czeka mnie jeszcze rozmowa z naszymi rodzinami. Zobowiązałem się, że wezmę to na siebie i chciałem dotrzymać danego jej słowa. Pogrążony we własnych myślach nie zauważyłem zmierzającego ku mnie asystenta trenera.
Kepa! – głośny krzyk Gianfranco Zoli przywrócił mnie do rzeczywistości. – Co ty tutaj robisz? – Spytał zdziwiony.
Przyszedłem na trening? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a Włoch zaśmiał się głośno.
Nie dostałeś wiadomości, że dzisiejszy trening wyjątkowo odbędzie się na Stamford?
Och… – westchnąłem, gdy przypomniałem sobie próby Davida, aby się ze mną skontaktować. Jednak całkowicie skupiony na Rosaline zupełnie o tym zapomniałem! – Musiałem coś przeoczyć – Zaśmiałem się nerwowo.
Nawet najlepszym się zdarza – przyjacielsko poklepał mnie po ramieniu. – A teraz lepiej zmykaj, bo Maurizio urwie ci głowę!
Posłuchałem jego rady i wsiadłem do samochodu ruszając na trening. Spojrzałem na zegarek i przyspieszyłem nie chcąc się spóźnić. Rosaline Terry, co ty ze mną zrobiłaś?

Londyn, Stamford Bridge, 01.10.2018 r.

 Czterdzieści minut później zdyszany wpadłem do szatni witając się z kolegami.
Już myślałem, że nie żyjesz, czy coś – powiedział David, gdy podałem mu rękę. – Nie pytam, czym wczoraj byłeś zajęty przez cały dzień – Poruszył charakterystycznie brwiami, a ja z zakłopotaniem podrapałem się po głowie.
Takie tam – mruknąłem przebierając się. Luiz parsknął śmiechem, ale nic więcej nie powiedział. Zamiast tego wdał się w rozmowę z Edenem, który właśnie schylał się po leżący na podłodze papierek. A przynajmniej tak mi się wydawało na pierwszy rzut oka.
Patrzcie państwo, co my tu mamy! – krzyknął gwiżdżąc głośno. – Który urządził tu sobie schadzkę ze swoją partnerką?! – Zawołał machając w powietrzu… Rozerwanym opakowaniem po prezerwatywie. Kilkakrotnie zamrugałem powiekami chcąc zrozumieć, co tu się właśnie stało.
Na mnie nie patrz, nie mój rozmiar! – szybko oznajmił Brazylijczyk posyłając mi sugestywne spojrzenia. Co za wtopa…
Ale w szatni?! Kto mógł wpaść na taki pomysł? – dociekał Belg przypatrując się nam uważnie. – Może Roman* – Dodał po chwili zastanowienia, a wszyscy łącznie ze mną wybuchnęli śmiechem. – O, nie! Pomóżcie mi się pozbyć tego obrazu z głowy! – Jęknął, gdy zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.
Za późno przyjacielu – powiedział Mateo. – I nie patrz tak na mnie, to nie moje!
Pokręciłem głową odwracając się, aby ściągnąć podkoszulek. Wtedy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem.
Kepa!!! – wybuchnął Hazard. – Twoje plecy mówią same za siebie!
Co to za kocicę masz? – spytał Antonio szeroko szczerząc swoje białe zęby.
Hej! Myślałem, że ty i Andrea… – zaczął Eden, ale przerwał mu trener, który niespodziewanie pojawił się w szatni.
Za minutę widzę was na boisku! Migiem! – ostentacyjnie wskazał na zegarek, po czym opuścił pomieszczenie.
Prawie zdąży machnąć sobie jeszcze jednego dymka – mruknął Niemiec.
Rüdiger! Wszystko słyszałem, dziesięć dodatkowych okrążeń wokół boiska! – krzyknął Sarri. Po tych słowach wszyscy zaczęli opuszczać szatnię. Naciągnąłem na siebie koszulkę treningową i speszony całą sytuacją ruszyłem ku wyjściu.
Muszę powiedzieć Rosaline, żeby spiłowała paznokcie – szepnął David, gdy nikogo nie było w pobliżu. Prychnąłem pod nosem, na co jedynie głośno się zaśmiał. Banda wariatów!

Londyn, 01.10.2018 r.

 Nuciłam pod nosem piosenkę szykując się do pierwszej randki z Kepą. Wprost nie mogłam w to uwierzyć! Nie miałam pojęcia, jak powiem Johnowi o moim związku z bramkarzem, ale na razie nie chciałam się tym martwić, tylko cieszyć się chwilą. Jednak… Chcąc nie chcąc myślałam również o Andreii i o całej tej sytuacji. Poświęciła dla Kepy całe swoje życie, a on w zamian za to zerwał z nią, żeby być ze mną… Nie byłam z tego dumna, ale podzielałam jego zdanie… Miałam tylko nadzieję, że jeśli dowie się o tym, dla kogo ją zostawił to mi wybaczy. W końcu, bądź, co bądź to ja byłam pierwszą osobą, z którą próbowała się zaprzyjaźnić. Odgoniłam od siebie niepotrzebne w tej chwili myśli i skończyłam podkręcać włosy prostownicą. Kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi informujący mnie o przybyciu Kepy byłam już gotowa. Z szerokim uśmiechem na twarzy wpuściłam go do środka.
Cześć! – przywitałam się dając mu buziaka w policzek, co natychmiast odwzajemnił.
Cześć – odparł z wesołymi iskierkami w oczach. – Porywam cię!
Gdzie? – spytałam zaciekawiona zakładając buty. Uśmiechnął się tajemniczo. – Och, rozumiem… To niespodzianka?
Brawo moja mądra dziewczyno – zaśmiał się czochrając pieszczotliwie moje włosy.
Ej! – oburzyłam się trącając go w ramię. – Wiesz, ile je układałam?!
Oj, no już… Nie przesadzaj – wyszczerzył się. – Idziemy? – Zapytał splatając moje palce ze swoimi. Uśmiechnęłam się ciepło na ten gest, po czym wolną ręką zamknęłam drzwi. Pozwoliłam mu się prowadzić w nieznane…

Londyn, Primrose Hill, 01.10.2018 r.

 – Primrose Hill? – zaskoczona uchyliłam usta, gdy znaleźliśmy się na miejscu. – Och, jesteś najcudowniejszy! – Pisnęłam wychodząc z samochodu.
Wiem – przyznał skromnie, uśmiechając się szelmowsko. – I w dodatku ma twoje imię w nazwie… – Powiedział unosząc jedną brew ku górze. Żartobliwie trzepnęłam go w ramię.
Primrose Hill… I to w dodatku o tej porze… – rozmarzyłam się. Kepa chwycił mnie za rękę prowadząc w tylko jemu znanym kierunku. Przez chwilę szliśmy w zupełnej ciszy zatracając się w otaczających nas widokach. Primrose Hill… Wzgórze, z którego szczytu ma się doskonały widok na panoramę Londynu. Do 2012 roku miejsce to słynęło z graffiti, które wydawać by się mogło miało największy wpływ na liczne odwiedziny – liryka o Primrose Hill brzmiąca prosto, a jednocześnie tak niezwykle: „A widok jest taki ładny”, jednak zostało ono usunięte z niewiadomych dla mnie przyczyn. Na wzgórzu znajduje się również siedem niebieskich tablic dziedzictwa angielskiego, upamiętniających historyczne osobowości tam mieszkające. – Bardzo ci dziękuję, że wziąłeś mnie tutaj właśnie wieczorem – Skradłam Kepie delikatnego całusa w ramach wdzięczności.
Skąd wiedziałem, że ci się spodoba? – zadał retoryczne pytanie siadając na trawie. Poszłam za jego śladem obserwując oświetlone budynki. Z wrażenia zaparło mi dech w piersiach, dlatego przez chwilę nic nie mówiłam. – W dodatku jesteśmy tutaj sami, co chyba graniczy z cudem?
Czasami – zaśmiałam się opierając głowę na jego ramieniu. Pocałował mnie w skroń wpatrując się w przestrzeń.
Rose… – zaczął w pewnym momencie. – Jaki jest najwspanialszy moment twojego życia? – Spytał skupiając na mnie swój wzrok.
Oprócz poznania ciebie to… – moją odpowiedź przyjął głośnym śmiechem, za co posłałam mu oburzone spojrzenie. – To wygrana przez Chelsea Liga Mistrzów – Oznajmiłam.
Mogłem się tego domyślić… Oczywiście byłaś wtedy w Monachium, prawda?
Prawda! – potwierdziłam uśmiechając się szeroko na samo wspomnienie tej wyjątkowej chwili. – Te niepowtarzalne emocje… Hymn, gol Thomasa w ostatnich minutach, wyrównanie przez niezawodnego Didiera, dogrywka, a później rzuty karne… Ten ostateczny wykonany przez Didiera, płacz, radość, niedowierzanie, uniesienie Pucharu przez mojego brata i Franka… Mam ciarki na plecach na samo wspomnienie… – Powiedziałam.
I zły w oczach, co? – zaśmiał się dając mi pstryczka w nos.
To przede wszystkim – przyznałam mu rację. – John bardzo przeżył, że nie mógł grać w tym meczu, wariował przez całe spotkanie chcąc wbiegnąć na boisko… Wiem, że doprowadził do tego na własne życzenie, ale gdy tylko przypominam sobie, za co został ukarany czerwoną kartką w rewanżu z Barceloną to nie mogę powstrzymać śmiechu – Wyznałam szczerze unosząc kąciku ust ku górze.
Widocznie uznał, że Sanchezowi należy się kopniak w cztery litery – stwierdził rozbawiony.
Zgadza się – rzekłam. – Wiedziałam, że pomimo upływu czasu nadal momentami wracał do finałowego meczu z Manchesterem, kiedy się poślizgnął… Dlatego tak bardzo zależało mu na tym sukcesie… Zresztą, jak każdemu z nich…
Powtórzymy to – mówiąc to mocno mnie do siebie przytulił. Ufnie wtuliłam się w jego ramiona zapominając o całym świecie.
A jaki jest twój? – zerknęłam na niego niepewnie.
Kiedy na nowo dzięki pewnej rudowłosej dziewczynie otworzyłem się na miłość – wyznał chowając twarz w moich włosach. – Rosaline… Dziękuję ci za to – Szepnął. Uśmiechnęłam się czule gładząc jego policzek. Takie chwila jak ta mogłyby trwać wiecznie. Kepa i ja. Ja i Kepa. Uczucie, które nas połączyło to coś pięknego i chciałam wierzyć, że pozostanie
w nas na zawsze…


***

Witam! 

Przed naszymi bohaterami jeszcze sporo ciekawych wydarzeń... Ale na razie niech się cieszą swoim szczęściem i miłością! :) 
Ja podobnie, jak Rosaline za każdym razem, gdy oglądam ten pamiętny finałowy mecz Ligi Mistrzów z 2012 roku, który zakończył się wygraną Niebieskich to płaczę jak bóbr ^^ :D 

* Roman Abramovich – właściciel Chelsea :) 



(Randka Kepy i Rosaline :))


I najważniejsze! Witamy na świecie! <3 


Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 17 września 2018

Trzynasty

Londyn, 26.09.2018 r.

 Przed sobotnim meczem na Stamford Bridge Chelsea rozgrywała dzisiaj spotkanie w ramach Pucharu Ligi Angielskiej z Liverpoolem na ich stadionie. Miałam oglądać te zmagania razem z moją szaloną rodzinką, jednak obowiązki związane z pracą uniemożliwiły mi tę niewątpliwą przyjemność. Zawalona papierkową robotą kątem oka spoglądałam w telewizor, aby śledzić grę Niebieskich. Cieszyłam się z tego, że wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego lepiej weszli w to spotkanie. Szczerze powiedziawszy obawiałam się starać z The Reds, bo byli niesamowicie mocni, jednak wierzyłam w moich piłkarzy. W trzydziestej minucie za sprawą niezawodnego Edena wyszli na prowadzenie, co przyjęłam okrzykiem radości. Rywale atakowali, chcąc doprowadzić do remisu, ale Kepa świetnie spisywał się w bramce. Po umówieniu się na rozmowę wymieniliśmy kilka wiadomości, jednak nie zdradziłam się z tym, że wiem o jego zerwaniu z Andreą. Sam nie pisnął ani słówka, a ja czułam, że chce mi o tym powiedzieć osobiście. Druga połowa spotkania była znacznie mniej ekscytująca od pierwszej, co wykorzystałam na spokojne złożenie zamówień na dane bukiety. Przetarłam zmęczone oczy w chwili, gdy piłkę do siatki wpakował Mateo. Uśmiechnęłam się szeroko spostrzegając, że do końca meczu pozostało zaledwie kilka minut. Kiedy sędzia obwieścił koniec spotkania wysłałam Kepie wiadomość z gratulacjami, po czym zmęczona dzisiejszym dniem i emocjami rzuciłam się na łóżko prosząc o szybki sen. Zanim jednak udałam się w objęcia Morfeusza dostałam odpowiedź z mrugającą buźką. Pożyczyłam mu jeszcze dobrej nocy i zamknęłam oczy przywołując w myślach jego obraz. Uśmiechnęłam się do swoich myśli momentalnie zasypiając.

Londyn, Stamford Bridge, 29.09.2018 r.

 Nie takim wynikiem miał się zakończyć dzisiejszy mecz na Stamford Bridge pomiędzy Chelsea a Liverpoolem. W ogóle nie przypominał tego rozegranego przed trzema dniami na Anfield. Od pierwszego gwizdka sędziego czułam, że coś pójdzie nie tak, ale nie spodziewałam się, że aż tak bardzo. Każda porażka boli. Ale porażka bez podjęcia jakiejkolwiek walki bolała podwójnie... Piłkarze, po uprzednim podziękowaniu kibicom ze spuszczonymi głowami zmierzali do szatni. Moje spojrzenie mimowolnie powędrowało w kierunku Kepy. Cóż on sam mógł poradzić na puszczone przez siebie gole? Obrońcy zdecydowanie nie ułatwiali mu dziś tego zadania... Nawet zmiany nie pomogły. Nie potrafiłam zrozumieć tego meczu. Trzeba o nim zapomnieć, jak najszybciej i skupić się na kolejnym. To było najprostsze rozwiązanie. Pokręciłam się chwilę na trybunach, porozmawiałam z partnerkami piłkarzy, po czym zeszłam na dół, aby poczekać na Kepę. Kiedy pierwsi zawodnicy zaczęli opuszczać szatnię poczułam ulgę, bowiem chciałam mieć już za sobą rozmowę z Hiszpanem. Po pożegnaniu się z każdym, po dawce śmiechu, jaką zafundował mi Eden i po sugestywnych spojrzeniach Davida w końcu mogłam ruszyć w obrane przeze mnie miejsce, czyli do szatni chłopaków.
Czekasz na mnie? – spytał Arrizabalaga przeczesując mokre włosy dłońmi. Musiał dopiero, co wyjść spod prysznica.
Tak – mruknęłam. – W końcu mieliśmy porozmawiać…
Wiem, wiem – odparł. – Ale chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć, że nie nadaje się na bramkarza Chelsea? – Spytał przywołując na światło tę feralną kłótnię.
Oczywiście, że nie! – zaprzeczyłam szybko. – Kepa, wiem, że już cię za to przepraszałam, ale zrobię to jeszcze raz, w cztery oczy. Nie mówiłam tego serio, cholernie tego żałuję, i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie… Zdenerwowałeś mnie i chciałam ci się odpłacić pięknym za nadobne – Wyjaśniłam. – Przepraszam – Wydukałam. – Patrząc na niego niepewnie.
Nie musisz mnie przepraszać, wiem, że wtedy zachowałem się na fair – oznajmił. – Powinienem najpierw porozmawiać z Andreą, a dopiero później przyjść do ciebie, jednak wtedy tego nie przemyślałem. Nie ukrywam, że byłem na ciebie trochę zły, ale w pewnym sensie zasłużyłem sobie na to… Ale może lepiej już do tego nie wracajmy, co? – Zaproponował.
Tak chyba będzie najlepiej – zaśmiałam się. – Kepa… – Zaczęłam, ale uciszył mnie przykładając mi palec do ust.
Kiedy od ciebie wyszedłem pojechałem do mieszkania, aby porozmawiać… I zerwać z Andreą. I zrobiłem to – dodał oczekując reakcji z mojej strony.
Wiem, że z nią zerwałeś – powiedziałam schrypniętym głosem. – Gdybyś jeszcze nie zauważył to zapamiętaj na przyszłość, że w tej drużynie plotki rozchodzą się w błyskawicznym tempie – Wyjaśniłam, gdy spojrzał na mnie zdziwiony. Po chwili uśmiechnął się szeroko. – Nie wspominałam ci, że o tym wiem, bo lepiej było porozmawiać o tym teraz…
Masz rację – przytaknął. – Nie jestem dumny z tego, co zrobiłem Andreii, z tego, że spieprzyłem jej życie, ale gdybym dalej ciągnął ten związek to spieprzyłbym je jeszcze bardziej…
Kepa, nie możesz się obwiniać… Na pewne rzeczy i zdarzenia nie możemy nic poradzić… – mruknęłam nerwowo bawiąc się dłońmi. I co teraz?
Ponownie muszę przyznać ci rację – zaśmiał się. W jednej chwili stał w pewnej odległości ode mnie, a w drugiej przyciągnął mnie do siebie zdecydowanie. Och, byłam stanowczo zbyt blisko niego. Zbyt blisko jego ciała. Zbyt blisko jego ust... Stało się. Pocałował mnie. Na początku nie zareagowałam, tylko stałam zdezorientowana, jak ostatnia sierota. Jednak pod wpływem jego nacisku w końcu oprzytomniałam i z zaangażowaniem oddałam pocałunek. Intensywność tego doznania mnie sparaliżowała, a kiedy jęknął prosto w moje usta czułam się tak, jakby moje ciało zapłonęło ogniem. Chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął plecami do ściany. Patrzył na mnie z ognikami pożądania w oczach. Czułam, a wręcz byłam pewna, że w moich widzi to samo. Zaczęłam się niecierpliwić czekając na jego kolejny ruch. Zdjął jedną dłoń z moich nadgarstków, ponieważ druga była na tyle duża, aby utrzymać je oba. Pogładził mój policzek i założył kosmyk włosów za ucho. Całą sobą chłonęłam każdą pieszczotę... Nie byłam zaskoczona, gdy ponownie złączył nasze usta w żarliwym pocałunku. Koncentrowałam się na jego dotyku, na tym, jak przyciska moje ciało do ściany, kiedy uwolnił moje dłonie spod mocnego uścisku. Swobodnie wędrowałam nimi po jego barkach pragnąc o wiele więcej. Położył swoje dłonie na tyłach moich ud, a ja instynktownie oplotłam go nogami w pasie. Byłam zdumiona tym, że moje ciało wie, jak na niego reagować. Zanurzyłam palce w jego włosach i delikatnie pociągnęłam, gdy usiadł na ławce sadzając mnie na kolanach. Natychmiast to wykorzystałam zaczynając kołysać się w tył i w przód, co przyjął głośnym westchnięciem. Jego dłonie odnalazły krawędź mojej koszuli i podciągnęły ją do góry. Nie mogłam uwierzyć, że mu na to pozwoliłam. Przerwał nasz pocałunek, po czym zdjął ze mnie zbędny materiał. Popatrzył mi w oczy, a potem w biust zmysłowo przygryzając dolną wargę – Jesteś taka seksowna... – Wymruczał mi do ucha przygryzając skórę na mojej szyi. Spojrzałam na niego wyzywająco, po czym ściągnęłam jego koszulkę. Dłońmi i językiem badałam jego twarde, jak stal mięśnie, co przyjmował z jękami rozkoszy. Chwilę później przeniósł nas na twardą podłogę, ale zupełnie się tym nie przejmowałam. Sprawnie pozbył się moich szortów oraz bokserek wędrując dłonią pomiędzy moje uda. Drżałam z podniecenia. Zawisł nade mną, a po chwili poczułam jego usta w najczulszej strefie mojego ciała. Krzyknęłam cicho z rozkoszy podrywając biodra ku górze. Zdecydowanie wiedział, jak zadowolić kobietę... Kiedy skończył spojrzał na mnie uśmiechając się zadziornie. Zachęcona tym gestem pozbyłam się dolnej części jego ubrania oraz bielizny. Kolanem rozchylił moje uda, po czym uprzednio zakładając prezerwatywę, nie czekając na specjalne zaproszenie wszedł we mnie mocno. Stęknęłam głośno, ale przyłożył mi dłoń do ust, aby stłumić moje krzyki, co było niemożliwe, bo z każdym pchnięciem odczuwałam coraz większą euforię. Jego ruchy były gwałtowne oraz stanowcze. Wyszłam mu na spotkanie, za co nagrodził mnie namiętnym pocałunkiem. Był taki drapieżny i pociągający... Poruszał się we mnie coraz szybciej, zwiększał tempo doprowadzając mnie na wyżyny. Całował moje usta, gryzł skórę na szyi, aby sobie ulżyć, ale zdecydowanie nie opadał z sił. Nie pozostawałam mu dłużna zostawiając na jego plecach czerwone szramy. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Poruszaliśmy się we wspólnym rytmie, jakby był nam znany od lat. Kilka razy wyjęczałam jego imię czując, że zbliżamy się do końca. Odwdzięczył mi się tym samym, po czym opadł na mnie ciężko dysząc. Pocałowałam go delikatnie przymykając powieki.
Kepa... – zaczęłam próbując złapać oddech. – To było...
Szalone – zaśmiał się głaszcząc mnie po policzku. – Rosaline Terry byłaś niesamowita, gorąca i namiętna – Wymruczał gładząc moje ramię. – I nigdy więcej nie wątp w swoją kobiecość – Powiedział patrząc na mnie uważnie.
To nie moja wina, że mam kompleksy! – oburzyłam się.
Och, uwierz mi... Patrzę teraz na twoje całkowicie nagie ciało i widzę, że nie masz się, czego wstydzić – poruszył charakterystycznie brwiami, na co jęknęłam zażenowana. Przyjął to cichym śmiechem. Po upływie kilkunastu minut spędzonych w błogiej ciszy niechętnie poderwaliśmy się z podłogi i założyliśmy na siebie ubrania. – Zdecydowanie wolę je z ciebie ściągać – Oznajmił.
Arrizabalaga! – warknęłam uderzając go w głowę. – Bez takich komentarzy, proszę!
Podoba mi się to, jak mnie prosisz... – westchnął mrugając do mnie. Zakryłam twarz w dłoniach, nie mając pojęcia, dlaczego ten chłopak wprowadza mnie w takie zażenowanie. – No, już... Nie wstydź się mnie – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, na co głośno parsknęłam. Jako tako doprowadziliśmy się do porządku i wyszliśmy z szatni. – Niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą – Wyszeptał konspiracyjnie całując mnie mocno. Szczęśliwi opuściliśmy stadion i udaliśmy się do mojego mieszkania, aby przedyskutować pewne sprawy.

Londyn, 29.09.2018 r.

 Słuchając nastrojowej muzyki usiedliśmy na kanapie, a ja wtuliłam się w niego z całych sił. Bawił się kosmykami moich włosów co jakiś czas całując mnie w skroń. Przez pewien czas siedzieliśmy w ciszy, która kompletnie nam nie przeszkadzała. Takie chwile spędzone tylko z nim mogłyby trwać wiecznie. Nie wierzyłam, że mam go przy sobie. Nie wierzyłam, że bez przeszkód mogę go przytulać, całować... Że mogę go mieć tak po prostu. Tak jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. Nie żałowałam tego, co stało się w szatni. Oboje tego chcieliśmy i mieliśmy pewność, że chcemy to zrobić. Bliskość jego ciała, dotyk... Zadrżałam na samo wspomnienie ciesząc się, że nie może odczytać moich myśli.
Zakochałem się w tobie, Rosaline Terry – szepnął patrząc mi głęboko w oczy.
A ja zakochałam się w tobie, panie Arrizabalaga – odpowiedziałam mu wyznaniem na wyznanie. Splótł nasze dłonie i czule pogłaskał moją. Uśmiechnęłam się na ten gest. Nie wiedzieliśmy, co przyniesie przyszłość, ale byliśmy pewni tego, że teraźniejszość chcemy budować wspólnie… 


***

Trzynastka wcale nie taka pechowa, prawda? ^^ Spotkali się, wyjaśnili sobie pewne sprawy, zaszaleli... Mam nadzieję, że nie zgorszyłam żadnej z Was :D
Możecie być spokojne, nie mam zamiaru szybko kończyć tej historii :) Publikuję tutaj znacznie częściej niż na pozostałych opowiadaniach, bo czekam na skoki i na to, aż moja wena wróci ^^ 

Alma Blanca stokrotne dzięki za piosenkę! <3 I za zdjęcia, dzięki którym mój laptop ląduje na podłodze :D 


("Zaczęliśmy na podłodze" <3 :D) 

Chelsea wygrała sobotnie spotkanie, Polska pokonała Iran... Czego chcieć więcej? :) Mam nadzieję, że pozostałe mecze, które opisałam również będą zwycięskie... Ten z Liverpoolem przede wszystkim! :D

Pozdrawiam ;*

czwartek, 13 września 2018

Dwunasty

Londyn, 16.09.2018 r.

 Obudził mnie dźwięk rozbijanych naczyń. Szybko poderwałem się łóżka jednocześnie przypominając sobie bolesne wydarzenia wczorajszego wieczora. Odetchnąłem głęboko kilka razy, po czym wyszedłem z pokoju gościnnego, w którym spędziłem dzisiejszą noc. Hałas przybierał na sile, a gdy dotarłem do kuchni spostrzegłem pootwierane szafki oraz rozbite szkło zdobiące podłogę. Andrea patrzyła na mnie z furią wypisaną na twarzy.
Andrea… – zacząłem robiąc krok w jej kierunku. – Co ty…
Nie podchodź! – wrzasnęła. – Kiedy wstałam z łóżka myślałam, że wczorajszy wieczór był tylko jakimś chorym, popieprzonym koszmarem, ale gdy tylko zobaczyłam, że nie ma cię obok zrozumiałam, że zdarzył się naprawdę… – Powiedziała zgrzytając zębami. – Mój chłopak, chłopak, dla którego poświęciłam własne życie… Kocha inną – Zaśmiała się głośno tłukąc przy okazji kolejne naczynie.
Wiem, że teraz mnie nienawidzisz, ale może z czasem zrozumiesz… Nie mogę być z tobą nie kochając cię… Jestem pewien, że gdzieś tam istnieje facet, który doceni cię w pełni – oznajmiłem. Nienawidziłem w tym momencie samego siebie. – Gdybym nie wyznał ci prawdy skrzywdziłbym cię jeszcze bardziej. Wiem, że nie tak to wszystko miało wyglądać, wiem, że wiele razy planowaliśmy wspólną przyszłość, wiem, że zrezygnowałaś dla mnie ze wszystkiego, ale… Stało się, zakochałem się w innej kobiecie.
To cudownie, że wiesz to wszystko! – uśmiechnęła się ironicznie. – Mam ci podziękować za to, że wyznałeś mi tę cholerną prawdę?! Za to, że na drodze do naszego szczęścia stanęła jakaś wywłoka? Mam ci podziękować za to, że mnie zdradziłeś? Tego ode mnie oczekujesz?! – Krzyknęła.
Nie zdradziłem cię, Andrea – odparłem nie do końca zgodnie z prawdą. – Nie mógłbym…
Boże, Kepa… Nie kompromituj się już – westchnęła bezradnie. – Co ja mam teraz zrobić? – Jęknęła. – Mam wrócić do Hiszpanii godząc się z porażką? Mam ponownie zacząć tam wszystko od nowa? Jak mam powiedzieć naszym rodzinom o tym rozstaniu? Jak mam im to wyznać, skoro sama jeszcze tego nie zaakceptowałam?! Jak mam to zaakceptować… Jak mogę przeżyć to, że w miesiąc jakaś kobieta odebrała mi najważniejszą osobę w moim życiu? – Spytała patrząc na mnie ze łzami w oczach.
Andrea… Tak bardzo cię przepraszam – szepnąłem. – Nie zasługuję na ciebie, nie chciałem cię skrzywdzić, ale nic nie poradzę na to, że pokochałem inną… Jeśli to dla ciebie takie ważne to ja powiem naszym bliskim o naszym rozstaniu… Jeśli chcesz pomogę ci ze wszystkim, z przeprowadzką… – Powiedziałem cicho, jednak Andrea doskonale słyszała każde moje słowo. Pokiwała twierdząco głową znikając w sypialni. Chwilę później obserwowałem ją krążącą po mieszkaniu i zbierającą wszystkie rzeczy.
Mógłbyś… Mógłbyś zarezerwować mi najbliższy lot do Bilbao? – spytała z trudem patrząc na mnie niepewnie. Kiwnąłem głową i wziąłem się do roboty. Nim się spostrzegłem stała przede mną z walizkami w dłoniach.
Chcesz, żebym odwiózł cię na lotnisko?
Nie, pojadę taksówką – odpowiedziała. – Kocham cię, Kepa i możesz być pewien, że nie przestanę cię kochać z dnia na dzień… Jednak mam swój honor i dumę. I mimo że zdeptałeś wszystkie moje plany i marzenia… Mimo, że przekreśliłeś nas, wybierając inną… Nie będę się przed tobą płaszczyć i błagać, żebyś zmienił zdanie. I wybacz, ale nie będę życzyć wam szczęścia… Bo będzie ono zbudowane na czyimś nieszczęściu – Wyznała. – Może z czasem zrozumiesz swój błąd, ale na naprawienie go będzie za późno – Pożegnała mnie tymi słowami rzucając mi klucze i wyszła z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. Westchnąłem opierając się o ścianę. Nie pojmowałem, jak w tak krótkim czasie moje życie mogło się tak zmienić. Andrea odeszła. Razem z nią odszedł nasz kilkuletni związek, nasze nadzieje, plany, marzenia, wspomnienia… Mimo to czułem, że nadejdzie taki dzień, kiedy podziękuje mi za to, że ją zostawiłem. Byłaby ze mną nieszczęśliwa. Ja byłbym nieszczęśliwy z nią kochając Rosaline. Musiałem to wszystko ogarnąć i naprawić. Wierzyłem, że pewnego dnia Andrea mi wybaczy. I z tą wiarą postanowiłem zmierzyć się z teraźniejszością.

Londyn, 20.09.2018 r.

 Od tamtego feralnego wieczora nie widziałam się z Kepą. Nie potrafiłam tego wszystkiego ogarnąć. Wstydziłam się swojego zachowania i wypowiedzianych słów. Zdobyłam się jedynie na wysłanie mu wiadomości z przeprosinami. Kiedy do mnie dzwonił nie odbierałam telefonu, bo najzwyczajniej na świecie się bałam. Bałam się tego, co mogłabym usłyszeć, bałam się, że przekreśli naszą znajomość, że odegra się na mnie za te przykre słowa, że powie mi, że jednak wybrał Andreę… Wiedziałam, że zachowywałam się, jak tchórz, ale nie miałam sił na zmierzenie się z bolesną prawdą, którą zapewne by mi wyznał. Przez te dni koncentrowałam się na pracy w kwiaciarni, na składaniu zamówień, na papierkowej robocie… Skupiałam się na wszystkim, byleby choć na chwilę oderwać myśli od Hiszpana. Toni radziła mi, abym odebrała ten cholerny telefon i wysłuchała tego, co ma mi do powiedzenia, ale nie mogłam się przełamać. Zbudowałam w sobie jakąś blokadę, przez którą sama nie mogłam się przebić. Zakładałam najgorsze, bo scenariusz, który mówiłby o tym, że zerwał z Andreą, że chce być ze mną wydawał mi się śmieszny i nierealny zarazem. Owszem, marzyłam o tym, ale trzeba pamiętać, że mamy do czynienia z prawdziwym życiem, a nie ze snem na jawie. Musiałam przełknąć gorycz porażki i pogodzić się z tym, że Kepa nigdy nie będzie mój. Od początku należał do Andreii i powinnam zdawać sobie sprawę, jak zakończy się ta historia zanim oddałam mu serce, zanim pokochałam go tak mocno w tak krótkim czasie. Pokręciłam głową zauważając wibrujący telefon. Dzwonił. Spojrzałam na zegarek usytuowany obok drzwi wejściowych do kwiaciarni. Do rozpoczęcia pierwszego meczu Chelsea w Lidze Europy pozostało dwie godziny. Przełknęłam głośno ślinę biorąc telefon do ręki. Już prawie przesunęłam palcem po ekranie, żeby odebrać, kiedy przestał dzwonić. Z ciężko bijącym sercem włożyłam go do torebki. Oto cała ja. Rosaline Terry, która zamiast walczyć o miłość postanowiła schować głowę w piasek, jak parszywy tchórz.

Grecja, Saloniki, 20.09.2018 r.

 Po wygraniu pierwszego meczu w tegorocznych rozgrywkach Ligi Europy z PAOK FC zostałem wyciągnięty na piwo przez Davida. Tę chwilę rozrywki mogliśmy zawdzięczać małym problemom z lotem powrotnym. Przyznam się szczerze, że trochę potrzebowałam takiej chwili wytchnienia i wyciszenia, więc z chęcią przystałem na to zaproszenie. Nie znając okolicy trafiliśmy do pierwszego lepszego baru. Za radą barmana zamówiliśmy najlepsze greckie piwo i ledwo znaleźliśmy wolne miejsca.
Dlaczego zaprosiłeś tylko mnie? – zadałem nurtujące mnie pytanie upijając łyk. Musiałem przyznać, że smakowało wyśmienicie.
Nie będę owijać w bawełnę… Chodzi mi o Rosaline – powiedział uważnie obserwując moją reakcję.
Co z nią? Coś jej się stało? – poczułem ogarniającą mnie zewsząd panikę.
Nie, nie! – powiedział szybko. – Chodzi mi o was – Dodał, a ja zakrztusiłem się pitym właśnie trunkiem. Dla bezpieczeństwa odstawiłem kufel na drewniany stół.
O nas? – udałem głupiego.
Wiem o tym, co was łączy… – zaczął. – Rosaline nic mi nie powiedziała, sam się tego domyśliłem – Oznajmił widząc mój wzrok. – A kiedy wybrałem się do niej na podobną pogawędkę nie zaprzeczyła, bo to nie miało sensu – Wyjaśnił.
Nie wiem, co nas łączy, David – odparłem szczerze bawiąc się zimnym kuflem. – Zakochałem się w niej, wiem, że ja również nie jestem jej obojętny, ale nie wiem, czy ona czuje do mnie dokładnie to samo – Wyznałem. Luiz spojrzał na mnie zdezorientowany zachęcając bym kontynuował, więc opowiedziałem mu wszystko. Łącznie z tamtym feralnym wieczorem oraz tym, że zerwałem z Andreą. Kiedy skończyłem dopiłem piwo spostrzegając, że Brazylijczyk zrobił to samo. Zamówiliśmy po jeszcze jednym. – Co ty na to?
Kepa… Jestem pewien, że Rosaline również się w tobie zakochała, bo sama mi to wyznała – zaśmiał się. – Szanuję to, że zerwałeś z Andreą dla Rose… Zdaję sobie sprawę z tego, że twojej już byłej dziewczynie nie było łatwo i pewnie nadal nie jest, ale szanuję również to, że dostrzegając, że zakochałeś się w Rosaline umiałeś wybrać… Dlatego jestem pewien, że nigdy nie skrzywdzisz mojej małej Marchewki – Powiedział.
Ani myślę jej krzywdzić… Gdyby choć jeden włos spadł z jej rudej głowy to wiem, że miałbym na karku całą drużynę i jej brata – zachichotałem na samą myśl o tym. – Jednak nie wiem, jak mam do niej dotrzeć… Nie odbiera moich telefonów, nie odpisuje na wiadomości… Nie wiem, jak mam jej przekazać to, że zerwałem z Andreą, że chcę być z nią… – Z zakłopotaniem podrapałem się po głowie. – To wszystko jest takie trudne – Westchnąłem opróżniając drugi kufel.
Daj jej trochę czasu, Kepa. Rose nigdy nie miała szczęścia w miłości, więc sądzi, że i tym razem historia się powtórzyła. Jestem pewien, że prędzej, czy później w końcu odbierze ten telefon. Bo musicie szczerze ze sobą porozmawiać i wyjaśnić wszystko. Jeśli jednak nadal będzie ignorować twoje połączenia i jeśli będzie potrzebna jakaś interwencja to służę pomocą – Oznajmił szczerze odstawiając swój kufel. – W każdym razie moje błogosławieństwo już macie – Zaśmiał się głośno, na co mu zawtórowałem. Po chwili opuściliśmy grecki bar udając się do hotelu po swoje rzeczy, nie chcąc, aby trener urwał nam głowy. Dzięki Davidowi i tej rozmowie odetchnąłem z ulgą. Jeśli Rosaline również jest we mnie zakochana to przetrwamy to wszystko. Razem.

Londyn, 23.09.2018 r.

 Dopiero wczoraj po gorących namowach Toni odebrałam telefon od Kepy. Po tylu dniach nie widzenia się w końcu mogłam usłyszeć jego głos. Zanim dopuściłam go do głosu od razu przeprosiłam za te słowa, które sprawiły mu ból. Tłumaczyłam się alkoholem, co doskonale zrozumiał. Mało tego, powiedział, że złościł się na mnie tylko przez chwilę, ale potem mu przeszło. Odetchnęłam z głęboką ulgą. Wstąpiła we mnie nadzieja, że jeszcze nie wszystko zostało stracone. Uzgodniliśmy, że ze względu na dość napięty czas związany z meczami wyjazdowymi spotkamy się i porozmawiamy po meczu z Liverpoolem, w ostatnią sobotę września.
Teraz siedziałam w domu Natachy i Edena czekając, aż rozpocznie się mecz pomiędzy Chelsea a West Ham United. Byliśmy zdecydowanymi faworytami tego spotkania, ale wiadomo, że nigdy nie można lekceważyć rywala.
Ciocia Rosie! – do salonu wpadł Samy dając mi soczystego buziaka w policzek, co natychmiast odwzajemniłam. – Cześć!
Cześć, skarbie – zaśmiałam się czochrając jego blond włoski. – Gdzie zgubiłeś Yannisa i Leo? – Spytałam dając mu pstryczka w nos.
Są na górze, ale niedługo zejdą… A ty gdzie zgubiłaś swojego Kepę? – zapytał rezolutnie. Natacha siedząca obok spojrzała na mnie z zainteresowaniem i dość zaintrygowaną miną.
Skarbie… – zaczęłam. – Wujek Kepa nie jest mój, a poza tym gra dziś mecz z twoim tatusiem – Wyjaśniłam, na co ze zrozumieniem pokiwał główką i przebierając swoimi krótkimi nóżkami pognał na górę. – Nic nie mów – Zwróciłam się do Natachy zakrywając twarz w dłoniach.
Twój Kepa? – poruszyła charakterystycznie brwiami. – Czyżbym o czymś nie wiedziała? Czyżby mój wspaniały mężuś wyczuł sprawę, wtedy gdy opiekowaliście się małymi? – Uśmiechnęła się do mnie znacząco, a ja wiedząc, że mogę jej zaufać zwierzyłam się z całej tej pokręconej historii i mojego uczucia do Hiszpana. – No, no – Gwizdnęła pod nosem, kiedy skończyłam opowiadać.
Hmm? – mruknęłam nieco zdezorientowana jej nagłym podekscytowaniem.
Jakiś czas temu rozmawiałam z Edenem… – zaczęła tajemniczo. – Wiesz, że w tej drużynie plotki rozchodzą się w tempie ekspresowym – Dodała, na co zniecierpliwiona pokiwałam głową. – Więc… Eden powiedział mi, że dowiedział się od Davida, że Kepa zerwał z Andreą – Zakończyła uśmiechając się szeroko, a moje serce zabiło sto razy szybciej. Pisnęłam nie mogąc w to uwierzyć, po czym mocno przytuliłam ją do siebie. Ze śmiechem pogłaskała mnie po głowie życząc szczęścia. Uśmiechnęłam się na samą myśl o czekającej nas wkrótce rozmowie. Poczułam się tak, jakby ten kamień, który tak mi ciążył opuścił mnie z radością. Do tego wszystkiego Chelsea rozgromiła rywala aż 5-0! Może jednak ta historia zakończy się szczęśliwie?


***

Witam!

Andrea wyjechała, ale mogę Wam obiecać, że jeszcze wróci... Musi się w końcu dowiedzieć, że ową tajemniczą kobietą jest Rosaline :D
Niby coś się wyjaśniło, a jednak, wciąż nie do końca... Ale! W następnym rozdziale zapewniam mnóstwo emocji! :D Powinien się pojawić w niedzielę wieczór, a najpóźniej w poniedziałek :)


Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 10 września 2018

Jedenasty

Londyn, Stamford Bridge, 15.09.2018 r.

 Po dwóch tygodniach przerwy piłkarze powrócili do zmagań ligowych. Nareszcie! Mecz pomiędzy Chelsea a Cardiff City miał się za chwilę rozpocząć. John spełnił swoją obietnicę sprzed tygodnia i teraz siedział obok mnie wraz z Toni i bliźniakami, co jakiś czas machając kibicom. Uśmiechałam się szeroko na ten widok, bowiem wiedziałam, ile znaczą dla niego takie chwile. Parę minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego spostrzegłam kierujące się w naszą stronę Izabel oraz Natachę z trzema łobuziakami. Po przywitaniu oraz wymienieniu serdecznych uśmiechów poczułam, jak Samy wdrapuje mi się na kolana. Pocałowałam go w policzek, co natychmiast dostrzegła pozostała dwójka również domagając się należytych pieszczot. Ze śmiechem spełniłam ich żądania, po czym ruchem głowy wskazałam na murawę, gdzie sędzia właśnie rozpoczął spotkanie. Niebiescy od pierwszej minuty dłużej utrzymywali się przy piłce i mieli kilka okazji do objęcia prowadzenia, jednak piłka za każdym razem lądowała poza światłem bramki. W podświadomości czułam, że wygramy kolejny mecz i cierpliwie czekałam, aż piłkarze dojdą do tego samego wniosku. Opłaciło się. W trzydziestej minucie piłkę do bramki wpakował Pedro. Kibice wrzasnęli z uciechy oraz nagrodzili go gromkimi brawami. Samy podskakiwał na moich kolanach wskazując paluszkiem na Edena, co zaowocowało tym, że parę sekund później Niebiescy prowadzili już 2:0! Taki wynik utrzymał się do końca pierwszej połowy. W ciągu piętnastu minut przerwy Summer Rose i Georgie zajęli się małymi Hazardami, a John zszedł do szatni. Zajęłam się rozmową z Izabel i bratową, kiedy zauważyłam zbliżającą się Andreę. Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam. Usiadła obok witając się z moimi towarzyszkami. Nie miałam zielonego pojęcia, czy Kepa ogarnął już to, co miał ogarnąć, bo ostatnio nie mieliśmy za bardzo czasu, żeby się ze sobą skontaktować. Po kolejnym meczu Nations League od razu powrócił do treningów, a ja byłam zawalona pracą w kwiaciarni. Miałam jednak nadzieję, że niedługo faktycznie rozwiąże tę sprawę. Albo w tę albo we w tę. Nim się zorientowałam piłkarze wyszli na murawę gotowi na drugą połowę. Kilka sekund po gwizdku sędziego prowadziliśmy już 3:0 za sprawą Jorginho. Stadion eksplodował z radości, dzieciaki piszczały, jak szalone, a ja wymieniłam uśmiechy z resztą moich towarzyszy. Jednak pod koniec spotkania Niebiescy zaczęli się rozluźniać, co było cholernym błędem z ich strony, bo w rywali wstąpił nagły duch walki. Przerażona patrzyłam, jak w odstępie niecałych pięciu minut straciliśmy dwie bramki. Andrea zaklęła pod nosem patrząc na Kepę wyciągającego piłkę z siatki. Sama zdruzgotana spojrzałam w jego stronę. Krzyczał coś, gestykulował rękoma przekazując informacje kolegom, a ja modliłam się o jak najszybszy koniec tego spotkania. Moje modły zostały wysłuchane. Ostatecznie Niebiescy wygrali 3-2, co przyjęłam z wielką ulgą. Pięć wygranych z rzędu. Piętnaście punktów na koncie. Idealnie! Udaliśmy się do tunelu, aby poczekać na Edena i Mateo oraz oczywiście na mojego braciszka, który nie odmówił sobie ponownego zejścia do szatni chłopaków. Zostałby trenerem i byłby święty spokój! Podzieliłam się swoim spostrzeżeniem z bratową, która w pełni poparła moje zdanie.
Czas spędzony w oczekiwaniu na wyjście piłkarzy z szatni o dziwo minął bardzo szybko. Jednak Johna nadal nigdzie nie było widać. Parsknęłam śmiechem widząc zniecierpliwioną Toni, ale mój dobry nastrój, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki prysł w jednej sekundzie. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, aby pozbyć się niechcianych łez na widok Andreii całującej swojego chłopaka. Przełknęłam głośno ślinę odwracając głowę w drugą stronę. Poczułam chorą zazdrość i pieprzoną złość. Toni delikatnie ścisnęła moje ramię chcąc dodać mi otuchy. W co on pogrywał do cholery jasnej? Poczułam, jak ktoś kurczowo łapie moją dłoń w swoją. Spojrzałam w dół dostrzegając najmłodszego synka Edena, który z zakłopotaniem drapał się po główce.
Co się stało, kochanie? – spytałam kucając przed nim.
Dlaczego wujek Kepa całuje się z jakąś obcą panią? – mruknął, a jego głos zaczął niebezpiecznie drżeć. – Dlaczego nie całuje się z tobą?
Kochanie... – szepnęłam tak, aby nikt nie usłyszał naszej wymiany zdań. – Wujek Kepa jest w związku z tą panią – Wyjaśniłam mu cierpliwie połykając łzy.
Ale... Ale ja myślałem, że skoro razem się nami opiekowaliście to... – zaczął nieśmiało, a ja przytuliłam go do siebie mocno. – To, że jesteście ze sobą – Dodał zdezorientowany.
Skarbie, to tak nie działa – zaśmiałam się dając mu buziaka w policzek.
Szkoda – jęknął niepocieszony i pobiegł do Edena, który szybko wziął go na ręce. Pożegnałam się z ich całą rodzinką, po czym rozejrzałam się po tunelu. Większość piłkarzy już poszła, w tym Kepa z Andreą. Kiedy John w końcu wyszedł z szatni odetchnęłam z ulgą. David zajmował bliźniaków rozmową oraz wygłupami, a Toni niecierpliwie machała w kierunku męża. Znalazłszy się na świeżym powietrzu wzięłam kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Nie pomogło. Pod pretekstem złego samopoczucia szybko pożegnałam się z rodziną oraz Davidem i czym prędzej ruszyłam w stronę mojego mieszkania. Byłam wściekła i marzyłam jedynie o kilkunastu lampkach wina, aby ukoić skołatane nerwy. Niech cię jasny szlag, Arrizabalaga!

Londyn, 15.09.2018 r.

 Opróżniałam właśnie pierwszą butelkę białego wina uparcie ignorując mój dzwoniący telefon. Potrzebowałam odskoczni od wszystkiego. Chciałam się zrelaksować i zapomnieć o Kepie, a ten irytujący dźwięk w niczym mi nie pomagał. W końcu go wyłączyłam, nie patrząc, kto próbował się ze mną skontaktować. Nareszcie... Cisza, spokój i lekkie wirowanie w głowie. Niestety mój błogi stan szybko został zakłócony przez głośne dobijanie się do drzwi. Klnąc pod nosem wlałam resztkę wina do kieliszka i powłócząc nogami poszłam otworzyć intruzowi drzwi. Zamrugałam powiekami, ale obraz po ich otworzeniu pozostał taki sam.
Patrzcie państwo... Kogo my tu mamy! – zawołałam głośno. – Pan Kepa Arrizabalaga we własnej skromnej osobie! – Wpuściłam go do środka zatrzaskując za nim drzwi.
Rosaline... – westchnął wchodząc do salonu. – Jesteś pijana? – Spytał patrząc na mnie uważnie.
Nie wiem... A wydaje ci się, że jestem? – zachichotałam cicho. – Po co tu przyszedłeś?
Porozmawiać... Ale skoro jesteś w takim stanie to nie wiem, czy to jest dobry pomysł – powiedział.
Dlaczego? Każdy moment jest dobry na poważną rozmowę! – stwierdziłam z przekonaniem. – Skoro już się tu pofatygowałeś to mów, o co chodzi!
Rosaline...
Wiem, jak się nazywam, więc nie musisz w kółko powtarzać mojego imienia... – parsknęłam opróżniając kieliszek. – Ach, gdzie są moje maniery... Nalać ci? – Zapytałam wchodząc do kuchni i sprawnie otwierając drugą butelkę.
Nie, dziękuję...
Twoja strata! Wiesz, jak wspaniale rozmawia się przy kieliszku wina? – wybełkotałam patrząc na niego uważnie.
Nie powinnaś więcej pić... – zaczął obserwując mój stan. – Chyba dziś się nie dogadamy – Rzekł i ruszył w kierunku drzwi.
Nie będziesz mi mówił, co mam robić! – fuknęłam idąc za nim. – Ale proszę bardzo, jak chcesz to sobie idź... Andrea na pewno czeka, aby po raz kolejny wepchnąć ci język do gardła! – Wybuchłam. Czułam wzbierającą się we mnie złość.
Właśnie o tym chciałem porozmawiać... Przepraszam cię, że byłaś tego świadkiem – powiedział.
Nie musisz mnie za to przepraszać... Przecież to w końcu robią pary, prawda? Całują się! – czknęłam walcząc z pojawiającymi się łzami.
Rose, chcę to ogarnąć...
Och, słyszę to od tygodnia! Nie chcesz tego ogarniać, wiem o tym! Wygodnie ci z tym, że masz mnie i ją i kompletnie nie liczysz się z naszymi uczuciami! – krzyknęłam. – Za kogo ty się uważasz, co?! Flirtujesz ze mną, całujesz mnie, później mówisz, że to był błąd spowodowany alkoholem, dalej jesteś z Andreą rozbudzając we mnie uczucia, później o mało, co nie lądujemy razem w łóżku, a ty, ty....! – Wydzierałam się rozlewając wino. Byłam w kompletnej rozsypce.
A ja co?! – podjął walkę. – Myślisz, że dobrze się z tym wszystkim czuję?! Odkąd cię poznałem pogubiłem się we własnych uczuciach i w życiu!
Och... W takim razie przepraszam bardzo, panie Arrizabalaga! – zironizowałam. – Nie chciałam wprowadzać zamętu w twoim poukładanym życiu!
Rosaline, proszę cię... Uspokój się... Nie dojdziemy dziś do żadnego porozumienia – szepnął.
Ta sprawa jest bardzo prosta do rozwiązania... Zastanów się, kogo naprawdę chcesz, do cholery! I nie rań mnie więcej ty przeklęty dupku i marny nie nadający się do niczego bramkarzyku! – wrzasnęłam. Sekundę później już żałowałam wypowiedzianych przeze mnie słów. – Kepa, to nie tak... – Zaczęłam, ale urażony jedynie pokręcił głową dając mi do zrozumienia, że nie chce mnie słuchać.
Nie mam ochoty przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu – oznajmił kierując się do wyjścia. – Jak wytrzeźwiejesz i ochłoniesz to porozmawiamy... – Powiedział wychodząc i zostawiając mnie z kompletną pustką. Wściekła na samą siebie rzuciłam kieliszkiem o ścianę, po której się zsunęłam. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam głośno płakać. Co ja zrobiłam?!

 Zanim wróciłem do mieszkania kilkakrotnie objechałem okolicę, aby pozbyć się negatywnych emocji. Próbowałem zdusić w sobie złość na Rosaline, bo byłem świadom tego, że mówiła to wszystko pod wpływem procentów, jednak, być może nieświadomie uderzyła w mój czuły punkt. Wiedziałem, co czekało mnie po powrocie do mieszkania. Chciałem to dziś powiedzieć Rosaline, ale nie zrobiłem tego widząc jej stan. Podjąłem decyzję już jakiś czas temu, ale zwlekałem z powiedzeniem tego Andreii. Zdawałem sobie sprawę, że nie przyjmie tego dobrze... Zresztą nie miałem prawa, by się temu dziwić. Z ciężkim sercem wszedłem do mieszkania zastając moją dziewczynę w salonie.
Cześć... – powiedziałem, a ona odłożyła na bok czytaną książkę. – Możemy porozmawiać? – Spytałem niepewnie siadając obok niej.
Jasne – uśmiechnęła się. – O czym?
Andrea... – zaczęłam. – To nie będzie łatwa ani przyjemna rozmowa – Zaznaczyłem. Spojrzała na mnie zdezorientowana, ale kiwnęła głową, bym mówił dalej. – Wiele ostatnio myślałem nad naszym związkiem, nad naszymi bezsensownymi kłótniami, pretensjami o wszystko... Ta przeprowadzka zmieniła o wiele więcej, niż sądziłem. Wiem, że jesteśmy ze sobą bardzo długo, wiem, że w przeszłości spędziliśmy godziny na planowaniu przyszłości, wybieraniu imion dla naszych dzieci, ale czuję... Czuję, że teraz jesteśmy ze sobą z przyzwyczajenia, a nie z miłości... – Wyrzuciłem z siebie obserwując jej reakcję.
Ale... Kepa, do czego zmierzasz? – zapytała pełna obaw. – O jakim przyzwyczajeniu mówisz? O jaki brak miłości ci chodzi? Przecież... Przecież ja cię kocham – Powiedziała zagryzając wargę. – Ty... Ty mnie nie? – Wyjąkała.
Nie wiem – spuściłem głowę. Do cholery jasnej, co jest ze mną nie tak? – Wciąż żywię do ciebie uczucia, ale... Nie wiem, czy cię kocham – Wyznałem.
Słucham?! – zerwała się na równe nogi. – Zwariowałeś?! Kepa, do ciężkiej cholery! Zrezygnowałam dla ciebie z własnego życia, przeprowadziłam się z tobą do Anglii, aby być blisko ciebie, aby cię wspierać... Zostawiłam pracę, rodzinę, przyjaciół... Poświęciłam dla ciebie wszystko, a teraz ty mówisz mi, że nie wiesz, czy mnie kochasz?! W co ty pogrywasz?
Andrea, ja...
Wiem, że postąpiłam źle wyjeżdżając do Hiszpanii! Wiem, że zachowałam się niedojrzale, żałuję tego i gdybym mogła to cofnęłabym czas, ale... Zrozumiałam swój błąd, przeprosiłam cię! Chcę z tobą być! Może wciąż jesteś na mnie wściekły i dlatego wygadujesz takie bzdury? – mówiła patrząc na mnie błagalnie. Czułem się okropnie. Wcześniej doprowadziłem do płaczu Rosaline, teraz ją... Ale nie było innego wyjścia z tej sytuacji. Musiałem z nią zerwać. Nie mogłem jej dłużej oszukiwać. Zakochałem się w Rosaline... Pora spojrzeć prawdzie w oczy.
Andrea to nie tak... Kiedy przyjechaliśmy do Londynu wszystko było w porządku! Jednak później...
Co później?! – krzyknęła przez łzy. – O, Boże! – Zasłoniła usta dłonią, gdy dotarło do niej to, co chciałem powiedzieć. – Poznałeś jakąś inną kobietę? – Wyjąkała bezwładnie opadając na kanapę.
Tak – przyznałem. – Zakochałem się w innej kobiecie – Powiedziałem zgodnie z prawdą. Patrzyła na mnie tak, jakby nie wierzyła w żadne słowo, które wypowiedziałem. Na przemian otwierała i zamykała usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. – Przepraszam – Wyszeptałem czując, jak opuszczają mnie wszystkie siły.
Przepraszasz mnie... – wycedziła przez zaciśnięte zęby, po czym mnie spoliczkowała. – Nie kochasz mnie, mówisz, że zakochałaś się w innej i mnie przepraszasz? Myślałam, że jesteś inny! Że coś dla ciebie znaczę... Że naprawdę chcesz stworzyć ze mną rodzinę... Czy to wszystko było ohydnym kłamstwem?
Nie, Andrea... Byliśmy razem szczęśliwi, naprawdę cię kochałem, ale... Zakochałem się w innej i nie chcę cię dłużej oszukiwać – Oznajmiłem. – Nie zasługujesz na to... Przepraszam, naprawdę cię przepraszam, że zrezygnowałaś dla mnie z dotychczasowego życia, ale...
Nic już nie mów, proszę – warknęła. – Może rano spojrzysz na tę sprawę z dystansu... Może okaże się, że to tylko zwykły koszmar... – Powiedziała wchodząc do sypialni. Westchnąłem ciężko chodząc po mieszkaniu. Chciałem do niej wejść, zrobić cokolwiek, ale zamiast tego udałem się do pokoju gościnnego i rzuciłem się na łóżko. Modliłem się o szybki sen. Ten dzień nie mógł skończyć się gorzej...

 Płakałam leżąc skulona na łóżku. Zraniłam go swoimi słowami, wiedziałam to. Widziałam ból w jego oczach, gdy uderzyłam w ten czuły punkt. On również mnie ranił swoim niezdecydowaniem, ale nie miałam prawa mówić mu tych okropnych rzeczy. Zapewne mnie przekreślił, zapewne nie będzie chciał już utrzymywać ze mną kontaktu... Byłam pijana i kompletnie straciłam zdolność racjonalnego myślenia. Dlaczego miłość boli tak bardzo? Dlaczego on wychodząc ode mnie wrócił do mieszkania, które dzielił z Andreą? Byłam taka żałosna... Pogrążyłam się w swoim smutku i beznadziejnym uczuciu, które pochłaniało moje siły, a on... Wrócił do Andreii. Mógł szukać pocieszenia w jej objęciach, w jej ustach, w niej całej. Był z nią, a nie ze mną. Kochał ją, a nie mnie. Taka była bolesna prawda, z którą musiałam się zmierzyć dla własnego dobra. On nie należy do mnie. Nigdy do mnie nie należał...


***

Witam!

Jak widzicie Kepa w końcu poszedł po rozum do głowy zrywając z Andreą... Jednocześnie zranił obydwie dziewczyny... Sprawy się troszeczkę pokomplikowały ^^

Jak myślicie, co będzie dalej haha? :D


Pozdrawiam ;*