niedziela, 28 października 2018

Dwudziesty pierwszy

Hiszpania, Ondarroa, 13.10.2018 r.

 – O czym? – spytałem głupio wytrzymując spojrzenie mamy. Cała ta sytuacja przypominała jakiś wyjątkowo nieudany dowcip.
Jeszcze masz czelność o to pytać? – zdumiona uniosła brew ku górze. – Dlaczego nie powiedziałeś nam wcześniej, że rozstałeś się z Andreą? Biedaczka przyjechała do nas wczoraj mówiąc, co jej zrobiłeś… Że po pięciu latach związku zostawiłeś ją dla jakiejś pierwszej lepszej kwiaciarki… Jestem zawiedziona twoim postępowaniem, synku – Obwieściła posyłając mojej byłej dziewczynie współczujące spojrzenie. Poczułem wzbierającą się we mnie złość.
Mam prawo do własnego życia – oznajmiłem. – Miałem wam to powiedzieć osobiście, a nie przez telefon, ale jak widzę Andrea już was o tym poinformowała… Zapewne przedstawiając siebie w korzystnym świetle. Prawda jest taka, że nie muszę się wam spowiadać z każdego kroku i czynu. Poznałem Rosaline i zakochałem się w niej. Kocham ją – Powiedziałem z pełnym przekonaniem. – I nic, ani nikt tego nie zmieni – Dodałem, dobitnie dając coś do zrozumienia Andreii.
Kepa! – oburzyła się mama. – Jak mogłeś ją zostawić po pięciu latach? Jak mogłeś zniszczyć jej życie?! Nie wstyd ci?
María! – do rozmowy włączył się tata. – Przestań się tak do niego odzywać! Nasz syn jest dorosły i jak sam zauważył ma prawo do własnego życia. Skoro rozstał się z Andreą musiał mieć ważny powód. Pokochał inną i nam nic do tego. Jego szczęście powinno być dla nas najważniejsze. I dla mnie jest. Rozumiem, że po tylu latach Andrea miała prawo czuć się skrzywdzona, ale nie powinna tutaj przyjeżdżać… Wszystko tylko skomplikowała – Westchnął uśmiechając się do mnie pokrzepiająco. Kamień spadł mi z serca. Przynajmniej jego miałem po swojej stronie. – Przykro mi dziecko, że tak się stało – Zwrócił się do Andreii. – Pięć lat to kawał czasu, ale nikogo nie można zmusić do miłości. Powinnaś to zaakceptować, a nie mieszać z błotem mojego syna i jego ukochaną. Nie twierdzę, że to, jak cię potraktował jest godne pochwały, ale… Kepa jest moim synem i zawsze stanę za nim – Powiedział wychodząc z salonu. Mama posłała mu oburzone spojrzenie podchodząc do Andreii. Objęła ją w opiekuńczym geście.
Mam nadzieję, że kiedyś zaakceptujesz moją decyzję… I że zmienisz zdanie o Rosaline, gdy ją poznasz – powiedziałem do mamy. – Andrea, ciebie jeszcze raz za wszystko przepraszam, ale nie miałaś prawa wygadywać tych wszystkich rzeczy Rose oraz nie miałaś prawa, by bez mojej zgody i wiedzy poinformować o tej sytuacji moich rodziców. Między nami wszystko jest skończone – Rzekłem i idąc w ślady taty opuściłem pomieszczenie wychodząc na ogród. To chyba tyle, jeśli chodzi o ciepłe i rodzinne spotkanie.

 – Mogę? – siedząc na huśtawce usłyszałem głos młodszej siostry trzymającej w rękach dwa parujące kubki.
Jasne, że tak – odpowiedziałem biorąc od niej jeden kubek. – Gorąca czekolada… Jesteś najlepsza! – Poczochrałem ją po włosach, gdy usiadła obok.
Kepa! – fuknęła oburzona poprawiając fryzurę.
Jesteś taka sama, jak Rosaline – oznajmiłem widząc jej oburzenie. – Jak mniemam, słyszałaś całą rozmowę…
Coś mi się podsłuchało – westchnęła upijając łyk gorącej cieczy. Zrobiłem to samo rozkoszując się znajomym smakiem. – Jaka ona jest? – Spytała zaciekawiona. – I dlaczego nic mi o niej nie powiedziałeś?!
Rose jest całym moim życiem – odpowiedziałem bez wahania, a Abigaíl spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem. Opowiedziałem jej naszą historię, a ona słuchała w skupieniu. – Bardzo ją kocham i nie pozwolę, aby jakieś durne intrygi nas skłóciły…
Dobrze, że pogoniłeś Andreę – stwierdziła po paru minutach ciszy. – Nigdy jej nie lubiłam – Dodała widząc zdziwienie malujące się na mojej twarzy.
Mam nadzieję, że Rose polubisz – zaśmiałem się.
Za to, że jest kwiaciarką już mnie ma! – wyznała. – Pokaż mi ją – Zażądała, a ja podałem jej telefon, by zobaczyła moją tapetę. – Jest śliczna – Powiedziała, a po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. – Jestem pewna, że gdy mama ochłonie to spojrzy na wszystko inaczej…
Mam taką nadzieję, młoda – rzekłem wstając.
Chodź do domu! Oker, Rocky i Raikkonen się za tobą stęsknili! – krzyknęła, a ja parsknąłem śmiechem. Jednak posłusznie udałem się za nią, aby przywitać się z moimi pupilami.

Londyn, 13.10.2018 r.

 Ze wzrokiem wbitym w ścianę próbowałam skupić swoje myśli na czymś przyjemnym, jednak za każdym razem przywoływałam na światło dzienne Andreę oraz całą sytuację. Kepa, nie chcąc mieć przede mną żadnych tajemnic zadzwonił przed chwilą z informacją, że Hiszpanka zjawiła się w jego rodzinnym domu i wyznała rodzicom prawdę. Z napięciem słuchałam o tym, że jego mama nie jest tym zachwycona, ale poczułam wzbierającą się we mnie nadzieję, gdy powiedział mi, że po naszej stronie stoi jego tata oraz siostra. Rozłączając się kazał mi obiecać, że nie będę zaprzątać sobie tym głowy. Obiecałam mu to mówiąc, że za nim tęsknię. Miałam nadzieję, że jego mama zaakceptuje nasz związek. Zdawałam sobie sprawę z tego, że z pewnością traktowała już Andreę, jako członka rodziny, ale… Cóż mogłam poradzić na to, że zakochałam się w Kepie? I co on mógł poradzić na to, że zakochał się we mnie? Odgoniłam od siebie niepotrzebne myśli zrywając się z łóżka. Niewiele myśląc udałam się do mieszkania Davida.
Cześć, Wiewióreczko! – powiedział, gdy otworzył mi drzwi. Bez zaproszenia weszłam do środka. – Oczywiście, czuj się, jak u siebie! – Parsknął.
Zawsze to robię – wyszczerzyłam się. – Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam.
Ty nie przeszkadzasz mi nigdy – oznajmił szczerząc się szeroko. – Czego potrzebujesz?
Alkoholu – wyznałam. Po paru minutach wyszedł z kuchni trzymając w dłoniach flaszkę wódki. – To polska! Marcin kiedyś przyniósł i dał nam w prezencie – Oznajmił, a ja parsknęłam śmiechem przypominając sobie opowieści Kepy o tym, jak popijali w trakcie treningu.
Polewaj – mruknęłam siadając na kanapie. David natychmiast spełnił moją prośbę. Stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy do dna. Otrzepałam się przepijając alkohol. – I Maurizio nie zorientował się, że coś jest z wami nie tak? – Spytałam.
Może troszkę plątały się nam nogi… Ale tylko troszkę! – zastrzegł napełniając kieliszki. – A teraz opowiadaj, co cię do mnie przygnało! Opowiedziałam mu całą sytuację, a David słuchał w skupieniu. Kiedy skończyłam ze zdumieniem stwierdziłam, że opróżniliśmy pół flaszki. – Może wybiję jej zęby, żeby już nic nie mówiła? – Spojrzał na mnie uważnie z miną myśliciela. Zaśmiałam się głośno z jego pomysłu.
Może lepiej nie – ostudziłam jego zapał. – Myślisz, że jego mama mnie polubi?
Wiewióreczko… Nie polubi cię. Ona cię pokocha – powiedział uśmiechając się do mnie ciepło. Wzruszona otarłam łzę, która spłynęła po moim policzku.
Dziękuję, David – szepnęłam przytulając się do przyjaciela. Dziękowałam, że mam przy sobie ludzi, którzy bezgranicznie pragną mojego szczęścia…

Hiszpania, Ondarroa, 13.10.2018 r.

 Wizyta w rodzinnym domu nie przebiegła tak, jakbym tego chciał. Podczas obiadu panowała sztuczna i napięta atmosfera. Mama nie odzywała się do mnie, tylko uparcie wpatrywała się w pełny talerz. Tata posyłał jej pełne dezaprobaty spojrzenia, ale nie reagowała na nie. Andrea swoją wizytą doszczętnie wszystko popsuła. Chciałem na spokojnie porozmawiać z rodzicami i wyjaśnić im całą sytuację, ale teraz było na to za późno. Mama wzięła jej stronę, co chyba było jej celem. Na szczęście tata i siostra wstawili się za mną. Nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdyby było inaczej. Szykując się do powrotu do Madrytu obiecałem ojcu i Abigaíl, że zrobię wszystko, aby w najbliższym czasie poznali Rosaline. Oboje zdawali się być zachwyceni tym pomysłem. Mama żegnając się ze mną rzuciła mi ostre spojrzenie. Opuściłem dom nie mówiąc jej nic, bowiem nie chciałem wszczynać kolejnej awantury. Miałem nadzieję, że gdy zrozumie wszystko pozwoli mi na szczęście u boku Rosie…

Londyn, 16.10.2018 r.

 Czekałam przy samochodzie na to, aż trening piłkarzy dobiegnie końca. Po prawie dwóch tygodniach rozłąki marzyłam tylko o tym, aby wtulić się w ramiona Kepy. Kiedy pierwsi piłkarze zaczęli opuszczać siedzibę Cobham uśmiechnęłam się szeroko wiedząc, że zaraz go zobaczę…
Witaj, Rosaline – drgnęłam, kiedy usłyszałam obok głos Gianfranco Zoli. – Na kogo czekasz? – Spytał przypatrując mi się uważnie.
Dzień dobry! – przywitałam się nie zapominając o dobrych manierach. – Na Kepę… – Oznajmiłam czując pojawiające się rumieńce.
Och! – zawołał śmiejąc się w głos. – Teraz już rozumiem, dlaczego na treningu dawał z siebie najwięcej, chcąc go jak najszybciej skończyć – Powiedział puszczając mi oczko. – John wie?
Wie – potwierdziłam posyłając mu uśmiech, który odwzajemnił.
Moje gratulacje – wyszeptał konspiracyjnie oddalając się, gdy napotkał sylwetkę Kepy.
Dziękuję! – krzyknęłam za nim, po czym z impetem rzuciłam się w ramiona Hiszpana. – Och, jak ja za tobą tęskniłam! – Mówiąc to pocałowałam go mocno w usta. Nie przejmowałam się piłkarzami, którzy zebrali się koło nas.
Rozumiem, że skoro macie już błogosławieństwo Johna to możecie migdalić się bez przeszkód… – rzucił Eden obserwując nas z rozbawieniem.
Hazard! – syknęłam wtulając się w Kepę.
Czyli już wiemy, kim jest współwinna! – obwieścił Antonio śmiejąc się głośno. – Śladów na jego plecach – Dodał widząc moją zdezorientowaną minę.
Ach… – wymruczałam chowając twarz w dłoniach. Obserwujący tę scenę piłkarze wrzasnęli z uciechy gratulując nam i życząc szczęścia w związku. Odetchnęłam z ulgą, gdy zostaliśmy sami. – Do mnie, czy do ciebie? – Spytałam.
Do ciebie – odpowiedział Kepa wsiadając do mojego samochodu. – Ja też szalenie za tobą tęskniłem – Wyznał gładząc moją dłoń. – Wiesz, że razem poradzimy sobie ze wszystkim?
Wiem – przytaknęłam włączając się do ulicznego ruchu. Tego akurat byłam pewna. Ja i on. My. – Dziękuję, że jesteś – Wyszeptałam. Ścisnął moją dłoń wpatrując się w widoki za szybą. Wiedziałam, co chce mi przekazać tym gestem…


***

Witam!

Jak widzicie Andrea zrobiła niemałe zamieszanie swoją wizytą... Kepa będzie musiał stanąć na głowie, aby jego mama zmieniła zdanie ^^ 



(Ale jest na to gotowy ^^ :D)

Zaplanowałam sobie trzydzieści pięć rozdziałów plus epilog :) Więc jeszcze trochę przed nimi ^^ 

Pozdrawiam ;* 

poniedziałek, 22 października 2018

Dwudziesty

Londyn, 08.10.2018 r.

 Z samego rana przed wylotem do Hiszpanii wpadł do mnie Kepa. Nie widzieliśmy się wczoraj ze względu na ich późny powrót. Zresztą sama po emocjonującym wieczorze, który zafundował mi mój brat nie miałam siły na nic.
Jeszcze raz gratuluję ci tak wspaniałego występu – cmoknęłam go w policzek szykując kawę.
Dziękuję – odparł szczerząc się szeroko. – Wspomniałaś wczoraj, że masz mi do przekazania dość ważną wiadomość, więc zamieniam się w słuch – Popatrzył na mnie uważnie przyjmując gorący kubek.
John zaakceptował nasz związek! – pisnęłam uszczęśliwiona siadając mu na kolanach.
Naprawdę? – zrobił wielkie oczy. – Jakim cudem? – Zapytał wodząc nosem po mojej szyi. Przyjemne ciepło rozeszło się po całym moim ciele.
Wszystko zaczęło się od tego, że postanowił zakończyć karierę… – zaczęłam tłumaczyć. Słuchał mnie w skupieniu, nie chcąc przegapić żadnego istotnego szczegółu. – Po tym, jak mu wybaczyłam ten haniebny czyn on również wybaczył mi i dał nam swoje błogosławieństwo! – Skończyłam mówić całując go w nos. Zaśmiał się serdecznie, po czym uniósł mnie tak, że oplotłam go nogami w pasie. – Kepa… – Westchnęłam.
Cii… Mamy jeszcze trochę czasu – uciszył mnie rzucając moją skromną osobę na kanapę. – Nie będziemy się widzieć prawie dwa tygodnie, więc… – Wymruczał pozbywając się moich spodenek od piżamy wraz z bielizną. Pisnęłam, kiedy poczułam jego usta oraz język w najczulszej strefie mojego ciała. Zacisnęłam dłonie w piąstki, chcąc choć trochę sobie ulżyć, ale niewiele mi to pomogło. Jęknęłam przeciągle z zachwytu czując jego palce dołączające do tej niewątpliwie rozkosznej wędrówki… Wbiłam dłonie w jego włosy czochrając je delikatnie. Gdy skończył spojrzał na mnie uśmiechając się, jak ostatni dureń.
Och, Kepa – wydukałam łapiąc oddech. – Jesteś, jesteś… – Zaczęłam, ale przerwał mi łącząc nasze usta w gorącym pocałunku.
Będę za tobą tęsknić, Rosaline – mruknął głaszcząc mnie po policzku. – Kocham cię do szaleństwa – Oznajmił zbierając się do wyjścia.
Ja ciebie też kocham – powiedziałam doprowadzając się do porządku. Odprowadziłam go do drzwi czując dziwny ucisk w sercu. Dwa tygodnie… Dam radę!

 Przez cały dzień chodziłam dziwnie podenerwowana. Nie miałam pojęcia, czemu wszystko wylatywało mi z rąk. Byłam roztargniona i nie mogłam skupić się na żadnej czynności, którą wykonywałam. Niektórzy klienci widząc moje rozkojarzenie wychodzili z kwiaciarni sfrustrowani. Klęłam pod nosem na samą siebie. Nie mogłam pozwolić sobie na ich utratę! Dziękowałam, kiedy ten dziwny dzień w pracy dobiegł końca. Sprzątałam właśnie resztę bałaganu, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Zmarszczyłam czoło, bo wywiesiłam informację, że kwiaciarnia jest już zamknięta.
Cześć, Rosaline… – słysząc za sobą znajomy głos zamarłam z mopem w rękach. Przełknęłam głośno ślinę powoli się odwracając.
Cześć… Andrea – wyjąkałam czując dreszcze przebiegające mi po plecach. – Jak mnie tutaj znalazłaś? – Spytałam uśmiechając się.
RedROSEs… Nietrudno było odszukać twoją kwiaciarnię – oznajmiła odwzajemniając uśmiech. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy wiedziała o mnie i Kepie. – Czerwone róże… Ulubione kwiaty Kepy… – Westchnęła.
Chciałaś się ze mną widzieć? – spytałam ignorując ostatnią uwagę.
W zasadzie to przyszłam do ciebie z małą prośbą… – wyjąkała niepewnie. – Musiałam wrócić na jeden dzień do Londynu, żeby nareszcie zamknąć wszystkie sprawy, ale jedna z nich się przeciągnęła… Myślałam, że jeszcze dziś wrócę do Hiszpanii i nie wzięłam ze sobą odpowiedniej ilości gotówki i nie mam, gdzie przenocować… Dlatego… Jesteś jedyną osobą, z którą nawiązałam jako taki kontakt, więc pomyślałam… Mogłabyś mnie przenocować? – Wykrztusiła z siebie jednocześnie wyjaśniając całą sytuację. Spojrzałam na nią analizując wszystko w głowie. Dlaczego akurat ja?! Co miałam zrobić? Jak się zachować? Nie mogłam zostawić jej na pastwę losu, to nie było w moim stylu…
Tak – odparłam w końcu kończąc jej katusze. – Nie ma problemu!
Dziękuję ci! – rozpromieniła się w mgnieniu oka. – Pomóc ci w czymś? – Zapytała uprzejmie widząc ten mały rozgardiasz.
Nie, nie trzeba – zaprzeczyłam szybko. – Zaraz kończę, więc jeśli mogłabyś na mnie poczekać…
Jasne – uśmiechnęła się. Parę minut później zamknęłam za nami drzwi kwiaciarni. Wsiadłyśmy do samochodu udając się do mojego mieszkania. Dziwne uczucie nie chciało mnie opuścić.

 Chyba po raz pierwszy w życiu we własnym mieszkaniu czułam się tak obco i niespokojnie. Odwzajemniałam uśmiechy Andreii oraz uważnie słuchałam o tym, co działo się w jej życiu od czasu opuszczenia stolicy Anglii. Kiedy wspominała o Kepie nie wiedziałam, co mam mówić, dlatego jedynie kiwałam głową na znak, że rozumiem. Jak miałam wyznać jej prawdę? Jak miałam powiedzieć jej, że to dla mnie z nią zerwał? Jak miałam wyrzucić z siebie to, że to przeze mnie rozpadło się jej poukładane życie? Jak mogłam jej to zrobić widząc, że nadal nie do końca pogodziła się z tym rozstaniem? Jak mogłam przejść obojętnie obok faktu, że nadal go kocha…? Walczyłam sama ze sobą czując, jak tętno przyspiesza mi z każdą sekundą. Nie potrafiłam tego zrobić. Nie mogłam.
Pościelę ci w pokoju gościnnym – zwróciłam się do niej po chwili ciszy, która zapadła między nami. – W łazience są dodatkowe ręczniki oraz jakaś piżama – Powiedziałam podnosząc się z kanapy.
Dziękuję ci, naprawdę! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile to dla mnie znaczy – rzekła również wstając.
Daj spokój, nie ma o czym mówić – mruknęłam wskazując jej drzwi do łazienki. Sama udałam się do drugiego pokoju, aby przygotować dla niej łóżko. Gdy skończyłam odwróciłam się, aby wyjść. Zamarłam widząc w progu Andreę trzymającą w ręku bluzę Kepy.
Możesz mi wyjaśnić, co bluza Kepy robi w twoim mieszkaniu? W twojej łazience? – syknęła przez zaciśnięte zęby.
To nie tak! – jęknęłam. – Wpadł kiedyś po treningu i ją zostawił – Naprędce wymyśliłam cholerne kłamstwo.
Nie wierzę ci! – krzyknęła rzucając bluzę na podłogę. – Nie zostawił u ciebie innych części swojej garderoby?!
Andrea… – zaczęłam.
To dla ciebie mnie zostawił?! Odpowiedz mi, Rose! Nie rób ze mnie idiotki… Czy to ty jesteś tą kobietą, która odebrała mi mężczyznę mojego życia? – warknęła ocierając łzy. Nie było sensu dłużej kłamać…
Tak – przyznałam pokonana. – Przepraszam – Tylko tyle zdołałam powiedzieć.
Jak mogłaś mi to zrobić?! Boże! – złapała się za głowę. – Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, a ty… Zwierzałam ci się! A ty perfidnie wykorzystałaś problemy w naszym związku i postanowiłaś działać! Czy już wtedy coś między wami było?! – Krzyczała.
Andrea, przestań! – sama podniosłam głos nie mogąc dłużej wytrzymać jej oskarżeń. – Jedno spotkanie przy kawie nie uczyniło z nas przyjaciółek! Niczego nie wykorzystałam, po prostu stało się! Zakochaliśmy się w sobie. Nie jestem dumna z tego, że przez to cierpisz, ale… – Nie skończyłam, bowiem jej ręka odbiła się na moim policzku. – Andrea!
Jesteś suką – warknęła. – Jeszcze mnie popamiętasz! – Mówiąc to opuściła moje mieszkanie trzaskając drzwiami. Zamrugałam powiekami, aby odgonić pojawiające się łzy. Co teraz…?

 Udałam się do Johna nie chcąc zostawać sama w mieszkaniu. Nie uprzedziłam go o swojej wizycie, dlatego teraz stałam przed drzwiami czekając aż mi otworzy. Wiedziałam, że Toni i bliźniaków nie ma w domu, bo udali się z wizytą do naszych rodziców. Już miałam zawrócić, ale usłyszałam przekręcający się zamek.
Rosie? Co się stało? – zapytał widząc w jakim stanie się znajduję.
John… – wychlipałam, a on niewiele myśląc wciągnął mnie do środka przytulając mocno. – Tak bardzo cię potrzebuję – Wyjąkałam tuląc się do niego jeszcze bardziej. Przez chwilę nic nie mówił, tylko głaskał mnie po głowie i szeptał uspokajające słowa. Udałam się do salonu ukrywając twarz w dłoniach. Brat po kilku minutach dołączył do mnie wręczając mi kubek gorącej herbaty oraz chusteczki.
Rosie… Czy ktoś cię skrzywdził? – spytał niepewnie zaciskając pięści.
Andrea… Była dziewczyna Kepy… Dowiedziała się o wszystkim – wyrzuciłam z siebie ocierając łzy.
Jak? – mruknął siadając obok i obejmując mnie ramieniem. Opowiedziałam mu całą sytuację nie wiedząc, co myśleć. – Uderzyła cię?! – Zerwał się na nogi oglądając w skupieniu mój policzek. – Nie ujdzie jej to na sucho! – Oznajmił stanowczo.
John! Nic nie rób! Po prostu… Przyszłam do ciebie, bo cię potrzebuję – jęknęłam. W mgnieniu oka ponownie znalazł się przy mnie i wytrwale obejmował.
Nie pozwolę, żeby ktoś cię krzywdził. Niczym sobie na to nie zasłużyłaś – powiedział całując mnie w czoło. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten gest.
Kocham cię, braciszku!

Hiszpania, Ondarroa, 13.10.2018 r.

 Korzystając z wolnego dnia udałem się do rodzinnego domu, aby spotkać się z najbliższymi. Bardzo za nimi tęskniłem, dlatego perspektywa zobaczenia się z nimi napawała mnie optymizmem. Oprócz tego musiałem w końcu z nimi porozmawiać i powiedzieć, że nie jestem już z Andreą. Kiedy Rosaline zadzwoniła do mnie i wyznała, że Andrea o wszystkim wie coś się we mnie zagotowało. Rosaline nie chciała, abym poznał szczegóły ich rozmowy, jednak wymusiłem to na niej. W tamtym momencie miałem ochotę spakować walizki i wrócić do Londynu, tylko po to, aby ją do siebie przytulić. Andrea nie miała prawa… Odgoniłem te myśli od siebie uśmiechając się na widok domu, w którym spędziłem dzieciństwo. Wszedłszy do środka powitał mnie znajomy zapach pieczonego ciasta. Udałem się do salonu, gdzie przypuszczałem znaleźć rodziców oraz młodszą siostrę. Jednak zamiast niej dostrzegłem Andreę rozmawiającą z moimi rodzicielami. Co do cholery?
Kepa! Jak dobrze, że już jesteś – powiedziała mama patrząc na mnie z grobową miną. Spostrzegłszy wyraz twarzy Andreii wiedziałem już, że poinformowała rodziców o zaistniałej sytuacji. – Musimy poważnie porozmawiać.


***

Witam! 

Tak, jak wspominałam... Troszkę kłopotów przed nimi ^^ Tęskniłyście za Andreą? :D 
Kolejny pewnie w weekend :) Swoją drogą... To już dwudziesty rozdział, kiedy to zleciało? :D 


Pozdrawiam ;* 

piątek, 19 października 2018

Dziewiętnasty

Londyn, 07.10.2018 r.

 Skorzystałam z zaproszenia Natachy, aby dzisiejszy wyjazdowy mecz pomiędzy Southampton a Chelsea obejrzeć u niej w domu. Siedziałam na wygodnej i miękkiej kanapie w towarzystwie Izabel i Adriany. Dzieci bawiły się w pokoju na górze, a my wolny czas wykorzystałyśmy na babskie ploteczki.
Czyli mam rozumieć, że teraz oficjalnie jesteś jedną z nas? – zapytała Izabel szczerząc się szeroko.
Tak – odpowiedziałam posyłając jej uśmiech.
Bardzo się cieszę! Przynajmniej nie jestem już skazana na oglądanie zębów Andreii – teatralnie westchnęła, co mimowolnie rozbawiło nas wszystkie. – Swoją drogą… Już na pierwszej imprezie u Davida wyczułam, że coś jest na rzeczy, ale nie wtrącałam nosa w nie swoje sprawy. W każdym razie… Jestem zadowolona z tego, że miałam rację – Powiedziała upijając łyk kawy.
Nasze początki były zwariowane, ale koniec końców jesteśmy razem szczęśliwi – oznajmiłam. – Jednak w pewnym sensie jest mi szkoda Andreii… W końcu odbiłam jej faceta, dla którego poświęciła całe życie. Dręczą mnie z tego powodu wyrzuty sumienia, ale cieszę się tym, co jest pomiędzy mną a Kepą – Wyznałam szczerze.
Skarbie… – zaczęła Adriana. – Z tego, co mówiłaś, w ich związku od pewnego czasu działo się źle, więc nie zadręczaj się tym. Widocznie tak miało być. To, że jesteście ze sobą szczęśliwi i to, że się kochacie jest najważniejsze – Stwierdziła z przekonaniem.
No właśnie! – krzyknęła z kuchni Natacha. – Gdyby się kochali to Kepa nie zwróciłby na ciebie uwagi, a wszystkie doskonale wiemy, że zrobił to już za pierwszym razem… Wnioski nasuwają się same! – Rzekła krojąc warzywa. Pokiwałam twierdząco głową.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że już nie musimy się ukrywać – westchnęłam. – Mam nadzieję, że John wkrótce się ogarnie i będzie się cieszył naszym szczęściem…
Na pewno! – powiedziała Izabel uśmiechając się do blondynka, który postanowił zaszczycić nas swoją obecnością.
Ciociu Rosie! – krzyknął pakując mi się na kolana. – Czy to prawda, że jesteś z wujciem Kepą? – Zapytał uśmiechając się szeroko.
To prawda – przytaknęłam pstrykając go w nos. – A skąd wiesz?
Troszkę podsłuchiwałem… – wyjąkał niepewnie. – Przepraszam.
Samy! Jest taki sam, jak Eden – mruknęła Natacha wymachując nożem. – Nie wolno podsłuchiwać czyichś rozmów, kochanie – Powiedziała już spokojniej.
Przepraszam, ale nie miałem nic lepszego do roboty! – oznajmił na swoją obronę. – Leo bawi się z Carlotą w lekarza, a Yannis wyjaśnia Martinie na czym polega seks – Wyznał z rozbrajającą szczerością wprawiając nas wszystkie w osłupienie.
Samy, na litość! – Natacha pojawiła się w salonie i srogo spojrzała na swojego najmłodszego synka. – A skąd ty znasz takie słowa?
Słyszałem, jak tatuś opowiadał wujciowi Davidowi, że ostatnio uprawialiście seks… Cokolwiek to znaczy – zakłopotany podrapał się po główce. Natacha załamała ręce, a ja wraz z Izabel i Adrianą ledwo powstrzymałyśmy śmiech.
I Yannis tłumaczy Martinie to zjawisko? – pierwsza oprzytomniała Adriana. – Jak?
Tego nie wiem, bo kazał mi wyjść z pokoju – mruknął niezadowolony, a żona Azpiego zerwała się na nogi i pognała na górę. Izabel parsknęła śmiechem patrząc na Natachę, która pognała za nią, aby sprawdzić, co dzieje się u Leo i Carloty.
Na czym polega ta zabawa w lekarza? – spytała blondynka patrząc z rozbawieniem na Samy’ego.
Och, no wie ciocia… – zaczął konspiracyjnym szeptem. – Leo badał Carlocie puls i sprawdzał, czy oddycha – Wyjaśnił, po czym obdarzając nas soczystymi buziakami pobiegł na górę. Spojrzałam na Izabel i obydwie zaniosłyśmy się śmiechem. Długo nie mogłyśmy się opanować. Kilka chwil później rozpoczął się mecz, który w skupieniu zaczęłyśmy oglądać.

 Niebiescy próbowali atakować od pierwszych minut, jednak obrona gospodarzy robiła swoje. Kilka celnych strzałów Edena oraz Williana zostało zablokowanych. Gra toczyła się od jednego rzutu rożnego do drugiego. W dwudziestej drugiej minucie spotkania gracz Southampton oddał celny strzał na naszą bramkę, jednak Kepa poradził sobie z nim znakomicie. Uśmiechnęłam się pod nosem, co natychmiast zauważyły moje towarzyszki posyłając mi rozbawione spojrzenia. Zignorowałam je, całkowicie skupiając uwagę na moim chłopaku, który przez kilka minut miał ręce pełne roboty. Na szczęście w trzydziestej minucie za sprawą Edena Chelsea objęła prowadzenie.
Czyż mój mąż nie jest wspaniały? – rozmarzyła się Natacha posyłając buziaka w kierunku ekranu.
Mamy to potwierdzić przez grzeczność? – spytała niewinnie Izabel, za co pani Hazard trzepnęła ją w ramię. – Och, jest wspaniały! Ale nie mówcie Mateo! – Zastrzegła szczerząc zęby. Natacha parsknęła udając się do kuchni, aby sprawdzić, co z obiadem, który zjadłyśmy wraz z dziećmi w przerwie meczu. Myślałam, że dzieciaki zostaną z nami, aby obejrzeć drugą połowę, ale w dniu dzisiejszym nie były zainteresowane oglądaniem, tylko wspólną zabawą. Dowiedziałam się od Leo, że Yannis zbudował bazę na wzór tej zbudowanej przez Kepę, co przyjęłam ciepłym uśmiechem. Po skończonym posiłku powróciłyśmy do obserwacji zmagań Chelsea. Pierwsze dziesięć minut drugiej części spotkania zdecydowanie należało do gospodarzy, jednak później przewaga ponownie była po stronie Niebieskich. W pięćdziesiątej siódmej minucie prowadziliśmy już 0-2 za sprawą Barkley’a. Oby tak do końca! Niespełna dwadzieścia minut później Kepa popisał się znakomitą interwencją, co przyjęłam głośnym piskiem. Byłam z niego szalenie dumna! Po upływie kilku chwil powtórzył zjawiskową obronę ratując czyste konto, za co został nagrodzony gromkimi brawami i wiwatami kibiców. W doliczonym czasie gry Alvaro Morata podwyższył wynik spotkania na 0-3, co zdecydowanie oddało dominację Chelsea w dzisiejszym meczu. Przybiłyśmy piątki z dziewczynami ciesząc się z osiągniętego rezultatu. Był to ostatni mecz ligowy przed kolejną przerwą reprezentacyjną. Nie miałam pojęcia, jak zniosę prawie dwutygodniową rozłąkę z Kepą, ale musiałam dać radę! Posiedziałam jeszcze chwilę u Natachy, po czym pożegnawszy się z dziećmi i dziewczynami ruszyłam do domu. Po drodze wysłałam Kepie wiadomość z gratulacjami, na które bezapelacyjnie zasłużył. Mogłam śmiało twierdzić, że był bohaterem dzisiejszego meczu. Moim bohaterem.

 „Po dwudziestu trzech niesamowitych latach, jako piłkarz, zdecydowałem, że jest to najwyższy czas, aby odejść na sportową emeryturę. Jest mnóstwo osób, którym chciałbym podziękować...” Czytałam oświadczenie Johna, które przed paroma minutami ukazało się w mediach społecznościowych z otwartą buzią. Zdecydował się zakończyć piłkarską karierę nic mi o tym nie mówiąc?! Bezradnie przeczesałam dłonią włosy nie wiedząc, co zrobić, jak się zachować… „Dziękuję mojej siostrze, Rosie, za pomoc, za wsparcie oraz cenne rady, które otrzymywałem od niej poprzez czas trwania mojej kariery...” Łzy spłynęły z moich policzków zanim zdążyłam je powstrzymać. Niewiele myśląc chwyciłam kluczyki od samochodu i wypadłam z mieszkania, jakby się paliło. Odpaliłam samochód, po czym z piskiem opon opuściłam parking. W rekordowym tempie, łamiąc po drodze mnóstwo przepisów, dotarłam do domu brata. Stojąc pod drzwiami usłyszałam krzyczącą Toni.
Jak mogłeś nie powiedzieć Rosie o tym, że zamierzasz skończyć karierę?!
Próbowałem powiedzieć jej wczoraj, ale informacja o jej związku z Kepą wytrąciła mnie z równowagi! – odkrzyknął.
I to jest powód, aby twoja siostra dowiedziała się o tym z mediów?!
Miałem zamiar jej powiedzieć, naprawdę!
Więc, dlaczego do cholery tego nie zrobiłeś?! – warknęłam wchodząc do środka bez pukania. – Wiem, że cię zawiodłam, ale nie miałam prawa dowiadywać się o tym dość istotnym fakcie z twojego Instagrama! – Wybuchłam. Toni pokazała mi kciuk uniesiony do góry, po czym taktownie się ulotniła zostawiając nas samych. – Jak mogłeś, John?! – Mówiłam połykając łzy.
Rosie… – zaczął niepewnie. – Przepraszam – Wyszeptał robiąc krok w moją stronę. – Wiem, że na pewno poczułaś się tym dotknięta, ale nie chciałem cię przez to zranić… – Mruknął otwierając ramiona, abym mogła się przytulić. Spojrzałam na jego skruszoną twarz i wtuliłam się w niego najmocniej, jak potrafiłam. – Wybaczysz mi to? – Spytał głaszcząc mnie po włosach.
Wybaczę – wychlipałam. John otarł kciukiem łzy z moich policzków, tak jak wiele razy robił to w dzieciństwie.
Moja malutka dziewczynka – pocałował mnie w czoło, a ja uśmiechnęłam się lekko pociągając nosem. – Ja też ci wybaczam i przepraszam za dość wybuchową reakcję… W każdym razie akceptuję twój związek z Kepą i życzę wam szczęścia – Powiedział, a ja poczułam się tak, jakbym unosiła się nad ziemią.
Dziękuję! – krzyknęłam. – Kocham cię, John – Szepnęłam.
Ja też cię kocham, Rosie – odpowiedział wyznaniem na wyznanie, po czym udaliśmy się do salonu, gdzie położyłam głowę na jego ramieniu. Spokojnie wyjaśnił mi, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję, a ja w skupieniu słuchałam każdego jego słowa. Czułam, jak ciężko mu jest, ale wiedziałam, że postąpił słusznie. Resztę wieczoru przesiedzieliśmy wtuleni w siebie wspominając każdą zabawną sytuację, jaka miała miejsce odkąd zaszczepił we mnie miłość do Chelsea. A było tego mnóstwo! – Nigdy nie zapomnę tego, jak próbowałaś swoich sił na bramce, a Didier jednym strzałem złamał ci nos – Zaśmiał się w głos, a ja chcąc nie chcąc mu zawtórowałam.
Dobrze, że nie mam żadnych widocznych śladów! – mruknęłam dając mu kuksańca w żebra.
Kepa by cię wtedy nie zechciał – wytknął mi język, a ja spojrzałam na niego oburzona.
Ale jesteś miły – powiedziała Toni podając nam gorące kakao i siadając po jego lewej stronie. Po krótkiej chwili do salonu wpadli bliźniacy.
W tym momencie brakuje tutaj naszych rodziców, ale cieszę się, że w tej trudnej dla mnie chwili mam przy sobie trzy najważniejsze kobiety oraz najważniejszego mężczyznę w życiu – wyznał obejmując nas wzrokiem. Wzruszona otarłam łzę spływającą po moim policzku. Kochałam moją rodzinę i nigdy, przenigdy nie zamieniłabym jej na żadną inną. Miałam nadzieję, że pewnego dnia dołączy do niej Kepa… I że my stworzymy taką rodzinę z naszymi dziećmi...


***

Witam!

John nie mógł się długo gniewać, bo jeszcze szykuję dla naszych bohaterów nieco inne problemy i zawirowania... ^^ 



(Skoro John zaakceptował jego związek z Rosaline to już może się szczerzyć :D <3)

Bardzo dziękuję za opinie na temat mojego nowego opowiadania :) te entregare mi vida - bardzo zależy mi na zdaniu Was wszystkich :) 

I powiedzcie mi... Kto wymyślił, żeby mecz Chelsea z Manchesterem United był o 13:30? 

Pozdrawiam ;* 

niedziela, 14 października 2018

Osiemnasty

Londyn, 06.10.2018 r.

 Leżałam wtulona w silne ramiona Kepy ciesząc się, że do jego porannego treningu i do rozpoczęcia przeze mnie pracy pozostawało jeszcze trochę czasu. Przychodząc do mnie poprzedniego wieczora od razu wyjawił mi, że Eden odkrył prawdę. Miało to swoje dobre strony, bo nie musiałam mówić mu tego osobiście, jednak wysłałam mu wiadomość z przeprosinami, że dowiedział się w taki sposób. Zupełnie to zignorował życząc nam szczęścia i wspominając o błogosławieństwie, którego wcześniej udzielił Kepie. Cieszyłam się tym, że tak pozytywnie odebrał nasz związek. Teraz, gdy wiedziało o nas coraz więcej osób musiałam w końcu wyznać Johnowi prawdę.
O czym myślisz? – spytał Kepa całując mnie w skroń.
O tym, że muszę powiedzieć o nas bratu… – wyznałam przejeżdżając dłonią po jego umięśnionym torsie. – A coś czuję, że to wcale nie będzie takie łatwe…
Jeśli chcesz to mogę ci wtedy towarzyszyć – powiedział. – Och, Rosaline – Jęknął, gdy zawędrowałam niżej. – Nie mogę znów spóźnić się na trening! – Sapnął wzdychając błogo. Uśmiechnęłam się zwycięsko całując go w usta, co natychmiast odwzajemnił pogłębiając pocałunek. Po raz kolejny zatracilibyśmy się w sobie nawzajem, ale przerwał nam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Spanikowana spojrzałam na Kepę z piskiem wyskakując z łóżka. W biegu zarzuciłam na siebie jego koszulkę, po czym wypadłam z sypialni. Modliłam się w duchu o to, aby to była Toni… Moje modły spełzły jednak na niczym, gdy w kuchni zobaczyłam swojego brata rozpakowującego zakupy.
John? – wydukałam. – Co ty tutaj robisz? – Spytałam ciężko przełykając ślinę.
Chciałem spędzić z tobą trochę czasu i powiedzieć ci o czymś ważnym… I sprawić ci niespodziankę szykując śniadanie! – oznajmił radośnie spoglądając na mnie. Nerwowo obciągnęłam koszulkę Kepy szykując się na najgorsze. – Co ty masz na sobie? – Zapytał podejrzliwie, w chwili, w której z sypialni dobiegł nas głos Hiszpana.
Rosaline, jeśli chcesz się mną nacieszyć przed treningiem to wracaj do łóżka! – krzyknął myśląc podobnie, jak ja, że to Toni wpadła z niezapowiedzianą wizytą.
Co… Co to ma znaczyć? – wyjąkał John wychodząc z kuchni. W korytarzu z impetem zderzył się z Kepą odzianym jedynie w bokserki. Zażenowana zakryłam twarz w dłoniach. – Co tu się dzieje?! – Wrzasnął patrząc na nas. – Wy… Wy… Sypiacie ze sobą?! Od kiedy?! – Warczał gromiąc nas wzrokiem.
John to nie tak… – zaczęłam. – My…
My jesteśmy razem – dokończył za mnie Arrizabalaga, za co posłałam mu wdzięczne spojrzenie. – Od jakiegoś czasu – Oznajmił ściskając moją dłoń.
Jesteście ze sobą od jakiegoś czasu i ja nic o tym nie wiem?! Jak to się stało?! Rosaline, czy ja przed paroma miesiącami nie wyraziłem się jasno?! Żadnych romansów z piłkarzami! Żadnych!
Ale to nie jest romans! – zaprzeczyłam szybko. – Kocham Kepę – Wyznałam.
A ja kocham Rosaline – powiedział Hiszpan. – Naprawdę ją kocham i mogę cię zapewnić, że nigdy jej nie skrzywdzę, bo zależy mi na niej, jak na nikim przedtem – Rzekł.
Przepraszam, że dowiedziałeś się w taki sposób… Chciałam ci o tym powiedzieć wcześniej, ale bałam się twojej reakcji… I słusznie, jak widać! John, naprawdę zależy nam na tym, abyś zaakceptował nasz związek… – szepnęłam patrząc na niego w oczekiwaniu. Na jego twarzy malowała się złość oraz rozczarowanie moją osobą, czego w tej chwili nie mogłam znieść. – John…
Jak mam to zaakceptować?!
John… Przecież zależy ci na moim szczęściu… A ja jestem w tym momencie szczęśliwa. Szczęśliwa, kochana, kochająca… To przy Kepie jest moje miejsce i nic tego nie zmieni. Kocham go, John. Naprawdę go kocham – wyszeptałam walcząc z pojawiającymi się łzami.
A ja naprawdę kocham Rosaline… Nie tak miałeś się o nas dowiedzieć i jest nam wstyd, ale mleko się rozlało, więc pozostaje mieć nam nadzieję, że jednak zaakceptujesz nasz związek. Nas razem – Kepa popatrzył na niego z oczekiwaniem.
Ja… Rosie, jesteś moją małą siostrzyczką, a ciebie miałem za porządnego faceta… A teraz muszę to przemyśleć i ogarnąć, bo jestem na was wściekły! Rose, mimo wszystko rozczarowałaś mnie swoim zachowaniem – powiedział. – Jeśli naprawdę się kochacie to cudnie, ale jeśli nie, to uwierz, że nie zniosę powtórki z Emersona! A teraz żegnam – Warknął i opuścił moje mieszkanie pozostawiając nas z dziwnym uczuciem. Nie tak to wszystko miało wyglądać, nie tak miał się o nas dowiedzieć…
Powtórki z Emersona? – Kepa zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem, a ja uniosłam do góry swoją przerażoną twarz. – Do cholery jasnej, o jaką powtórkę z Emersona chodziło twojemu bratu?! – Krzyknął.
Kepa to nie tak… – jęknęłam spanikowana. – To nic takiego… – Mruknęłam obserwując, jak wściekły zbiera się na trening.
Porozmawiamy o tym później – zadecydował i wyszedł, jak gdyby nigdy nic. Westchnęłam ciężko osuwając się po ścianie i dając upust swoim emocjom. Niech to wszystko szlag jasny trafi!

Londyn, Cobham Training Centre, 06.10.2018 r.

 Wściekły przemierzałem boisko próbując uspokoić szalejące we mnie myśli. Ten dzień nie mógł zacząć się gorzej! Najpierw nakrył nas John, a później powiedział coś, co kompletnie zwaliło mnie z nóg. Moja Rosaline i Emerson? Nie miałem pojęcia, co łączyło ich w przeszłości, bo Rosie nie pokwapiła się, aby mi o tym powiedzieć. Czy byli parą? Jeśli tak, to jak długo się ze sobą spotykali? Czy on podobnie, jak ja przed treningiem budził się w jej ramionach i mógł delektować się jej ciałem, zapachem, dotykiem? Gdy przebiegł obok mnie obrzuciłem go nieprzyjemnym spojrzeniem, po czym udałem się do pozostałych bramkarzy, aby odbyć z nimi tradycyjny trening. Siarczyście zakląłem pod nosem, gdy nie wyszła mi kolejna akcja. Trener zarządził kilka minut przerwy, co przyjąłem z ulgą.
Emerson! – zawołałem Włocha. – Możemy pogadać przez chwilę? – Spytałem zaciskając pięści.
Jasne! Co się dzieje? – zapytał zauważając moje dziwne zachowanie. – Zrobiłem ci coś o czym nie wiem?
Co łączyło cię z Rosaline? – od razu przeszedłem do konkretów. – Byliście parą?
Ja i Rosaline? Parą? Nigdy nie byliśmy razem – powiedział. – A zresztą… Do czego potrzebna ci jest ta wiedza?
Bo do cholery jasnej Rosaline jest moją dziewczyną i chcę, żebyś trzymał się od niej z daleka – warknąłem.
Jesteś w związku z Rosaline?! Tą Rosaline?! – pisnął zaskoczony. – Kepa… Jeśli nie powiedziała ci o nas to widocznie miała powód, ale wiedz, że nie łączyło nas nic poważnego – Zaczął mówić, a ja kilka razy odetchnąłem głęboko, aby się uspokoić. W miarę możliwości oczywiście. – Kiedy pojawiłem się w Chelsea zafascynowałem się jej osobą, ona mną również… Spotkaliśmy się kilka razy i kilka razy się całowaliśmy, ale żebyś zaraz nie zszedł na zawał to od razu mówię, że nigdy nie poszliśmy do łóżka – Odetchnąłem z ulgą słysząc tę ostatnią kwestię. – Nie byłem z nią do końca szczery i nie powiedziałem jej o istnieniu mojej dziewczyny… Przeprosiłem ją za swoje zachowanie oraz ukrywanie prawdy, co przyjęła ze spokojem, bo jak powiedziałem ci wcześniej nie była to żadna głęboka relacja. Od tamtej pory utrzymujemy kumpelskie stosunki nie wracając do przeszłości – Wyjaśnił. Spojrzałem na niego szukając oznak kłamstwa, ale na szczęście żadnych nie dostrzegłem.
Czyli mogę być spokojny, tak? – wolałem się upewnić nie chcąc popaść z nim w żadne niepotrzebne konflikty.
Oczywiście, że tak! – zapewnił mnie. – Kochacie się?
Bardzo – wyznałem przeczesując włosy. – Dziękuję, że powiedziałeś mi to wszystko.
Daj spokój, nie ma sprawy – zaśmiał się głośno. – I gratuluję życząc szczęścia! – Powiedział uśmiechając się szeroko, co mimowolnie odwzajemniłem. Cieszyłem się, że moje najgorsze scenariusze się nie sprawdziły. Musiałem udać się po treningu wprost do Rosaline, aby przeprosić ją za moje poranne zachowanie oraz by zastanowić się nad tym, jak przekonać Johna, aby zaakceptował nasz związek.

Londyn, 06.10.2018 r.

 Będąc w kwiaciarni kilkakrotnie próbowałam skontaktować się z Johnem, ale konsekwentnie odrzucał połączenia. Byłam wściekła na samą siebie! John miał inaczej dowiedzieć się o moim związku z Kepą, Kepa inaczej miał się dowiedzieć o tym, co w przeszłości łączyło mnie z Emersonem, a w jednej chwili wszystko się posypało. Wyładowałam swoją złość na niewinnym bukiecie wyrzucając go do kosza. W drodze do pracy zadzwoniłam do Toni i wyjaśniłam jej całą sytuację. Obiecała jakoś udobruchać męża, co przyjęłam z wdzięcznością. Nie chciałam jednak, aby i jej oberwało się za ukrywani prawdy. Trzeba było powiedzieć mu wcześniej! Chwyciłam do ręki nożyczki, aby przyciąć łodygi storczyków, kiedy do kwiaciarni wszedł Kepa. Zaklęłam rozcinając sobie skórę na palcu.
Auć! – jęknęłam na widok pojawiającej się krwi. Momentalnie zrobiło mi się słabo.
Rosie, co jest? – zaniepokoił się Hiszpan podtrzymując mnie w odpowiednim momencie. – Dobrze się czujesz?
Po prostu… Zdarza mi się mdleć na widok krwi – wyjaśniłam speszona, a on taktownie ukrył śmiech.
Chodź, trzeba to przemyć – zarządził zabierając mnie do łazienki. Tam odpowiednio zajął się moim palcem zakładając opatrunek. – Po bólu? – Zapytał szczerząc się szeroko.
Jak pochuchasz i pocałujesz to przestanie boleć całkowicie – powiedziałam, a on bez wahania spełnił moją prośbę. – Już nie jesteś na mnie zły? – Spytałam wracając do głównego pomieszczenia.
Nie jestem. Uciąłem sobie na treningu pogawędkę z Emersonem i wyjaśnił mi wszystko – oznajmił. – Ale nie rozumiem, czemu ty mi tego nie powiedziałaś…
Bałam się twojej reakcji. Nie łączyło nas nic poważnego i szybko zapomnieliśmy o całej sprawie. Miałam ci to wyznać, ale szukałam odpowiedniego momentu, którego niestety w porę nie znalazłam – mruknęłam.
Rozumiem – szepnął pomagając mi w przestawianiu wazonów. – Ale nie miej już przede mną żadnych tajemnic, dobrze?
Mogę ci to obiecać – zaśmiałam się całując go w policzek. Pierwsze nieporozumienie za nami! Spędził ze mną jeszcze kilka chwil, po czym wyszedł sugerując, abym po pracy udała się do brata, aby porozmawiać z nim na spokojnie. Kiwnęłam głową na znak zgody czując, że John tak łatwo nie odpuści.

 Po pracy błyskawicznie wskoczyłam do samochodu i z piskiem opon opuściłam parking włączając się do ruchu ulicznego. Nie miałam zielonego pojęcia, jak udobruchać Johna. Wiedziałam, że ma prawo się wściekać, że dowiedział się w taki, a nie inny sposób, ale z drugiej strony powinno zależeć mu na moim szczęściu… Westchnęłam ciężko, gdy dotarłam na miejsce. Z sercem chcącym wyskoczyć mi z piersi nacisnęłam dzwonek do drzwi. Otworzyła mi Toni, która objęła mnie mocno życząc powodzenia. Oznajmiła, że John znajduje się w siłowni, więc od razu się tam skierowałam po drodze witając się z bliźniakami. Brat ćwiczył na bieżni nie zwracając na mnie uwagi, mimo że dostrzegł moją sylwetkę w lustrze.
John! – krzyknęłam. – Proszę cię… Nie ignoruj mnie! Porozmawiajmy, jak dorośli ludzie! – Poprosiłam.
To ty nie zachowałaś się dorośle, a wręcz przeciwnie – powiedział schodząc z urządzenia, po drodze chwytając za ręcznik.
Wiem, ale ile razy mam cię przepraszać? Chciałam wyznać ci prawdę w innych okolicznościach, ale los zdecydował inaczej. John, kocham Kepę, a Kepa kocha mnie. Jestem z nim szczęśliwa. Czyż nie to jest najważniejsze? – spytałam połykając łzy.
Owszem, jest – potwierdził. – Ale ja byłbym szczęśliwszy, gdybyś od razu wyznała mi, co jest na rzeczy – Rzekł rzucając mi nieprzyjemne spojrzenie, od którego skurczyłam się w sobie. – Wiem, że jestem nadopiekuńczy, ale twoje dobro jest dla mnie szalenie ważne. Myślałem, że jesteśmy zgranym rodzeństwem, że sobie ufamy… – Westchnął.
Ufam ci, John!
Ale nie na tyle, aby wyznać mi prawdę. Zawiodłem się na tobie Rosie i naprawdę potrzebuję trochę czasu, aby ogarnąć tę sytuację – oznajmił wskazując mi drzwi. Otarłam łzy spływające po moich policzkach i wyszłam, jak mi kazał. Toni posłała mi pełne współczucia spojrzenie i obiecała, że jeszcze raz z nim porozmawia. Podziękowałam jej, jednak wiedziałam, że John ma sporo racji. Spieprzyłam to. Odpaliłam samochód pisząc wiadomość do Kepy. Chciałam spędzić z nim czas przed jutrzejszym wyjazdowym meczem. Pozostawało mi mieć nadzieję, że John wybaczy mi zatajenie przed nim najistotniejszej sprawy w moim życiu…


***

Witam!

I wreszcie o związku Rosaline i Kepy dowiedział się John, który delikatnie mówiąc nie przyjął tego zbyt dobrze... Jak myślicie, ile czasu będzie się fochał? :D 


(No nie wiem, czy powinno mu być tak do śmiechu... ^^)

A tak na serio to bardzo się cieszę widząc go w takim stanie <3 

Po zakończeniu tej historii (ale od razu mówię, że szybko to nie nastąpi :D) planuję nowe opowiadanie o piłce, dlatego zachęcam Was do zapoznania się z bohaterami :) te entregare mi vida :)

Pozdrawiam ;* 

niedziela, 7 października 2018

Siedemnasty

Londyn, Cobham Training Centre, 04.10.2018 r.

 Spóźniony o dobre kilkadziesiąt minut wpadłem do ośrodka treningowego, w którym trener miał nam do przekazania ostatnie wskazówki, co do dzisiejszego meczu. Wiedziałem, że nie uniknę reprymendy, ale cóż mogłem poradzić na to, że Rosaline nie chciała wypuścić mnie z łóżka? Udałem się wprost na boisko, gdzie zastałem milczących, jak groby kolegów oraz Maurizio krążącego nad nimi niczym kat. Przełknąłem ślinę chcąc niepostrzeżenie wmieszać się w tłum, ale tym razem szczęście nie było po mojej stronie.
Arrizabalaga! – warknął, kiedy mnie zobaczył. – Pięćdziesiąt minut spóźnienia! Pięćdziesiąt! – Ostentacyjnie wskazał na swój zegarek. – Zmarnowałeś prawie godzinę, więc… Mów, co masz na swoje usprawiedliwienie!
Przepraszam – mruknąłem patrząc na niego skruszony. – To się już nigdy więcej nie powtórzy – Powiedziałem z pełnym przekonaniem.
To chyba oczywiste! – parsknął Włoch. – Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
Miałem wczoraj urodziny i… – zacząłem, ale nie pozwolił mi dokończyć.
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę! Wystarczy spojrzeć na tych tutaj! – wrzasnął pokazując mi skacowanych kolegów. – Pół drużyny! Co wy sobie myśleliście?! Kogo mam dziś wystawić w pierwszym składzie, skoro wy zapewne nie będziecie w stanie utrzymać piłki przy nodze?!
Będziemy! – odpowiedział Eden zbierając się na odwagę. – Kto tu ma kaca? – Zaśmiał się nerwowo.
Och, Hazard nie kompromituj się! Kto tu ma kaca? Spójrz na swojego przyjaciela! – ruchem głowy wskazał na Davida całego zielonego na twarzy. – Myślał, że nie widzę, gdy wymiotował na parkingu, a później do kosza!
Ale dam radę zagrać! – wybełkotał, a ja spojrzałem na niego ze współczuciem.
Nie będzie cię nawet w kadrze meczowej! – zagrzmiał Sarri. – Nad resztą się zastanowię! A teraz do roboty! – Krzyknął pisząc coś w swoim notesie.
Nie da się ukryć, nieźle zabalowaliśmy – powiedział Emerson. – Ale Luiz urządził się najbardziej… Aż mi cię szkoda, stary! – Poklepał go po ramieniu.
Mi was też… – jęknąłem. – Impreza w środku tygodnia, dzień przed meczem chyba nie była najlepszym pomysłem – Przyznałem.
Daj spokój, było warto! – oznajmił Eden kopiąc piłkę.
Kepa! – zwrócił się do mnie Maurizio, a ja posłusznie potruchtałem w jego stronę.
Tak trenerze? – spytałem bojąc się, że nie wystawi mnie dziś w bramce.
Zaufam ci i postawię dziś na ciebie, ale… – przypatrzył mi się uważnie. – Błagam, zakryj czymś do wieczora te malinki na szyi – Westchnął oddalając się ode mnie. Stęknąłem zażenowany udając się do łazienki. Dlaczego wcześniej ich nie zauważyłem?!

Londyn, Stamford Bridge, 04.10.2018 r.

 Siedziałam na trybunach przypatrując się rozgrzewce piłkarzy. Słyszałam, że trener dał im rano popalić, czemu ani trochę się nie dziwiłam. Jednak połowę winy ze względu na Kepę wzięłam na siebie. Cóż… Rano nie mogłam się powstrzymać i na dłużej zatrzymałam go w łóżku. Dobrze, że Maurizio dał mu szansę! David nie miał tyle szczęścia i markotny siedział rząd niżej. Ale niech lepiej dojdzie do siebie przed niedzielnym meczem i tam udowodni swoją wartość.
Siostrzyczko, skąd u ciebie taka zmiana? – spytał siedzący obok mnie John, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. – Nigdy nie byłaś zwolenniczką zakładania klubowego szalika na mecz – Wyjaśnił, a Toni taktownie zakryła usta dłonią, aby powstrzymać śmiech.
Ach, szalik! – lekko uderzyłam się w czoło. – Zmieniam nawyki – Uśmiechnęłam się szeroko do brata maskując zdenerwowanie. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że musiałam czymś zakryć ślady, kolejny już raz zostawione przez Kepę na mojej szyi. – Poza tym jest już październik… Robi się coraz zimniej – Tłumaczyłam dalej nie zważając na zaskoczenie malujące się na jego twarzy. – Och, braciszku nie drąż tematu! – Powiedziałam przytulając się do niego. Podziałało, bo odpuścił odwzajemniając uścisk. Paręnaście minut później sędzia obwieścił początek meczu Chelsea z węgierskim zespołem MOL Vidi. Kilku piłkarzy obecnych wczoraj na urodzinach Kepy rozpoczęło spotkanie na ławce rezerwowych. Pierwszy strzał na bramkę z naszej strony padł dopiero w dziewiątej minucie, kiedy to groźny kontratak wyprowadził Pedro oddając przed polem karnym piłkę Willianowi. Brazylijczyk bez problemu zwiódł jednego z obrońców, jednak piłka minęła bramkę obok lewego słupka. Minutę później, świetną indywidualną akcją popisał się Emerson, ale jego uderzenie przeleciało nad poprzeczką. Kolejny groźny strzał Williana zakończył się rzutem rożnym. Jęknęłam spoglądając na Johna, który z zapartym tchem patrzył na to, co dzieje się na boisku. Chelsea miała jeszcze kilka świetnych okazji do objęcia prowadzenia, ale obrońcy węgierskiej drużyny skutecznie im to uniemożliwiali. Przed końcem pierwszej połowy zawodnik gości znalazł się w dogodnej sytuacji, aby pokonać Kepę, lecz jego uderzenie było zbyt słabe, a Hiszpan pewnie złapał piłkę w dłonie. Kiedy piłkarze schodzili do tunelu uśmiechnęłam się do Kepy, co natychmiast odwzajemnił. John podchwycił nasze zachowanie, ale nic nie powiedział, tylko oczywiście opuścił trybuny udając się do szatni.
Rozumiem, że prezent, jakim obdarzyłaś Kepę okazał się nad wyraz owocny – szepnęła konspiracyjnie Toni unosząc zabawnie brwi ku górze.
Był zadowolony – wyszczerzyłam się szeroko. – Strasznie mi gorąco w tym szaliku! – Jęknęłam wachlując się dłonią.
Cóż… Kepa mógł zostawić swoje ślady nieco niżej… – mrugnęła do mnie rozbawiona. – Mógłby wziąć przykład z Johna… – Westchnęła rozmarzona.
Toni! – pisnęłam oburzona i trąciłam ją w ramię. – Bez takich szczegółów, proszę! – Zawołałam błagalnie, a ona zaśmiała się głośno.
Dobrze, już dobrze… Może ściągnij choć na chwilę ten szalik, co? – zaproponowała obserwując moje zarumienione policzki.
Wykluczone! John może nadejść w każdej sekundzie… Wiesz, co wtedy by się działo?
Och, wiem! Ale… Myszko, zdajesz sobie sprawę, że już niedługo będziesz musiała wyznać mu prawdę? – spytała patrząc na mnie uważnie.
Wiem… – pokiwałam głową. – Ale liczę na twoje wsparcie!
Rozumie się samo przez się! Już ja wiem, jak go przekabacić… – oznajmiła, a ja posłałam jej spojrzenie pełne dezaprobaty. Takich szczegółów z życia mojego brata i Toni nie chciałam znać! Bratowa jedynie uśmiechnęła się niewinnie, po czym zaczęła zaśmiewać się z żartów Davida, który jako pierwszy wyłonił się z tunelu. Chwilę później sędzia użył gwizdka, aby rozpocząć drugą połowę spotkania. Już w jej pierwszych minutach groźny strzał na naszą bramkę oddał pomocnik MOL Vidi, ale na całe szczęście Kepa popisał się świetną interwencją ratując wynik. Odetchnęłam z ulgą obserwując jego poczynania. Zdecydowanie był jednym z najlepszych na boisku! Minuty mijały, a Niebiescy nadal nie mogli przedrzeć się przez obronę gości. Zmiany wprowadzone przez trenera dodały trochę świeżości, ale nie zmieniły wyniku. Z ciężko bijącym sercem obserwowałam przeciwnika zmierzającego z piłką do naszej bramki, przy której chwilę później zrobiło się nie małe zamieszanie, a wszystko przez owego piłkarza, który kopnął Kepę w twarz. Kibice zgromadzeni na stadionie wrzasnęli z oburzenia, co w pełni rozumiałam, bo sama wstałam ze swojego miejsca zakrywając twarz dłońmi. To kopnięcie zdecydowanie wyglądało na groźne! Z widocznym napięciem obserwowałam, czy z Hiszpanem wszystko dobrze, a gdy wstał o własnych siłach odetchnęłam i z ulgą opadłam na siedzenie. John spojrzał na mnie zdziwiony i marszczył brwi nie wiedząc, co sądzić o moim poczynaniu, a Toni odwróciła głowę w bok, by ukryć chichot. Niewinnie wzruszyłam ramionami chcąc uspokoić szybko bijące serce. Jeszcze chwila, a sama zdemaskuję się swoim zachowaniem! W końcu, w 69. minucie spotkania piłkę do bramki wpakował Alvaro Morata, za co wszyscy nagrodzili go gromkimi brawami. Wynik 1-0 utrzymał się do końca spotkania, a Chelsea mogła cieszyć się kolejnym zwycięstwem w Lidze Europy.
Jesteśmy najlepsi! – krzyknęłam wieszając się Johnowi na szyi.
A ty jesteś świrnięta – powiedział dając mi buziaka w czoło. Uśmiechnęłam się do niego na ten gest, po czym w akompaniamencie kibiców opuściliśmy stadion. Miałam zobaczyć się z Kepą w mieszkaniu, czego już nie mogłam się doczekać. Ach, ta miłość!

Londyn, 05.10.2018 r.

 Po popołudniowym treningu wpadł do mnie Eden chcący omówić sprawę prezentu urodzinowego dla Alvaro. Kompletnie nie miałem pomysłu na nic, ale dobrze się składało, że do tego dnia pozostawało jeszcze dużo czasu.
A nie może po prostu dostać specjalnego prezentu od swojej żony? – podsunąłem przypominając sobie Rosaline ściągającą z siebie tę niesamowicie seksowną sukienkę.
Ach, wy Hiszpanie! – oburzył się Belg. – Może sam byś się pochwalił czyjego autorstwa są te malinki na twojej szyi, skoro nie jesteś już z Andreą? – Zapytał, a ja odwróciłem głowę unikając jego spojrzenia. – Nie było tematu! – Powiedział.
Obiecuję, że niedługo się dowiesz – oznajmiłem kierując się do łazienki.
Trzymam cię za słowo! – parsknął. – Hej, masz może najnowszą Fifę?! – Krzyknął.
Jasne! Jest w pokoju! – odpowiedziałem głośno myjąc ręce. Kiedy opuściłem pomieszczenie dobiegł mnie pisk Edena. Cholera jasna! – Eden… – Zacząłem niepewnie wchodząc do sypialni.
Ty… Ty i Rosaline?! – zapiszczał spoglądając na tapetę mojego laptopa, którą było zdjęcie mojej dziewczyny. – Jak… Co… Jak to w ogóle możliwe?! – Na przemian otwierał i zamykał usta nie dowierzając w to, co widzi.
Tak… Ja i Rosaline – przyznałem pokonany, bowiem nie było sensu już zaprzeczać.
To jej robota?! – wskazał dłonią na moją szyję. – A ślady na jej szyi sprzed jakiegoś miesiąca to twoja sprawka?! – Zapytał kręcąc głową.
Tak… – jęknąłem zażenowany całą tą sytuacją. – Eden…
Zaraz, zaraz! To z nią uprawiałeś seks w szatni?! – zawył opadając na fotel. Wachlował się dłonią, aby dojść do siebie. – Muszę to ogarnąć… Ty i Rosaline… Moja mała dziewczynka… – Stęknął łapiąc oddech. – John wie?!
Jeszcze nie… Rosaline zbiera się w sobie, aby powiedzieć mu prawdę, więc miałbym prośbę, abyś niczego nikomu nie wypaplał – poprosiłem spoglądając na niego błagalnie.
Oczywiście! Kto jeszcze o was wie? – dopytał, a ja wyrecytowałem mu listę z głowy. – Moja żona?! Moja żona, matka trójki moich dzieci?! David, mój przyjaciel, którego trzymałem za włosy, gdy zwracał z siebie alkohol? Co za zdrajcy!
Eden… Zrozum ich, nie chcieli nam zaszkodzić – mruknąłem.
Wiem, wiem… Och, Kepa… Gratuluję! – krzyknął wstając i objął mnie po przyjacielsku. – Nie mogłeś lepiej trafić!
Zdaję sobie z tego sprawę – zaśmiałem się. – I dziękuję! Mam nadzieję, że John będzie tego samego zdania…
Rosie to jego mała siostrzyczka, a on jest względem niej szalenie nadopiekuńczy, ale… Myślę, że da wam swoje błogosławieństwo! – stwierdził Belg z pełnym przekonaniem.
Oby – westchnąłem przeczesując włosy. – To, co… Gramy? – Spytałem wskazując na grę w jego dłoniach.
Jasna sprawa! – oznajmił. – Ma się rozumieć, że piwko chłodzi się w lodówce? Potwierdziłem kiwnięciem głowy, po czym usiadłem na kanapie odpalając sprzęt. O moim związku z Rosaline wiedziało coraz więcej osób i wiedziałem, że zbliża się ten moment, w którym John pozna prawdę. Cholernie się tego bałem, ale zdecydowanie mogłem zapewnić go o swoich uczuciach do Rosie… Bo, do cholery, kochałem ją ponad wszystko.


***

Witam! 

Eden się dowiedział... Teraz czas na Johna! :D 

(Na szczęście z twarzą Kepy wszystko jest tak :D)



(Tapeta Kepy ^^ )

I wiadomość z ostatniej chwili... W dniu dzisiejszym John zakończył swoją bogatą oraz piękną karierę piłkarską, więc z tego miejsca DZIĘKUJĘ mu za wszystko! <3 



Captain. Leader. Legend. 
<3

Pozdrawiam ;*