wtorek, 13 listopada 2018

Dwudziesty piąty

Hiszpania, Ondarroa, 13.11.2018 r.

 – Już jesteśmy! – krzyknął Kepa z przestronnego holu. Żeby choć na chwilę uspokoić skołatane nerwy z zaciekawieniem rozglądałam się wokół i podziwiałam wnętrze. Przełknęłam głośno ślinę słysząc kroki na panelach. – Rosaline, uspokój się – Cmoknął mnie w policzek dodając jako takiej otuchy.
Boję się – mruknęłam spuszczając wzrok w dół. – Naprawdę, nigdy nie byłam aż tak zestresowana, jak w tej chwili…
Zupełnie niepotrzebnie – usłyszałam rozbawiony głos, zapewne taty Kepy. – Miło mi cię w końcu poznać, jestem Peio – Przedstawił się posyłając mi pełen ciepła uśmiech.
Taak… Dziękuję! Mi pana również, ja jestem Rosaline – wydukałam. Po chwili, zupełnie się tego nie spodziewając objął mnie serdecznie. Pachniał domem. Momentalnie poczułam, jak kamień ciążący mi na sercu opada i roztrzaskuje się w drobny pył.
Mój syn miał rację… Jesteś piękną kobietą i widzę po twoich oczach, że kochasz go bezgranicznie – oznajmił wypuszczając mnie z objęć.
Dziękuję… – powtórzyłam ponownie. – Tak, to prawda – Przytaknęłam z uśmiechem.
Rosie! – po kilku sekundach tonęłam w mocnym uścisku Abi. – Bardzo się cieszę, że Kepa namówił cię na przyjazd tutaj! – Krzyknęła rozemocjonowana.
Nie było łatwo – zaśmiałam się, a pozostała trójka mi zawtórowała.
Rozgość się, odpocznijcie trochę… Z obiadem zaczekamy, aż mama wróci z pracy – wyjaśnił. Pokiwałam głową na znak zrozumienia.
Rosie, koniecznie musisz poznać pupili Kepy! – Abi chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Po chwili znalazłam się na piętrze niepewna tego, kogo zobaczę.
Abi, daj sobie spokój! – wrzasnął z dołu, jednak sekundę później znalazł się obok nas. – Rosie na pewno chce odpocząć… Na pewno jest zmęczona – Trajkotał, a ja spojrzałam na niego rozbawiona.
Co ty przede mną ukrywasz, Arrizabalaga?
No nie gadaj, że nie powiedział ci o swojej największej pasji! Poza piłką rzecz jasna! – zmierzyła brata krytycznym wzrokiem, po czym prychając pod nosem otworzyła jedne z drzwi. – Oto oni! – Ruchem dłoni wskazała na trzy, znajdujące się w klatkach ptaszki. Ptaszki?
Ptaszki? – spytałam zdezorientowana. – O co chodzi?
Och, bo chodzi o to, że… – zaczął Kepa.
To ja wam nie przeszkadzam, idę pomóc tatkowi w obiedzie! – pisnęła Abi i tyle ją widzieliśmy.
Mała zdrajczyni – mruknął pod nosem, a ja kładąc dłonie na biodrach popatrzyłam na niego z uwagą. – Dobrze… – Wziął głęboki oddech. – Gdy byłem mały tata zaraził mnie swoją pasją… Razem polowaliśmy, wychowywaliśmy i trenowaliśmy ptaki… To jest szczygły, tutaj u nas, w Kraju Basków – Wyjaśnił patrząc za okno.
Przepraszam, możesz powtórzyć? Uczyłeś śpiewać ptaki? Śpiewałeś im? – dopytałam próbując opanować drżenie ciała. Na próżno. Po chwili, nie mogąc się powstrzymać parsknęłam głośnym śmiechem.
Och, dziękuję ci bardzo, Rosie! – fuknął.
Oj no już, nie gniewaj się na mnie! – opamiętałam się w miarę szybko. Otarłam łzy z kącików oczu i spojrzałam na niego ckliwie. – Jesteś uroczy, jak się rumienisz! Ale pochwal się… Skoro wraz z tatą je trenowaliście to wygraliście jakiś konkurs? – Spytałam zaciekawiona.
A i owszem – odpowiedź otrzymałam od taty Kepy, który niespodziewanie zjawił się obok nas. – Gdy Kepa miał dziewięć lat wygrał po raz pierwszy, później powtórzył ten sukces mając lat trzynaście… Oczywiście było jeszcze sporo tych nagród – Poklepał syna po ramieniu. Ten z uśmiechem wpatrywał się w ptaszki.
Nadal nie rozumiem, czemu mi o tym nie powiedziałeś! Jak się nazywają? – dopytałam podchodząc bliżej. Były śliczne!
Oker, Rocky i Raikkonen – odparł z dumą, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Dzieciaki, czas zejść na dół – powiedział po chwili pan Peio. – María wróciła.
Gdy zostawił nas samych jęknęłam bezgłośnie. Kepa mocno ścisnął moją dłoń przekazując mi tym gestem, że wszystko będzie dobrze. Oby naprawdę tak było…

 Wchodząc do jadalni od razu spostrzegłam elegancką kobietę wpatrującą się we mnie z jawną niechęcią. Przełknęłam głośno ślinę szykując się na najgorsze.
Dzień dobry – wyjąkałam robiąc krok w jej stronę. – Jestem Rosaline, miło mi panią poznać – Powiedziałam uśmiechając się do niej niepewnie.
Dzień dobry – odparła oschle. – Witaj synku, miło, że nas odwiedziłeś – Podeszła do Kepy i pocałowała go w policzek. Obok mnie przeszła tak, jakbym nie istniała.
Mamo… – westchnął Kepa, ale jego rodzicielka nic sobie z tego nie zrobiła, tylko usiadła do stołu. Kiedy pan Peio i Abi podali obiad, my również poszliśmy za śladem pani domu. Chwyciłam sztućce i zaczęłam jeść, jednak nie byłam w stanie przełknąć ani kęsa. Potrafiłam zrozumieć jej niezbyt przychylne nastawienie, ale żeby nawet nie zadała sobie trudu, by mnie poznać? Obiad upłynął w gęstej atmosferze. Tata Kepy próbował ratować sytuację, za co byłam mu wdzięczna. Z wielką chęcią odpowiadałam na jego pytania, uśmiechałam się, inicjowałam rozmowę.
Jesteś kwiaciarką, tak? – spytała w pewnym momencie mama Kepy obserwując mnie uważnie.
Tak – oparłam.
Cóż, to niezbyt ambitny zawód. Ukończyłaś jakieś studia, czy może w przyszłości chcesz zostać utrzymanką mojego syna? Andrea, w przeciwieństwie do ciebie miała wyższe wykształcenie… – powiedziała, a ja poczułam się tak, jakbym dostała w twarz.
Mamo! – warknął Kepa podnosząc się z miejsca. – Nie masz prawa obrażać Rosaline, rozumiesz? Kim jesteś, żeby to robić? Kiedy do ciebie dotrze, że Andrea jest moją przeszłością i nic ani nikt nie zmusi mnie do powrotu do niej? Kocham Rosie, Rosie kocha mnie. Jesteśmy razem szczęśliwi… Nie potrafisz tego zaakceptować? Dlaczego? Dlaczego tak usilnie próbujesz zniszczyć moje szczęście? – Wybuchnął. Abi spojrzała na mnie przepraszająco, jakby była cokolwiek winna.
Rozumiem pani niechęć do mnie, ale… Nie rozumiem, co ma na celu obrażanie mnie. Tak, jestem kwiaciarką. Kwiaty i wszystko inne z nimi związane są moją pasją. Mam pracę, którą kocham. Nie potrzebuję studiów, ani wyższego wykształcenia, by osiągnąć coś w życiu, bo już to zrobiłam. Nie obchodzi mnie Andrea, nie obchodzi mnie jej pozycja. Obchodzi mnie to, jak traktowała pani syna, o czym pani zapewne nie wie, bo od razu wzięła jej stronę. Gdybym chciała zostać utrzymanką piłkarza już dawno bym to zrobiła, w końcu obracam się w ich towarzystwie od dziecka. Kocham pani syna najbardziej na świecie, on kocha mnie. Jesteśmy razem i to się nie zmieni. Mam nadzieję, że pewnego dnia zaakceptuje mnie pani i że dojdziemy do porozumienia – wyrzuciłam z siebie, czym wprowadziłam ją w niemałe osłupienie. Pan Peio mrugnął do mnie w uznaniu.
Chodź, Rosaline… Przejdziemy się – Kepa wyciągnął dłoń w moim kierunku, a ja po uprzednim pożegnaniu się z innymi domownikami chwyciłam ją. Z nim wszystko było prostsze.

 W ciszy przerywanej jedynie szumem wiatru spacerowaliśmy po rodzinnej miejscowości Kepy. Gdy wyszliśmy z domu przeprosił mnie za zachowanie swojej mamy, lecz wina nie leżała po jego stronie. Zapewniłam go, że nic mi nie jest, jednak było mi przykro z powodu tego, co mi zarzuciła. Nie znała mnie i nie miała prawa mówić mi takich rzeczy. Będzie niezwykle ciężko przekonać ją do siebie, o ile w ogóle mi się to uda. Na razie byłam w głębokim cieniu Andreii, którą wystawiła na piedestał. Dobrze, że choć Abi i pan Peio mnie polubili. Gdyby nie oni od razu wróciłabym do Londynu.
To mój pierwszy klub piłkarski – powiedział Kepa wskazując na budynek przed nami. – Aurrerá Ondarroa – Westchnął z nostalgią.
Czyli to tutaj zrozumiałeś, że chcesz się rzucać między słupkami, jak wariat? – zaśmiałam się opierając głowę na jego ramieniu.
Tak mi się wydaje – przytaknął. – Wtedy marzenia o byciu bramkarzem w reprezentacji narodowej oraz w jednym z czołowych klubów na świecie wydawały mi się tak odległe… A teraz…
Osiągnąłeś to wszystko dzięki swojemu talentowi, ciężkiej pracy oraz determinacji – oznajmiłam. – Poddawanie się nie leży w twojej naturze.
Zdecydowanie! Gdybym się poddał to nie miałbym ciebie – szepnął mi do ucha, a ja poczułam w sercu niezwykłe ciepło.
Czaruś! – prychnęłam. Zaśmiał się jedynie, po czym udaliśmy się na dalsze zwiedzanie. Ondarroa miała w sobie niezwykły urok. Uliczki, malownicze budynki, woda, która chlupotała wokół… Było tutaj tak spokojnie, tak inaczej niż w moim rodzinnym Londynie. Zachwycałam się widokami i co jakiś czas przystawałam, by zrobić zdjęcia tym zapierającym dech w piersiach miejscom. – Pięknie tutaj! – Oznajmiłam oczarowana, gdy znaleźliśmy się na moście.
To Puente Viejo – wyjaśnił mi Kepa, gdy wpatrywałam się w rozpościerające się przed nami widoki. – Stary kamienny most, z tego, co pamiętam z XVIII wieku. Tata wspominał mi kiedyś, że kilkakrotnie ulegał zniszczeniu. Został oczywiście zrekonstruowany i tylko jego kawałki są oryginalną częścią – Gdy opowiadał słuchałam go w skupieniu. Mogłam śmiało powiedzieć, że zakochałam się w tym miejscu. – Zbierajmy się już, dobrze? Na wieczór przygotowałem coś specjalnego – Puścił mi oczko, a ja zachichotałam.
Dobrze panie przewodniku. Z panem wybiorę się nawet na koniec świata!

 Po godzinie jazdy samochodem dotarliśmy na miejsce. Kepa zaparkował swoje cacko, a ja z szeroko otwartą buzią opuściłam pojazd.
Gdzie my jesteśmy? – szepnęłam urzeczona widokiem zachodzącego słońca.
Zumaia, Playa de Itzurun – odpowiedział zadowolony z siebie. – Nie mogłem cię tutaj nie zebrać – Dodał chwytając moją dłoń w swoją.
Cudnie tu! – pisnęłam.
Jest to jeden z najbardziej spektakularnych obszarów, pionowe klify oraz wapienne ściany bardzo przyciągają zwiedzających, czemu absolutnie nie można się dziwić. Jeśli ktoś się na tym zna, to z góry można obserwować zjawiska geologiczne, zwane fliszami spowodowane erozją morza na przestrzeni lat – powiedział tonem znawcy, a ja chłonęłam każde jego słowo. W życiu, w najmniej oczekiwanych momentach zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. – Widzisz, jak bardzo złoty jest tutaj piasek?
Widzę – wymruczałam nachylając się, by chwycić garść w dłonie. – Jest to absolutnie urzekające miejsce! – Wykrzyczałam wpatrując się w fale rozbijające się o brzeg oraz wsłuchując się w ich szum zmieszany z szumem wiatru.
Ściągamy buty? – zaproponował, a ja spojrzałam na niego przerażona. Po chwili jednak dotarło do mnie, że znajdujemy się w Hiszpanii i jest to absolutnie normalne zjawisko. – Chyba nie jesteś tchórzem, co? – Poruszył brwiami ściągając obuwie. Oburzona wytknęłam mu język i zrobiłam to samo. Zamoczyliśmy stopy w wodzie ruszając w nieznane.
Dziękuję, że mnie tu zabrałeś – pocałowałam go w policzek zatrzymując się w pewnym momencie. Kepa objął mnie w pasie, a ja oparłam się o niego plecami. Zadowolony cmoknął mnie w szyję. Po krótkiej chwili, jak zaczarowana wpatrywałam się w chowające się na tle Atlantyku słońce.

Ondarroa, 14.11.2018 r.

 Zgodzenie się na pozostanie w domu rodzinnym Kepy do czasu zakończenia kolejnej rundy UEFA Nations League było z mojej strony niezbyt mądrym posunięciem, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę się z tym zmierzyć. Kepa wyjechał z samego rana do Madrytu pozostawiając mnie w towarzystwie jego rodziców oraz Abi. Może przez ten czas jakoś zdołam przekonać do siebie panią Maríę? Odświeżona i ubrana zeszłam na dół z nadzieją, że Abi będzie już na nogach. Moja nadzieja spełzła jednak na niczym, gdy zobaczyłam krzątającą się po kuchni panią domu. Momentalnie zdrętwiałam nie wiedząc, co zrobić. Od razu zostałam rzucona na głęboką wodę.
Dzień dobry – przywitałam się stojąc, jak ostatnia sierota.
Dzień dobry – odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. Uśmiechnęła? – Rosie… – Zaczęła. – Chciałam cię przeprosić za swoje zachowanie oraz słowa, które wypowiedziałam. Nie miałam prawa… Po waszym wczorajszym wyjściu zrozumiałam, że przesadziłam, a mój kochany mąż tylko mnie w tym utwierdził. Cóż… Przywiązałam się do Andreii przez te pięć lat, jednak wczoraj wieczorem, gdy wróciliście porozmawiałam z Kepą. Przedstawił mi całą sytuację z jego punktu widzenia i doszłam do wniosku, że Andrea również nie była bez winy. Szczęście moich dzieci jest dla mnie najważniejsze. Wiem, że Kepa cię kocha, wiem, że ty kochasz mojego syna. Widzę to. Dlatego… Może zaczniemy naszą znajomość od nowa? – Spytała, a ja z szoku nie wiedziałam, co powiedzieć. – Rosie?
Tak, oczywiście! – oprzytomniałam. – Dziękuję za danie mi szansy!
Nie masz za co, dziecko – podeszła bliżej i objęła mnie. Uśmiechnęłam się ciepło na ten gest. Momentalnie zrozumiałam, że wszystko się ułoży.
Witaj oficjalnie w naszej rodzinie! – usłyszałam głos pana Peio. Zaśmiałam się na te słowa oraz, kiedy spostrzegłam schowaną pod jego ramieniem Abi. – Nic tylko czekać na ślub i wnuki… Niekoniecznie w takiej kolejności – Zachichotał.
Peio!

Ondarroa, 19.11.2018 r.

 Dni spędzone w domu rodzinnym mojego ukochanego zdecydowanie wyszły mi na dobre. Pani María okazała się być niezwykle ciepłą oraz sympatyczną kobietą. Pan Peio był niezłym żartownisiem, a Abi była po prostu sobą. Wspólnie oglądaliśmy zmagania Hiszpanii, najpierw z Chorwacją, a później z Anglią. Podczas tego drugiego spotkania miałam rozdarte serce, ale byłam dumna z Kepy, który został wystawiony w wyjściowym składzie. Nareszcie wygryzł z bramki De Geę! Hiszpania wygrała oba mecze, a ja cieszyłam się radością Kepy. Dziś mieliśmy razem wrócić do Londynu. Mimo tak miło spędzonych tutaj chwil stęskniłam się za moją rodzinką. Gdy żegnałam się z domownikami obiecałam wszystkim, że niedługo na pewno się spotkamy. Cóż, może nawet w większym gronie. Przyrzekli wpaść do Londynu, kiedy tylko znajdą wolny czas. Trzymałam ich za słowo!
Przed waszym wyjazdem ktoś chciałby się z wami zobaczyć… – powiedziała niepewnie pani María, gdy żegnaliśmy się z pupilami Kepy.
Kto? – Arrizabalaga zmarszczył brwi.
Ja – usłyszawszy głos Andreii zamarłam. – Przyjechałam, żeby się pożegnać.
To ja was zostawię – mama Kepy taktownie opuściła pomieszczenie.
Wiem, że między nami już wszystko skończone – zwróciła się do Kepy. – Wiem, że nawaliłam mieszając między tobą, a twoją mamą… Nie miałam do tego prawa. My to już przeszłość...Nie zapomnę o tobie tak łatwo, ale trzeba ruszyć do przodu, prawda? – Spytała, a Kepa pokiwał głową. – Nigdy cię nie polubię, Rosaline, choć kiedyś wydawało mi się, że to zrobiłam – Powiedziała patrząc na mnie.
Nie martw się, ja ciebie też nie – odparłam. Hiszpan stojący obok mnie stłumił chichot.
Tak… Chcę, żebyście tylko wiedzieli, że nie będę już mieszać. Nic tym nie zyskam…
Zostawię was samych – oznajmiłam po chwili. Nie chciałam uczestniczyć w ich pożegnaniu. – Żegnaj, Andrea – Powiedziałam i wyszłam przed dom, gdzie jeszcze raz pożegnałam się z Abi. Parę minut później na zewnątrz wyszedł Kepa taszcząc swoją walizkę.
Załatwione! – zawołał. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem. Wizyta w Hiszpanii wypadła znacznie lepiej niż się spodziewałam. Teraz bez przeszkód mogłam wracać do domu z Kepą. – Kocham cię, Rosie.
Ja ciebie też kocham, Kepa…


***

Witam! 

Coś długo wyszło, ale mam nadzieję, że dotrwałyście do końca :) Oficjalnie żegnamy się z Andreą! :D Cieszycie się? ^^ 
Tak, jak zapowiadałam w kolejnym mały przeskok w czasie :) 


(Historia z ptaszkami autentyczna <3)




Pozdrawiam ;* 

4 komentarze:

  1. Nic dziwnego, że Rosaline stresowała się wizytą w rodzinnym domu ukochanego i poznaniem jego rodziców. Zwłaszcza po odegranym przez Andreę przedstawieniu.
    Na szczęście pan Peio od razu ją zaakceptował i bardzo polubił. Nie wiedząc żadnych przeciwwskazań dla jej związku z Kepą. Dzięki czemu Rose mogła odetchnąć, przynajmniej na moment i przy okazji poznać mały sekret Kepy. Czyli jego pupilów. 😁 Które tak bardzo starał się przed nią ukryć. Zamiast pochwalić się swoimi licznymi sukcesami. 😀
    Z panią Marią jednak tak, jak się spodziewałam na początku nie było za miło... Powiedziała sporo przykrych słów Rose. Podziwiam dziewczynę, że potrafiła wytrwać je w takim spokoju i zdobyć się na taką odpowiedź. Wielkie brawa dla niej!
    Na szczęście to dało do myślenia mamie Kepy. Spojrzała na całą sytuację z innej perspektywy i nareszcie wysłuchała syna. Zaczynając rozumieć, że także Andrea dołożyła swoją cegiełkę do rozpadu ich związku. W dodatku przeprosiła Rosaline i od nowa rozpoczęła z nią relację. Czego na pewno nie pożałuje.
    Kepa postanowił tym razem zabawić się w przewodnika i niczym największy znawca oprowadzał Rose po swoich rodzinnych stronach. Świetnie spędzając przy tym czas.
    Wspaniale się czyta o ich szczęściu i olbrzymim uczuciu jakie ich połączyło. Są naprawdę idelanie dobraną parą.
    Obawiałam się tego niespodziewanego pojawienia Andrei. Chodziło jednak tylko o pożegnanie. Dobrze, że w końcu pogodziła się z rozstaniem z Kepą i nie będzie się próbowała mścić. Próbując mu w jakiś sposób zaszkodzić.
    Wygląda na to, że wszystko zaczyna się układać. Dlatego też czekam na ten przeskok w czasie, bardzo ciekawa co takiego może nam przynieść. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Z góry przepraszam ,będzie krótko. Jestem w trakcie upychania wszystkiego w walizce. Za parę godzin stawiam się w Wiśle 😊 Ale nie mogłam powstrzymać się od przeczytania.
    Ojciec Kepy od razu zaakceptował Rose . Co na pewno dodało jej otuchy . Niestety powitanie z jego mama nie byli już takie miłe. Rose jednak doskonale sobie poradziła. Mówiąc jej to co myśli i czuje.
    Bardzo się ciszę że jego mama tak szybko zrozumiała swój błąd i po szczerej rozmowie z synem zaakceptowała Rose. Do tego w końcu pozbylismy się Andrei😉😉😉 czy może być coś lepszego?
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Są i ptaszki :D Boże, zanim Ci o nich napisałam to musiałam się wyśmiać wyobrażając sobie śpiewającego Kepę! Jak widać Rosalie miała taką samą reakcję :D No ale! To urocze, ale i zabawne. Ja nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje, a co dopiero, że może zajmować się nimi taki ktoś jak Kepa :D Biedaczek trochę obawiał się reakcji swojej ukochanej, ale Abigail wzięła sprawy w swoje ręce, a tatuś jeszcze wychwalił :D
    Jak widać matka Kepy z początku nadal zachowywała się jędzowato, będąc pod wpływem Andreii. Wypowiedziała bardzo przykre i niesprawiedliwe słowa. Bycie kwiaciarką to wcale nie jest nic prostego, trzeba mieć gust i spryt w rękach. Rosalie ma cudowną pasję, która sprawia jej przyjemność, co jest najważniejsze. Ma własny biznes, co powinna kobieta pochwalić, a nie porównywać do byłej dziewczyny syna. Wykształcenie to nie wszystko! Jednak na całe szczęście kobieta przeprowadziła poważną rozmowę z Kepą, który przedstawił jej swoją wersję. Powinna tak zrobić od razu, a nie naskakiwać na niego i jego wybrankę. Ale ... najważniejsze że przeprosiła Rosalie i kobiety dały sobie drugą szansę :) W końcu obydwie kochają Kepę nad życie i jego szczęście powinno być dla nich priorytetem.
    Andrea ;o Coś czuję, że z własnej woli się nie pojawiła, a maczała w tym palce matka Kepy. Zapewne kobieta była bardzo rozczarowana tym, jak dziewczyna ją zmanipulowała i kazała przyznać się co nie co do swojej winy. W końcu niewinna wcale nie była.
    Ale najlepszą częścią i tak była wycieczka po rodzinnej miejscowości i Kepa w roli przewodnika :D To było dla niego na pewno ważne, aby pokazać ukochanej swoje ukochane miejsca. I zrobił to bardzo profesjonalnie :D Fuchę na przyszłość na załatwiona :P
    Baskonia jest piękna <333 (I fajne chłopaki stamtąd są xD)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na wstępie chcę przeprosić za spóźnienie, ale ostatnie dni są dla mnie naprawdę zwariowane i już na przykład wiem, że nie wyrobię się z rozdziałem u siebie.
    Ale to nie oznacza, że nie mogę się cieszyć szczęściem Rosaline i Kepy. Super, że rodzina piłkarza zaakceptowała jego nową partnerkę. Oczywiście nie od razu było kolorowo. Mama Kepy naprawdę podniosła mi ciśnienie.Co ona sobie w ogóle myślała podważając intencje Rose i ją obrażając. Rozumiem, że może była przywiązana do Andrei i może wolałaby, by Kepa nadal z nią był, ale chyba dla rodzica najważniejsze jest szczęście dziecka. A na kilometr widać, że Kepa i Rosaline są dobraną parą.
    Choć oczywiście na pewno jest w tym trochę wina Andrei. Dobrze, że Kepa poważnie porozmawiał z mamą i wszystko jej wyjaśnił. Inaczej mogłoby się zrobić naprawdę niefajnie, a tak to kobieta przeprosiła Rosaline i teraz obydwie świetnie się dogadują. Co niewątpliwie jest ważne, biorąc pod uwagę poważne plany naszej młodej pary.
    O pozostałej części rodziny nawet nie warto pisać, bo to było oczywiste, że zaakceptują Rose. Abigail uwielbia nową partnerkę brata, a ojciec Kepy na pewno docenił gust syna.
    Pojawienie się Andrei trochę mnie zaskoczyło, ale cieszę się, że postanowiła zamknąć ten rozdział. Bardzo chcę wierzyć w jej słowa, że teraz ruszy do przodu i już nie będzie się wtrącać. Zresztą tak, jak powiedziała i tak nic na tym nie zyska.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin.

    OdpowiedzUsuń