czwartek, 1 listopada 2018

Dwudziesty drugi

Londyn, Stamford Bridge, 20.10.2018 r.

 Z napiętymi do granic możliwości nerwami czekałam aż rozpocznie się mecz pomiędzy Chelsea a Manchesterem United. Toni wraz z bliźniakami siedziała już na trybunach, a ja stojąc jak ostatnia sierota w tunelu wyglądałam Johna, który postanowił przed rozpoczęciem spotkania przywitać się z Kepą. Miałam tylko nadzieję, że w takim momencie nie prawi mu kazań… Choć w przypadku Johna wszystko było możliwe. Niecierpliwie przebierałam nogami, bo chciałam już udać się na miejsce, ale z drugiej strony byłam ciekawa tej rozmowy… Po paru minutach zobaczyłam mojego kochanego braciszka, który zmierzał w moją stronę wraz z byłym trenerem Chelsea, Jose Mourinho.
Dzień dobry! – przywitałam się z uśmiechem, który Portugalczyk natychmiast odwzajemnił.
Cześć, Rosaline – odparł. – Właśnie gratulowałem twojemu bratu objęcia posady asystenta menadżera Aston Villi – Powiedział klepiąc go po ramieniu.
Tak, to niewątpliwie wielka sprawa – zgodziłam się z nim. – Tylko patrzeć aż razem z Frankiem przejmą stery nad Chelsea! – Rzuciłam rozbawiona.
Masz rację… To będzie coś pięknego! – oznajmił. – Gonią mnie już, także do zobaczenia podczas meczu… Niech wygra lepszy! – Pożegnał się z nami tymi słowami i tyle go widzieliśmy.
Żeby tylko wszedł do dobrej szatni – zachichotałam, a John mi zawtórował. – Powiedz mi, że nie prawiłeś Kepie umoralniających kazań – Posłałam bratu zaniepokojone spojrzenie.
Oczywiście, że nie! – obruszył się. – Porozmawialiśmy sobie po męsku i tyle.
Tylko i aż tyle – mruknęłam pod nosem, ale na szczęście mnie nie usłyszał.
W każdym razie cieszę się, że w dalszym ciągu nosisz koszulkę z moim nazwiskiem – uśmiechnął się szeroko, gdy wyszliśmy z tunelu. – Pozwolę ci to zmienić tylko wtedy, gdy zostaniesz jego żoną! – Żartobliwie pogroził mi palcem, a ja wytknęłam mu język.
Czy ty kiedykolwiek zmądrzejesz? – rzuciłam przez ramię zajmując miejsce obok bratowej.
Nigdy – wyszczerzył się szeroko kończąc naszą dyskusję. Toni spojrzała na mnie rozbawiona. Nie musiałam dodawać niczego więcej. Parę minut później arbiter rozpoczął mecz. Kibice jak zwykle nie zawiedli, a pogoda w ogóle nie przypominała tej typowo angielskiej. Początek spotkania był pokazem sił z obydwu stron. Zarówno nasi, jak i zawodnicy Czerwonych Diabłów dopuszczali się fauli. Wraz z upływem czasu to Chelsea zaczęła prowadzić grę, a Manchester próbował swoich sił w kontrataku. W dwudziestej trzeciej minucie Niebiescy za sprawą Antonio wyszli na prowadzenie. Stadion eksplodował z radości, a siedzący obok mnie John zaczął podskakiwać ze szczęścia.
Oto i to on, poważny człowiek i asystent trenera – prychnęłam, za co dostałam klubowym szalikiem po głowie. – Ej! – Krzyknęłam oburzona, co John przyjął wybuchem śmiechu. Pokręciłam głową powracając do oglądania meczu. Koniec pierwszej połowy nie przyniósł istotnych zmian. Druga połowa była bardziej zacięta. Swoje okazje zmarnowali niestety David oraz Alvaro, a nie od dziś wiadomo, że niewykorzystane okazje się mszczą. Na bramkę Kepy uderzył były zawodnik The Blues, Juan Mata. Kepa odbił piłkę w bok, jednak jego rodak ponownie znalazł się przy futbolówce. Jego dośrodkowanie zostało wybite przed pole karne, jednak wystrzelona ponownie w obszar jedenastki piłka szczęśliwie wpadła pod nogi Martiala, który zdobył bramkę z bliskiej odległości. – Tam był faul!!! – Wydarłam się wskazując ręką na Marcosa niepodnoszącego się z murawy. – Ten gol nie powinien zostać uznany! – Gorączkowałam się, ale moje krzyki przeszły bez echa. Prychnęłam wściekle pod nosem klnąc na sędziego. Niecałe dwadzieścia minut później to piłkarze Jose Mourinho wyszli na prowadzenie. Jęknęłam bezgłośnie obserwując Kepę, który w tej sytuacji niewiele mógł zdziałać. Musiałam z bólem serca przyznać, że pod koniec spotkania gra Chelsea wyglądała coraz gorzej. Nic nie wskazywało na to, aby mogli ugrać chociaż remis, lecz… Nadzieja umiera ostatnia! W ostatnich minutach doliczonego czasu piłkę do bramki Davida De Gei wpakował Ross Barkley. Wpadłam w ramiona brata wrzeszcząc, ile sił w płucach. John również dał się ponieść emocjom krzycząc wniebogłosy. Po chwili na stadionie rozbrzmiał ukochany przeze mnie hymn. – Niebieski jest kolorem, piłka nożna jest grą… – Zaczęłam śpiewać wraz z wszystkimi kibicami.
Jesteśmy razem i zwycięstwo jest naszym celem… – wył obok John.
Więc wspieraj nas i w słońcu, i deszczu… – śpiewałam dalej. – Ponieważ nazywamy się CHELSEA! – Dokończyłam z bratem, po czym przybiliśmy sobie piątki. ‘Cause Chelsea, Chelsea is our name!

Londyn, Chelsea Village, 20.10.2018 r.

 Po meczu z Manchesterem United opuściłam Stamford Bridge tylko po to, aby parę godzin później wrócić z powrotem. Po spotkaniu zaczepił mnie sam Roman Abramovich prosząc o przygotowanie specjalnego bukietu na ostatnią chwilę. Szybko skalkulowałam w głowie, czy wyrobię się na czas, bowiem czekało na mnie kilka zaległych zamówień, ale Romanowi lepiej nie odmawiać, dlatego bez wahania się zgodziłam, co przyjął wdzięcznym uśmiechem oraz westchnieniem ulgi. Nawet nie zagłębiałam się w to, dla kogo potrzebny mu jest ten bukiet kwiatów, choć moja babska natura przez chwilę walczyła ze sobą, czy go o to nie spytać. Ale lepiej nie ryzykować! Wróciwszy do kwiaciarni od razu wzięłam się do roboty odnotowując w myślach, aby po ponownym powrocie zająć się wszystkimi zaległymi zamówieniami. Coś czułam, że to będzie bardzo długie popołudnie i wieczór... Po zaparkowaniu swojego cacka na parkingu, po wzięciu kwiatów oraz po pokazaniu przepustki szłam rozglądając się po pustych korytarzach. Jednak w połowie drogi do gabinetu pana Abramovicha usłyszałam śmiech chłopaków. Edena, Davida oraz Kepy. Co oni tutaj jeszcze robili? Po kilku chwilach ci dwaj zauważyli moją obecność i natychmiast podbiegli, aby się przywitać. Jakby nie witali się ze mną kilka godzin wcześniej...
Marchewko, dla kogo te kwiaty? – spytał Luiz przyglądając mi się uważnie. – Chcesz kogoś uwieść? Bo wiesz, my już wychodzimy, ale Kepa jest jeszcze na basenie, także jakby coś... – Zaczął, a ja niewiele myśląc zdzieliłam go po łbie. – Auu!!! – Zawył.
Ty i te twoje pomysły – jęknęłam. – To kwiaty dla pana Abramovicha – Wyjaśniłam.
Na takie rozwiązanie nie wpadłbym nigdy w życiu – wtrącił Eden.
Lepiej nie wpadaj Eden, chyba, że jeszcze ci mało – David wybuchnął śmiechem z własnego żartu. Spojrzałam na niego z politowaniem i zrezygnowana pokręciłam głową.
Wypluj to słowo! Trójka tych demonów to o troje za dużo – mruknął. – Żartuję, żartuję! – Dodał szybko napotykając moje spojrzenie. – Kocham tych diabłów!
No ja myślę! A teraz mi wybaczcie, ale Roman czeka – wskazałam na trzymany przeze mnie bukiet kwiatów. – Nie, nie pytajcie dla kogo, ale jeśli zaraz nie stawię się z nimi w jego gabinecie to będzie źle.
Może dostaniesz dożywotni zakaz wstępu na stadion – Luiz mrugnął do mnie porozumiewawczo, na co jedynie prychnęłam pod nosem. – Śmigaj Rosaline, nie każ czekać właścicielowi – Przeczesał dłonią swoje bujne loki. Po chwili obydwaj objęli mnie na pożegnanie i ruszyli w stronę wyjścia popychając się wzajemnie. Parsknęłam śmiechem idąc w obranym wcześniej kierunku. Gdy dotarłam niepewnie zapukałam do drzwi, które zaraz otworzył mi uśmiechnięty Abramovich. Kiedy zobaczył kwiaty przygotowane specjalnie dla niego podziękował mi wniebowzięty. Byłam zdumiona jego reakcją, ale nie powiem, poczułam się miło doceniona. Przez samego Romana! Po kilkuminutowej rozmowie razem opuściliśmy jego gabinet. W głębi ducha zastanawiałam się, czy Kepa jeszcze jest na basenie... Pod pretekstem udania się do łazienki pożegnałam się z właścicielem, a gdy tylko się oddalił ruszyłam w zupełnie innym kierunku.

 Po wejściu w rekreacyjną część obiektu natychmiast skierowałam się na basen. Sama nie wiem, dlaczego, ale pokusa była silniejsza ode mnie. Gdy tylko pchnęłam szklane drzwi natychmiast usłyszałam chlupot wody. Kepa pływał skupiony, więc nie od razu mnie zauważył. Podeszłam bliżej kierując się nieznanym uczuciem. Kiedy zorientował się, że jest obserwowany podpłynął uśmiechając się niepewnie. Mnie natomiast przeszedł znajomy dreszcz na widok jego prawie nagiego i ociekającego wodą ciała.
Hm... Cześć, Rosaline – powiedział przyglądając mi się uważnie. Jego widok sprawiał, że miałam ochotę zrobić coś szalonego. – Chcesz do mnie dołączyć? – Spytał.
Myślałam o nieco innej formie rozrywki, Arrizabalaga – mruknęłam przygryzając dolną wargę i pozbywając się wierzchniego odzienia wraz z koszulą. – Co ty na to? – Dodałam niewinnie, kiedy odrzuciłam za siebie obcisłe dżinsy i obuwie. Przełknął głośno ślinę, a gdy zbliżyłam się zanurzając nogi w wodzie natychmiast objął mnie w talii i wciągnął do środka. Momentalnie oplotłam go nogami w pasie, co przyjął cichym westchnieniem. Odszukałam jego usta, po czym zaczęłam składać na nich namiętne i żarłoczne pocałunki. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale cholernie mi się to podobało. I jemu również, bo odpowiedział na każdy pocałunek nie mniejszym zaangażowaniem. Uwielbiałam czuć jego usta na swoich i delektować się jego bliskością oraz zapachem. Kiedy oderwał się od moich ust zaczął ssać skórę na mojej szyi. Byłam pewna, że pragnął zostawić po sobie małą pamiątkę... Sama nie pozostałam mu dłużna zwiedzając dłońmi jego klatę. Po chwili do tej wędrówki dołączyłam również język, na co mocniej ścisnął moje pośladki. Sekundę później sprawnie pozbył się mojego stanika. Należycie zajął się moimi piersiami, pieszcząc je w swoich dłoniach, muskając je, przygryzając sutki. Stęknęłam cicho czując, jak twardnieje pode mną. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy, po czym ściągnęłam jego kąpielówki. Zawędrowałam dłonią w dół obdarzając go intensywną pieszczotą. Stłumił jęk w moich włosach zdejmując ze mnie dolną część bielizny. Przymknęłam powieki rozkoszując się dotykiem jego dłoni w najczulszej strefie mojego ciała. Kiedy poczułam jego palce poruszające się we mnie krzyknęłam głośno, ale natychmiast uciszył mnie pocałunkiem wzmacniając swoje ruchy. Otaczająca nas zewsząd woda tylko potęgowała to doznanie... Niewiele chwil później nareszcie poczułam go w sobie całą sobą. Jego ruchy od początku było mocne oraz zdecydowane. Ze wszystkich sił pragnęliśmy zadowolić siebie, jak najlepiej. Szybko odnaleźliśmy wspólny rytm zatracając się w tej przyjemności. Na przemian krzyczałam i jęczałam jego imię czochrając mu włosy. Zagłębiał się we mnie, coraz mocniej i szybciej doprowadzając nas na wyżyny. Nie traciliśmy sił, oboje chcieliśmy pozostać w tym stanie, jak najdłużej. Oplotłam go nogami jeszcze mocniej, chcąc poczuć go jeszcze bardziej. Na ten gest odpowiedział kilkoma szybkimi ruchami, przy okazji gryząc moje wargi. Gdy poczułam rozlewające się we mnie jego ciepło krzyknęłam głośno opierając głowę na jego ramieniu. Pogłaskał mnie po policzku, co było zadziwiająco delikatną pieszczotą, biorąc pod uwagę to, co właśnie zrobiliśmy w wodzie...
Och, Rosaline, ty niesamowicie drapieżna kocico... – wymruczał mi do ucha skubiąc jego płatek. – Co w ciebie wstąpiło? – Westchnął pomagając mi wyjść z basenu.
Nie wiem, Arrizabalaga – jęknęłam. – Ty tak na mnie działasz, co poradzić – Zaśmiałam się, nagle zażenowana swoim nagłym wybuchem śmiałości. Pospiesznie, po wcześniejszym wytarciu się w puchaty ręcznik zaczęłam zakładać na siebie bieliznę oraz ciuchy.
Hej, Rosaline... – odezwał się, gdy również się ubrał. Podniósł mój podbródek do góry i spojrzał mi głęboko w oczy. – Ty też działasz na mnie tak, że nie wiem, co – Zaśmiał się całując mnie w czoło.
To dobrze… Inne rozwiązanie nie wchodziło w grę! – powiedziałam uśmiechnięta. Opuściliśmy pomieszczenie trzymając się za ręce. Byliśmy w trakcie wymieniania się uwagami na temat meczu, gdy usłyszeliśmy pogwizdywanie wydobywające się z głębi korytarza. – Kto to może być? – Spytałam rozglądając się na boki.
Nie mam pojęcia – obwieścił Kepa.
Och, Rosaline, co ty tu jeszcze robisz? – usłyszałam głos Abramovicha, zanim wyłonił się z mroku. – Myślałem, że zmierzałaś do wyjścia… – Zaczął, ale urwał, kiedy zobaczył znajdującego się obok mnie Kepę. – Och… Rozumiem – Mruknął uśmiechając się pod nosem.
Hm… To nie tak! – Hiszpan podjął próbę ratowania sytuacji, ale podświadomie wiedziałam, że to nic nie da.
Oczywiście, że nie… I dlatego Rosaline, podobnie jak ty ma mokre włosy? – dopytał lustrując nasze sylwetki uważnym wzrokiem.
Wpadła do basenu!
Wpadła, czy ty jej w tym trochę pomogłeś? – zachichotał wymijając nas. Posłałam Kepie zdezorientowane spojrzenie, które natychmiast odwzajemnił. – Nie zwracajcie na mnie uwagi, zapomniałem dokumentów, już mnie nie ma! – Powiedział i zniknął w czeluściach własnego gabinetu.
Może dostał sowite podziękowania za kwiaty… – mruknęłam zaskoczona obrotem tej sytuacji.
Nie wnikajmy w to! – pisnął Kepa. W doskonałych nastrojach opuściliśmy siedzibę Chelsea umawiając się na wieczór. Ja udałam się do kwiaciarni, aby zamknąć wszystkie niedokończone sprawy, a Kepa miał zająć się planowaniem randki. Byłam ciekawa, co wymyśli tym razem!

Londyn, London Eye, 20.10.2018 r.

 – Mówiłam ci już, że wybierasz doskonałe miejsca na randki? – spytałam wpatrując się w nocną panoramę Londynu widoczną z kapsuł pasażerskich. W naszej byliśmy sami, za co skrycie dziękowałam.
Coś tam kiedyś wspominałaś – wymruczał obejmując mnie od tyłu. Westchnęłam i oparłam głowę na jego ramieniu. Takie chwile, jak ta mogłyby trwać wiecznie. – Cieszę się, że cię mam – Wyszeptał w pewnym momencie.
Wzajemnie, kochanie – odpowiedziałam wyznaniem na wyznanie. Poznaliśmy się niecałe trzy miesiące temu, zakochaliśmy się w sobie, pokochaliśmy się… To wszystko stało się tak szybko, ale być może tak właśnie miało być? Może pojawienie się Kepy w mojej kwiaciarni nie było zwykłym przypadkiem? – Fajnie, że wtedy wpadłeś do mojej kwiaciarni – Odezwałam się po kilku minutach ciszy.
Wiem – zaśmiał się w moje włosy. – Ale sądzę, że gdybym poznał cię trochę później, wtedy, gdy nastąpiło nasze oficjalne spotkanie, to również straciłbym dla ciebie głowę – Rzekł obejmując mnie mocniej.
Kto by pomyślał, że z pana taki romantyk, panie Arrizabalaga – odwróciłam się, by skraść mu delikatnego całusa. – John powiedział mi dziś, że cieszy się, że w dalszym ciągu noszę koszulkę z jego nazwiskiem… – Zaczęłam.
A chwilę później dodał, że pozwoli ci to zmienić tylko wtedy, kiedy zostaniesz moją żoną? – zapytał uśmiechając się szeroko. Uchyliłam usta za zdziwienia. – Też zostałem o tym poinformowany – Wyjaśnił, a ja zaśmiałam się w głos.
Nie odpowiadam za niego! – mruknęłam patrząc głęboko w jego oczy. W oczy, w które mogłabym wpatrywać się godzinami. W oczy, w których widziałam miłość…
Przynajmniej mamy już błogosławieństwo na ślub – powiedział, jak gdyby nigdy nic, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. – No, co się tak na mnie patrzysz? Nie myśl sobie, że kiedykolwiek pozwolę ci ode mnie odejść – Zastrzegł. Łza popłynęła zanim zdołałam ją powstrzymać. – Oj, Rosaline – Jęknął ocierając ją kciukiem. Pogładził delikatnie mój policzek. – Kocham cię – Szepnął całując mnie w czoło.
Ja ciebie też. Zawsze i na zawsze – oznajmiłam z przekonaniem. Bo tego jednego byłam pewna, jak niczego innego. Kochałam go. Zawsze będę go kochała…


***

Witam!

Początek nowego miesiąca i nowy rozdział, tym razem bez żadnych problemów ^^ 


(Tym razem nie na podłodze :D
A w ogóle to kocham ten gif <3)


(Nie taki zły Roman, jak go malują ^^)


Pozdrawiam ;* 

5 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia jak to się stało , że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Mam ostatnio straszne urwanie głowy i mało czasu. Przepraszam.
    Zacznę może od tamtego. Andrea zrobiła wielki powrót i nieżle namieszała. Mama Kepy niestety jej uwierzyła i Rose na początku nie będzie miała lekko. Ale mam nadzieję , że gdy jego mama już dobrze ją pozna. Pokocha ją całym sercem tak jak i jej syn ;)
    Dobrze , że ojciec jest po stronie syna. I do tego młodsza siostra. Która już ją polubiła nawet jej nie znając ;)
    W tym rozdziale za to sielsko i milusio ;) Wszystko cudownie się układa. Miłość Kepy I Rosaline aż kwitnie. Aż boję się pomyśleć, jakie kłopoty dla nas szykujesz bo to na pewno nie jest koniec problemów naszej uroczej pary.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. I jeszcze raz przepraszam .

    OdpowiedzUsuń
  2. John to żywy dowód na to, że faceci nigdy nie dorastają i już na zawsze pozostają dużymi "chłopcami". Rosalie ma trudne życie z jego docinkami, szczególnie że zaczął krążyć wokół Kepy niczym rekin, obdarzając go zapewne swoimi mądrymi przemyśleniami ^^
    Ale nie ma to, jak przysługa dla słynnego Romana! Rosalie chociażby miała nogi połamać, musiała wyrobić się na czas, robiąc dla niego idealny bukiet! Oczywiście ten fakt bardzo zaciekawił jego podopiecznych, dla których zapewne romantyczna dusza szefa nie istnieje ^^ No ale! Nie dość że bukiet okazał się być idealny, za który Roman dostanie nagrodę (ugh, pomińmy to), to na dodatek Rosalie mogła skorzystać z kąpieli na stadionie :P Nie da się po prostu przejść obojętnie obok mokrego i prawie nagiego baskijskiego ciołka xD Przecież ona musiała wręcz dołączyć! Dobrze jednak, że nie postawili całego stadionu na nogi, a i Roman przypomniał sobie o dokumentach w odpowiedniej porze :D Mogłoby być różnie, chociaż głupi nie jest i co nie co się domyślił ^^ Zdecydowanie miał dobry humor!
    Końcówka niezwykle romantyczna <3 Zabawne jest to, że dopiero co Rosalie i Kepa ukrywali się przed bacznym wzrokiem Johna, on sam stroił fochy, a teraz rzuca aluzjami o teoretycznym ślubie. Jak to niektóre rzeczy potrafią się szybko zmienić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miłość Rosaline i Kepy kwitnie, co bardzo mnie cieszy. Jak ja razie próby Andrei odnośnie namierzania w ich związku na nic się nie zdają, ale kto wie do czego ona jeszcze może się posunąć...
    John zaczyna się oswajać ze świadomością bycia w związku jego siostry.
    Oczywiście nie mogło się obyć bez pogadanki z Kepą. Jednak wydaje się, że mężczyzna w pełni akceptuje wybranka Rose i nie ma nic przeciwko niemu. Przynajmniej dopóki dziewczyna nie nosi koszulki z jego nazwiskiem. 😄
    Mecz dostarczył wszystkim sporo emocji, ale i tak te największe zostały zostawione na koniec przez naszych bohaterów. 😀
    Cóż, Rosaline nie mogła się oprzeć widokowi swojego ukochanego i dała się ponieść swoim uczuciom. Dobrze, że poza nimi praktycznie już tam nikogo nie było, bo znowu cała drużyna miałaby o czym plotkować.
    Chociaż i tak się to do końca nie udało. Pojawił się Roman... Dobrze, że przynajmniej miał dobry humor dzięki wspaniałemu bukietowi, który przygotowała Rose.
    Kepa po raz kolejny wybrał idelane miejsce na randkę. Rosaline była zachwycona. Oby tylko tak dalej. Niech cieszą się swoim szczęściem.
    Czekam z niecierpliwością na następny rodział. Dużo weny. 😊

    OdpowiedzUsuń
  4. John mnie rozwala 😆 totalnie, ja przez niego momentami leżę na ziemi i płacze ze śmiechu 😅 gość, co odwalił z tą koszulką...mistrzostwo! Oznacza, to, ze Rose jeszcze troche zejdzie zanim zmieni tą koszulke hahahah plus nastepnym, co mnie rozbiło był fakt, że poinformował o tym tez Kepę, mistrz!
    Kolejna sprawa to....fanfary poproszę...goracy moment na basenie. Nasze zakochance trochę poszalały ☺ oni po prostu nie umieją żyć bez siebie i oderwać się od siebie 😎 nie pozostaje nic innego, jak życzyć im aby to uczucie trwało i trwało 🤗🤗🤗
    N

    OdpowiedzUsuń
  5. Kepa i Rosaline są jednak totalnie niemożliwi. Najpierw szatnia, teraz basen. Może po prostu zamieszkają na stadionie? Bo mają jeszcze masę miejsc do zaliczenia. Murawę, toalety, wszystkie gabinety, jakiś bufet…
    A tak na serio, to strasznie się cieszę, że u naszych gołąbeczków wszystko gra. Na razie Andrea chyba trochę odpuściła, bo zniknęła z horyzontu. I bardzo dobrze, może zrozumiała, że pewnych rzeczy po prostu nie da się powstrzymać. Ludzie zakochują się w sobie i to normalna kolej rzeczy. Jak widać ona i Kepa nie byli sobie przeznaczeni. Takie rzeczy czasami się zdarzają.
    John nie owija w bawełnę i jest starszym bratem na sto dwadzieścia procent. Nie mógł sobie odpuścić umoralniającej pogadanki, ale to jego naturalne prawo. W końcu musi dbać o swoją małą siostrzyczkę, co nie?
    Mecz jak zwykle przyprawił wszystkich o palpitacje serca, ale na szczęście wszystko skończyło się umiarkowanie dobrze. Wiadomo, remis zawsze lepszy niż przegrana. Szczególnie taki ugrany w samej końcówce.
    Oj, coś czuję, że chłopaki z drużyny jeszcze długo nie dadzą żyć Rose i Kepie. Wszyscy w końcu doskonale wiedzą, że faceci to największe plotkary.
    Przyznam, że trochę ciekawi mnie, dla kogo były te kwiaty, które musiała przygotować Rosaline. Może niezawodne radio między zawodnicze i tym razem się czegoś dowie?
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń