piątek, 24 sierpnia 2018

Czwarty

Londyn, 21.08.2018 r. 

 Dlaczego zgodziłam się z nim pójść na tę cholerną kawę? Dlaczego po prostu nie odmówiłam tłumacząc się nadmiarem obowiązków? Dlaczego sama skazywałam się na męki i zadręczanie, które niewątpliwie nadejdą po tym spotkaniu? Jak miałam przed nim udawać, że te wszystkie komplementy, którymi mnie obdarzył nie zrobiły na mnie najmniejszego wrażenia? Jak miałam swobodnie czuć się w jego towarzystwie, po tym, jak zachowywał się w stosunku do mnie, po tym, jak mnie pocałował? Bezradnie pokręciłam głową. Byłam taka głupia!
Już jesteśmy – oznajmiłam po chwili ciszy zatrzymując się obok wejścia do kawiarni. – Często tutaj przychodzę, więc mogę zapewnić, że się nie rozczarujesz – Posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił.
W takim razie wierzę ci na słowo – zaśmiał się przepuszczając mnie w drzwiach. – Jaką polecasz? – Zapytał rozglądając się po przytulnym wnętrzu.
Latte Macchiato – odparłam bez wahania.
To w takim razie wezmę dwie... Wspominałaś, że wybierasz się na lunch, więc może chcesz do tego jakieś ciacho? – zaproponował, a ja gwałtownie pokręciłam głową. – Dlaczego?
Ja... Hm... – mruknęłam zastanawiając się, jak uniknąć odpowiedzi na to pytanie, ale po chwili zdecydowałam się postawić na szczerość. – Po prostu unikam słodyczy – Wyjąkałam speszona.
Ty? Unikasz słodyczy? Chyba nie rozumiem... – zaczął przyglądając mi się uważnie. – Boże, Rosaline, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się odchudzasz? – Zaśmiał się głośno przyprawiając mnie o większe niż dotychczas zażenowanie. – Naprawdę? – Zrobił wielkie oczy spostrzegając moją reakcję.
Tak, naprawdę – powiedziałam. – Po prostu mam ogromne kompleksy i nic na to nie poradzę...
Kompleksy? Ty? Naprawdę nie masz żadnych powodów, aby tak twierdzić! – stwierdził z pełnym przekonaniem. – Masz świetną kobiecą figurę, zdecydowanie zaokrągloną tam, gdzie trzeba – Szepnął pochylając się nade mną.
Kepa... – jęknęłam otumaniona zapachem jego perfum. Jego zapachem.
Wiem, wiem, przepraszam! – rozłożył bezradnie ręce, na co mimowolnie kąciki moich ust powędrowały ku górze. – Ale jak nie dasz się namówić na ciacho to się obrażę!
Dobrze, dobrze! – poddałam się odchodząc, aby zająć jedyny wolny stolik znajdujący się przy oknie. Kepa poszedł złożyć zamówienie, a ja westchnęłam ciężko. Mam kobiecą świetną figurę, zaokrągloną tam, gdzie trzeba? Zaśmiałam się cicho i posłałam mu szeroki uśmiech, gdy podszedł do stolika.
Za niedługo dostaniemy swoje zamówienie – oznajmił. – Może opowiesz mi coś o sobie, skoro już spędzamy ze sobą ten czas?

 Nawet nie wiem, kiedy zleciał nam wspólnie spędzony czas. Było o wiele przyjemniej, niż mogłabym się spodziewać. Próbowałam zagłuszyć w sobie fakt, że jestem zakochana w mężczyźnie siedzącym naprzeciwko mnie. Był wygadany, uprzejmy, sympatyczny, miły i czarujący. Nie raz, nie dwa wybuchałam śmiechem z jego opowieści z gry w Athletic Bilbao oraz ze zgrupowań reprezentacji. On również wyciągnął ze mnie sporo informacji, mimo że zbytnio nie lubiłam o sobie mówić. Podczas tego przeciągającego się lunchu doszłam do wniosku, że mogłabym tak spędzić resztę życia, lecz natychmiast mentalnie uderzyłam się w głowę. On ma dziewczynę, z którą jest szczęśliwy!
Chyba się zasiedzieliśmy – powiedział nagle spoglądając na zegarek. – Zbieramy się?
Chyba musimy – przyznałam mu rację. – Być może pod kwiaciarnią nie stoją zniecierpliwieni klienci – Zaśmiałam się biorąc pod uwagę tę ewentualność. Zawtórował mi, po czym pomimo moich protestów uregulował rachunek.
Odprowadzę cię – oznajmił, gdy wyszliśmy na powietrze. Ach, wspaniały Londyn tętniący życiem w każdej sekundzie! – Chyba, że masz coś przeciwko...
Nie, skądże. Szkoda, że kolejny mecz gracie na wyjeździe – dodałam po chwili zastanowienia.
Kochasz przebywać na Stamford Bridge, prawda? – zadał oczywiste pytanie.
Oczywiście, że tak! – potwierdziłam natychmiast. – Tak, jak powiedział ci Azpi... Mieszkam na tym stadionie praktycznie od dziecka, John zaszczepił we mnie miłość do Chelsea. Znam wszystkich piłkarzy, z większością pozostaję w przyjacielskich, a nawet rodzinnych stosunkach... Więc traktuję ten stadion, jak drugi dom – Rzekłam spoglądając na niego ukradkiem.
Nie trudno się dziwić – przyznał mi rację. – Spotkamy się jeszcze kiedyś, tak jak dziś? – Spytał, kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami mojej kwiaciarni.
Jeśli tylko będziesz miał na to ochotę – posłałam mu uśmiech doskonale zdając sobie sprawę z tego, że godząc się na to pogarszam swoją, i tak niełatwą sytuację.
Cieszę się. A teraz lecę, bo muszę jeszcze wpaść do domu, a później na trening... Inaczej Maurizio urwie mi głowę! – na pożegnanie objął mnie przyjacielsko, co momentalnie odwzajemniłam. Cudownie było tak przytulać się do niego, rozkoszować się jego bliskością, czuć jego zapach...

Londyn, 24.08.2018 r. 

 Przemierzałam tak dobrze znane mi ulice Londynu kierując się do domu brata. Skorzystałam z zaproszenia na obiad, bo szczerze nie chciało mi się gotować dla siebie samej. Przez telefon John wspomniał o jakiejś niespodziance, ale nie miałam pojęcia, o co chodzi. Znając mojego braciszka mogło chodzić o wszystko. Ulice Londynu, jak zawsze były pełne ludzi. Ludzi spieszących się do pracy, ludzi wracających z pracy, matek z wózkami, matek z dziećmi uczepionymi ich rąk, mężczyzn w garniturach ze skórzaną teczką w dłoni zmierzających na spotkania biznesowe... W tym wszystkim byłam ja. Niczym nie wyróżniająca się dwudziestoczteroletnia Rosaline, kwiaciarka, o płomiennorudych włosach. Ze świetną kobiecą figurą, zaokrągloną tam, gdzie trzeba. Po skończonej dziś wcześniej pracy szybko udałam się do domu, aby się przebrać i poprawić makijaż. Zdecydowałam się iść pieszo do domu brata i bratowej. Choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że na nogach podróż ta potrwa prawie półtorej godziny to potrzebny mi był taki spacer, aby oczyścić umysł. Miałam to szczęście, że mieszkałam w dzielnicy Fulham, która była dzielnicą mieszkalną, pełną domów szeregowych i czynszowych. I oczywiście dzielnicą, w której mieściła się siedziba Chelsea. Kupując tutaj mieszkanie wygrałam los na loterii. Teraz, spacerując podziwiałam tak dobrze znaną mi okolicę. Profesjonalnie wyglądające wystawy sklepowe zachęcały do odwiedzin. Zapach smażonego jedzenia oraz okolicznych fast foodów drażnił moje nozdrza przypominając mi o tym, że oprócz śniadania nic dziś nie jadłam. Po ulicach śmigały samochody. Ogrody o ekstrawaganckim dizajnie wzbogacały nieskazitelnie przejrzystą estetykę oraz niezaprzeczalne piękno tej okolicy. To był mój dom. Jest i zawsze będzie. Byłam tego pewna. Nim się spostrzegłam mój spacer dobiegł końca, a ja marzyłam o tym, aby usiąść na miękkiej kanapie albo w wygodnym ogrodowym fotelu. Przyzwyczaiłam się do wożenia moich czterech liter samochodem to teraz mam! Z trudem łapiąc oddech dałam znak o swojej obecności. Strzeżona posiadłość miała swoje własne procedury, z którymi zawsze musiałam się zmierzyć. Gdy otworzyła się przede mną brama, jak najszybciej pokonałam odległość dzielącą mnie od drzwi wejściowych i po uprzednim zadzwonieniu dzwonkiem weszłam do środka. Zostałam przywitana szaleńczym okrzykiem bliźniaków oraz Isly i Luny Lampard, co mogło oznaczać tylko jedno.
Frank!!! – pisnęłam, jak wariatka widząc znajomą postać wyłaniającą się z salonu. Szybko do niego podbiegłam i uwiesiłam się na szyi. Frank Lampard. Kolejna żywa legenda Chelsea. Najlepszy przyjaciel mojego brata i mój przyszywany „braciszek”. Kolejny. – Tęskniłam za tobą! – Powiedziałam uśmiechając się szeroko.
Ja za tobą też – odwzajemnił uśmiech, po czym wypuścił mnie ze swoich ramion. Mocno przytuliłam do siebie jego córki, dla których byłam jedną z najfajniejszych cioć, po czym równie mocnym uściskiem przywitałam się z żoną Franka, Christine. Z czułością pogłaskałam jej ciążowy brzuszek, co przyjęła szczerym i ciepłym uśmiechem.
Cudownie was widzieć! – powiedziałam rozpromieniona. – John, udała ci się niespodzianka! – Krzyknęłam, kiedy wyszedł z kuchni ubrany w jeden z fartuszków Toni. Parsknęłam dzikim śmiechem na ten widok, a po chwili dołączyli do mnie Georgie z Summer Rose nabijając się ze swojego taty. Przybiłam im piątki i przywitałam się z bratową.
Mi się zawsze wszystko udaje – dumnie wypiął pierś do przodu, co na co jedynie przewróciłam oczami. – Moja kochana siostrzyczko, dziś też masz w planach spicie mojej żony? – Rzucił rozbawiony.
Wcale jej nie spiłam! – oburzyłam się. – Jak śmiesz mnie o coś takiego posądzać?
Jeśli ty następnego dnia byłaś w takim stanie, jak ona to nic więcej nie mówię – wyszczerzył się pieszczotliwie czochrając mnie po włosach.
Obiad gotowy! – krzyknęła Toni, więc natychmiast popędziłam do kuchni, aby jej pomóc. Christine również do nas dołączyła, ale kategorycznie zabroniłyśmy jej dźwigania czegokolwiek. Zaśmiała się serdecznie i odmaszerowała do ogrodu, w którym mieliśmy zjeść. Po krótkiej chwili wspólnie zasiedliśmy do obiadu rozmawiając o wszystkim i o niczym. Było tak przyjemnie. Rodzinnie. Tak, rodzina to zdecydowanie najodpowiedniejsze słowo.

 Po skończonym obiedzie wylegiwaliśmy się w ogrodzie. Cieszyliśmy się tym pięknym dniem oraz piękną pogodą. Trzeba korzystać póki można! Dzieciaki urzędowały w basenie urządzając sobie wszelkiej maści zawody. A dorosłe towarzystwo, do którego mogłam się zaliczać rozmawiało na nieskończenie wiele tematów. Pytałam Franka, jak się czuje w roli trenera Derby County, pytałam o mecz, który jutro miała rozegrać jego drużyna, pytałam, czy stresuje się ponownym ojcostwem, na co Christine parsknęła śmiechem.
Czy się stresuje? – zakpiła uśmiechając się do męża. – On panikuje gorzej ode mnie!
Nieprawda! – oburzył się. – Po prostu wiem, że to już tuż-tuż i nie mogę się doczekać, kiedy dziecko pojawi się na świecie... – Tłumaczył, co spotkało się z wybuchem śmiechu mojego braciszka.
W dalszym ciągu nie chcecie znać płci? – spytałam Christine, która twierdząco pokiwała głową.
Chcemy mieć niespodziankę – wyjaśniła dotykając brzucha. – Chociaż Frank pewnie marzy o synku... Gdyby został sam z czterema kobitkami mogłoby być różnie – Zaśmiała się.
Dobrze, że u nas jest po równo – powiedziała Toni obserwując bliźniaków w basenie.
Widzisz, kochanie... To również mi się udało – szepnął jej do ucha John, na co strzeliła go po łapach. Parsknęłam w swoją szklankę. – Rosaline, nie nabijaj się! Zobaczymy, jak trafi się tobie! – Wytknął mi język, po czym zajął się rozmową z Frankiem na temat niedzielnego meczu Chelsea z Newcastle.
Twoje niedoczekanie – mruknęłam pod nosem wypijając resztkę soku.
Nie ma, co się z tym spieszyć – dodała Christine. – Chyba, że masz na oku jakiegoś kandydata – Szepnęła konspiracyjnie, a ja poczułam pojawiające się na policzkach rumieńce. – Czyżbym miała rację? – Wyszczerzyła się szeroko. Popatrzyłam na Toni, potem rozejrzałam się, czy Johna nie ma w pobliżu i wprowadziłam Christine w całą sytuację. Słuchała, co jakiś czas potakując. – Jak na moje to on na ciebie leci – Orzekła, gdy skończyłam opowiadać.
Christine! – jęknęłam.
Dobrze gadać, polać jej! – oznajmiła Toni uśmiechając się do przyjaciółki. – Znaczy... Tylko soczku, wiadomo – Dodała niewinnie, na co pani Lampard spiorunowała ją wzrokiem. – Spokojnie, jak już urodzisz i minie odpowiednia ilość czasu to urządzimy taką imprezę, że głowa mała!
A zaprosimy na nią Kepę? – poruszyła charakterystycznie brwiami, na co żartobliwie uderzyłam ją w ramię. – Wpadłaś po uszy, Rosaline – Stwierdziła fakt oczywisty, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko przyznać jej rację. Dobrze, że miałam wokół siebie tych wszystkich ludzi. Inaczej nie wiem, jak poradziłabym sobie z zaistniałą sytuacją, ale czując ich wsparcie oraz miłość wiedziałam, że dam sobie radę ze wszystkim.


***

Witam! 

Dziś trochę mało Kepy, ale musiałam wprowadzić kolejnych bohaterów ;) Ale później będzie go znacznie więcej, to mogę obiecać :D
Kolejny rozdział pewnie w niedzielę, albo w poniedziałek, bo muszę się meczem natchnąć :D

Wiem, że cały czas zmieniam szablon, ale nie mogę się zdecydować :D 

Pozdrawiam ;*

6 komentarzy:

  1. Za nic nie potrafię rozgryźć Kepy.😅
    To normalnie człowiek zagadka. Najpierw przeprasza Rosaline za jawne filtrowanie z nią. Zapewniając, że to pomyłka, bo on przecież kocha tylko Andreę. 😔
    Aby za chwilę, prawić Rose komplementy i zapewniać, że ma świetną figurę z odpowiednio zaokrąglonymi kształtami. 😏
    Miesza dziewczynie w głowie, oj miesza.
    Takie spotkania i rozmowy na pewno nie są dla niej łatwe. Dzięki nim zbliżają się tylko bardziej do siebie, a ona się wyłącznie mocniej w nim zakochuje.
    Zresztą jego też, musi coś do niej ciągnąć. Inaczej nie prosiłby się o kolejne spotkania. Liczę, że piłkarz niedługo się ogarnie i w końcu się na coś zdecyduje. Albo na swój związek z Andreą, albo na pogłębienie relacji z Rosaline. Bo jak na razie w stosunku do żadnej nie jest fair. Chyba hiszpański temperament, daje za bardzo o sobie znać. 😂
    Ma szczęście Rosaline, jak zawsze może liczyć na swoją rodzinę i przyjaciół. John zafundował jej niezłą niespodziankę w postaci odwiedzin przyjaciół. Takie miłe i rodzinne popołudnie na pewno było jej potrzebne. Mogła odetchnąć i liczyć na porady Toni i Christine. Które, jak zawsze nie zawiodły i wyłożyły Rosaline kawę na ławę bez żadnych ogródek. 😁
    Biedaczka naprawdę wpadła po uszy, szkoda tylko że jej wybranek na razie jest tak nieogarnięty. Ale może wkrótce się to zmieni? 🤣
    Jak zawsze czekam na kolejny rodział, bo niewątpliwie wkręciłam się w tą historię i chcę więcej i więcej. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę zakochanie to nie jest łatwa rzecz do ogarnięcia. A zakochanie jednostronne, które nie jest odwzajembione to tragedia. Do tego dochodzi spotkanie tej osoby i udawanie, że nic się nie dzieje, tego to już nawet nie umiem nazwać. Mogę tylko współczuć Rose, bo nieźle wpadła, chociaż na razie jako tako sobie radzi 😀
    A Kepa? Ten to ma życie...o niczym nie wie, może zachowywać się jak chce. Chulaj duszo! Gościa nie da się ogarnąć ani przewidzieć do zrobi. O zgadywaniu, ci siedzi w jego głowie też nie ma mowy. Kepa chodzaca zagadka i tyle 😂 zabiera na kawę i ciastko, nieświadomie komplementuje, proponuję więcej spotkań...oj Boże sam się w to ładuje, tylko że jemu nie sprawia to przykrości.
    Porady Toni i Christi (mam nadzieję że dobrze pamiętam i nie zmieniam imion 😆 jak tak to musisz wybaczyć haha) są zabójcze! W ogóle babskie grupki zawsze oddalają więc ja to lubię 😁
    Na koniec napiszę, że czekam na niedzielę i liczę na to że może coś ruszy do przodu z Kepą i Rose 😋 a nóż widelec może chłopak zerwie z Andreą? Kto wie, kto wie...Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się scena w kawiarni bardzo podoba :) Rozmawiali ze sobą na luzie, bez podtekstów, jak bardzo dobrzy znajomi. Szkoda tylko, że tak do końca nie sprawiło to radości Rosalie, ponieważ cały czas w głowie miała fakt, że Kepa ma Andreę. Zresztą, on sam nie może się powstrzymać, aby jej czegoś miłego, podchodzącego pod flirt, nie powiedzieć. Oj Kepuś, tamto to zdecydowanie nie był alkohol! Ale to facet, dajmy mu na spokojnie dojść do konkretnych wniosków. Mam jedynie nadzieję, że dzięki jego szczerym słowom, Rosalie inaczej spojrzy na siebie, bez kompleksów!
    Tak czytam o tym obiedzie i zgdłodniałam ^^ Ale jest Frank! Cudowna niespodzianka dla Rosalie. Widać, że całe towarzystwo ma ze sobą świetny kontakt dzięki czemu dziewczyna ma się komu zwierzyć. Znaczy wiadomo, chodzi mi o Toni i Christine, bo gdyby John z Frankiem się dowiedzieli to ho ho! Kepa na taczkach wyjechałby z Londynu ... o ile na taczkach by się skończyło. Christine stwierdziła fakt, Kepa leci na Rosalie, ale jeszcze tego nie wie. Bo to facet!
    Bo tacy oni są ... rozkochają w sobie, a potem są zbyt niereformowani, aby o to zadbać. Ej chłopy, chłopy ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj Kepa. Ten to sam nie wie czego chce. Niby nic do Rose nie ma. Ale nieświadomie (A może i świadomie 😉) ciągle miesza biednej dziewczynie w głowie. Współczuję jej bo ona z każdą kolejną minutą spędzoną w jego towarzystwie coraz bardziej traci dla niego głowę. A on niby kocha tą swoją Andreę. Co nie przeszkadza mu wcale w komplementowaniu Rose i w proponowaniu kolejnych spotkań.
    Dobrze że jest Toni i teraz pojawiła się jeszcze Christine. Obie na pewno będą robić wszystko żeby jakoś pomóc dziewczynie uporać się ze wszystkim. Ich rady ba pewno okażą się nieocenione. Jestem ciekawa kiedy Toni dowie się o miłości Rose , oj na pewno będzie się wtedy działo 😉
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie.
    Pozdrawiam. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Może i mało Kepy, ale mnie i tak rozdział bardzo mi się podobał.
    Ogólnie totalnie nie jego rozumiem zachowania. Teoretycznie ma dziewczynę, sam przyznaje, że ją kocha, ale to nie przeszkadza mu w flirtowaniu z Rosaline. Nie do końca Wiem, czego on tak naprawdę chce. Na razie wiadomo tylko, że świetnie dogaduje się z Rose. Ale co dalej? Strasznie ciekawi mnie, jak to rozumiesz.
    W przeciwieństwie do Kepy, Rose doskonale wie co czuje. Jest po uszy zakochana w piłkarzu i na razie wygląda na to, że miałoby się to zmienić. Nie dziwię się, że jest podenerwowana, bo z jej perspektywy ta miłość wygląda na cokolwiek nieszczęśliwą.
    Na szczęście ma wielu przyjaciół, którzy zawsze są gotów jej pomóc. John jest genialnym bratem i świetnie wymyślił to spotkanie. Dzięki temu Rosaline mogła się komuś zwierzyć ze swoich wątpliwości. Christine przeanalizowała całą sytuację i doszła do jak najbardziej słusznego wniosku. Tylko żeby się Johny nie dowiedział, bo będzie jadka jak sto dwa.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Krótko, ale piszę z telefonu i to w przerwie między serami więc...
    Weny!
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń